Wiersze Enesa Halilovića z tomu Liście na wodzie przyciągają, ponieważ są darem, który – niezależnie od tego, czy zostaje przyjęty, czy odrzucony – trwa w swojej potencjalności, jakby stale był gotowy na to, że zostanie podjęty i rozpakowany. Siła daru poezji na samym początku lekturowej przygody nie wynika jednak z działalności odbiorcy i aktu jego wolnej woli, ale z fenomenu samej emanacji poetyckiej energii, nadania lirycznego komunikatu, który zaistnieć może wyłącznie dzięki inicjatywie poety: „Również ty, który przyjmujesz te wersy / Nie zostałeś przebudzony z własnej woli. // Ani ja piszę sam od siebie”. Przekazywanie i przechodzenie to podstawowe aktywności w wierszach Halilovića. Jest to poezja ruchu – podmioty liryczne są tu zainteresowane zmianami stanów skupienia, modalności istnienia, transformacją materii i podróżowaniem z czasu / w przestrzeń. Dynamikę wiersza często determinuje wdzieranie się do poetyckiej teraźniejszości mitycznych wyobrażeń, które wnikając w żywą materię poetycką, pozbawiają ją spójności, uniemożliwiają jej uprawdopodobnienie i sprowadzają ją na ziemię, wiążąc jej aktywność z nierzeczywistymi i nieodnoszącymi się do weryfikowalnych reprezentacji formami znaczeń: „I wiem. Wy nigdy nie istniałyście, nigdy, ani na tym / Ani na tamtym świecie. / Powstałyście w głowie poety, jesteście zwykłą brednią. // I ja teraz pragnę tylko bydło pasać / i ukryć się przed bredniami”.
Wydaje się, że wbrew tytułowi wiersze tutaj toną, nie pozostaje po nich żaden ślad, rana w świecie szybko się zabliźnia, gdyż rządzą się dialektyką spadania i wspinania, „prostą i majestatyczną” zasadą oscylacji i następstwa. Stawka poetyckości w Liściach na wodzie jest ogromna, gdyż ubytek jakiegokolwiek słowa tożsamy jest z utratą jednego z filarów rzeczywistości. Brak potrzebnego słowa to zapowiedź psychozy, niemocy wyjrzenia poza siebie i odniesienia żywionych obsesji do kontekstu pozwalającego albo tym bardziej w nie popaść, albo pozbyć się ich ze świadomości. Natomiast wiedza na temat pewnych, absolutnych praw rodzi w tym tomie wiersze rozpostarte między początkiem a końcem, inicjacją a finalizacją. Podmioty Halilovića przekonane są, że świat zaczyna się od ziemi i w jej głębinach zostaje zakończony. Ich zdaniem rzeczywistość przypomina układ luster, w których przeglądający się człowiek nie może ujrzeć samego siebie, jego celem jest bowiem przekroczenie swej skończoności i zrozumienie, że nie pod względem efemerycznego wizerunku, ale na metaduchowym i ontologicznym poziomie ich istnienie jest paralelne do egzystencji minionych i potencjalnych. Nie materia i zdarzenia są wyznacznikami liryzmu Halilovića, ale szczególna filozofia czasu („W czasie istnieje Opowieść / w Którą nie można zwątpić”), będąca wyrazem wiary w logikę faktów budujących rzeczywistość oraz filozofią płynnego następowania po sobie form obecności w świecie, odrzucającą hipotezę de(kon)struowania struktur rzekomo anachronicznych; „I wydało mu się, że już gdzieś, kiedyś go spotkał, albo wyśnił, / albo że ten widziany jest do kogoś podobny”. W Liściach na wodzie chodzi jednak nie tylko o konwencjonalne następowanie (przemijanie bądź ewoluowanie), gdyż równie ważne jest równoczesne zachowywanie swojego statusu ontologicznego i możność stawania się kimś innym. Halilović przedstawia człowieka zagubionego, zrozpaczonego i osamotnionego. Innymi słowy, wygnanego z raju. Jeżeli ten podmiot – prezentujący się w Liściach na wodzie jako bezsilny – podejmuje się aktu poetyckiego, to jest on związany zasadniczo z operowaniem językiem, który pogrąża tego, kto nim się posługuje i dostarcza jego wyobraźni dosadnych koszmarów, jednak z drugiej strony ów język uwidacznia „ja”, że nawet jeżeli jego stan spotęguje się i w efekcie on sam oszaleje, to będzie to korzystne – tylko wtedy, gdy przekroczy się granicę świadomości siebie, można bowiem być prawdziwie autentycznym, porzucając maskę konwenansów i odsłaniając spontanicznie ukształtowane, psychotyczne oblicze.
