Łowca to tom wyjątkowy nie tylko dlatego, że został wydany w dniu siedemdziesiątych piątych urodzin Leszka Szarugi, ale też dzięki ulokowaniu w jego centrum wiersza Miska (pochodzącego z tomu 10 wierszy z 1971 roku), który spina szeroką klamrą dotychczasowy program poetycki autora (szczególnie w tym wypadku związany z sądem o niemożności zaistnienia liryki niezaangażowanej) oraz – co najważniejsze – otwiera go na nowe wątki i inaczej niż dotąd wykorzystywaną wyobraźnię i język. Persony, które Szaruga powołuje do istnienia w Łowcy, sięgają w głąb tajemnicy poezji, natykając się tam na myśl, że jest ona jedną z wielu cząsteczek wpisanych w proces istnienia świata i przemijania czasu. Jej fenomen polega na tym, że na tle innych wydarzeń, a więc tego wszystkiego, co jest pożywką dla jej ewolucji, poezja wyróżnia się zdolnością nie tylko do wyobraźniowego kojarzenia widzianych i nieobserwowalnych procesów, ale również dostrzegania i rozumienia zjawisk niecentralnych, wymykających się zmysłom. Przede wszystkim Szaruga ma tu na myśli metafizyczne, ponadmaterialne i pozawerbalne ewokacje sensu obecności w świecie, który nigdy nie objawia się w sposób jawny, lecz ukryty jest w załomie, luce między fizycznym a duchowym, owym źródle mocy poezji opisywanym już w Spacerze, inicjalnym wierszu: „mrówki / za tym drzewem budują / kopiec i wiersz / się niesie z liścia / na liść a słońce / zalśniło w mchach”. Wiele kwestii relacjonowanych w Łowcy przy okazji metapoetyckich refleksji można sprowadzić do problemu rozwarstwienia i fragmentaryzacji świata. Podmioty Szarugi nie są zdolne rozstrzygnąć, czy jest to stan rzeczy zastany i niezmienny, czy doprowadziła do niego aktywność człowieka. Pewne jest jednak, że jest to podstawowa bariera na drodze do realizacji założonych tu celów, bo oczywiście nie jest to tom o jednym i apriorycznie wyznaczonym kierunku. W tym, do czego dążą persony w Łowcy, widzieć bardziej należy autonomię ich światoodczuć, które są tutaj rozumiane dość nietypowo, ponieważ uwzględniają recepcję własnej pozycji w przestrzeni o strukturze niejednolitej i pełnej zagrożeń. Samoświadomość, jakiej oczekują „ja” Szarugi od doświadczeń, jest bezcenna właśnie z powodu „podstępów” ze strony świata, które zdają się owe podmioty przewidywać. Figura Łowcy, a więc tego, kto jest skupiony na potencjalnej zdobyczy, jest tu symptomatyczna ze względu na determinujące liryczne „ja”, realne niebezpieczeństwo pochwycenia i tym samym urzeczywistnienia jego wizji o kresie życia. Często ową zdobyczą, jeżeli poprzestać na instrumentarium poetyckim, jest metafora i przemyślne rozwiązanie językowego równania. Skomplikowanie zagadnienia, jakim jest pochwycenie „zwierzyny” lirycznej, wymaga, aby w tytułowym Łowcy skupiło się wiele uzdolnień i przede wszystkim niezbędna potencja w postaci świadomości „bezmiaru” i szacunku do jego nieokreśloności: „łowca na słowo / myśliwy na cień rzeczy // wyłuskany z wody / poranka karp karp // wymarły na piasku / bezmiar”. Łowca siłą rzeczy jest uzdolnionym obserwatorem – tym, kto nie tylko widzi, ale i rozumie to, co przedstawia mu świat, a także potrafi przeniknąć przez materię, spojrzeć za nią, w głąb jej meandrów i ujrzeć ją na tle implikacji jej obecności.
