Dariusz Patkowski w debiutanckich Nokturnach przedstawia się jako poeta dwukierunkowy. Przeżywanie reminiscencji i introspekcji oraz trudna walka z własnym ego zawsze pociągają za sobą w jego wierszach ruch przeciwny, związany z uzewnętrznieniem i autoanalizą. Rozmyślając nad treścią wszędobylskiej ciemności, która stanowi wszak wspólny mianownik każdej cząstki Nokturnów, nie poprzestaje na prostych wyjaśnieniach tego, dlaczego świat współczesny jest wyludniony, choć równocześnie wydaje się tak tłoczny. Patkowski opisuje doświadczenie wyobcowania i osamotnienia, jednak dotyczy ono tak samo relacji międzyludzkich, jak i braku pewności co do zasadniczego znaczenia absolutnej instancji, która miałaby poruszać tryby świata, choć obecnie dominuje Nietzscheańskie twierdzenie o jej śmierci. Substytutem sacrum z powodu „mglistej obecności wiary” jest w Nokturnach poezja, będąca listem skierowanym do zewnętrzności, czytelników i tak samo domniemanego, jak kwestionowanego Absolutu, co sprawia, że teksty Patkowskiego stale otwarte są na to, co Niewyrażalne:
Potem wsuwam je do przegródki portfela, jakby
wierny wsuwał modlitwę w ścianę płaczu.
Nad ranem dostąpią nieśmiertelności,
słowo przemieni się w plik.
Zapisany język dotknie milczenia.
Zamiast spłycać zjawiska wewnętrznie sprzeczne, Patkowski wpisuje je w swoje wiersze, oczekując, że w poetyckiej konfiguracji zdemaskują się, ujawnią swoje prawdziwe motywacje i dzięki temu wybrzmią „ukryte wokale nieobecnych”. W tym stanie rzeczy każdy z podmiotów wystawiony jest na nie-istnienie i wiele procesów odbierających im osobniczość, a także wolną zmysłowość:
To półmrok swoim chłodnym dotykiem
wyrywa mnie z łóżka. Cienie ciężko zalegają
w pokoju, gdzie oddaję ciało wątłej tkance
snu. Moje oczy zalepia wyblakły świt.
Za oknem kolory budzą się w bólach,
przedwcześnie znikając.
Podstawą Nokturnów jest wykroczenie poza przekonanie, że najbardziej intensywne ciemności spowijają ziemię i tylko z zewnątrz wpływają na człowieka, gdy w istocie, jak odkrywają podmioty tych wierszy, najgłębszą otchłań i najczarniejszy mrok odkryć można w sobie samym, w okaleczonym wnętrzu i obnażonej nieświadomości. Być może Nokturny możemy potraktować jako rozpisaną na wiele wierszy opowieść o uzmysławianiu sobie pustki ziejącej w naszych wnętrzach i następnie radzeniu sobie z jej konsekwencjami, spośród których najgorsze jest pochłanianie przez nią wszystkiego, co wzbudza w nas energię życiową. Argumentem za tą hipotezą jest choćby ten krajobraz:
Szadź osiadła na ich dachach niczym płomień
Ducha Świętego zstępujący w rozpalone
głowy wiernych. Wydrążone autobusy
nadal tam stoją – porzucone skorupy
w środku poszarpanej rany
zimowego lasu.
Postrzeżenia tego rodzaju prowadzą liryczne „ja” Patkowskiego na drogę nieustannego powracania do siebie, odkrywania na nowo prawdy o istnieniu i negatywnych stronach egzystencji. Przejrzenie siebie samego (autoiluminacja) i stanięcie w prawdzie to nie tyle sondowanie możliwości swojego ciała, umysłu i duszy, ile szansa na skontrastowanie aktualnego, wypaczonego światoodczucia z pryncypiami bycia w świecie, co widoczne jest już w inicjalnym wierszu tomu: „Coraz chudszy / brnę dalej. Chciałbym złapać trochę słońca. / Na zawsze”. Wybrzmiewają w Nokturnach niespełnione pragnienia, żal z powodu wytracania potencji swego bycia i oczekiwanie na ostateczne spełnienie, zatracenie się w sobie i zaniknięcie z powodu zrealizowania wszystkich postawionych sobie celów.
