W nieoznakowanym szlaku, swym ostatnim opublikowanym za życia tomie Bogusława Latawiec zastanawia się nad zasadnością mówienia o drodze. Jej refleksja w tym zakresie jest bardzo rozległa. Chodzi tutaj bowiem o kwestie tak odległe od siebie, jak możność wskazania jakiegokolwiek kierunku w świecie pozbawionym obiektywnych punktów odniesienia, szanse odnalezienia drogi na bezdrożu czy pożytki płynące z samodyscypliny, która miałaby polegać na trzymaniu się raz obranego planu podróży, niezależnie od ewentualnych korzyści, jakie wynikałyby z elastycznego podejścia do przemieszczania się. Ważnym rozwinięciem tej linii tematycznej jest rzecz jasna kwestia poezji, która – jak uznaje poetka – stale powinna dokonywać przemyślenia organizujących ją napięć, zwrotów, semantycznych punktów ciężkości i metaforycznych przeciążeń. Innymi słowy, pisanie wedle Latawiec miałoby polegać na permanentnej uważności w zakresie użytkowanych dróg wysłowienia, a zatem języka, jaki wykorzystuje się w translacji doświadczeń na język wiersza i wyobraźni. Obecność kategorii „drogi” w poetyckiej refleksji jest znakiem subtelnego przeorientowania idiomu, niekoniecznie wymuszonego przez potrzebę opisania wrażeń nieprzystających do dotychczasowego instrumentarium, ale najczęściej spowodowanego u Latawiec przez świadomość nowych wyzwań i kierunków wiersza. Ewolucja „drogi” może też zaistnieć na skutek przebudzenia poetyckiego podmiotu – zrozumienia przez niego, że nieoczekiwanie znalazł się w nowych okolicznościach, w dotąd nieopisanej konfiguracji zdarzeń i znaczeń – a więc tym samym ujrzenia się przez „ja” w konfrontacji z novum życia, z nieoznakowanym szlakiem egzystencji. Podmioty Latawiec, orientując się w nieustannie przeobrażającej się rzeczywistości, rozdarte są pomiędzy dwiema modalnościami: byciem przepełnionym impresjami a funkcjonowaniem jako istnienia okaleczone, cierpiące z powodu ziejącej w ich wnętrzach pustki. Kwestia bez-droży prawdopodobnie ma na celu cząstkowe rozstrzygnięcie tej dychotomii i ogólną kontemplację istoty poezji, której często przypisuje się antagonistyczne cele, lokujące ją na manowcach refleksji lub – wprost przeciwnie – pozwalające jej odnaleźć się na innym szlaku, w nowym, przynoszącym zaskakujące semantyczne rezultaty, miejscu. Świat pozbawiony jasno wytyczonych dróg jest jedyną możliwą realnością, ponieważ toczy się w nim stała walka o przetrwanie i przezwyciężenie na własną korzyść obecnie dominujących tendencji, każdy chce więc zagarnąć w jej trakcie jak najwięcej dla siebie, starając się przy tym, by inni zgubili szlak wiodący do upragnionych zdobyczy. Latawiec mówi o tym szczególnie w wierszach dotyczących poetyckiego zabezpieczenia przed dewastacją tego, co idealne: „aby choć raz / tuż przed ciosem noża / odsłonić / w księżycowej pełni / nieme piękno”. W konsekwencji powstaje Świat bez świata – przestrzeń wewnętrznie rozdarta, pozbawiona rdzenia, wypruta, odarta z logicznej teleologii i przede wszystkim tak fascynującej poetkę ciszy, zagłuszanej przez rwetes śmierci i wojny:
Najpierw ona – cisza,
jak gdyby ktoś zwolna
układał warstwami żywe powietrze
na białym świetle fal,
niczym ciepłe słoneczne prześcieradła
Za moment uderzą o nie
trzaskające fale
zginą nadzieje uciekinierów, walczące o chleb dłonie,
wyuczone obce języki,
zawody, uzbierane pieniądze, przeprawy, ucieczki…