Poruszając się po peryferiach języka, „ja” Szarugi nie upewnia siebie w żadnym przeświadczeniu, wprost przeciwnie: im więcej lingwistycznych odkryć w Łowcy, tym bardziej brutalnie dopadają go egzystencjalne rozterki i tym trudniej mu zawładnąć mrokami ogarniającymi jego duszę – tego, kto doświadczając, wystawiony jest na łatwy łup. Ruchy wyobraźni, owe ciche manifestacje siebie i własnego głosu, powodowane są tu przez dojmujące wrażenia, które wydają się nic nie znaczyć w perspektywie ogólnej bądź absolutnej. Wkraczając w obszary zbagatelizowane, obszary – dodajmy – nierzadko zlokalizowane w samym „ja”, w jego samo-świadomości, podmiot ucieka od złożonych wyjaśnień, owych nazbyt efektownych i niebezpiecznie eksperymentalnych metod uchronienia siebie przed złowieniem. Jako ratunek przed bezradnością wybiera niewidowiskową przemianę wewnętrzną – transformację z ofiary w myśliwego, co nie przypomina autodestrukcji i degradacji, gdyż „ja” Szarugi oczywiście nie ma popędu do unicestwiania, ale poprzestaje na przeobrażaniu i uczestnictwie w zmianach stanu istnienia, tym samym łowiąc bez zbędnego rozlewu krwi.
Prawdziwy Łowca musi wiedzieć, że również on sam może zostać ofiarą innego drapieżnika, w walce o przetrwanie nie ma bowiem kompromisów, dlatego przenika te wiersze pewność, że kres jest bliski i nieunikniony. Prędzej czy później każdy ulegnie silniejszemu od siebie. Sygnalizuje to już wybór tego konkretnego określenia myśliwego, w którym skryte jest imię jego ofiary: Ł-owca. Nie tylko końca i śmierci z powodu złowienia oczekuje się w tych wierszach, ale i samopoznania, odnalezienia swego „ja” i języka pożytecznego w „dochodzeniu do siebie”, które rozumiane być może jako re-generacja, niemożliwa do zakończenia oscylacja wokół prawdy o swym „ja” oraz przeglądanie się w swoich odbiciach w zwierciadle świata. „Ja” Łowcy, przenikliwie rozumując, dochodzi do wniosku, że taka autopercepcja skutkuje niechcianymi kosztami, szczególnie poczuciem fatum związanym z tożsamością, byciem „sobą”, posiadaniem niedostępnego i obcego centrum w formie wewnętrznego, silnego „ja”. Choć Łowca racjonalnie nie jest w stanie przeniknąć fenomenu samego siebie, to za wszelką cenę próbuje obronić się przed pogłoskami i tymi wszystkimi, którzy uderzają w jego mgławicową i kwestionowaną obecność. Mówi więc: „mitu / mego nie pod / dam”, dając tak odpór kolonizatorskim zapędom tych indywiduów, które pragną zapanować nad jego umysłem. Broniąc siebie, ćwiczy się w ochronie uniwersalnego wymiaru człowieczeństwa, więc Łowca zakłada możliwość funkcjonowania poezji jako rzeczniki utraconych przez współczesność ideałów. Teraźniejszy głos poety widziany jest tu przez pryzmat wielkich poprzedników – tych, którzy stworzyli podwaliny liryki dzisiejszej. Szczególnie dosłyszeć tu można Federico Garcíę Lorkę, Konstandinosa Kawafisa oraz Aleksandra Błoka. Ów wątek tworzy tylko wierzchołek jednego z podstawowych tematów w Łowcy, a mianowicie czasu. Szaruga subtelnie pokazuje, jak przy współudziale przemijania wierzchnie warstwy rzeczywistości ścierają się, a na ich miejsce wzrastają inne, bez rzucających się w oczy blizn po tym, co minione. Rzecz jednak w tym, by mimo rozwoju i przyrastania zachować pamięć o straconych i tragicznie zakończonych istnieniach, mimo tego, że większość woli świat „czyściutki posprzątany”, zredukowany do pustego tu i teraz, czystego przemijania. Tu liryczne „ja” Łowcy znajduje pole działania dla języka poetyckiego, który łączy byłe z aktualnym oraz realne z niematerialnym, przy czym korzysta z metafor, werbalnego odpowiednika run: „runy / śniegu spadają / topią się / znaki czasu / przyszłego”. Nie tylko czas i faktyczność zajmują „ja” w procesach integracji, gdyż równie wiele silnych związków dostrzega ono między obcymi i własnymi składnikami swej podmiotowości. Dochodzi do wniosku, że mimo obcości świata oraz bólu, jaki wywołuje przebywanie w nim i konfrontowanie się z jego przejawami jest on – jako podmiot doświadczający – w pokrętny sposób istotą potrzebną i to nie tylko przez wzgląd na konieczność istnienia bytu, który obserwując rzeczy, nadaje im status obecnych, ale i z powodu wzajemnego determinowania i napędzania się zjawisk w rzeczywistości: „jestem / jadalny // jestem // są istoty / żywiące się mną żywym / i te które / nim się mną pożywią / muszą mnie zabić albo / czekać na moją śmierć // rośliny zwierzęta grzyby / i coś jeszcze // to coś wciąż / się czai”.
