Tomasz Fijałkowski w Stronie biernej, swej najnowszej książce poetyckiej, wpisuje się w nurt literatury somatycznej, jednak ta etykieta w żadnej mierze nie wyczerpuje potencjału jego głosu, choć otwiera ją na ważne i twórczo wykorzystywane płaszczyzny. Jedną z nich jest szeroko problematyzowana obsesja na punkcie fenomenu życia i ogólnego witalizmu istnienia. Poeta jednak nie idzie po linii najmniejszego oporu i ów wątek rozwija w kierunku myślenia o ciele jako metaforze interakcji i wspólnoty. Bez cielesności i materialności, a także poszczególnego ciała, wyposażonego w bogate instrumentarium zmysłów – twierdzą podmioty tych wierszy – świat jawiłby się jako nieczytelny i zamglony. Dzięki uwięzieniu w materialnej formie niezależnie od świadomościowego dopełnienia, realne może zostać przetworzone w myśli. Choć w obrębie cielesności wyradza się to, co nowe i „egzotyczne” w teraźniejszości, to dominacja materii nie jest satysfakcjonująca dla podmiotów Fijałkowskiego, dlatego szukają bardziej wydajnej pożywki dla wyobraźni i – co za tym idzie – próbują wypracować model bycia pozwalający inaczej „umeblować” życie, uniknąć tego rodzaju klęski: „Nie dotarliśmy do etapu udźwiękowienia. Niemi i głusi obserwujemy, / jak powieść-rzeka wpada w przepaść”.
Ów dwuwiersz doskonale obrazuje, jak u Fijałkowskiego urzeczywistniają się pesymistyczne wizje, które – co charakterystyczne – zawsze osadzone są w przepracowywanych przez wyobraźnię języku, pamięci i kulturze. Teraźniejszość poetycką w Stronie biernej wypełniają sytuacje stanowiące splot różnych czasoprzestrzeni, jednak zawsze ukazywane są na poziomie dosłownym jako wydarzające się tu i teraz, co czyni je bardzo wymownymi: „Zakneblowani, związani, kodujemy każdy przechył ciała na zakrętach, / hamowanie, postoje na zmyślonych przejazdach kolejowych. / Odległe pomruki miasta, z którego nas wywożą”. Wydaje się, jakby podmiot Strony biernej pragnął zapamiętać i wysłowić to, czego inni, zgładzeni, nie są zdolni przypomnieć. W kwestii wrażliwości Fijałkowski nie poprzestaje na tym, co minione, sięga po obrazy teraźniejsze i w wysoce metaforyczny sposób określające współczesne życie, czego najciekawszym przykładem jest wiersz zaczynający się od opisu martwych węgorzy, wędrujących na restauracyjny stół: „Na dnie wiklinowego kosza wypatroszone węgorze. / W swoim śluzie, na stosie gazet. Chwycone i zawinięte / w wilgotny papier. Ostatni raz falują na ramionach tego, / który wnosi je do restauracji. // Takimi nas zapamiętaj”. Widać w tych wersach właściwą Fijałkowskiemu rzecz: widzenie konkretu w ruchu i relacji, co pociąga za sobą unikanie opisu wyekstrahowanego, pozbawionego sytuacyjnego kontekstu danej reprezentacji. Mikrouniwersum poetyckie w Stronie biernej wydaje się uchwycone zaraz po wielkim wybuchu wyobraźni, po którym podmioty próbują ochłonąć i uważnie obserwują „stygnące maszyny” poprzemysłowego, post-antropocentrycznego świata. Tym samym działania poetyckie Fijałkowskiego jawią się jako obliczone na odnalezienie schronienia: „Odciski obcasów w zastygłej lawie / i arbuzy w drewnianych skrzyniach. / Figurki bez ramion i faun kopulujący / na talerzu – tak przygarnęła nas wyspa”.