Bezdroża i tytułowy nieoznakowany szlak oscylują wokół wątku ekologii. Podmioty Latawiec są zafascynowane przyrodą, która, pozostawiona sama sobie, zaczyna żyć w sposób zupełnie inny niż wówczas, gdy jest podporządkowana ludzkiej woli. Leśne ostępy, szybko zarastająca ścieżka czy bezładne kłącza roślin przemawiają w tych wierszach co prawda przez pryzmat ludzkich, antropocentrycznych obserwacji, jednak otwarte są na kluczowy witalistyczny wymiar, wymykający się ludzkiej apercepcji. Poetka w nieoznakowanym szlaku przenikliwie wskazuje, że człowiek z niewystarczającą intensywnością poznaje świat, przez co bardzo wiele bodźców albo pozostaje przez niego nierozpoznanych czy właściwie zinterpretowanych, albo w ogóle nie docierają do jego samo-świadomości. Wynika z tego dość oczywisty, choć stanowiący duże wyzwanie w przypadku chęci jego rozwiązania, problem. Otóż, gdy człowiek trafia na nieoznakowany szlak – niespodziewanie odnajdując drogę, której wcześniej nie zaprojektował – w istocie nie wie, jak powinien zachować się wobec cudu odkrycia, a jego najczęstszą reakcją jest oniemienie i bezwład w konsekwencji prowadzący do zmarnowania potencjału jeszcze niedoświadczonej, tylko zapowiedzianej przez wizję szlaku, epifanii:
Zza teatralnej kotary weszłam od razu między nagie korzenie,
w zapach igliwia, miażdżonych paproci, w szum niewidocznych
strumieni.
Nie wiedziałam, kto wymyślił ten las w teatrze, a także rzeczy
najważniejszej – kogo w nim miałam grać, przedzierając się co
wieczór przez żywą zieleń?
Wiersze dla Latawiec to „wolne pszczoły” i „dojrzałe jabłka w słońcu”. Innymi słowy, cenne świadectwa obecności siły życia w świecie. Autorka nieoznakowanego szlaku jawi się jako poetka wegetacji – fascynuje ją fakt wzrastania w jej dłoniach organizmu-tekstu, który po przeprowadzeniu aktu kreacji żyje w sposób samodzielny, wytwarzając owoce, nasiona i kłącza. Ożywienie czegoś w wierszu siłą rzeczy skutkuje dalekosiężnymi konsekwencjami, kolejnymi aktami animizacji. Przyroda jest dla Latawiec księgą tajemnego życia, które jest utworem nieskończonym i podstawowym źródłem poetyckiej inspiracji, dlatego można w nim utonąć, jakby był „leśnym bezbrzeżem”, przepastną i ożywioną substancją, dziełem o niezliczonej ilości odczytań. Natura, tak jak wiersze, wyróżnia się tu siecią wewnętrznych powiązań, najczęściej zupełnie pomyślanych przez człowieka.
Nic, co żywe, nie jest przez środowisko naturalne pozostawione na zewnątrz, a każdy organizm istnieje wyłącznie dzięki współkonstytuowaniu całego systemu, podleganiu tym samym prawom i egalitarnemu współbyciu. Przyroda warunkowana jest w ramach tej wyobraźni przez przeciwieństwo wieczności (bezczasowości) i skończoności (przemijalności). Pierwsza dotyka ją in extenso, druga zaś doświadczana jest jednostkowo, przez jej przedstawicieli i liczne emanacje. Ciekawą stroną nieoznakowanego szlaku jest sztuka, traktowana przez poetkę jako bezpośrednie rozwinięcie potęgi natury i przechwycenie jej przez ingenium artysty, szczególnie w materii malarstwa, które potrafi unieśmiertelnić to, co w środowisku naturalnym skazane jest na przeminięcie. Podmiot Latawiec postrzega rzeczywistość jako łańcuch trwale zespolonych ogniw (organizmów, tekstów). Są one do pewnego stopnia ruchome, częściowo odzwierciedlając dynamikę przemian świata, jednak ich celem jest symbolizowanie nieustępliwej, nieredukowalnej zasady paralelizmu istnień, sił przyrody i ludzkich uczuć:
Póki białe ptaki oświetlają rzekę
i minione odbija minione
wiernie do ostatniego wiru
u świetlistego dna
gdzie woda łączy świerki
z ich piaszczystymi odbiciami
moja pamięć śniąc potajemnie i miłośnie
wciąż szuka twoich dłoni
zawsze płynących do mnie pod prąd.
