Twórczość Bartosza Suwińskiego w Nawiach, swojej najnowszej odsłonie, to liryka skupiająca się na drobiazgach, które ujmowane są najpierw indywidualnie, poza ogólnym stanem rzeczywistości, by za chwilę zostać wpisane w perspektywę cechującą się swobodnym przepływaniem między obiektami. Poeta nie zestawia elementów poetyckiego świata, nie pociąga go ani kontrast, ani jukstapozycyjne, pragmatycznie konstruowane układy. Woli nieomal spontanicznie, choć tak naprawdę nad wszystkim panuje siłą twórczej myśli, wydobywać to, co „zrywa się” w rzeczywistości do ruchu i stanowi zdarzenie w doświadczeniu pomijane, jednak niezbędne i wielce konstruktywne, gdy stanie się tworzywem tekstu i źródłem wyznania: „Chmiel na popasie w innych pędach, / wróble siedzą na kolbach, / Odra rozwidla się na dwa biegi, / w kałuży pływa naskórek”. Suwiński wydobywa znaczenia z „poświaty”, prześwitu i rozcięcia. Wskazuje to, że wiersze z Nawii powstają z napięcia między jasnością a ciemnością, wyrastają na granicy między dwiema bliźniaczymi, choć istotowo odmiennymi i rozdzielonymi sferami. Poeta łapie w sieć wersu dźwięki wybrzmiewające poza nadrzędną, autorytarną rytmiką świata. Są one dla niego tętnem tego, co niepoznawalne i z trudem utrzymującymi się na powierzchni, jeszcze nieskonkretyzowanymi przejawami nienależącego wyłącznie do ludzi „ekosystemu” życia: „Brzęk ciągniętego wózka z puszkami i blachą. / Krok na otwartej człapce. / Oddech, który ustaje na gwincie butelki”. Rozpoznanie, czego ucieleśnieniem może być ten puls świata, skutkować może zadomowieniem się w teraźniejszości, jednak nie jest to rzecz oczywista i dana ad hoc. Głosy z rzeczywistości napływają strumieniowo, stanowią permanentny napór na zmysły, tym bardziej że nie pojawiają się tylko jako dźwięki, ale i funkcjonują pod postacią ekwiwalentnych bodźców innych rodzajów. Bardziej niż zorientowanie się wśród nich prawdopodobne jest – wedle Nawii – opuszczenie przez nie, będące albo celowym odcięciem się od ich wieloformowego i wielofazowego istnienia, albo następstwem wykluczenia poza rzeczywistość, osamotnienia, przedłożenia nad nią wszelkiego typu „zwidów”, wyobraźniowych „odlotów” lub celowych „zagubień”.
Suwiński opisuje takie akty „prawie” dokonane, jak „odklejenie” się od „ja” ciała i widzenie przez nie wyłącznie konturów swego „ja”, bez (samo)wiedzy o prawdziwej zawartości wnętrza. Podmioty jego wierszy spostrzegają, że istniejemy dziś na progu samookaleczenia, samoizolacji bądź autodestrukcji – tym tragiczniejszej, bo możliwej do zajścia jeszcze przed samopoznaniem, finalizacją kontemplacji swego „ja”. Rekompensatą tego, do czego nigdy nie dotrzemy ze względu na determinanty, którym podlegamy, są wiersze Suwińskiego, owe momenty wyostrzenia zmysłów i niewytłumaczalnej wibracji rzeczy: „Palona kawa nad Jerozolimą, / ciemne gwiazdy na barykadach nocy, / i na wstrzymanym oddechu: // wypięte żyły, / świt pod kloszem, / dotknięta na popiół ćma”. Liryczne miniatury i wyobraźniowe mikstury zebrane w Nawiach to owoce ciągłej obserwacji tego, jak „powietrze rozbija atomy o wiersze”. Jednak podmioty Suwińskiego nie zawsze integrują się z tą dynamiką, woląc wytyczyć dla siebie inspirujący je i rządzący się immanentnymi prawami, intymny skrawek rzeczywistości, który w ich oczach przyćmiewa swą złożonością wszystko inne, całe nieogarnione zewnętrze („Staram się być przestrzenią, / w której zatrzymał się czas”). Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy decyzja o swego rodzaju migracji od ogółu do szczegółu, od zewnętrza do wnętrza przekreśla ich artykulacyjne szanse lub – wręcz przeciwnie – stanowi zarzewie nowego potencjału ekspresji, oddanego w wierszu Pień w takim obrazie: „Bąbel powietrza nadymany w gardzieli”. Pewne jest natomiast doświadczenie niespełnienia, zarówno ontologicznego, jak i poznawczego, czego przyczyną nie jest tylko kruchość ludzkiego życia. Równie ważnymi jego źródłami są trudności w negocjacji formy siebie w świetle podporządkowania dwóm, antagonistycznym, choć wzajemnie siebie określającym żywiołom: życiu i śmierci: „Kołatka bramy na cmentarz / w małej piąstce, // wilgotnej od dotyku, / miękkiej od ciepła”. Równie problematyczne w Nawiach okazuje się powiązanie siebie (określanego) ze światem (określającym), co silnie wybrzmiewa w wierszu Ja, tekście ściśle wiążącym swój tytuł z treścią: „spłoszyłem ptaki”.
Wiersz Suwińskiego demonstruje synestetycznie, co rodzi się ze słów. Stawia opór rzeczywistości, a wszystko, co dla siebie macierzyste oddala, by otworzyć się na obcość – znaczeniowe novum. Owe semantyczne odkrycie przychodzi z trzewi języka, skrytych obszarów świata i kazamatów świadomości. Im większa wiedza o świecie, tym większa – powiada poeta – „powściągliwość”, skłonność do dystansu i widzenia wszystkiego zza tego, co wiadome. Wiersz Suwińskiego manifestuje bądź imituje zagrożoną przez trywializację nadrzeczywistość. Czyni to nie pod pretekstem jej dopełnienia bądź odbicia rzeczy, zwielokrotnienia jej, ale rozświetlenia. Tekst poetycki ma „przywracać”, a więc sprzeciwiać się zanikowi i naporowi tego, co negatywne: „Dlaczego zły wiersz przywraca mnie światu, / a dobry przywraca świat tobie?”. W działaniach motywowanych pragnieniem (choć w istocie jest ono świadomością konieczności) liryczne „ja” czule dotyka figur swej wyobraźni, muskając je myślą, jakby zdawało sobie sprawę, że „ledwie dotknięcia najmniejsze” mogą pozwolić mu poczynić największy postęp w dziedzinie empatii i podążyć przez wersy w kierunku chwili przesyconej sensami. Każde doznanie jest formą zmysłowego obcowania z materią, krążeniem wokół jej istoty, po powierzchni skrywającej prawdziwe oblicze rzeczy. Jednak Suwiński w swoich wyobraźniowych działaniach zdaje się iść dalej niż odkrycie ontologicznej głębi, skupiając się na eksplorowaniu tematu dynamiki zdarzeń. Dzięki niemu większość wierszy z Nawii próbuje określić upostaciowanie świata w kontekście czasu oraz opisać jego rozpięcie między foremnością a amorfizmem. Rezonuje to również w samej kompozycji tekstów, które mimo –wydawałoby się – minimalistycznego wyposażenia w środki poetyckie każdorazowo są swoistymi podróżami w daną konstelację zdarzeń. Wędrówka ta polega na dostrzeganiu ledwie przez poetę zaakcentowanych korelacji między komponentami sytuacji lirycznej oraz przemykaniu między niespodziewanie pojawiającymi się impulsami. Suwiński w Nawiach pozwala siebie odkryć jako twórcę podobnego temu z wiersza Na miedzy: „Na ławce siedzi poeta / i przerwom w widzeniu / nadaje ciągłość, / i lukom w wierszu / zostawia światło”. Przez wyobraźniowe przesunięcia horyzontu zdarzeń w wierszach Suwińskiego „zbliża się i oddala” wyjściowa linia semantyczna. Trudno jednak powiedzieć, by jej istnienie było w Nawiach czymś oczekiwanym. Suwińskiemu bowiem bardziej zależy na oscylacji wokół niej i tym samym zderzania konkretu, poszczególnego ujęcia poetyckiego z niemożliwą, nadrealną Całością. W tym starciu zawsze wygrywa detal, ów okruch sensu („jeden wers przeciwko pełni”).