Persona dominująca w Stronie biernej to obrońca wewnętrznej energii, która drzemiąc w człowieku, chroni go przed nacierającą z zewnątrz inercją. Konieczność i przypadek – składające się na status quo – chcą, by podmioty Fijałkowskiego pozostały w stanie bezwładu i niegotowości oraz wierzyły w każdą iluzję i fałsz. Mocną stroną tych wierszy jest odnotowanie, że we współczesność coraz intensywniej wpisywana jest negatywna neomitologia, która zabiera lirycznym „ja” możliwość widzenia zewnętrzności jako polifonicznej i przedstawia ją wyłącznie na planie prostej, lecz konfliktogennej alternatywy: albo-albo. Dlatego Fijałkowski przekornie proponuje poezję bierną, odrzucającą wizję życia heroicznego i rozumiejącą egzystencjalną „kombinację szczęścia i taktyki”. Unikanie otwartej wojny i przejście do imaginacyjnego „podziemia” motywowane są tu (ale nie usprawiedliwiane) oczekiwaniem na przemienienie świata. Podmioty Strony biernej fascynuje naturalne, niewynikające z ich antropocentrycznej aktywności, powracanie świata do stanów warunkujących równowagę ich doświadczeń. Zewnętrzność usiłująca unieruchomić siebie i zachować swą strukturę przynajmniej w szczątkowej, ramowej formie kontrastuje tu z postawą podmiotu, który z powodu wyobcowania planuje przedsięwziąć jakiekolwiek kroki, by upłynnić rzeczywistość i przyczynić się do jej ewolucji: „Czołgamy się przez rondo. Nieruchomy wir, / którego poszarpane krawędzie obsiano gruzem i zwojami kabli. (…) // Cudów nie ma, proszę państwa. Jesteście świadectwem kolonializmu. / Na granicy zrewidują was pod kątem motywów akwatycznych”. Żywotność człowieka i jego „katalog możliwości” są tu neutralizowane przez niezależne od niego ograniczenia perspektywy na świat i ambiwalentny charakter tego, co widziane i komunikowane przez zewnętrzność. Niemoc samo-rozumienia przechodzi w Stronie biernej w ogólną refleksję na temat poezji, jej przeznaczenia i skutków obcowania z jej przejawami. Poezja – mimo anachronicznych środków – jawi się tu jako instrument mogący nakreślić drogę ku aktywnemu samo-postrzeganiu, którego kluczowym składnikiem jest uwzględnianie utajonej dynamiki zdarzeń, przechodzących – co ciekawe – w wierszach Fijałkowskiego w sekwencje: „Skorpion stuka obcasikami na płytkach werandy i znika za pustym kanistrem / po oliwie. Kostka cukru nasiąka kawą. Muślin pary znad filiżanki raz zasłania, / raz odsłania partie naszego życia, których nie da się inaczej ze sobą związać / niż przy pomocy archaicznych efektów specjalnych”.
Świat rozpada się w Stronie biernej, jego cząstki niszczeją a zamieszkujący go ludzie, cudem utrzymując się przy życiu, coraz częściej doświadczają nudy i poczucia beznadziei, trwając przy tym w przekonaniu, że osiągnęli egzystencjalne maksimum. Na poziomie faktyczności jednak ze wszystkiego, co wartościowe „schodzi farba”, zasłona stwarzająca złudne wrażenie i wabiąca podatne, słabe jednostki. Owe mechanizmy, bardzo przenikliwie opisywane przez Fijałkowskiego, pozwalają lirycznie „badać” konstytutywne składniki ludzkiej jaźni. Jest ona bardzo istotna, to na niej skupiają się negatywne implikacje współczesności, której dominantami jest ucieczka, pustka, ślad i obojętność. Próbując walczyć z biernością i bezwładem podmioty tych wierszy, nie licząc się z jakimkolwiek decorum w obliczu kryzysu dotykającego każdą sferę życia, operują każdym dostępnym językiem, niezależnie od jego stopnia adekwatności, by uprzytomnić głuchym i niewidomym bliźnim, jak bliski jest koniec i samozniszczenie: „Ostatni odcinek naszych przygód matka czyta niewidomemu chłopcu. / Zamykające wszystko BUM! akcentuje, szarpiąc go za ramię tak, / by zrozumiał powagę sytuacji. Ten dźwięk nie jest białą chmurą / na ciemniejącym teraz niebie. I nie jest miejscem, w które scenarzysta / wpasowałby sensowne pożegnanie. // To raczej wykwit krwi pod wodą”.