Mimo tak zakreślonego punktu wyjścia, horyzont egzystencjalny, jaki reprezentują persony mówiące w Nokturnach, jest wciąż otwarty, niezależnie od tego, w jakim stopniu udaje im się spełnić swe marzenia, które nierzadko – w przeciwieństwie do przywołanego pragnienia pochwycenia blasku słońca i oświetlenia mroków swego wnętrza – dotyczą kwestii czysto praktycznych, by nie powiedzieć: trywialnych. Jedną z nich jest chęć ujrzenia świata w sposób niepozostawiający złudzeń co do autentyczności aktu poznawczego. Zazwyczaj bowiem „ja” Nokturnów ma wrażenie, że prawdę rzeczy przysłaniają dynamicznie zachodzące przeistoczenia, których efektem jest szybkie rozpływanie się wyraźnych konturów i ostrych podziałów. „Ja” Patkowskiego, tak przesycone negatywnymi myślami i wizjami ziszczającego się na jego oczach końca, zdaje sobie sprawę, że jego realnym przeznaczeniem jest oczekiwanie na unicestwienie albo fizyczne, albo duchowe. Jednak każdy wariant końca jawi się mu jako nieodwoływalny kres jego podmiotowości i ostateczne zamknięcie wizjera z widokiem na świat.
Nokturnami rządzą kontrasty. Bez nich niemożliwa byłaby już sama tytułowa figura, która zawdzięcza swe istnienie przejściu dnia w noc, zwycięstwu ciemności nad światłem lub – z innej perspektywy – koniecznemu oddaniu pola przez jasność swojej przeciwwadze. Wydaje się, że całość oparta jest na antytezach o prostej konstrukcji, szczególnie widoczne jest zestawienie wody i ognia, dobra i zła, ekstazy i cierpienia, sacrum i profanum, pełni i pustki. Jednak jest to szkielet wyobraźni widoczny tylko na powierzchni wierszy Patkowskiego, bo głębiej owe dychotomie pozwalają poecie na zobrazowanie napięć, bez których nie sposób pomyśleć zarówno (po)nowoczesności, jak i życia w ogólności. Kontrasty, którymi operują podmioty Nokturnów, są kalkami gnoseologicznymi, pozwalającymi im wstępnie rozeznać się, z czym mają do czynienia, a właściwie, czy dany obiekt bądź zjawisko stanowi zagrożenie, czy może służyć jako widmowe źródło nadziei. Uproszczenia są niezbędne, gdyż w świecie poetyckim Patkowskiego dochodzi do surrealnego pomieszania wszystkiego ze wszystkim, co jest źródłem najciekawszych wierszy z Nokturnów. Przedstawiają one utratę spoistości przez rudymentarne elementy świata poetyckiego, dewaluację „naturalnych” zasad lirycznej ontologii oraz zjawisko wymiany między przedmiotami swych podstawowych własności, skutkujące niemocą rozróżnienia przez podmiot, z czym właściwie obcuje:
Za oknem, w przestrzeni skutej
metaliczną pleśnią popiołu
bałwany toczą ciepłe jeszcze kule
mięsa, by ulepić człowieka.
Następnie błogosławią żywą tkankę
cichą kontemplacją włókien.
