W świecie poetyckim Uprzedzania śpiewu Krzysztofa Gryki wszystko zlewa się w magmę rzeczy i sensów, która swą nieokreślonością symbolizuje wielopoziomowe wyczerpanie świata i kres jego potencjału, tlącego się tylko dzięki determinującym go przemianom. Chcąc zobrazować ten stan rzeczy. autor przedstawia, jak w teraźniejszości życie przenoszone jest na płaszczyznę transakcji i jest opowiadane tylko za pomocą języka ekonomii. Każda jakość podlega tutaj wartościowaniu i możliwa jest do wymiany na środek płatniczy. Rodzi to ponurą w skutkach konsekwencję, przez to zjawisko nawet zmiana myślenia wymaga zadłużenia się, dlatego tylko nieliczni zdobywają się na odwagę przebudowania świadomości, trwając wśród anachronicznych obrazów: „drzewa redagują miłość / ciała stały się przekładem / nasza cisza jest na sprzedaż / my staliśmy się nowiną // wykańczając słowa”. Cisza, jaka zapanowuje w Uprzedzaniu śpiewu, wydaje się znakiem utraty suwerennej podmiotowości i elementem potęgującym konieczność samoprzekroczenia, „uprzedzenia” nie tylko głosu, który nie odnajdując konkurencji, zapanuje nad przestrzenią życia „ja”, ile również samego siebie, a więc tego, komu już nie wystarczają od dawna posiadane ciało i język. „Uprzedzenie” bądź jakakolwiek inna kontrreakcja są niezbędne wobec „gramatyki wojny w miastach / spraw i haseł bez odzewów” oraz „nalotu / języka”, a więc różnie upostaciowanej dzikości świata, która pochłania człowieka i wymusza na nim przeobrażenie treści spostrzeżeń w „ciekłe afro frazy”. U Gryki słowa infekują a „miłość ma ręce które prowadzą / do dekonspiracji wszystkiego”, czego następstwem jest znalezienie się lirycznego „ja” w centrum konfliktu bez wyjścia, tym bardziej że nawet oczywiste cechy rzeczywistości okazują się tu nieprzezwyciężalną niewiadomą. Mimo to „chęć życia” tli się w „ja” niezależnie od „wszystkich wyładowań” i niepewnej (ale czy na pewno anormalnej?) elektrostatyki znaczeń. Gdy nikną w tych tekstach „ja” i „ty”, a na ich miejsce trafia podmiot zbiorowy, wówczas w wierszu pojawia się większa doza optymizmu: „pozwalamy na reset / wojenny remanent // przemywając ręce / ubliżając rzece”. Wtedy, po podsumowaniu naoczności przez „my”, ujawniają się „resztki”, z których mógłby wykiełkować nowy porządek, uniewinniający podmiot i czyniący z jego naiwności atut, gwarancję autentyzmu.
Macierzą wyznań zapisanych w Uciszeniu burzy jest codzienność, w której ramach projektowane są nieszczęścia zaistniałe w innych perspektywach niż ta właściwa dominującemu „ja”, jakby poeta chciał ujrzeć rzeczywistość dialogiczną i pełną punktów ciężkości, nieokreślaną wyłącznie przez optykę podstawowego „ja”. Dlatego występują tu „dawcy / słowa w kwarantannie / panowie od milczenia i krzyku / autystycznych sfer rzeźników / prasowych”. Człowiek u Gryki jest niewolnikiem zewnętrznych determinant i urzeczywistniania się tego, co niedoskonałe, ledwie pomyślane i subiektywne. Wyobraźnia, która rodzi zasadnicze sytuacje liryczne w tym tomie, jest więc reinkarnująca i pozatemporalna. Gryko dostrzega w kreacyjności podstawowy potencjał poezji. Podmiot skazany na permanentne powtarzanie, powtórne uobecnianie oraz postawiony przed jedynym realnym wyborem między śmiercią a wojną jawi się w jego tekstach jako jedyny prawomocny świadek smutku i zapowiedzi końca: „chcemy po prostu iść / (…) niczym rozbawieni świadkowie / smutni właściciele smutku / którym ktoś może powiedzieć / że przecież to tylko koniec / sierpnia bywają więc gorsze końce”. Lęk przed powracającymi, apokaliptycznymi wizjami skutkuje próbami zaprzeczenia im bądź wypaczenia stojącego za nimi przesłania: „nie mów że nie jesteś / przełykaną śliną / kraterem po chwili / której nie pamiętasz”. W dalszej kolejności niepokój owocuje kruchą odpornością na dynamikę zdarzeń („bez ciebie nie umiera sen / bez ciebie nie wybucha świat”) i pozwala odróżnić, co jest prawdziwie, a co tylko wydaje się obecne i stanowi marzenie senne. Rozbierając strukturę tego, co widziane, liryczne „ja” zapytuje o kondycję społeczeństwa i automatyczne, z uwagi na brak naturalnych barier, wpływanie fenomenów na ludzkie samopoczucie, nadszarpnięte przez negatywne implikacje teraźniejszości. Jednym z brutalnych następstw życia tu i teraz jest trwanie w rzeczywistości dotkniętej wojną totalną. Tej ludobójczej walce, jak zauważa „ja”, nikt nie może zapobiec, więc każdy, kto przez wrażliwość nie jest zdolny zapomnieć o nieuchronności zła, może tylko upośledzić swoją refleksję, zasłaniając przy tym oczy, by nie ujrzeć za wiele i udawać niepełną świadomość tragicznego stanu rzeczy. Wtedy na plan dalszy odsuwany jest podstawowy paradygmat wyznania w Uprzedzaniu śpiewu, a mianowicie podporządkowanie wyznania tworzeniu „raportu” o stanie świata, w którym milczy się o sprawach zasadniczych, coraz silniej dominowanych przez chaotyczne i komplikujące ogląd emanacje tego, co obala obecny „ład”: „na plażach milczą obce języki / i granice milczą kwiaty na granicy / asertywności milczą stawy na groblach / i place na stawach więc milczą stoiska głodu”.
Autoamnezja nie pozbywa jednak „ja” podskórnego przeczucia co do prawdziwej skali cierpienia: „jego głowa wisi nad mokrą ulicą / i marzy o innej głowie deszcz / by nie marznąć chciałby już padać gdzie indziej / gdzie twój głos może poruszałby czasem / czyimś sercem jak fale okrętem”. W Uprzedzaniu śpiewu nie chodzi jednak o zapomnienie, ale poetyckie zbadanie charakteru relacji między człowiekiem a światem nowoczesnym oraz wyobraźniowe odseparowanie się od nużących aspektów naoczności po to, by „kiedy skończą nam się dni / znajdą nas rozebrane noce // utylizując sumę zmęczeń”. Wędrując między kolejnymi pieśniami Gryki płynący, poetycki czas obnaża człowieka, sytuuje go w postrealności, w świecie na poły wyimaginowanym, wyczerpanym i brutalnie nierealnym, co okalecza jego zmysły i obnaża umysł. Wtedy „ja” zaczyna myśleć w kategoriach „potem”, „koniec” i „nicość”, a jego życie w tych okolicznościach jest permanentnym, ledwie trzymanym w ryzach buntem, walką w międzysłowiu, w miejscu, w którym słowa zderzają się ze sobą i wybuchają, odraczając faktyczny koniec rzeczywistości („wiesz tu jest front / gdzie piszą się słowa / które o sobie nic / wcześniej nie wiedziały”). Zauważając erozję świata, „ja” w wierszach Gryki wykorzystuje lokalnie oddziałujące rozwiązania, wierząc, że tak przekroczy zastane ograniczenia, ulokuje się „na krawędzi świata”. Jest on przestrzenią, która ulegając fragmentaryzacji, tracąc określającą ją esencję, sprawia, że blaknie piękno życia „ja”, niknie jego siła bycia oraz moc kreacyjna. W takich sytuacjach nastaje w Uprzedzaniu śpiewu cisza, podstawowymi jednostkami znaczącymi stają się drobne gesty („więc tu jest nasz front / uwalnianych mrugnięć / jest jeszcze ciszej / niż się wydawało”), a liryczne „my” „wstrzymuje oddech” przed uobecniającą się apokalipsą przy akompaniamencie kolejnych wybuchów.