Świat poetycki malowany jest w wierszach tak, jakby już za moment liryczne „ja” miało go opuścić w obawie przed nachodzącą katastrofą. Czytając Nawie, odnosimy wrażenie, jakby przyszłość miała nigdy nie nastać, skoro różne nihilistyczne tendencje przypuściły na nią szturm. Przestrzeń zawęża się tu do granic możliwości, a jej zawartość ulega kondensacji. Tym samym przestaje być w niej miejsce dla poetyckiego podmiotu, wypychanego przez „oddech” świata i „zbliżające się widoki”, nacierające na niego obrazy. Swoistość „ja” rozpuszczana jest w rzeczy, niknie i topnieje tak jego autonomiczna i niesamoistna, jak się okazuje, podmiotowość: „Zawiewa, zawiewa od strony Odry płatkami śniegu. / Ich ostre końcówki temperuje wiatr, tracą rysy i kształty, / Stają się jednym świstem, który tnie mrozem po twarzy, / Kuli do wewnątrz to, co najlepsze w tobie”. Człowiek – byt samotny, nagi i podległy somatycznie ograniczonej motoryce – w zawierusze swego życia próbuje wprawić siebie w letarg, „zatamować myśli”, w istocie wyhamowując swoją ewolucję i przy okazji zdając sobie sprawę, że trudno dziś w doświadczeniu zarejestrować coś zarówno ożywiającego przyszłość, czyniąc ją czasem godnym przeżycia, jak i pozwalającego rozliczyć się z przeszłością i teraźniejszością. Jest to następstwem faktu, że człowiek ponowoczesny żyje w spirali powtórzeń, które nie są replikacją pożądanej macierzy, praźródła, ale tego, co samo w sobie było konsekwencją wielu kalek myślowych i poznawczych porażek: „Każde rozczarowanie to tylko powtórzenie, / Melodia wywiedziona z innej piosenki, kawałek / Wiersza przepisany na brudno od innego Poety, / Słowo wracające do macierzy. Pacierz, dorzecze, bieg”.
Leżąca u podstaw większości wierszy z Nawii gradacja uwidacznia i tonuje nadejście semantycznej „energii”, której w trakcie lektury chwytamy się, stając wobec dynamiki układów poetyckich wizji Suwińskiego. Nieprzedstawiona literalnie międzywersowa harmonia, jaka określa te liryki, ujawnia się w stosunkach obrazów, z których poeta buduje swoje wiersze. Odsłania on pokrewieństwa na poziomach, których nie sposób racjonalnie opisać, jakby analogie stanowiły podpowierzchniową, fundacyjną strukturę rzeczywistości, a więc były obserwowalne tam, gdzie nigdy środek ciężkości ludzkiej, rozumowej uwagi nie zostanie położony. Tylko delikatnie zapośredniczony rzut poetyckiego oka, który wyróżnia Suwińskiego, nie upraszcza, ale wyłuskuje ze świata (nie)szczególne fenomeny, by później umożliwić ich identyfikację i zaangażowanie się w ich obecność. Tłumaczy przy tym, na czym polega ich istnienie, którego intensywność skutkuje semantyczną opalizacją oraz zadziwiającą logiką poetyckiej kompozycji. Zagęszczając frazy i nie wiążąc ich ciasno w wierszu, tylko pozwalając im lewitować, Suwiński chce poruszać naszą wyobraźnię i na głębinowej płaszczyźnie wiersza akcentować nadzmysłowe, irracjonalne drgania. Liryczne podmioty Nawii przeżywają, ale nie diagnozują na gorąco i pozwalają, by władzę nad przedmiotami ich poznania przejęła inwencja i wyobraźnia. Syntetyzujące rozpoznania tylko tutaj kiełkują, przezierają zza pierwszoplanowego, źródłowego tworzywa. Wiersze Suwińskiego są swego rodzaju „streszczeniami” olśnień, które pod względem transmisji sensów i wiele mówiących obrazów są bezkonkurencyjnie skuteczne.