Świat poetycki Patkowskiego ma swój rytm, a dźwięki emanują z niego niezależnie od tego, czy ktokolwiek porusza jego składowymi, czy został on pozostawiony sam sobie. Dlatego jednym z czynników, który tworzy wrażenie triumfu ciemności, jest utożsamienie przestrzeni z „ogromną pajęczyną / wysamplowanych wspomnień”, emanujących w stronę „ja” samoistnie, osaczając go bądź kojąc jego skołatane nerwy. Mimo wielości doznawanych bodźców i znaczących impulsów rzeczywistość Nokturnów jest zmrożona, jakby zahibernowana i zastała w swym przypadkowym kształcie. Stan obecny tej przestrzeni mógłby być wypadkową triumfu ciemności jako braku zmiany i negacji sensowności jakichkolwiek metamorfoz, ale – co bardziej prawdopodobne – zdaje się wynikać z lęku mówiącego „ja” przed odejściem w mrok zapomnienia, potęgowanego przez trudności z wysłowieniem oraz permanentnie przenikającą go niepewność siebie, przez którą czuje się „Wyrwany z kontekstu. Z przeszłości, z przyszłości / i z teraz”. Tak ukształtowane liryczne „ja” Patkowskiego zainteresowane są tym, jak przedmioty – swego rodzaju jasne punkty na ciemnym tle chaosu – wynikają z siebie nawzajem i powstają jako spójne całości. „Ja” Nokturnów próbuje wręcz uczyć się od nich, jak rozpalić w sobie chęć bycia spoistym i odpornym na zakusy nicości organizmem, który zamiast zapraszać do swojego wnętrza wszystko, co przedstawia choćby iluzoryczny potencjał znaczeniotwórczy, szuka najefektywniejszych wyjaśnień swojej kondycji, cechujących się zarazem największą agresją w stosunku do świadomości „ja”:
Tylko dzieci potrafią z taką pasją
karmić kamyki. Chcąc dla nich dobrze,
zatapiają je w brzuchatych głębinach rzek
i jezior. Kamienie jednak, nienasycone,
wciąż powracają; wychodzą przez otwarte,
boleśnie dojrzałe wnętrza małych pasterzy.
Mimo rozmaitych postaci i stadiów ciemności, można spostrzec, że jej źródło w Nokturnach zawsze tkwi w człowieku i wyradza się podczas prób samorozumienia i autokonkretyzacji, bo „Ciemność rozsiewa się przez język” i mówienie. Tym samym mrok nie jest tu tylko brakiem światła, ale stanowi następstwo nieskutecznego postrzegania lub – innymi słowy – całkowitej ślepoty. Konsekwencją pierwszeństwa ciemności w wierszach jest obrazowanie dematerializacji istnienia bądź utraty prawomocności bycia, często bowiem podmioty Patkowskiego doświadczają wyrwy w ich świecie i nieobecności tego, co dawało im nadzieję i było ich oparciem, ontologicznym fundamentem. Życie wydaje się w tych okolicznościach czymś przypadkowym, nielogicznym i pozbawionym celowości, a nawet zrodzonym z czegoś antagonistycznego względem dominant poetyckiego status quo. Z dominacji mroczności wynika zaś wreszcie niemoc znalezienia wieloznacznego światła – pozostałości po Sensie, z których można odbudować zarówno siebie, swoje „ja”, jak i egalitarną, pełną empatii rzeczywistość. Podmioty Nokturnów są wręcz stworzone do szukania prawdy, ale nigdy nie są w stanie jej trwale posiąść i to nie dlatego, że wymyka się ona spod władzy ich umysłów lub jest niemożliwa do opisania za pomocą słów, ale przez wzgląd na efemeryczno-infernalną konstrukcję świata oraz jego negatywny rodowód:
Las nawoływał, a oni poszli. Myśleliśmy,
że odnajdziemy ich kościany kruszec, żebra
i czerepy. Jednak na miejscu leżał chrust,
stara, zbutwiała kurtka oraz wymięte
paragony. Cisza chrzęściła w suchych
ustach, jesień wabiła polifonią barw.
Patkowski umiejętnie odnajduje szczególną potencjalność swojej wyobraźni do oddawania w tekstach braku wiary podmiotów w konstytucję naoczności. Świat jawi się tu „ja” jako wściekły, nieprzystępny i na każdym kroku posługujący się oszustwem. Zaciemniona przestrzeń na każdym kroku czyha na „ja”, by pochwycić go i pozbawić go sił witalnych, dzięki czemu w Nokturnach pojawia się interesująca dychotomia – to człowiek szybko wytraca w świecie poetyckim energię, wpadając w stan katatonii, gdy uprzednio nieporuszona przestrzeń ożywia się i zaczyna żyć swoim, nieantropocentrycznym życiem:
Znużone budynki przymykają
ciężkie od ciem okiennice, pogrążając się
w wampirzym letargu. Ich brukowe sny
łagodzi niewidzialna ręka jesieni.
