Każde zwierzę chce mieć swój pomnik

„Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę” to już dziewiąty tom cyklu „44. Poezja polska od nowa” będący inicjatywą, której celem jest skonfrontowanie twórczości klasyków z ich „odpowiednikami” współczesnymi. Za pomocą tej książki spotykają się dwaj odmienni twórcy: Jarosław Iwaszkiewicz i Jacek Dehnel. Gdy jeden umierał drugi właśnie przychodził na świat.

Utwory tutaj zaprezentowane to poezja pytań i metaforycznych odpowiedzi. Czym jest „To”? Czym jest jesień? Zapewne niebem, na którym widnieją dwa bezkresne „różowe pasma” i „dwa czarne odlatujące ptaki”[1], przypominające nam o nastaniu czegoś nowego. Świat wykreowany na kartach tego tomu ma jasno określone granice w sferze emocji. Już pierwszy wiersz („Proverbium”) jest tego idealnym przykładem. Opisując prawdopodobnie początek jakiegoś przyjęcia poeta podkreśla, że w tej alternatywnej rzeczywistości „nikt się nie śmieje” (choć wszyscy się uśmiechają), wszyscy się smucą (choć „nikt nie rozpacza”), wszyscy się nawzajem lubią (choć nikt się nie „kocha”). Wyraziście wytyczona linia demarkacyjna (pomiędzy tym co totalne a co częściowe) pozwala czytelnikowi już na samym początku nazwać te liryki poezją momentu. Gdy młodzi ludzie z wiersza „Ogrodniczki” w idyllicznym świecie podlewają kwiaty, na scenę teatru świata wkracza „rycerz czarny”, śmierć z „kosą w dłoni”. Nie atakuje, nie zabiera ich do swojego królestwa, lecz czeka i uważnie obserwuje młodzieńczą radość. Według poety człowiek umyślnie się ogranicza, broniąc się w ten sposób przed zauważeniem u swojej generacji upadku przejawiającego się „zanikiem zdolności wizyjnych”[2]. To właśnie nie pozwala nam wspierać codzienności wyobraźnią, wymusza na nas obcowanie z błahostkami. W uniwersum Iwaszkiewicza tylko morze i niebo są symbolami pokoju, wszystko inne wzywa natomiast do wojny.

Jarosław Iwaszkiewicz uważa, że niemożliwym jest napisanie tak pięknych wierszy jak te, które znajdują się w mózgu. Jeżeli już powstanie pewna namiastka prawdziwego piękna to jest ona nietrwała, jak wszystko to, co uwielbiane: „kochani / jak prędko wietrzeją ich wiersze // moje zwietrzały zanim je napisałem”[3]. W swych utworach pozostawia także opinie na temat twórczości innych poetów. Sonety Tetmajera są dla niego „bardzo piękne”, a rymy Staffa wydają się mu być tylko „szczęśliwym trafem”. Nie waha się także przed ocenianiem osób sobie nieznanych. Tych, którzy próbują wyrazić prawdziwe piękno nazywa mordercami. W jego przekonaniu tego typu czyny są czymś zuchwałym i niestety skazanym na porażkę.

Najbardziej interesującymi elementami tego zbioru są dwa cykle poetyckie: „Skąd widzieliśmy Tatry”, w którym autor formułuje „plan” sonetów o Tatrach widzianych z różnych perspektyw oraz „L’amour cosaque”, będący opisem silnej miłości zakończonej z powodu nastania jesieni. Podmiot liryczny tych wierszy jest egotykiem otoczonym wyłącznie przyjemnymi wydarzeniami, które z perspektywy całej ludzkości są błahe. Ją interesują elementy ukryte, zdominowane przez ciemność, a nie różnobarwne krajobrazy. I właśnie z tego powodu „Smutni są ludzie”[4].  W tym duchu pojawiają się także rozmyślania utrzymane w tonacji egzystencjalizmu. Wykreowany przez poetę świat posiada „Boga Zgody”, lecz ten bezdyskusyjnie nie wyraża przyzwolenia na nastanie życia. Bohater tych wierszy zastanawia się „Czy życie jest snem?” lecz od razu zrezygnowany dodaje „To mnie nie obchodzi”[5]. Choć ogląda się wstecz i bada swoją przeszłość to widzi tam tylko przepastną ciemność i długą drogę, którą udało mu się już jakimś cudem przebyć. Bytuje całkowicie poza tym co realne. Jest ponad pseudointelektualnymi rozmyślaniami nad tym co tu i teraz. On trwa wraz z poezją, nierozerwalnie. Śmierć nie jest w jego wyobrażeniach wiecznym snem, lecz niekończącą się pobudką, po której nie nastąpi ponowne zaśnięcie.