Fijałkowski w wierszach skupia uwagę na ruchu. Gdy determinantą świata jest marazm, siłą rzeczy najciekawsze okazują się przemieszczenia, które odsłaniają, w jakim punkcie życia znajduje się człowiek. Istotą bierności jest bowiem przysłonięcie faktycznego obrazu jednostkowej egzystencji. Świat poetycki Fijałkowskiego przenika pewność, że lada moment dojdzie do ostatecznego – mówiąc po nietzscheańsku – „przewartościowania wszystkich wartości” i nic nie będzie już takie, jak dotąd. Często doświadczenia tutaj charakteryzowane wpisują się w schemat działania, którego najważniejszymi etapami jest dojście do „rdzenia” teraźniejszości i aktualnego systemu etycznego, próba rozpoznania jego składowych i ich rzetelnej oceny oraz – w finale – deprecjacja podmiotowej pozycji, zgodnie z przekonaniem, że to, co tu i teraz posiadane jest niewspółmierne do wyzwań czekających liryczne „ja”: „Ten sam dreszcz, gdy patrząc na mokrą stertę zerwanych tapet, widzę swój cały / arsenał, całą nadzieję. Kapitał początkowy, z którym decyduję się dołączyć do gry, / wierzę, że przed dniem ewakuacji nikt nie przelicytuje mojego udziału”. Świat, wedle tych obserwacji, dopiero powstaje, dlatego jest surowy w swych przejawach i doświadczanie go równe jest obcowaniu z pozostawionymi w nieładzie narzędziami, niewykończonymi przestrzeniami i niezagospodarowanym krajobrazem: „Spójrzmy do środka. Nasz pokój w embrionalnym stadium tego, o czym czytaliśmy / w pismach dla kobiet”. Wydaje się, że kolejne spostrzeżenia tego rodzaju przechodzą w ogólny brak satysfakcji i stan pokrewny depresji, czego następstwem jest wyłącznie pragnienie wyładowania wewnętrznego napięcia i zapomnienie o zakodowanych w umyśle wyobrażeniach życia jako czasu samorealizacji, który tak naprawdę jest wyłącznie związany z przyswajaniem łudzących umysł, mitycznych narracji: „Kształty cieni tych, którzy wylecieli z hukiem // silników i przygarnęła ich wyspa. Widzieli zza krat komnatę króla Minosa. / Sfotografowali się z repliką jego tronu”.
Strona bierna – jako opowieść o tym, jak trudno dzisiaj zaangażować się i świadomie egzystować – podkreśla zarówno rozdzielność życia wewnętrznego, emocjonalnego od zewnętrznego, skorelowanego z bezrefleksyjną konsumpcją wrażeń, jak i dekoncentrację podmiotu, który ulokowany jest obecnie między symbolami niebezpośrednio odnoszącymi się do tego, co faktycznie ma miejsce. Powstaje z tego poetycka afirmacja refleksyjnej bezczynności, która jest odpowiedzią na nieodwracalne zdegenerowanie („dotarliśmy do punktu, gdzie wszystko jest brudne”) i wyprzedzanie przez negatywną stronę świata wszelkich pozytywnych i progresywnych działań podmiotu: „Za chwilę przepadnie rezerwacja w restauracji, / gdzie granat dopiero osiąga wierzchołek łuku, który ma zakreślić, by runąć / między pozajmowane stoliki”. Natomiast, gdy liryczne „ja” otwiera się we wrażeniach na silne bodźce z zewnątrz, nie działają one na niego efektywnie i to nie tylko dlatego, że ów podmiot nie poddaje się wpływom i nie wierzy w koncepcję stabilizacji. Bardziej chodzi tu o fakt, że obecna rzeczywistość straciła moc sprawczą, wydaje się pustą i pozbawioną potencji wydmuszką, przez co wyłącznie męczy, w żaden sposób nie inspiruje i wyobcowuje ludzi: „Rozbebeszeni. Wygrzebani stopą spomiędzy chwastów. Otoczeni psami, / które szukając króliczych nor, trafiają na dwa leżaki i plażowe zabawki”. Fijałkowski w ostatecznym rozrachunku nie rywalizuje ze światem i nie kieruje się logiką walki. Poprzestaje na widzeniu bodźców jako symptomów i kontaminowaniu ich w tekście, by odsłaniały narrację odsłaniającą „ogólne pomieszanie” w strukturze rzeczywistości. Dlatego jego poezję można widzieć jako jeden z kolejnych kroków na drodze do pozarozumowego uchwycenia mechaniki powiązań między składowymi naoczności bądź – w razie niepowodzenia na tym polu – radykalnego eskapizmu, co Fijałkowski sugeruje w ostatnim wierszu Strony biernej: „Stoi na plaży. Spodnie absolutnie nie pasują do słońca (a może odwrotnie, / słońce nie pasuje do garderoby i roweru strąconego w trzciny). // Po brodzie spływa mu stróżka soku. Wierzchem dłoni wyciera usta i, / zaręczam wam, wyciągnąłby własne ciało, jak lipcowy baron Münchhausen, / za rękę z tej opowieści”.
Autor: Przemysław Koniuszy
Tomasz Fijałkowski, Strona bierna, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Łódź 2020, s. 36