Szaruga w Łowcy przekracza amorficzną i stagnacyjną teraźniejszość, podejrzewając przekształcenia, które dopiero mają się urzeczywistnić. Owe zmiany, związane z „marzeniami uwięzionymi w bezczasie / cynicznego imperium”, intensyfikują strach przed tym, co przyniesie los i zmuszają jednostkę do obojętności i porzucenia celów uniwersalnych na rzecz częściowego samozaspokojenia, które jest w realiach wierszy niemożliwe do uzyskania w pełni: „masz prawo do strachu masz / dzieci musisz / spłacić kredyt i nie będziesz / się / narażać wolisz / nie zauważać pominąć / przemilczeć w końcu / jeszcze / nie jest tak źle wciąż / można oddychać”. Wiersze Szarugi są zobowiązaniem do asystowania w regeneracji świata i życia wspólnotowego, co dalekie jest od moralizatorstwa i demistyfikowania racji stojących za zdegenerowaną współczesnością. Aktywność ta utożsamiana jest z działaniami wywrotowymi, wręcz anarchistycznymi. Nie może być inaczej, skoro dziś mamy do czynienia z nieładem – porządkiem, którego tylko całkowite zakwestionowanie może przynieść etyczne rozwiązania. Wedle lirycznych „ja” Łowcy nie sposób zaufać rzeczywistości, w której można rzucić cień podejrzenia na każdego, wmawiając mu pogwałcenie podstawowych zasad współżycia społecznego, odbierając mu prawo do swobodnej wypowiedzi i każąc mu dokonać aktu samokrytyki, a więc podważenia łączności swego „ja” z psychosomatyczną jednością, osobowym konstruktem. Zaangażowany nurt poetyckiej refleksji Szarugi zasilany jest z pewnością przekonaniem, że obecnie jest coraz więcej przypadków odgórnego rozczłonkowywania świadomości i wrażliwości ponowoczesnego człowieka, dlatego liryczne „ja” deklaruje: „pokaż mi język może / rozpoznam chorobę uleczę / cię ze świata oczyszczę / w jasnym źródle”. Każdy byt w Łowcy jest zagrożony i poddany bezpośredniej kontroli, stąd mogłoby się wydawać, że archetypiczny jest tu tylko regres, bezruch i każdy stan pozwalający na zamaskowanie się, ukrycie faktycznych intencji („ojczyzna / mnie nie obchodzi”) i wymazanie uprzedniego zaangażowania. W teraźniejszości poetyckiej w działaniach krytycznych wobec status quo działać trzeba za pomocą symboli, „śnieżnych / run bólu bieli / nieistnienia na końcu / języka”, a nie aktów przemocy, bliźniaczych względem tego, co czyni polityczny „aparat” represji. Szaruga kontynuuje więc tworzenie języka poetyckiego, który ma swój „smak”, nie jest tworzony z porywu ideologicznie umocowanej chwili i wprowadza w świat uderzający swym zamieraniem, a więc powodujący pozytywne reakcje.