W chwili, gdy wszyscy biegną Iwaszkiewicz (zaprezentowany w tym tomie) stoi, trwa jak posąg i czeka na nadejście chwili, którą będzie mógł opisać. To poeta chcący zaskakiwać. Główną tezą jego filozofii życiowej jest to, że wszystko co go otacza jest szczęściem. Tym samym nakazuje swym czytelnikom, aby tak jak i on swemu otoczeniu bacznie się przyglądali. Estetyzm według niego jest złudnym wymysłem. Pewnego razu pisze: „Jak brzydkie są stare słowa / Jak piękne są nowe słowa”[6]. Bez jakichkolwiek emocji zauważa, że „forma” jest przyjazna wyłącznie dla twórcy dopóki zdoła ona pomieścić wszystkie „myśli i wiersze”. Jeżeli tak się nie dzieje to umysł opanowuje rozpacz, strach i ból z powodu nastania tego co niespodziewane i destrukcyjne. Zatem jeżeli coś nie jest pewne to nie warto się w to angażować. Wiersze są dla niego ozdobami, symbolami „śmiertelnych zapasów”, walki pomiędzy tym co chwilowe i odwieczne, nieskończone. Skupia się w nich na szczegółach i dzięki temu właśnie w jego poezji nieprzemijalność piękna perły i atłasu podniesiona jest do rangi największego paradoksu XX-wiecznej poezji. To sam autor jest tytułowym stworem. To on panuje nad wszystkim tym co ma wady, jest zniszczone, lecz nadal działa i spełnia swoją rolę. Jak wyznaje: „i ja na tym leżę / Jak wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę”[7].

Jacek Dehnel, autor wyboru i posłowia, jest przekonany, że Jarosław Iwaszkiewicz na zawsze pozostanie „między wielkimi”, a każde następne pokolenie będzie zobligowane do ponownego, siłą rzeczy odmiennego, odczytania jego twórczości. Autor „Saturna” deklaruje, iż niniejszy wybór jest całkowicie subiektywny, a jego celem było wyłącznie zaprezentowanie utworów sobie najbliższych i we własnym odczuciu najpiękniejszych, bez pozorów dokonania naukowego „przekroju” bogatej twórczości tego Skamandryty. Jego zdaniem Iwaszkiewicz jest pisarzem „nierównym”, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wiele ze wspaniałych fragmentów jego dorobku sąsiaduje z elementami zupełnie „spapranymi”. Są one według niego dowodem na hołdowanie przez poetę „stylistyce, która już w latach jego młodości była przyjęta tylko na głębokiej prowincji”[8]. Jacek Dehnel uczciwie nie waha się zarówno krytykować jak i chwalić. Twórczość Jarosława Iwaszkiewicza podziwia między innymi za „kunsztowne pomysły” , lecz równocześnie gani ją za „niestrawność” i odpychające sformułowania. Nazywa go „fatalnym poetą” o groteskowej ambicji i „irytującym” przekonaniu o własnej wyjątkowości. Idzie nawet dalej pisząc: „(…) na Boga, gdyby Iwaszkiewicz mógł ustawić swoje popiersia, gdzie popadnie, to przecież by się nie zawahał!”[9]. Wszystko to sąsiaduje z tego typu ocenami: „Równocześnie przez wszystkie te lata trafiały się Iwaszkiewiczowi wiersze genialne. Ożywcze, nieoczekiwane, czyste”[10]. W rozumieniu Jacka Dehnela tekstami „nietypowymi” Iwaszkiewicza są właśnie te niezwykłe, niestety rzadko spotykane, przejawy poetyckiego geniuszu.  Lecz na koniec pojawia się wzbudzająca pewne nadzieje konkluzja: „Ale wszystko to blednie przy jego najdoskonalszych wierszach; wielka poezja unieważnia skazy”[11].

Autor: Przemysław K.

Jarosław Iwaszkiewicz “Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę”, wybór i posłowie Jacek Dehnel, Biuro Literackie, Wrocław 2013, s. 76

——————————–

[1] s. 10

[2] s. 9

[3] s. 39

[4] s. 19

[5] s. 25

[6] s. 45

[7] s. 60

[8] s. 64

[9] Ibid.

[10] s. 68

[11] s. 71

Każde zwierzę chce mieć swój pomnik