Rozpad, wyczerpanie i stagnacja naznaczają te teksty i są podstawowymi punktami, wobec których liryczne „ja” odnosi się krytycznie, ale nie są zjawiskami zdolnymi zawładnąć całym światem poetyckim Nawii, tym bardziej w obliczu potęgowanego różnymi środkami działania obrazów-iluminacji. Współobecne tu świat wewnętrzny i zewnętrzny ani nie popadają ze sobą w konflikt, ani nie spokrewniają się ze sobą, ich rozdzielność bowiem daje poecie możliwość sięgnięcia w głąb nietrwałych i niejawnych analogii pomiędzy nimi, a tym samym zbadania różnorodnych form współpracy bądź współzależności, które wiążą je ze sobą, czyniąc świat widziany i doświadczany rzekomo spoistym. Suwiński chce dosłyszeć to, co przepada w tle i prezentować świat tuż po Wydarzeniu odmieniającym jego sposób przejawiania się. W Nawiach jest nim pożar ogarniający całą przestrzeń liryczną i stawiający pod znakiem zapytania jej dalsze trwanie: „Osmolone pnie w lesie, / czarne gawrony rozpięte od najwyższego guzika, / i kosmate kominy”. Poetycki wgląd, który udziela nam ową przestrzeń w tekście i daje możliwość partycypacji w niej, jest „wyciorem świdrującym wewnątrz” jego trzewi, a korzystanie z niego przypomina przedzieranie się przez „klamoty” blokujące poznawcze drogi. Sposobnością na przełamanie tego pata nie jest, jakby się wydawało, dogaszenie gdzieniegdzie jeszcze tlącego się pożaru, ale wręcz przeciwnie: próba jego rozniecenia na nowo lub – co wydaje się jeszcze bardziej produktywne – poruszenie powstałego pogorzeliska: „Stary Ślązak bierze pogrzebacz, miesza w płomieniach, / iskry skaczą, dym niesie się wysoko. / Hen, daleko, daleko, hen”.
Suwiński jak żaden inny twórca zwraca uwagę na substancję, z której zbudowany jest poetycki świat i przede wszystkim jej „konsystencję”: „Usta oderwane od porannej kawy. / Pianka tracąca konsystencję”. Nic – wedle Nawii – nie jest uniwersalną miarą rzeczy i do każdego elementu rzeczywistości trzeba podchodzić indywidualnie, badając jego specyfikę. Na tym planie Suwiński pyta, jak zdarzenia zlewają się w jedną perspektywę czasową, tworząc układ, w którym nie sposób oddzielić od siebie poszczególnych zjawisk i dokonać rozliczenia, co odpowiedzialne jest za wymowę danego momentu. Zestawienia zdarzeń, z których zbudowane są teksty w tym tomie, oddają, jak chcąc nie chcąc, niezależnie od upodobań, reagujemy na każdy bodziec i wszystko, co zarejestrowane na zewnątrz swego „ja” przenosimy do naszej świadomości. Ona z kolei najmniejsze, symptomatyczne „incydenty” traktuje śmiertelnie poważnie i na ich podstawie buduje własną wizję dookolności: „Pieczywo z którego leci mąka. / Twarda skórka dziurawiąca foliową torebkę. // (…) Zapach mrozu idący od ziemi. / I czosnek przepuszczony przez praskę. // Wirujące płatki śniegu rozpuszczone w locie. / Brzęk szkła wrzucanego do kubła”.
