„(…) można także utrzymywać, iż nie trzeba pozbawiać się niczego, że to, co jest prawdą na jednym poziomie myślenia, nie jest nią na innym, i trzeba zamieszkiwać cały umysł, od piwnicy po strych”, czyli psychoanalityczny nowotwór jako psychosomatyczna forma ars moriendi

 Po „Limonowie” i „Wąsach” przyszła pora na kolejną powieść docenianego w Polsce pisarza, Emmanuela Carrère’a (rocznik 1957). Tym razem nie jest to thriller psychologiczny czy biografia, lecz najczystszy przykład literatury realistycznej, ponieważ inspiracją do jej napisania były naoczne przeżycia autora lub osób, z którymi mógł wymienić się doświadczeniami. Dlatego czytając tę książkę nie natkniemy się na wyszukane zabiegi narracyjne, językowe lub fabularne, gdyż głównymi jej bohaterami są samo życie, abstrakcyjna – jak się okaże – idea szczęścia oraz człowiek zmuszony do życia w poczuciu zagrożenia.

„Nie moje życie” niesie za sobą przede wszystkim przesłanie moralne i stara się zegzemplifikować odwieczną walkę dobra ze złem, co uczynione zostało przy pomocy różnych opowieści, które łączy ze sobą cierpienie i ludzka bezsilność wobec barbarzyńskiego świata. Wszystko zaczyna się na Sri Lance, gdzie Carrère wraz z rodziną spędzał wakacje. Katastrofą, która otwiera całe pasmo nieszczęść w tej książce, jest tsunami. Autor, jako mimowolny świadek niewyobrażalnego cierpienia biednych autochtonów i zamożnych turystów, postanawia opisać całą sytuację, aby dociec jaka jest w gruncie rzeczy natura zła i kto kieruje taką barbarzyńską siłą, która za nic ma najważniejsze uczucie, czyli miłość, rozumianą tu jako przywiązanie i bezwzględne poświęcenie. Wobec żywiołu nikt nie był tam uprzywilejowany, przyroda każdego potraktowała tak samo, zarówno rybaka, jak bogatego Europejczyka. Wydaje się, że Carrère za pomocą historii zrozpaczonych rodziców, którzy stracili swe najukochańsze dziecko, chce uzmysłowić swym czytelnikom, iż jakiekolwiek szkody wyrządzone środowisku prędzej czy później poskutkują tego typu nieszczęściami. Takie przekonanie jeszcze bardziej akcentuje sama technika narracyjna, gdyż autor, będąc scenarzystą i reżyserem, całą tę opowieść skonstruował na podstawie kilku obrazów (wydarzeń), następujących po sobie w jasno określonym porządku z zachowaniem relacji przestrzenno-czasowych. Dygresji jest tu niewiele, będących co najwyżej próbą zasygnalizowania, że cierpienie tamtych ludzi było po prostu niemożliwe do wyartykułowania, a tym bardziej do przekazania za pomocą narracji.

Drugim „kluczowym” nieszczęściem jest tutaj opowieść o Juliette, szwagierce Carrère’a, której jako dziecko udało się wygrać walkę z nowotworem. Jednak po latach, gdy założyła rodzinę, choroba powróciła ze zdwojoną siłą i pokonała ją. Carrère rekonstruuje tutaj historię jej życia, aby przedstawić tak powszechny w dzisiejszych czasach problem traktowania raka jako wyroku skazującego na śmierć. Poza tym mówi tutaj o walce z chorobą, godności umierania, konieczności pogodzenia się z tym światem przed odejściem do innego (nieokreślonego) wymiaru oraz o rodzinie, która po śmierci jednego z członków w pewnym stopniu przestaje istnieć w społeczeństwie i ulega degradacji. W tym wypadku mamy do czynienia z trzema córkami, które pozbawione matki, czyli swego archetypu kobiety, będą miały utrudniony start życiowy. Oprócz tego autor, z właściwym sobie zamiłowaniem do psychoanalizy, zastanawia się tu nad koncepcjami „pojmowania” nowotworu, przez jednych rozumianego wyłącznie jako „choroba ciała”, a przez innych jako „choroba duszy”. Tym samym pojawia się tu przekonanie, że „choroba [czyli] przerażająca bliskość śmierci”[1] może pomóc w skonkretyzowaniu własnej tożsamości, odpowiedzeniu na pytanie: Kim jestem? oraz połączeniu duchowości z cielesnością, co jest warunkiem pełnego egzystowania. Pokonanie raka nie jest bynajmniej wygraną ze śmiercią, gdyż każdy – co wydaje się względnie oczywiste – prędzej czy później będzie musiał umrzeć. Zatem ta choroba może być rozumiana również – według zaprezentowanej tu koncepcji Pierre’a Cazenave’a – jako próba osiągnięcia stanu „dostrzeżenia”, bądź usilne dążenie do formy „rozpoznania” przez otoczenie, co prawdopodobnie ma swe korzenie w dzieciństwie i wychowaniu. Mówi się tu nawet o „chorobie opuszczonego niemowlęcia mogącej u dorosłego przetrwać długo w utajonej formie, pod postacią depresji, której nawet on nie dostrzega, i pewnego dnia przeistoczyć się w raka”[2]. Najważniejsza jest świadomość samego siebie, dzięki czemu można „przemienić chorobę w prawdziwe życie”[3] i uczynić jedną z części swojego Ja, czyli – jak określa to jeden z bohaterów – przestać nienawidzić.