Latawiec poprzez swoje wiersze odnajduje pokrewieństwo między przyrodą a poezją. Obie instancje traktuje jak źródła troski o istnienie, a wszystko, co zostaje przez nie zaanektowane, jawi się jej jako od razu unieśmiertelnione i z wrażliwością wydobyte spod jarzma marginalizacji ontologicznej, zdeterminowanej zresztą przez prymat temporalności. Z elegancją skomponowane utwory z nieoznakowanego szlaku afirmują cudowność tego, co zwykło być uznawane za trywialne, kondensując powstały obraz nad-rzeczywistości w odkrywcze i zachwycające miniatury-impresje. Latawiec niczego nie wtłacza w wiersz – czytając jej teksty, odnosimy wrażenie, jakby ich zawartość zaistniała w nich naturalnie, bez autorytarnego gestu twórcy, przedkładającego własną wizję nad prawdę rzeczy. Doświadczenie tekstu (jego pisania i odbioru) oraz egzystencji w nieoznakowanym szlaku jest „długą grą w niewiadome-wiadome”. Jest to jedna z wielu organizujących tym razem wyobraźnię Latawiec metafor. Charakteryzuje ona wiele tak istotnych w tych wierszach zjawisk, jak dojrzewanie do istnienia, czyli uzewnętrznienia swej istoty, dostrzeganie (wskrzeszanie?) tego, co nie-widoczne czy krzepnięcie (nie)pamięci. Pojawia się w tomie przekonanie, że tworzenie poezji możliwe jest dopiero wtedy, gdy człowiek zagłębi się w przyrodę (to, co „niewiadome”) i będzie wędrował „od pięknej lipy do pięknego modrzewia”, by następnie dokonać przewrotu w swoim życiu i poświęcić się „oddychającemu wolnością papierowi” czy „ogrodzie książkowemu”, a więc środowisku, w którym „wiersz się zapala ptasim śpiewem”. Nieoznakowany szlak na tym planie szuka tego, co wspólne: międzyludzkie, międzygatunkowe i pozaczasowe. Podmiotom wierszy Latawiec zależy bowiem na spotkaniu ponad arbitralnymi granicami i ambiwalentnymi kategoryzacjami. Siła poetycka wypływa dla autorki „z podziemnego źródła”, spoza tego, co narzucone, okrzepłe i zastane, a jej podstawową funkcją jest oswobodzenie nie-widzianego spod władzy uproszczeń związanych z procesem poznawczym. Mimo odnajdywania przez całe lata szlaku do tegoż źródła, poetka zdaje sobie sprawę z potrzeby ewolucji swojego idiomu oraz wypracowywania nowych instrumentów, gdy poprzednie zdały już swój egzamin i zgodnie z dynamiką czasu wyszły z użycia:
To już nie ten czas
nie moje oczy, dłonie
które nieomylnie przeliczały
w biegu dorodne zegary kwiatów
tykających nerwowo po łąkach
a palce uderzały celnie
w wietrzne i słoneczne wiry.
Latawiec jest poetką o wyostrzonych zmysłach i zdolności do przenikliwej obserwacji, choć, co charakterystyczne dla jej wyobraźni, dominantą w jej wierszach jest niepokój o utracenie w horyzoncie wrażeń nie tylko czegoś istotnego dla doświadczającego podmiotu, ale kluczowego dla ontologii świata. Pragnie „choć raz / tuż przed ciosem noża / odsłonić / w księżycowej pełni / nieme piękno”. Naturalna dla człowieka nieuważność, pozwalająca mu utrzymać swoją świadomość w stanie równowagi, okazuje się zabójcza dla pisania poezji – jest to bowiem akt, w którym uwaga twórcy nie może się „rozpierzchnąć”, pozostawiając na pastwę ślepego losu cenne epifanie. Jednak uważność Latawiec nigdy nie przekracza pewnej granicy, której przejście skutkowałoby spłoszeniem poetyckich olśnień i ekstradycją lirycznego „ja” poza zainicjowany przez niego podział „na dwa obce światy: / ten widzialny i niewidzialny / ten biegnący do nas i od nas”.