Wedle Łowcy błądzimy we mgle, znając tylko składniki poznawanej substancji, zupełnie nie orientując się w jej istocie i nie znając „języka”, za którego pośrednictwem manifestuje się w świecie. Nauka zaś – powołana do tego, by odkrywać zasłonę tajemnicy – wciąż nie jest w stanie dotrzeć w miejsca, w których świetnie sprawdza się wyobraźnia i medytacja, z czego, jak udowadniają te wiersze, zdają się wynikać zagubienie i opuszczenie człowieka. To ostatnie odczytywane jest odkrywczo przez podmioty Szarugi jako pozorowane wyzwolenie. Indywiduum pozbawione – doraźnej lub absolutnej – sankcji zyskuje bezpodstawną, choć do głębi odczuwaną autonomię, która ma liczne ponure konsekwencje: duchową martwotę, ideową bezradność i destruktywny hedonizm. W sytuacjach egzystencjalnych, właściwych dla doświadczeń podmiotów w Łowcy, niemożliwe jest jakiekolwiek dopowiedzenie i wyjaśnienie przewartościowujące i lokujące cywilizację na torach tym razem prowadzących do wyraźnego celu. Nieosiągalne jest też wytyczenie obszaru, który wymaga rekultywacji. Tym, co odsłania się przed „ja” Szarugi, jest konieczność przeżycia fizycznego i transcendentalnego głodu, autoalienacja i redukcja nośności wypowiedzi („mówimy / do siebie / wymawiamy / się światu”). Zjawiskiem wzmacniającym te następstwa życia w ponowoczesności i samą niemoc połączenia systematycznego obumierania i wzrastania jest niestabilność wszystkich fundamentów, włącznie z tym najbardziej wartościowym: „miłości / nie ma / niema / jest”.
Mikrokosmos Łowcy jest absorbujący do tego stopnia, że potrafi oszołomić, gdyż wciąż natrafiamy w tych bądź co bądź oszczędnych wierszach na osądy wykrystalizowujące nieoczekiwane prawdy i przypuszczenia. Wersy Szarugi nie przedstawiają, tylko przepowiadają kluczowe dla teraźniejszości przesunięcia i ostatecznie rzucają światło na to, co w istocie jest domeną realności: szeroko rozumiana finalność, czyli otwarcie na koniec (związane z zanikiem blasku rozpleniającego nadzieję: „oto kres / świata i światła // gasną zorze i snuje się / nad horyzontem / cienki blask”) oraz drobne symptomy sensu wyższego rodzaju („echo ognia z jaskini / trzask gałązki pod stopą / szept igliwia // musisz to powiedzieć oto błysk / nadziei na dzieje”). Poeta idzie dalej niż teraźniejszość, jakby jego dotychczasowe doświadczenia były czytelną prefiguracją tego, co nieuchronnie się przybliża i doskonale orientował się w mogących urzeczywistnić się ewentualnościach. Sytuacja jest na tyle poważna, że nawet krótkotrwały rozbrat z realiami świata okazać się może samobójstwem, poddaniem się i legitymizacją terroru, dlatego tak ważne miejsce w Łowcy zajmuje kategoria oczekiwania na dogodne przejście w sferze etyki, z nicości w jawność, które będzie skorelowane – a przynajmniej tak marzą persony liryczne – z rodzeniem się rozmaitych, na nowo potencjalnych, a więc skorygowanych form bycia i zróżnicowaniem struktury społecznej poprzez odwołanie jej do pozytywnych i transparentnych źródeł ideowych. Polityczne mechanizmy przyczyniają się w uniwersum Szarugi do rozczłonkowania świadomości i wrażliwości „ja”, przydając mu status podmiotu nieuwarunkowanego, nienazwanego, bezosobowego i nieposiadającego faktycznej racji istnienia. Łowcę przenika niemożność znormalizowania sytuacji ekstremalnych i umieszczenia ich na planie lirycznego wysłowienia, dlatego kładzie się tu nacisk na temat wolności, którego ekspozycja w wierszu pozwala na moment zawiesić w poetyckim opisie negatywną stronę medalu teraźniejszości i odzyskać wiarę w przyszłość. Tymczasem to wszystko, co jeszcze nie nadeszło, związane jest w Łowcy z pustynnieniem świata i ludzkiego ducha, tworzeniem się wielkiej wyrwy w tkance projektu ponowoczesności oraz nadmiarem niewiadomych, obalających twierdzenie o genezyjskiej proweniencji istnienia: „to nie wiem boli kłuje / w oczy jak sen o mgle (…) // pustynia / wpełza między drzewa / wiadomości”.