Momenty, z których utkane są wiersze Gryki, trzymają nas w emocjonalnym zwarciu i wraz z biegiem tomu coraz bardziej utwierdzają w przekonaniu, że realność uratować może tylko chłodna konsekwencja, wpisanie chaotycznie wyłonionych elementów w logiczny układ oraz dopatrzenie się w nim wyższej celowości: „już tylko łza i truizm / wykańczane złoża // jak tam? ja tkam / jak jelito grube // albo nawet serce / które broni się ładem”. Współczesność z Uprzedzania śpiewu rządzona jest przez dialektykę infekcji i dezynfekcji („wszystkie słowa są zainfekowane / wszystkie znaczenia są zainfekowane”) oraz kontaktu namacalnego i werbalnego („kształt twojego głosu / wpływa na moją skórę / być może decyduje / o kolejności słów”), dlatego cierpienie wymusza na „ja” zapomnienie podstawowych pojęć, przez co żyje ono w rzeczywistości pozasłownej, a jedynym osiągalnym kodem komunikacyjnym są emocje. Podstawą dla wyrażenia przeżyć są dla podmiotu emocjonalne „obrazy”. Fascynuje go mechanizm odbijania się idei w tym, co widziane oraz intymne, zrodzone przez jego wrażliwość i odczuwanie, owe refleksy, które zdradzają dynamikę uczuć. „Ja” wychwytuje fałszywe reprezentacje rzeczy i afirmuje swoje, nierzadko irracjonalne wyobrażenia, które zresztą utrzymują go przy życiu. Gryko poprzez środki poetyckie odsłania związki przyczynowo-skutkowe i międzybytowe, definiując tak liryczny stan rzeczy, dzięki czemu „podmioty są ocalone” a „my” „chce (…) się żyć” mimo, że wedle konstatacji z jednego z wierszy „Zawsze / jest po katastrofie”, więc dominantą poetyckiego uniwersum jest postapokaliptyczność, wtórność i zdeprawowanie: „noce są spalone / oddechy są okrągłe / od ziemi i tlenu // chce nam się iść // odległości są słone / oddechy są spalone / słońce świeci”. W tych okolicznościach sytuacja tym bardziej się komplikuje, że każdy znaczący akt „ja” musi mieć umocowanie w świecie przedmiotowym. Jego wyczerpanie sprawia, że skrajnie utrudnione jest dodawanie nowych elementów do zastanej struktury i restytucja nieopatrznie zatraconej esencji jest zadaniem nie do spełnienia. Z tych powodów „ja” rezygnuje z uzasadniania wizji, fascynuje go wyobraźniowa płynność obrazu i neguje pojęcie samoistności, zakładając, że wszystko ma swojego poruszyciela, który kieruje się tylko sobie znaną intencją. Jedyne, co może zrobić „ja” w obawie przed powtórnym końcem, jest cierpliwie obserwować wszystko, co ów absolutny byt inicjuje: „każda cisza na jeziorze / widzi inne ruchy powiek / i zarywa do nich co dzień / bo inaczej byłby koniec”. Drobne gesty, szczególnie te pochodzące od istot tak „małych” jak liryczne „ja”, mimo statusu ich wykonawców, mają w pewnym zakresie moc przemieniania świata, którego niezwykłość rodzi się podczas trywialnych zdarzeń. Rzecz jednak w tym, że „ja” Uprzedzania śpiewu nie dostrzega związku między codziennością a tym, co wzbudza jego zachwyt. Ów podmiot wszystko bowiem zawęża do perspektywy narcystycznego, poznawczo zredukowanego i samolubnego ego, które w pierwszej kolejności domaga się doświadczeń hedonistycznych, zorientowanych na psychosomatyczną błogość. Ta ostatnia, niezależnie od podstawowych tez Uprzedzania śpiewu, także nadaje szczególnego tonu prowadzonemu tu i teraz życiu, stanowiąc dobry fundament dla podstawowego egzystencjalnego zasobu „ja” w postaci miłości i licznych wzruszeń z nią związanych. Uczuciowy aspekt tomu stanowi przeciwwagę dla tych wierszy, w których uniesienie bądź sen przechodzą w śmierć, widzianą tu jako marazm, atrapę pełnej samoświadomości. „Ja” Gryki doskwiera przypadkowość zaistnienia siebie oraz zmienność przeznaczenia znanych mu elementów realności, próbuje odkryć potencję swojego życia w tym, co witalne, niedoścignione i dziewicze: „nagość roślin i zwierząt / mogłaby zawstydzać”. Wydawałoby się, że celem „ja” w ostatecznym rozrachunku jest wyłącznie przetrwanie, jednak ów sąd obalają te teksty, w których uwagę podmiotu przykuwają, inspirując jego wyobraźnię, tak przeróżne impulsy jak deszcz i światło słoneczne.