Przykład Juliette, która jest główną bohaterką rozgrywającego się na kartach tej książki dramatu, nie jest w pełnym stopniu spełnieniem założeń koncepcji będących przedmiotem rozważań Carrère’a. Nie wiemy czy udało jej się znaleźć źródło swego fatum, czy w ogóle zastanawiała się nad przyczynami swego stanu lub jaki w istocie był jej stosunek do choroby. Wydaje się bowiem, że dla niej – jako osoby niepełnosprawnej – nie było najważniejsze życie w pełnej krasie, lecz możliwość obcowania ze swoimi córkami i mężem, którzy byli dla niej całym światem. Pracując nad opowieścią o walce z nowotworem autor dociera do jej najbliższego przyjaciela – Étienne’a, z którym łączył ją nie tylko fakt bycia sędzią, choroba przebyta w młodości lub ograniczenia wynikające z amputacji nogi, lecz nade wszystko specyficzna duchowa zażyłość, którą Carrère jest wręcz zahipnotyzowany. Po opowiedzeniem jego historii autor dociera do kolejnego problemu, czyli nieuczciwych praktyk firm udzielających pożyczek we Francji. Z powodu ich nielegalnych działań – opierających się na niedoinformowywaniu klientów – wiele osób, w większości wypadków niezaradnych i od zawsze zdanych na państwo, nie była świadoma jak duże jest oprocentowanie ich kredytów i natychmiastowo wpadali w spiralę długów, z której mogło ich wydobyć tylko kilku sędziów, na czele z Juliette i Étiennem. Dzięki temu „Nie moje życie” podejmuje kolejny problem współczesności, czyli życie Europejczyków ponad stan, intronizowanie przez przepisy zysku wielkich korporacji nad interes jednostki oraz nieefektywna praca predysponowanych do ochrony praw słabszych. Szczegółowe opisanie przeróżnych kwestii związanych z sądownictwem, podejmującym się uregulowania długów ludzi nie mogących zaciągnąć kolejnej pożyczki na spłatę następnej, wydaje się być wyłącznie pretekstem do pokazania jak istotne we współczesnym świecie jest to, aby ci, którzy mają taką możliwość, zmagali się z niesprawiedliwością i pomagali innym.

„Nie moje życie” to opowieść o walce i cierpieniach, które kształtują naszą osobowość, wpływają na naszych bliskich, a przede wszystkim przygotowują na bardziej intensywne chwile szczęścia. Ze względu na swój autentyzm, biografizm i bezpośredniość stanowi nie tylko portret funkcjonowania utopijnej Europy jako mitu, lecz także porusza uniwersalne problemy, z którymi każdy w jakimś momencie swojej egzystencji będzie się musiał zmierzyć.

Autor: Przemysław K.

Emmanuel Carrère “Nie moje życie”, przełożyła: Magdalena Kamińska-Maurugeon, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 328

——————————–

[1] s. 143

[2] s. 145

[3] s. 146

Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 267.

 

„(…) można także utrzymywać, iż nie trzeba pozbawiać się niczego, że to, co jest prawdą na jednym poziomie myślenia, nie jest nią na innym, i trzeba zamieszkiwać cały umysł, od piwnicy po strych”, czyli psychoanalityczny nowotwór jako psychosomatyczna forma ars moriendi