Ważnym symptomem określającym liryczną akcję w Łowcy jest walka opozycji, przeciwstawnych sił i konfrontacja ognia z wodą. Sumą konfliktów jest „ziemia wyschnięta”, która mimo swej bezwartościowości i tak staje się przedmiotem pożądania „zwiadowców” skonfliktowanych z tytułowym Łowcą. „Ja” liryczne tomu Szarugi uprzytamnia sobie, że większość problemów współczesności wynika z nicościowania świata, stopniowego tracenia przez człowieka z pola widzenia konkretnych, jednolitych fenomenów i ogólnego wyczerpania: „piszę o / nagłej śmierci / czytam o / nagie śmieci // coś / wyżera litery / wżera się”. W tym zjawisku i wersach je obrazujących widać, że Szaruga świetnie odnajduje się w przedstawieniu wymykania się z rąk człowiekowi rzeczy oraz ontologicznej „niepełnosprawności” tego, co widziane. Nadto udaje się mu podczas modelowania sytuacji lirycznej podkreślić dwoistość języka poetyckiego: zarówno jego wydolność, możliwość ukazania „wyżerania” przez niewiadomą siłę bezcennej tkanki słownej, jak i jego niemoc w dawaniu świadectwa o teraźniejszości, która dekonstruowana jest przez nieokreśloną, łakomą i odmieniającą aktualny porządek energię. Ujęcie tego problemu dokonało się w Łowcy dzięki rozszerzaniu pola własnego bycia przez „ja”, jednak tak naprawdę dotyczy ono nie ekspansji w zewnętrzność, bo polega wyłącznie na introspekcji, poszukiwaniu w sobie źródła zła i tym samym postrzegania siebie jako koniecznej ofiary na ołtarzu ponowoczesnego, „uległego unicestwieniu” nie-ładu. Lingwistyczne zacięcie – nieprzysłaniające wszak innych „atutów” głosu Szarugi – jest jedną z najmocniejszych stron Łowcy, jednak nie sprawia to, że jego wiersz zogniskowany jest na tym, co językowe. Ów aspekt jest wyłącznie pretekstem do rozwinięcia podstawowych tematów i przede wszystkim dzięki niemu rodzi się w wierszach Szarugi napięcie rzadko spotykane w takiej, ogarniającej zarówno wyobraźniową, jak i konstrukcyjno-semantyczną stronę wiersza, konstelacji. Posługując się tymi (i wieloma innymi) rozwiązaniami zachowujący proporcje poeta dba, by one nie spowszedniały i nie były powtarzane, nie stały się obniżającą wartość „chwytu” kliszą. Pod tym względem rejestry poetyckie Szarugi są szerokie, nielinearne i rozpościerają się w odmiennych kierunkach i z różnym natężeniem, dzięki czemu łowią różnorodne połączenia rzeczy i słów, wyobrażeń i myśli, wizji i faktów: „między słowami / przetrwa // słowa zmieniają / kolory kształty / są dla nich / bez znaczenia // a przerwa / trwa”.