Uprzedzanie śpiewu powstało na przedpolu pytania o to, czy poezja powinna być tworzona w służbie idei i interesów zbiorowości, czy jej celem jest raczej oswobodzenie jednostki, tchnięcie w nią woli życia („czy to jest wiersz dla państwa / do tańca dla narodu”). Do czasu rozstrzygnięcia tego dylematu, podmioty liryczne próbują „podsłuchać” rzeczywistość, zakładając, że w ich wyznaniach prawdziwie wyrażają się rzeczy w innych wypadkach przejawiające się w zafałszowanej postaci. Tylko w doświadczeniach „ja”, konfrontacjach podmiotu ze światem, widać od razu, czy „coś w ogóle się stało”, czy „ja” obcuje z czymś nierealnym, pustym znaczeniowo. Stawką nie jest tu jednak prawda, ale odrzucenie ciężaru złudzeń i ujrzenie świata takim, jaki maluje się przed oczami podmiotów, co prowadzić ma do zaadaptowania się do reżimu teraźniejszości i niwelacji egzystencjalnego niepokoju: „poluje na nas smutek / miłość sen i wiatr w południe / podchodzę do twojego bliskiego / wschodu gdzie szkoda czasu / na wojnę bo rozrywa się ucho / które chciało podsłuchać deszcz”. Na planie „sprawdzania” świata udaje się poecie najwięcej osiągnąć w wierszach i pokazać, jak w postnowoczesności niknie siła życiowa człowieka, bezustannie oskarżonego bądź zagrożonego. Słaba ontologia wrażliwego indywiduum – oryginalnie tematyzowana w utworach – owocuje splataniem się w jego doświadczeniu tego, co wyobrażone z faktycznym, a to z kolei kończy się upośledzeniem percepcji i zaburzeniem rozumowania. Wedle tego poezja Gryki ma za zadanie transmitować i tym samym rewidować dotkliwe doświadczenia, które rezonują w każdej świadomej egzystencji. Uprzedzanie śpiewu wyróżnia się strefowym podejściem do modalności mówiących podmiotów, które są w tych wierszach rozdzielne, wspólnie ustanawiając aurę czasu poetyckiego i akcentując, że życie człowieka cechuje się przechodniością i nie ma w nim stałych punktów: „jesteśmy w strefie pokoju / nie ma nas w strefie płaczu / byliśmy w strefie zachmurzeń”. Odpowiada to filozofii poety, trafnie wskazującego, że teraźniejszość, wymuszająca na człowieku podzielność uwagi oraz determinując jego multiobecność i wielozadaniowość, stoi w kontrze do natury człowieka. Konflikt, jaki rodzi ta dychotomia, obfituje bardzo ciekawymi, złożonymi metaforami: „moja cisza jest biała / jak greckie domostwa / choć nie tylko to jednak / trzęsą się gałęzie // nad wzburzonym morzem / ptaki zawodzą głośniej”.
