Neoklasyk, czyli wzorce ukryte za chmurami

„Krajobraz z chmurą” Witolda Dąbrowskiego (1933-1978) to wybór wierszy dokonany przez Justynę Dąbrowską. Czytelnik odnajdzie w tym tomie utwory z wszystkich książek poety: „Rocznik 33” (1957), „Koncert hebanowy” (1966), „Ognicha” (1971). „Arrasowanie” (1976), „Portret trumienny” (1982) oraz wiersze odnalezione, czyli teksty całkowicie dotychczas nieznane.

Całość otwiera chyba najbardziej jego znany utwór o tytule „Piosenka o Kolchidzie”. Wyznaje w nim, że życie jest wiecznym poszukiwaniem „obiecanego kraju”, o którego istnieniu powinien być przekonany każdy człowiek. Choć odczuwana jest jej bliska obecność to dotarcie do niej zajmie jeszcze naszej cywilizacji wiele czasu. Okazuje się, że pośrednią winę za to ponosi edukacja: „Nauczono nas rezygnować, / a tęsknoty nie oduczono”[1]. Wszystko jest nieustannym wypatrywaniem drogi, a tę właściwą znają niestety tylko duchy zła: „Moja droga – za jaką miedzą? / Diabli wiedzą, mnie nie powiedzą”[2]. Definiuje nową rzeczywistość, w której noc jest  „piątą porą roku”[3]

W poezji tej widoczne są bardzo dojrzałe refleksje na temat miłości:

„Niech nie smucą daty urodzin,

niech nie martwią nas kalendarze,

bo i cóż mi po twej urodzie,

kiedy chcę się z tobą zestarzeć?…”[4]

Jeżeli jest się z kimś silnie emocjonalnie związanym to wszystko (a przede wszystkim miłość) jest podwójne, dualistyczne. Związane z tym są także rozmyślania o czasie i przemijaniu, sprzężone  z jego postrzeganiem rzeczywistości:

„Kalendarz jest bezstronny,

nie ocygani, nie zmami”[5].

Obecność człowieka w danym miejscu bardzo szybko się zaciera, jest błyskawicznie zastępowana innym istnieniem:

„A robotnicy

na spory z diabłem

czasu nie mają,

z ziemią równają

mury osłabłe”[6].

Śmierć jest w tym świecie niemiłą koniecznością. Jeżeli już będzie musiała nadejść to alter ego poety pragnie „umierać niespodzianie”, najlepiej „w zdziwieniu, w zdumieniu”[7]. W wyobrażeniach podmiotu lirycznego piekło kreowane jest nawet na pewnego rodzaju idyllę, która pozbawiona jest jedynie miłości:

„Piekło to tylko miłości niemożność,

samotność, jedność i biedność, i zdrożność

(…)

piekło, piekielne jak w słowie ostrożność”[8].

Tak samo zapewne jest z pięknem i brzydotą. Pomimo tego, że wydają się być tworami utopijnymi, to w rzeczywistości zapewne kryją swą diabelską naturę. Choć każdy liczy na to, że będzie mu dane długie życie, to ślepy los bardzo szybko to weryfikuje:

„O tym się boję nawet słówkiem –

tak bardzo krucha jest ta przestrzeń

między porodem a pochówkiem”[9].

Z tej perspektywy pojawia się refleksja, że celem najbardziej możliwym do osiągnięcia są codzienne próby przeżycia „o dobę dłużej”[10]. Jednostka ma natomiast tylko prawo do jednego „wystrzału”, jednej próby własnych sił. Gdy jej odpowiednio nie wykorzysta zostanie zmuszona do obcowania z „cieniami” przeszłości. Dla Witolda Dąbrowskiego każde z narodowych powstań było zauważalną chęcią zmian, która realizowana za pomocą „metody wielokrotnych prób”[11] stała się czymś bezcelowym. Warto w tego typu sytuacjach mieć na uwadze główne przesłanie tego tomu:

„Ten, co nie poddał się rozpaczy,

ojczyzny jeszcze też nie poddał”[12].

Wszystko to konfrontowane jest z motywem (i samym pojęciem) mądrości, która jest dla bohatera tych wierszy wcielona w „niematerialne” ciało kobiety. Okazuje się, że mądrości nie można posiadać, tylko ktoś z zewnątrz (w tym wypadku jej władczyni) może nam przekazać jej wskazówki. Autor kładzie zatem szczególny nacisk na powtarzalność życia. Choć wszystko z nim związane wydaje się całkowicie nowe, to jednak musiało wcześniej gdzieś zaistnieć. Tym samym należy zwrócić szczególną uwagę na pamięć o tym co obecne. Jak wyznaje: „Pamięć. / I tylko ona się liczy”[13], tylko dzięki niej można odnaleźć pewien punkt odniesienia dla tego co zmienne. Dzięki temu o wiele łatwiej jest coś zepsuć niż naprawić. Nie należy się martwić brakiem jakichś elementów otaczającego nas świata, gdyż pamiętanie o istnieniu utraconego staje się konsekwencją straconych szans. Tylko ból potwierdza fakt istnienia: „Serce bije i boli. Nie powinno tak boleć, / nie powinno oczekiwać łaski”[14].