Wiele z wierszy Latawiec zbudowanych jest na apoteozie harmonii panującej w przyrodzie, jednak taka dominanta nie uniemożliwia poetce demaskacji ważnego rozziewu w strukturze świata, który podważa choćby utopijną wizję dominacji symbiozy nad relacjami pasożytniczymi. Współpraca z bliźnim, a wraz z nią etyczne współodczuwanie i utożsamienie się z innym, integralnym bytem, sprawia, że podmiot traci część siebie na korzyść drugiego „ja”, równocześnie co prawda wiele zyskując, jednak w sferze innych dyspozycji niż te odpowiedzialne za jego samo-zachowanie. Natomiast bezkompromisowe wykorzystanie podległego sobie innego w krótkiej perspektywie, na poziomie materialnym jest obietnicą pozostania przy życiu dłużej niż ów bliźni, zniewolony dawca nadziei dla narcystycznego podmiotu. W rzeczywistości, jak pokazuje nieoznakowany szlak, toczy się bratobójcza walka o przetrwanie i zasoby. Im wyraźniej dany byt jest eksponowany w tymże konflikcie, otwarty na transgresję i skory do współkonstytuowania jednostek o gorszej pozycji, tym silniej oddziałują na niego destrukcyjne siły, dlatego tylko indywidua separujące się od świata i nieczułe lub odporne na obecne w nim bestialstwo posiadają szansę na ocalenie. Chcąc istnieć etycznie, trzeba więc być w stanie ponieść ryzyko unicestwienia.
Nieustannie ścierają się w tych wierszach siły o przeciwnych uwarunkowaniach, a indywidua słabe odchodzą w nicość, z kretesem pokonane przez wzgląd na nieposiadanie własnej, alternatywnej do status quo, ostoi – swego rodzaju schronu przed naporem nicości. Z tak naszkicowanej sytuacji albo-albo nie ma dobrego wyjścia z perspektywy konkretnego „ja”, rozdartego między chęcią niesienia pomocy i sympatyzowania z tym, kogo obecność jest zagrożona, a czysto biologicznym imperatywem kontynuowania swojego gatunku. Latawiec jednak pokazuje, że w ten sposób zrozumiana rzeczywistość przestaje być tym, czym jest w istocie, traci swoją esencję i staje się pusta, wyzuta z Sensu, przekształcając się w świat bez świata, wydmuszkę samej siebie. W jej optyce każdy akt troski faktycznie coś zmienia w ontologii uniwersum życia i nie pozostawia empatycznego „ja” na pastwę losu, dając mu szansę egzystowania w innym, lepszym i pozaczasowym (nieśmiertelnym) porządku. Jednym z nich jest ład tworzony przez faunę i florę, z którym co prawda trudno „dogadać” się w rodzimym dla siebie języku, jednak nie jest to czynnik uniemożliwiający autentyczne, obopólnie zabezpieczające przed anihilacją współ-bycie: „Gdy ptaki się budzą / gubię litery, jak one ziarna / bo z mgłą a nie ze mną się cichcem dogadują”. Mimo nieuniknionych konfliktów i nieporozumień liryczne „ja” nieoznakowanego szlaku nie wyobraża sobie oddzielenia od świata roślin i zwierząt. Troska o nie ma dla niego wymiar oczyszczający i definiujący, katalizuje reminiscencje i substytuuje to, co odrzucone bądź utracone samoistnie, gdyż przyroda jest nieodwoływalną determinantą doświadczenia poetyckiego Latawiec:
Rzek i ogrodów
nie wyrzekłam się do dzisiaj
To moje pierwsze zobaczenia niezobaczonego
ale już uwikłanego w czas
który cichcem zaczął się przemycać przez moje
dziecięce oczy, usta i pamięć.