Uprzedzanie śpiewu to poetycka próba wypracowania własnego modelu przynależności do świata na planie podstawowych napięć (początek–koniec, cisza–słowo, ruch–hibernacja) i bytowania, zapoczątkowanego przez „przyjęcie na plantację / głodu” i rozumianego tu jako trwanie w okowach takiej alternatywy jak ta z wiersza Kołysanka: „obstaw któryś z wariantów – / rano świat będzie istniał / świat nie będzie istniał / przypuszczam że jednak wybierzesz / to pierwsze”. Wybór własnej drogi jest jednak dla „ja” niebezpieczny, ponieważ świadome decyzje, jakie podejmuje podczas jej przemierzania, rodzą osobistą odpowiedzialność za ich konsekwencje i zderzają „ja” z jego przeznaczeniem: „będziesz ostatnim człowiekiem”. Na drugim biegunie podmiotowo-przedmiotowej relacji w tych wierszach również świat „traci pewność” co do własnej konstytucji. Natomiast orzekanie o jego nie-istnieniu przez „ja” nie ma wpływu na faktyczność i tworzy naddatek, z którym nikt się nie liczy, słowa bowiem uśmiercają to, co werbalizują, dlatego jedynym antidotum na cierpienie jest intensywnie przeżywana miłość: „każdy czasownik / jest rodzajem śmierci // miłość słyszeli / jest formą przetrwania”. Forma poetycka Gryki – przedstawiająca subtelną wizję rzeczywistości i człowieka – ucieleśnia zarówno cud istnienia, jak i obawę o to, że ulegnie on „przeterminowaniu”. Wspólnym mianownikiem wiersza i świata jest cielesność. Bez czułego dotyku – zdaje się twierdzić „ja” – nie sposób dotrzeć do tajemnicy życia wewnętrznego i zewnętrznego, a tym samym ujrzeć bytów nas interesujących w stanie „dzikim”, w niezbadanym rytmie ich tanecznego wyłaniania się z chaosu: „drobny wiatr / adoptował cały świat / i wylewał szanse / rozprowadzał salsę”. Uprzedzanie śpiewu to także świadectwo niemocy, możliwe do zademonstrowania dzięki dojrzałości poetyckiego głosu, gruntownego przeorganizowania wyobraźni w świecie wypreparowanym i świętującym triumf postępu, a nie kontemplacji. Za zmianą realiów doświadczania, wedle Gryki, iść musi reforma kapitału symboliczno-kulturowego, co dziś nie jest możliwe, skoro społeczeństwo apatycznie chłonie bodźce i nie aspiruje do ich analizy. W Uprzedzaniu śpiewu multiplikuje się perspektywy, gdyż teraźniejszość cechuje się monotonią, a świadomość ludzka jest monokulturowa: „w tym samym świecie / co jeszcze się nie znudził / ani słońcu ani trawie // wierszy jak monokultur / co miały nas obronić / przed piskiem i zdradą”.
Gryko to poetycki diarysta, który nie poprzestaje na słownej krystalizacji przeżyć i w swych warsztatowych poszukiwaniach z powodzeniem zdobywa kolejne obszary, praktykując językowe modernizacje, lawinowe przyrastanie fraz w wierszu oraz łączenie przenikliwych obserwacji z medytacyjnością wyznania. „Powoli i dokładnie”, a także bez dozy pragmatyzmu rozwija się Uprzedzanie śpiewu i jest to ewolucja przynosząca wiele czytelniczej radości: „morze wpływa na twoją skórę / i decyduje o kolejności słów / treść się wydobywa / powoli i dokładnie / to nie jest rozładunek / skrzynek z owocami”. Wszystko to nie dzieje się samoistnie i posiada mocne podstawy w dyskretnej refleksji autotematycznej: „liczy się refleks i pamięć / by ocalały drobiazgi / poeci piszą wiersze / o przecenionych truskawkach / ojczyzna im tego nie zapomni”. W swych tekstach Gryko staje w szranki z teraźniejszością, czego znakiem jest obecność w nich takich zjawisk jak kwarantanna i dezynfekcja. Jednak nie występują one jako echa efemerycznej codzienności, ale wyraz przekonania, że sens egzystencji zaklęty jest w owocach akcydentalnych zdarzeń. Mimo nieczęstego wszak prymatu tych problemów, wedle lirycznych „ja” Uprzedzania śpiewu nie wszystko może zostać oczyszczone (wysterylizowane), gdyż wówczas stałoby się jałowe (nietwórcze). Zapowiedziana już w tytule przestroga kryje się za rytmem, z jakim pojawiają się w wierszach Gryki słowa, które są elementem swego rodzaju metafizyki poprzedzania. Wiersz jest tu transcendentalnym aktem, który wyprzedza czas wydarzeń – także tych nigdy niezaistniałych. W poetyckich tekstach Gryko operuje obrazem, w czym ograniczają go zewnętrzne okoliczności doświadczeń, a czynnikami wyzwalającymi potencjał jego wyobraźni są dźwięki i ich brak – cisza. Odrębnie od zastanowienia nad znaczeniem pochłaniania przez człowieka bodźców z zewnętrzności oraz prowadzenia apologii witalizmu i żywiołów naturalnych, poeta nie zaprzestaje uwzględniać w swych sekwencjach poetyckich wrażeń także elementu krytyki życia społecznego, które cechuje się jego zdaniem niekonsekwencją w działaniu i niezgodnością głoszonych postulatów do codziennej praktyki. Grykę i jego podmioty liryczne ekscytuje deszcz („import milczenia może / nie zatrzymać deszczu / jego słodycz tylko odwraca / uwagę jak możliwość życia”) oraz wola życia niedotycząca wyłącznie flory i fauny („drzewa chcą rosnąć skoro istnieją / twoje ramiona moje tym bardziej / chcą nadal być”). Zarówno mówiąc o przyrodzie, jak i społeczeństwie liryczne „ja” Uprzedzania śpiewu twierdzą, iż kiedykolwiek czar chwili może prysnąć, tym bardziej że wszystko wygląda tak, jakby już za moment miało dojść do przesilenia.