To poezja badająca ewolucję przeznaczenia, znaczenie powtarzanych gestów i mechanikę czasu, który stale płynie, choć równocześnie jest zdolny do tego, by zawrócić i ukazać logikę stojącą za przeszłymi zdarzeniami. We wznoszonych wierszach Halilović buduje swój poetycki kod genetyczny. Nie chodzi w nim tylko o prywatyzację doświadczenia lirycznego, ale przede wszystkim o urzekającą świadomość intymnego charakteru, jaki ma semantyka jego metaforycznych rozwiązań. Czytając te wiersze, nie poruszamy się wśród efektów uciążliwej i celowo podejmowanej pracy. W Liściach na wodzie pierwszeństwo mają ujawniające się dzięki poetyckiej energii „znaleziska” wyobraźni – zawsze długofalowo oddziałujące, ostre jak brzytwa tylko wtedy, gdy jest to uzasadnione i za każdym razem mniej lub bardziej przełomowe, skoro dzięki nim możemy odmienić konstytucję naszej świadomości. Uproszczeniem byłoby jednak poprzestanie na tym, że Liśćmi na wodzie działa zasada zmiany. Równie istotne, o ile nie najważniejsze, są tu chwile bezruchu – owe momenty, w których czujemy, że wiersz działa, przyszpila wyobraźnię, by następnie ją wyzwolić, a łańcuch obrazów nie musi nadal postępować, gdyż to, co zaprezentowane już w pierwszym rzucie jest wystarczająco absorbujące, a nawet przygniatające w sposób przewyższający możliwości adaptacyjne. Choć jest to poezja autentycznie zakorzeniona w systemie wyobrażeń związanym z ojczystym językiem (nie tylko poetyckim) Halilovića, to wiersze z tomu Liście na wodzie doskonale oddają uniwersalny pierwiastek egzystencji, który w tym wypadku polega na sprzężeniu dwóch, antagonistycznych dążeń: pogoni za życiem aż do zupełnego wyczerpania oraz nieskutecznego uciekania przed widmem śmierci. Żywe i martwe stanowi tu jedno, złączone w nierozerwalnym uścisku, dlatego dominuje w tych wierszach zarówno rozdrapywanie ran, polegające na ujawnianiu, czym jest tragizm ludzkiej egzystencji, jak i miłosierne współprzeżywanie z tymi, z którymi dzieli się przemijanie. W swych tekstach Halilović przeciwstawia się wszystkim formom zła, jakakolwiek pobłażliwość w tej materii kończy się jego zdaniem katastrofalną eskalacją.
Liście na wodzie to walka poetyckiego z realnym, symbolicznego i wyimaginowanego z naocznym. Jest to poezja przypominająca – jeżeli intuicyjnie podążyć za wierszem Samosiejka – roślinę, która zaskakuje swym wymiarem obecności: jest blisko, choć objawia się jako nieoczekiwany gość w naszym świecie i zamiast tylko wegetować, twórczo fotosyntezuje padające na nią światło, przetwarzając przy tym substancje często uważane za niekorzystne i wydaje stukrotny plon poetycki, ciesząc oko i rozwijając wyobraźnię: „Zaskoczył mnie krzak róży w ogródku / I jej owoc, co sięgał do nieba / (…) // Nie wymagał podlewania / Ani okopywania / A wyrósł nieproszony / I wypuścił łodyżki pośród trawy i kamieni”. Równocześnie jednak pojawia się w Liściach na wodzie myśl, że poezja jest wydatkowaniem zasobów, które nigdy nie powrócą do uczestniczącego w tej niematerialnej transakcji. Serbski poeta ma tendencję do „sprawdzania” rzeczywistości, konfrontowania wytrzymałości zaobserwowanych w niej przedmiotów z siłą poetyckiego słowa, a jego podmioty próbują przekonać się na własnej skórze, jak się rzeczy mają. Wiele z tych wierszy dotyczy niemożliwej do zaspokojenia i zespolonej z człowieczeństwem ciekawości, która niestety najczęściej objawia się tam, gdzie realność jest zatruta. Bohaterem tych tekstów jest człowiek pracy i karnawału: „Przelewa pot, gdy sieje / Przelewa pot, gdy buduje / Ale śpiewa, gdy żniwuje”. Podmiot bez skrępowania zmieniający poglądy, gdy może przynieść to korzyści, racjonalizujący paradoksalne wyobrażenia i na przekór okolicznościom pokładający wiarę w logikę własną, a nie powszechnie przyjętą: „Dziadowie, którzy przeżyli obozy / Opowiadali, że kraj germański / Został spalony i spowity żałobą, więc dzisiaj pytamy braci / Jakże ten kraj wykarmia oprócz Germanów i innych ludzi? // Mówią, / Wyrzucił z siebie obce kości / Płacze / I tak się nawadnia”.