Oddanie się naturze przełamuje ontyczne zawieszenie lirycznego „ja” nieoznakowanego szlaku, dotąd pogrążonego w półśnie, podczas którego „siało litery” – zalążki przyszłych olśnień. Przyroda jest tu życiodajna dla pamięci – teraźniejsze obcowanie z wiśnią, jeżyną, „wędrownym księżycem” i „słonecznymi wirami” pozwala nie tyle przypomnieć sobie przeszłość, ile wręcz przenieść się do niej myślami i doznać jej piękna w nowym kontekście, z intensywnością porównywalną do pierwotnej. Tytuł tomu oznacza błądzenie wśród roślin i zwierząt, jakby nie tylko życie w ogólności było nieoznakowanym szlakiem, ale i sama przyroda stanowiła nieprzebyty gąszcz, któremu nie sposób sprostać. Latawiec bardzo często posługuje się ekwiwalentyzacją, gdy mówi o naturze i snach, które w jej wierszach wypełniają liczne luki, zastępując to, czego nie można sobie wyobrazić i o czym nie da się powiedzieć czegokolwiek choć trochę prawdopodobnego. Dlatego na przykład metoda działania tekstu poetyckiego utożsamiona jest w nieoznakowanym szlaku ze sposobem, w jaki zachowują się zwierzęta – dzikie, nieposkromione byty o niepojmowalnej dla człowieka racji istnienia. Podobnie jak one wiersze żyją zgodnie z sobie tylko znaną logiką, nie tłumacząc nikomu własnych intencji i niechętnie pozwalając komukolwiek na poskromienie ich żądz. Widząc liczne paralele pomiędzy przyrodą a liryką, podmiot Latawiec próbuje postrzegać sarnę jako żywy odpowiednik wiersza, który ucieka, wymyka się czytelnikowi i robiąc uniki, odchodzi w swoją stronę, choć równocześnie, świadom czyhających nań zagrożeń, bacznie obserwuje sytuację dookoła, swym spojrzeniem sugerując, jakie treści ze sobą niesie i będąc otwartym na modalność tego, kto odważy się wejść z nim w empatyczną, godzącą sprzeczne interesy obu stron, interakcję:
Szłam dzisiaj przez leśną ciszę
aby zobaczyć z bliska uciekającą sarnę
z sarnimi oczami
które słyszą jak deszcz
śpiewa w moich dłoniach.
Nieoznakowany szlak okazuje się zatem bardzo ważnym punktem w tym nurcie współczesnej poezji, który dotyczy problemu wkraczania w przestrzeń poetycką ekosystemu wypartego przez uprzemysłowiony i nieczuły na fenomen życia świat. Latawiec pokazuje, że w obecnych okolicznościach należy pozwolić wierszowi wędrować w przestrzeni materialnej i wyobraźniowej, docenić jego czujność względem szczególnie drobnych, choć fundamentalnych w skutkach przekształceń, rozszerzyć terytorium jego występowania i bez realizacji pokusy oswajania go za wszelką cenę, w tym za pośrednictwem przemocy, zobaczyć w jego odmiennym sposobie bycia, czyli niecodziennej technice wyrażania myśli, wartość dodaną kluczową w naszym egzystowaniu w płynnej nowoczesności. Nadto wiersz, tak samo, jak zwierzę w leśnych ostępach, każdym swym semantycznym poruszeniem zapoczątkowuje lokalną zawieruchę, która wszak zawsze może przerodzić się w coś dramatycznego lub przełomowego. Tekst poetycki przypomina więc tak często obecne w liryce Latawiec płótno – bezgłośną emanację „daru bezcennego / tylko dla oczu wtajemniczonych”,
które w mgle blejtramowej
potrafią dostrzec to czego jeszcze na niej nie ma
i to z tak bliska
jak własną dłoń wskrzeszającą
w ciszy farb nowy świat
dla kolejnych oglądaczy.
Energia poezji Latawiec zrodzona jest z obcości tego, co dostępne na wyciągnięcie ręki. „Ziemia rodząca / nam nasze / czarne leśne jagody”, której liryczne „ja” zawdzięcza swe istnienie, stanowi dla niego nieprzenikniony obszar. Poetka nie próbuje udomowić obcości, na przekór jej immanencji wpisać ją w kod swojej wyobraźni, ale z czułością próbuje ją zrozumieć, poznać mechanizm jej istnienia w ludzkim horyzoncie postrzegania. To, co obce jest u niej w cieniu, poza zasięgiem zmysłów i rozumu, i jawi się tylko „w pełnym świetle snów”. Te ostatnie to jeden z najważniejszych tematów jej poezji i być może naczelne źródło inspiracji. Poetkę ekscytuje ich nieprzeniknioność, ambiwalentne pozostawanie poza realnością i nadrzeczywistością, a także bogactwo form, jakie przybierają:
W czasie snu siejemy litery
Żyją w pamięci zwłaszcza tych
co sami ze sobą
wędrują pod chmurami bez bagażu
z nadzieją na wiatr i światła ze słów.