Wciąż jest się tu „w tym samym świecie”, choć jest on równocześnie ten sam i stale inny, wciąż przemieniający się na przekór temu, co pozaczasowe: „nim ulotni się język / i miłość chociaż / nie powinna / może się rozpoznamy / idąc przez reedycje / słońc ulic i zieleni”. Gryko próbuje zatrzymać obraz w jego przepływie, dynamice emanacji, wraz ze współtowarzyszącymi mu elementami, by tak ocalić pamięć przed hibernacją i zapobiec zapomnieniu, które jest między innymi utratą tożsamości (poczucia związku z samym sobą): „jeśli pytasz co dalej wszystko zamiera / w oku które raz otwiera się raz zamyka / miłość nie mieści się nawet w dłoni / montera silosów // jest większa niż myślałem”. Do ewolucji wizji Gryki przyczynia się syntetyczne przenikanie perspektyw w wyznaniach lirycznych „ja”, skutkujące tym, że w Uprzedzaniu śpiewu wychodzą na jaw niespodziewane korelacje, diagnozujące przeróżne aspekty rzeczywistości (nie tylko poetyckiej) i uczestniczące – zgodnie z logiką wyobraźni poety – w podtrzymywaniu świata w stanie kryzysu: „tańczy boski kwiat / że chciałbyś go mieć / w sobie krzewić krzew / by układał w nieskończoność / drobne życie twe”. Świat u Gryki rozumiany jest jako organiczna struktura, która celebruje swoją spoistość poza jurysdykcją podmiotu poznającego, będącego na etapie – jak się wydaje – ciągłej preegzystencji, uniemożliwiającej mu wejrzenie w Sens.
Poecie udaje się dotrzeć do utajonej melodii świata, słyszalnej tylko z mikrotkanek budowanych przez delikatne atomy, przy czym Gryko podkreśla, że jest to akt wtajemniczenia, który musi pociągać za sobą troskę o zewnętrzność. Jej wszechmoc bowiem jest tylko iluzoryczna, skoro poszczególne cząstki rzeczywistości muszą agresywnie domagać się o obecność („poranek walczy to oczywiste / szczyci się mgiełką powietrzem z nocy”), a jej istnienie może zostać zapoczątkowane przez imaginację naiwną, choć doskonałą („jakieś dziecko zdąży urodzić planetę / ruchem powiek przed kocem świata”). Konsekwencją dojrzałych rozwiązań poetyckich Gryki są wiersze pozwalające nam zapomnieć o ponowoczesnej „bojaźni i drżeniu”, otwierające na niepowtarzalność chwili przeżywanej oraz wprowadzające w metafizykę sił naturalnych. Nadto, mimo dbałości o autentyczne nawiązywanie porozumienia ze światem, oddalają one negatywne aspekty życia, pomagają odnaleźć wyjaśniający życiowe rozterki „szmer” i przede wszystkim dają szansę odżyć naszej wyobraźni i językowi, które bez takiej pożywki często okazują się niesprawne w konfrontacji ze współczesnością: „nadmorski słony brzegu / schwytaj czule śmierć / tak by chciała popłynąć / i mogła być już tylko / zagubioną falą”.
Autor: Przemysław Koniuszy
Krzysztof Gryko, „Uprzedzanie śpiewu”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, s. 64