Suwiński lokuje swoje wiersze dokładnie pomiędzy zmysłowym a językowym, odczuwanym a werbalizowanym. Czytając je, „odraczamy” konieczność życia w świecie rzeczy i wkraczamy w świat niesamowitych korelacji między podstawowymi narzędziami naszego doświadczania: językiem i zmysłami. Przez komponent sensualny – mimo głębokiego zanurzenia w lingwistycznej tradycji i pokrewieństwa z takimi mistrzami jak Ryszard Krynicki, Bolesław Leśmian i Krystyna Miłobędzka – teksty Suwińskiego nie są oderwane od kluczowej dla człowieczeństwa problematyki, a dzięki doskonale ukształtowanej wrażliwości zarówno poety, jak i jego lirycznych person Nawie skupione są na wypatrywaniu enigmatycznego bliźniego. Może być on postrzegany jako osoba bliska i ukochana – taka, z którą spotkanie jest chwilą najwyższego uniesienia i wejrzenia w to, co niepojmowalne. Jednak równie prawdopodobne jest, że „ty” jest tożsame z „ja”, które na różne sposoby próbuje w Nawiach odkryć prawdę nie tylko o własnym istnieniu: „To od Ciebie zaczyna się cała poezja, / a na mnie kończy się życie”. Podobną, nieostrą dychotomią w Nawiach jest ta występująca między (nie)oczekiwanymi znaczeniami a tymi danymi czytelnikowi od razu, bez drążenia tekstowego labiryntu i nurkowania w jaskini zalanej wieloma językowymi kontekstami, rekompensującymi nieewidentne powiązania między emanującymi w wierszach obrazami. Wpatrywanie się w „ty” niewątpliwie związane jest też ze szczególną skłonnością podmiotów Nawii do afirmacji przyrody: „Melodie płyną po buczynie, / do granicy każdego słoja. // W kartki papieru opakowano chmury”.
„Ja” Suwińskiego w swoich doświadczeniach uwalniają się od kalek, schematów poznawczych i osiągają medytacyjne wyciszenie i uważność. Dzięki ich wytężonej uwadze w Nawiach pojedynczy atom reprezentuje wszystkie możliwe układy materii, podobnie każda emocja daje przedsmak wszystkich innych doznań. Każda drobina jest tu tak cenna, ponieważ można w niej ujrzeć prawdę o wszechbycie i przede wszystkim swoim ego. Warstwy (znaczeń i tekstów) interferują w tomie Suwińskiego, a spod nich przeziera obecność inna, niezaprogramowana i w sposób czysty poetycka. Tak Nawie przywołują to, co przedwcześnie zanikło (zamarło bądź umarło), zeszło do podziemi wyobraźni bądź nieświadomości oraz aktualizuje wyobrażenia przestrzeni pozarozumowych (również zaświatów, tytułowych Nawii). Suwińskiemu sprawnie udaje się połączyć poetyckie „badanie” semantyki emocji („Jesteśmy cieniem dla swoich łez”) z głęboko zmetaforyzowanym przedstawieniem determinant człowieka ponowoczesnego, rozdartego między przestrzenią zindustrializowaną a środowiskiem naturalnym, własnym „ja” a tymi innymi, którym powinien poświęcić swoją empatyczną uwagę. Z wyważonego powiązania celów ze środkami oraz wyobraźni z intelektem powstają wiersze niespiesznie podglądające rzeczywistość na poziomie mikro i z liryczną czułością nakreślające jej nieokrzepnięcie, trwanie w stanie ontologicznej potencji.
Autor: Przemysław Koniuszy
Bartosz Suwiński, „Nawie”, Wydawnictwo Forma, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2020, s. 38