Halilović specjalizuje się w stopniowaniu lirycznego napięcia i wyładowywania go w momencie najmniej oczekiwanym, choć zawsze najbardziej do tego dogodnym. Łączy przy tym zjawiska odrębne pod względem sposobu funkcjonowania i występujące w indyferentnych sferach rzeczywistości, ale zaskakująco podobne, jeżeli chodzi o ich semantykę. Nie dąży za wszelką cenę do wieloznaczności, rzadko kiedy jest ona nawet w horyzoncie jego poetyckich poszukiwań, gdyż ewidentnie preferuje łagodny dualizm perspektyw, pięknie przedstawiony w wierszu Przybywszy znów do dobrej wody, który może być odczytany zarówno jako opis powstawania klifu, coraz bardziej wątłego u podstawy z powodu zachłanności morza, jak i charakterystyka osoby doświadczanej przez konwencjonalną przemijalność, wstrząsające przeżycia i utratę poczucia sensowności własnego istnienia, minimalizowaną wprost proporcjonalnie do siły oddziaływania natury: „Widzę, że brzeg nie jest taki, jak zeszłego roku. // (…) Gdyby wiedziało to morze, / Gdyby wiedziało / Ile mnie w ciągu roku ubyło, // Domyśliłoby się, / Co we mnie uderzało // Fala za falą, / Błoto za błotem”. Koniecznie należy docenić, że owe liryczne napięcie, wynikające z dychotomicznych zestawień, nie tyle jest rozładowywane w wierszu, ile bardzo często koncentruje się w pozostawionej do przemyślenia na końcu tekstu puencie, która zarówno podsumowuje wyznanie, jak i otwiera je na potencjalne rozwinięcia. Choćby te dwa przykłady puent są w Liściach na wodzie szczególnie ujmujące: „Istnieje kłamstwo, które przychodzi zza prawdy / Aby ją potwierdzić”, „Tak chyba każdy, kto wśród słów poszukuje / Nie poznaje tego, czego szuka”.
Z innej strony zaś poezja w optyce Halilovića przedstawia się jako strategia polegająca na uzyskaniu wysokiego statusu bycia, nietożsamego jednak z wywyższeniem siebie jako narcystycznego ego oraz wykorzystywania nieprzytomnej wyobraźni do egzystowania w świecie, który – w czasie zanurzenia w poetyckości – przestaje istnieć w pełni, a ustanawiające go wydarzenia są samoistne, obojętne i niespodziewane. Znaczy to, że świeżość poetyckiej obserwacji w pewnej puli wierszy z Liści na wodzie bardzo pożądana, nie jest aż tak zasadnicza, jak mogłoby się wydawać, jeżeli spojrzeć na ten tom jako na całość wyrażającą program wyobraźniowy. „Rzucenie spojrzenia” na rzeczywistość, a wraz z nim manifestowanie bezwzględnego związku słowa z przedmiotem, nie musi być ciągle dokonywane – zdaje się mówić poeta – i wystarczy, by było systematycznie powtarzane w celu utrzymania ram wyznania. Równie częściej podmioty Halilovića postrzegają poezję jako okno na „wszystko”, a bywa i tak, że jej treść widzą jako ładunek „wszystkiego”, a więc emanację tego, co przekracza pojęcie rzeczywistości. Nie chodzi tu jednak o postulat, by czasami tylko odwoływać się do naoczności, ale o to, że liryczne „ja” tych wierszy pragnie skontrastować siebie z widzialnością, dać odpór prymatowi jakiejkolwiek nadrzędnej zasady, zarysować nieoczywiste korelacje i wyłonić niechciane przez innych „zabarwienie” wybranych samodzielnie – a więc nienakazanych przez zewnętrzność – gestów świata.