Sny są widmowymi odpowiednikami wierszy, które tak jak one nie pasują w pełni do żadnej ze sfer naoczności. Objawem tego stanu rzeczy jest wędrowanie utworów poetyckich co prawda w obrębie materii, jednak w sposób zupełnie niezauważalny przez umysł. Dlatego to, co liryczne, przenika całe wszechistnienie w uniwersum Latawiec niejako bez intencji samej poetki, do której wiersze przychodzą „cicho z daleka potajemnie / mnożąc słowa w lotną całość / jak to chętnie robi łąkowa zieleń / z samej gorzkiej ziemi uzbieraną”. Poezja wyistacza się podobnie jak przyroda, czerpiąca siłę z żywiołów niemożliwych do racjonalizacji, i tak samo jak ona może uchronić przed entropią.
Pisanie dla autorki nieoznakowanego szlaku jest niemożliwe bez bezpośredniego kontaktu z „tajnymi wnętrzami” rzeczy i witalistyczną stroną świata, która komunikuje się „białymi cichymi literami”. Nieoznakowany szlak paradoksalnie prowadzi do zalążkowej wersji symbiozy zaświatów, snów, poezji, natury i człowieka, jednak jest to nieziszczona w pełni utopia. Prowadząca do niej droga szybko zanika nie tylko dlatego, że jest niedoścignionym wzorem, ale przede wszystkim z powodu trudności w odnalezieniu prowadzących do niej punktów orientacyjnych. Trajektorie epistemologiczne są utajone, ponieważ świat chce żyć „po swojemu”, w przestrzeni rozdartej między emanacją a opowieścią, ruchem a statycznością, i pogodzenie tych sprzeczności, wydobycie z nich novum dla poezji jest jednym z największych osiągnięć Latawiec w nieoznakowanym szlaku, tuż po wpisaniu w tok wiersza ekscytacji sposobem bycia ptaków, które mają „tyle morskich piachów / (…) do przeczytania”. Już w tych słowach wyczuwalna jest podstawowa linia metaforyczna Latawiec, a mianowicie chęć przełożenia doświadczenia przyrody na empirię poetycką i – odwrotnie – zrozumienia natury przez pryzmat tekstu:
Ktoś mówi do mnie po imieniu
wręczając mi do przetłumaczenia
całą ziemię wraz ze snami
których dotąd nikt nie przełożył
z głowy do głowy
z papieru na papier.
Kluczową częścią procesu translacji i przejścia między stanami jest poszukiwanie nienamacalnego, transcendentnego spoiwa wiążącego świat w całość i sprawiającego, że w życiu mamy do czynienia z upozorowaną bądź realną homeostazą. W konsekwencji pojawia się w nieoznakowanym szlaku myśl, że w liryce jakikolwiek temat w istocie prowadzić musi do refleksji metapoetyckiej. Autentyczne, zgodne z prawdą rzeczy tworzenie nie może obyć się bez stałej czujności w kwestii tworzywa, kondycji medium wyrazu, roli przedmiotu opisu i statusu obserwatora-poety. Podmioty nieoznakowanego szlaku pełne są pokory wobec tego, z czym się stykają i co w intymnej sytuacji bycia z tajemniczym, ożywionym światem stanowi albo barierę, albo kładkę do nowych obszarów, jakby przeczuwały, że mimetyczność jest nieosiągalna dla antropocentrycznego języka i ich przeznaczeniem jest wędrować w poszukiwaniu szlaku wiodącego do poznawczego olśnienia. Dlatego oddają się apologii błądzenia, odnajdując w sobie powołanie do mediowania między łąką a wierszem, czekania na „wypadek literowy” i moment, gdy „wiersz się zapali ptasim śpiewem / w (…) ogrodzie książkowym”. Nieoznakowany szlak to „las w teatrze”. Ożywione słowa wyrywają się w nim do lotu i jednoczą się z „żarłoczną”, „hałaśliwą bezsenną zielenią”. To w niej rodzi się bogate bestiarium, które zawładnęło większością wierszy Latawiec, przypominających niepowtarzalne spotkania z Niesamowitym:
Rzeczy drobne
ich krztyny spłoszone
patrzą uważnie
gdy je nocami wyprowadzam z deszczowej zawieruchy
w słońce
by wreszcie wolne
mogły wspólnie pooddychać:
szyszka z szyszkami
prawdziwek z prawdziwkiem
i na koniec – wersy z wersami.
Autor: Przemysław Koniuszy
Bogusława Latawiec, „nieoznakowany szlak”, Wydawnictwo Forma, Szczecin, Bezrzecze 2021, s. 48