Oczywiście nie brak tu także refleksji metapoetyckich. Zdaniem autora im większe uporządkowanie wiersza tym mniejszy utylitaryzm jego przekazu, co nieco kłóci się z jego neoklasycystycznym podejściem do pisania. Autor pragnie, aby jego utwory były „szorstkie”, a więc dogłębnie wnikające w tkankę rzeczywistości i potrzebne jak “drewniana belka”. W jego wyobrażeniach wiersz potrafi nawet oddychać, kochać i myśleć. Namiętność obserwacji poetyckiej jest dla Witolda Dąbrowskiego bardzo linearna, wręcz prosta, niezbyt skomplikowana. Wystarczy patrzeć i widzieć, co nie zawsze idzie ze sobą w parze u poetów XXI wieku. Celem pisania poezji jest wymierzanie sprawiedliwości w bezprawnym świecie.

Życie autora, jeżeli wierzyć zawartym w tych wierszach wyznaniom, ukierunkowane było na naśladownictwo i próbę osiągnięcia ideałów młodości. Chciał być godnym „wielkim” i „wyklętym”. Zatem wśród swych wzorców wymienia Mickiewicza, Giordano i Michała Anioła. W początkowych wierszach stara się jednoczyć ze swymi rówieśnikami. Swe pokolenie charakteryzuje jako to, które nie waha się iść pod wiatr, wciąż podąża ustaloną drogą i pewne jest swych marzeń. Ważne jest także dla ludzi urodzonych w tak niegościnnych czasach, aby znali własną siłę, byli jej świadomi, nie szukali nigdy schronienia w czasie walki i zawsze (nawet w chwili wypełniania swych codziennych obowiązków) byli przygotowani do obrony. Dzieciństwo i dojrzewanie jawi się podmiotowi lirycznemu jednego z tego typu wierszy jako „pomnik” dokonań przodków, którzy umyślnie pozostawili nam swoją odwagę, dziś już dawno zapomnianą. Naiwnie wierzyli oni „jak dziś wierzą dzieci” w „stałość gwiazd i niezmienność świata”[15]. Jak widać były to płonne nadzieje. Ideałem szczerości w ówczesnym czasie jest dla niego przekornie śpiew gniewnego kota do oszalałej kotki. Z tym okresem należy również łączyć jego przyjaźń z „aniołami żołnierki”, którzy proszą go o chleb i kawę, gdyż uznają siebie za istoty tego najbardziej potrzebujące. Później, jak wiadomo, mimowolnie został outsiderem i w tomach późniejszych (niestety) nie odnajdziemy tego typu wyznań.

Jeden z bohaterów tych wierszy zastanawia się dlaczego akurat cywilizacja śródziemnomorska jest tak ważna dla współczesnego człowieka, w większości ukształtowanego przez historię wielu zdrad i hańb, przez „gruz własnych miast”[16]. Pojawia się zatem teza: wybitne dzieła antyczne prezentują bowiem całkiem inne wzorce od tych przydatnych w XXI wieku. Jako jeden z kluczowych argumentów podaje to, że ludzie tylko złudnie przekonani są o potędze własnego umysłu, który nie może rozwijać się bez tego co przeszłe. Wobec kosmosu dotychczasowa wiedza człowieka nadal jest wiedzą „jaskiniowców”. Największym przekleństwem naszej cywilizacji jest zamiłowanie do porównywania całkiem odmiennych składowych rzeczywistości, co bardzo doprowadza do katastrof. Alter ego poety już samą egzystencję postrzega jako coś o co można zostać oskarżonym w metaforycznym sądzie. Na początku swojej „rozprawy” każdy jest w stanie przyznać się do swojej winy odważnie deklarując: „Czy się przyznam do winy? / Tak, bez wątpienia”[17]. Lecz później, po zdobyciu doświadczenia, nie jest to takie pewne, dawne przekonania nie przedstawiają już tak dużej wartości: „Czy przyznaję się? / Nie wiem. / To bez znaczenia”[18]. Autor uważa, że człowiek może bez przeszkód bawić się w chowanego z Bogiem, gdyż nic mu nie grozi dopóki będzie w stanie nadać imię gwieździe, która kieruje jego losem. Bycie człowiekiem żyjącym we współczesności wyklucza się z byciem patriotą. Po apokalipsie pozostanie tylko głos, którego nie będzie miał kto wysłuchać. Autorami nowej mowy będą rośliny i ziemia:

„Usłyszany szept od nowa

powtórz głośno, jak najgłośniej –

oto ziemi twej surowa

mowa, która w trawie rośnie”[19].