Podmiot czuje się uwikłany w działanie lodowatej i nieczułej maszynerii uniwersum, która uniemożliwia mu rozkoszowanie się „rozkwitającym krzewem codzienności”, odbiera mu swobodę wypowiedzi i wystawia go na działanie takich chwil, jak „pogrążony w milczeniu, / wyludniony sierpień”. Ważnym aspektem ciemności w Nokturnach jest rozdarcie przestrzeni na wiele oddziałujących na siebie sfer, tworzonych przez żywych, zmarłych i widma pozostające na granicy istnienia i nicości. Mrok, tak często zmieniający odcienie w wierszach Patkowskiego, symbolizuje ontologiczne przejścia oraz stałą obecność w poetyckim „teraz” materialnych i nienamacalnych znaków tego, co minione. Istotnym symptomem tego zjawiska jest wiersz Niechciane. Rozpoczyna się od obrazu słońca, dzięki któremu rozkwita życie i kończy się wizją ciemności zatruwającej codzienne przeżywanie. Jest to jeden z wielu przykładów motywu trudnej do utrzymania równowagi (jedności przeciwieństw) w świecie poetyckim Nokturnów. Wstępnie nawet imaginacja okazuje się tu niewydolna w jednym z autotematycznych wierszy, w którym czytamy:
Wyobraźnia,
opustoszała i otwarta, niczym
zrabowany skarbiec ze starych filmów,
zaprasza w swoje skromne progi: cicha,
martwa. Niezastąpiona.
Tak uformowana i nieruchomiała bardziej niż efektem działań poetyckich, zdaje się punktem wyjścia w Nokturnach, ponieważ w kolejnych wierszach Patkowskiego dochodzi do re-animacji wyobraźni i tchnięcia w nią nowego życia, od czego wszystko się zaczyna. Zarazem uobecnia się tu troska wobec imaginacji, bo tylko ona, wspierana przez język, jest jedynym drogowskazem dla bardzo obciążonego psychicznie „ja”, które egzystuje w zaciemnionym i opanowanym przez nihilizm świecie. Aktualny niepokój odczytywany jest w Nokturnach jako zapowiedź odrodzenia i wyzwolenia, gdyż „Bojaźń jest utraconą siostrą wolności”.
Patkowski to poeta zainteresowany fenomenem języka zdradliwego i zaciemniającego, co nie oznacza jednak, że jego wiersze są hermetyczne. Fakt ten bardziej dotyczy podkreślania przez niego, jak nazywanie zmienia – rozjaśniając bądź zaciemniając – istotę rzeczy. Konstelacje skondensowanych metafor i tym samym poetyckich obrazów w Nokturnach służą próbom oddalenia bądź – wręcz przeciwnie – przyswojenia i następnie zrozumienia ciemności. Wiele swych wierszy Patkowski osadza na fundamencie wyjątkowego pomysłu, który pozwala mu zestawiać rzeczy zwyczajnie występujące oddzielnie. Dzięki antynomiom buduje delikatne napięcie, wypracowuje idiomatyczną semantykę i przede wszystkim spaja tom, który rozpięty jest pomiędzy olśnieniem a pogrążeniem w mroku. Wiersze z Nokturnów dają się podzielić na grupy, rozwijające poszczególne wątki i reprezentujące podobne schematy kompozycyjne, tym samym uprawomocniając gruntownie przemyślaną całość i odkrywając – jeżeli zestawimy przełomowe momenty tomu – linię melodyczną Nokturnów. Metaforyka, wyobraźnia i język doskonale współgrają w realizacji podstawowego celu Patkowskiego: stworzeniu i zaprezentowaniu osobistego, głęboko intymnego i cechującego się dużym ładunkiem emocjonalnym modelu poetyckiego nokturnu. Składa się na niego wydarzanie się złowrogiej, wyizolowanej ciemności, w której odmętach nie sposób powziąć żadnych środków zaradczych względem naporu nicości. W opisujących ją, „zatłoczonych, / ciasnych uliczkach wersów gromadzą się duszne / skojarzenia”, przez które trudno otrząsnąć się z poczucia koncentracji wokół nas nośników katastrof, wojen i bezsensu. Z drugiej zaś strony Nokturny pełne są chwil rozciągłych i intensyfikujących sensualno-intelektualną przyjemność podmiotów, stanowiąc przeciwwagę dla osadzającej się w świecie poetyckim pustki, wywracającej na opak liryczne status quo.
Autor: Przemysław Koniuszy
Dariusz Patkowski, Nokturny, Wydawnictwo Kwadratura, Łódzki Dom Kultury, Łódź 2021, s. 46