Ze znaczeniowych i wewnątrzsłownych przerw Szaruga wyciąga trwanie wiersza „rozsiewającego” znaczenia. Liryczne „ja” marzą, by wysiłek stojący za emanacją poezji nie był poniesiony na próżno i przyniósł owoce w postaci oswojenia tego, co posiadane i przyswajane podczas płynięcia w nurcie egzystencji. W ich pragnieniach powstaje opowieść o równoczesności bycia ofiarą i łowcą, żywicielem i pasożytem, tłumaczem z języków obcych i apologetą mowy rodzimej. Jest to poezja biologiczna, funkcjonująca jak organizm, ożywiona i ożywiana istota, która analizuje wszelkie wykwity na swoim ciele i umiejętnie posługuje się skalpelem, odrzucając to, co przyjęte zgodnie z ideologicznym duchem czasów i wydzielając, pragnąc za wszelką cenę je zachować, organy utrzymujące jej kondycję i przyczyniające się do – nie tylko ilościowego, ale przede wszystkim jakościowego – wzrostu wierszy i zaklętej w nich imaginacji. Poezja jako dosłownie żywa istota ma dbać o to, by ludzkie umysły nie zastygły w marazmie zniewolenia oraz nie poprzestały na tym, co niechciane i wżerające się w ich delikatną strukturę. Tak rozumiana liryka Szarugi w swym burzliwym życiu wyłącznie doświadcza i rejestruje, co tłumaczy, dlaczego do minimum zostały tu ograniczone diagnozy i oceny. Łowca oddaje też głos ofiarom, szczególnie tym najbardziej zagrożonym w łańcuchu pokarmowym świata oraz pozbawianym tożsamości i siedliska. Zauważenie głębokiej korelacji między byciem człowiekiem a predylekcją do empatii, zaangażowania i – niestety – w tej samej mierze etycznego, co bestialskiego łowienia, to jedno z największych zdobyczy Łowcy.
Nie byłoby tego tomu bez odkrywczego podejścia do problemu czasu poetyckiego, którego upływanie jest tutaj umodelowane na wzór strzały i koła, co przeistacza się w sąd o tym, że przemijanie możliwe jest jako gwałtowna transformacja bądź stopniowa re-ewolucja. Podobnie działają tutaj słowa – albo pochwytują zdobycz od razu, w pułapkę przenikliwego rozwiązania metaforycznego, niedopuszczającego do drgania tego, co pozyskane z języka, albo docierają do ofiary poprzez stopniowe zaprzyjaźnianie się z nią, oswajanie ją wieloma – zawsze dystrybuowanymi z mistrzowską oszczędnością – przynętami. Wydaje się, że Łowca został zbudowany na takich właśnie (i wielu im podobnych) „chwytach”, które stosowane są tu bezwstydnie, gdyż taką konieczność uzasadnia logika teraźniejszości i powszechna bierność wobec tego, co tu i teraz dane. Materia poetycka Szarugi jest gęsta i nic w tym dziwnego, skoro przemierzamy ją, jakbyśmy znaleźli się w lesie, w którym ukryty jest pożądany przez nas skarb. Podobieństw do doświadczeń pozatekstowych, szczególnie tych związanych z wędrowaniem i poszukiwaniem, jest tu więcej, skoro Łowca przywodzi na myśl podróż, podczas której zbieramy elementy układanki co prawda pasujące do siebie pod względem faktury i kształtu, jednak objawiające przy integracji ze sobą zadziwiające i olśniewające układy obrazowe. W wierszach odpowiednikiem tego są rozrywane przez poetę słowa i frazy, następnie na nowo w tekstach spajane i konfrontowane, jak w wierszu Prze: „bicie / serca // przez życie / rytmicznie // naprzód na / wylot”. Za umiejscowieniem każdego ze słów w Łowcy stoi jakaś szczególna motywacja, mimo czytelnych inspiracji poety nie ma tu słów – w sensie literalnym – na wolności. Każde z nich jest złowione i osadzone w obmyślonym przez myśli–wego miejscu niezależnie od tego, czy są to słowa pochwycone od innego poety lub myśli-ciela, czy wzięte ze słownika mowy wiązanej. Łowca to opowieść o wyobraźniowym dysydencie, który chce znaleźć się poza porządkiem teraźniejszym, jednak konieczność, etyczność i dobra wola zmuszają go do tego, by dać odpór temu, co negatywne, nie pozwolić podporządkować swych myśli nieprzyzwoitemu światu i zrozumieć istnienie jako sprzężenie wielu relacji („żywię się istotami / które żywią się mną”).
Autor: Przemysław Koniuszy
Leszek Szaruga, „Łowca”, Wydawnictwo Convivo, Warszawa 28 lutego 2021, s. 52