Witold Dąbrowski wnioskuje, że wszystkie zbrodnie wciąż prześladują ludzkość:

„dym Troi się włóczy

przez setne pokolenia”[20].

Autor we wszystkim doszukuje się przejawów brzydoty. Można nawet powiedzieć, że piękno jest dla niego sztucznym tworem, a więc nie zasługującym na dłuższą obserwację. Dowodem na to jest już nawet sam tytuł wyboru jego wierszy. W tej twórczości chmury zawsze zakłócają harmonię krajobrazu, nadrzędnym celem ich istnienia jest zniwelowanie piękna krajobrazu. Jednak błękit w świecie Dąbrowskiego tak łatwo się nie poddaje, także potrafi odnaleźć swoje miejsce „w szczelinie”, gdzie „z nagła się zawrze”[21] jego estetyzm.

Zaprezentowany w tym tomie Witold Dąbrowski to przedziwny przypadek poety-realisty, który skupia się wyłącznie na przekazywaniu metaforycznego obrazu bez wskazówek do dalszych badań. Dużo zależy zatem od czytelnika, nie mogącego (na szczęście) wyrazić w takiej sytuacji ani jednego słowa sprzeciwu. Jeżeli cokolwiek w zastanym pejzażu jest niepewne autor nie waha się przed zadawaniem pytań, lecz nikt na nie mu nie odpowiada, jakby był samotnikiem bezpowrotnie utraconym dla świata. Nie ma tu ironii, sarkazmu, irracjonalności – na scenie widać tylko realność, codzienność i historię. Już na pierwszy rzut oka widać, że obcuje się z poezją wybitnego obserwatora rzeczywistości, który bez problemu właściwy obraz łączy z rytmem wybranej formy wiersza. Według niego poezja pochodzi z przepaści, a tym co czyni ją wyjątkową jest możliwość modlitwy za jej pośrednictwem o przeszłość. Obcowanie z jej kruchą materią uświadamia nam, że jest ona tworem niezwykłym, żyjącym własnym życiem. Podmiot liryczny tych wierszy wręcz wprost prosi: „Pomódl się za swoich zmarłych, / poezjo”[22]. To, co ma do zaoferowania światu ten twórca to nie „banany, ładne pomidory”, lecz „pytanie, gorycz” własnego Ja. Stara się swą artystyczną odwagę jak najczęściej wykorzystywać, gdyż jej nadmiar jest w jego rozumieniu „pychą”, a więc czymś złym, niepasującym do ekshibicjonizmu poezji. Cały tom kończy się wzruszającym utworem, w którym poeta wyraża swe pragnienia o ujrzeniu świata „za głupie kilkadziesiąt lat”[23]  i zastanawia się „dokąd doprowadzi” ta „dróżka”, na której pozostał także jego „ślad”.

Czytelnik odnajdzie w tej książce także trzy teksty wspomnieniowe o poecie. Ich autorzy (Andrzej Mandalian, Edward Pałłasz i Michał Głowiński) prezentują spójny portret człowieka będącego zarówno „poetą dziewiętnastowiecznym” jak i „szlacheckim romantykiem”. Był znakomitym tłumaczem i miłośnikiem literatury rosyjskiej. Choć o jego genialnych wierszach mało kto pamięta to do dziś wielokrotnie wznawiane było jego tłumaczenie „Mistrza i Małgorzaty”, którego dokonał wraz z Ireną Lewandowską. Wbrew wszystkiemu i wszystkim nieustannie kultywował swój neoklasycyzm z zachowaniem właściwej sobie precyzji, dokładności, za co podziwiany był przez swych kolegów i czytelników. W czasie, gdy wielu podążyło za awangardą on wciąż „Dbał o proporcje, o harmonię, wysmakowane rymy, rytm”[24].

Delikatny, charyzmatyczny, odważny w głoszeniu niepopularnych poglądów i „dający się lubić”[25] wielki Poeta.

Autor: Przemysław K.

Witold Dąbrowski “Krajobraz z chmurą”, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2012,  s. 230

——————————–

[1] s. 9

[2] s. 13

[3] s. 11

[4] s. 12

[5] s. 20

[6] s. 47

[7] s. 70

[8] s. 93

[9] s. 153

[10] s. 155

[11] s. 159

[12] s. 162

[13] s. 99

[14] s. 16

[15] s. 46

[16] s. 56

[17] s. 123

[18] s. 124

[19] s. 133

[20] s. 138

[21] s. 85

[22] s. 193

[23] s. 209

[24] s. 215

[25] s. 219

Neoklasyk, czyli wzorce ukryte za chmurami