Poezja w Liściach na wodzie jest nieokreślonością, niewiadomą, ciągłym domniemaniem, sugestią i przejawem nietroszczenia się o komfort ciała kosztem wewnętrznej równowagi. Wiersze powstałe w tym duchu przeniknięte są myślą, że wszystko ma swoją wytrzymałość, każdy odczuwający byt posiada próg bólu, a wszelki materiał w pewnych warunkach traci własności i staje się bezużyteczny. Wśród wielu stron rzeczywistości, do których zwraca się Halilović, przyciąga w tych tekstach szczególnie ta uzewnętrzniająca formy symboliczne mogące „tłumaczyć” świat i wykazująca nie tyle ich przemijalność, ile zastępowanie jednych przez drugie aż do całkowitego wyczerpania potencjału rzeczywistości. Zdaniem poety, cywilizacja człowieka rozumnego rzeźbi w materii, której ilość jest niezmienna, dlatego z biegiem czasu pozostaje nam coraz mniej materiału do ukształtowania i oszlifowania, a coraz więcej powstających wytworów jest nazbyt szorstkich dla naszych zmysłów. Dlatego tak trudno dziś napotkać na szlachetne formy myśli ludzkiej, gdyż bazujemy na zdegenerowanej i przebranej materii. Nie znaczy to jednak, że wzorem i źródłem poezji doskonałej dla Halilovića jest to, co niez(n)iszczalne i nieodznaczające się żadnym defektem. Poeta bowiem może także „rzeźbić” w kurzu i tym, co niskie zrekompensować sobie niepewność i niepokój związany z doświadczaniem upadłej współczesności. Poetyckość ukazać się może z powodzeniem wszędzie i we wszystkim, jednak nie zawsze świadomie i intencjonalnie: „Palcem wskazującym zostawiał litery. / Czasami: / oczyść mnie. // A czasami swoje imię // Pisał i nie wiedział, że to pisze poeta w nim”. Nadto poezja istnieje w ukryciu, jawność jest dla niej zabójcza, a ten, kto ją odkrywa, od razu staje się o nią zazdrosny, „doznając słodyczy” co prawda chwilowej, ale tak intensywnej, że odciskającej niezatarte i pozwalające zapomnieć o życiowych powinnościach piętno: „ktoś zmierzał ku sośnie, której żywica spływała mi na wczesne strofy / i późne symfonie. // (…) Albo zwykły włóczęga, nie wiem – // tylko podejrzewam i patrzę jak znika. / I gryzie mnie zazdrość”.
Liście na wodzie nie mogłyby zaistnieć, gdyby nie przekonanie poety, że światem rządzi translacja. Istnienie każdego bytu w tym świecie poetyckim determinowane jest przekładaniem swojego życia na język obcy, właściwy innemu rodzajowi egzystowania i związanemu z odmiennym pojęciem materii i jej nienamacalnych fundamentów. Wnikając w te wiersze, poddajemy się konieczności stałego poszukiwania i tworzenia rzeczywistości poprzez śpiew, performatywną artykulację poezji jako działania zapoczątkowanego przez aojdów. Halilović nie chce swymi, zbudowanymi ze „złotych wersów” wierszami, „rozwiązać problemów królestwa” teraźniejszości, bo wymagałoby to albo podstępu, albo rewolucji. Więcej pożytku widzi w milczeniu, „przeczesywaniu” tego, co minione oraz wykuwaniu „kilofem” prawd, które wydają się dobrze poznane, ale tylko odkrycie ich na własną rękę może uczynić je przekonującymi. Lubuje się w analizie wiele mówiących o naturze świata różnic, na przykład między nieprzemijającymi, symbolicznymi miejscami pamięci, a mocarstwami o krótkiej świetności: „Zatrzymajmy się tutaj / Skosztujmy nieco ciszy, / Posłuchajmy nieco losu. // Nauczmy się, czym jest droga”. Jest to wezwanie do przemiany i nie jest to nic dziwnego, skoro występuje w Liściach na wodzie, tomie wychodzącym od doświadczenia przemijania i kruchości. Akt transformacji akceptowany jest tu wówczas, gdy jest uwarunkowany przez świadome spojrzenie na zjawiska będące depozytariuszami wiedzy olśniewającej umysł i wyobraźnię patrzącego. W wierszach Halilovića ów proces zmiany największą dynamikę ma wówczas, gdy poetyckie łączy się z rzeczywistym: „Na kamieniu, nad rzeką, / Głowę miałem pełną wersów, a patrzyłem na pole. // Potem zauważyłem w wodzie / Polującego klenia // (Skrył się w moim cieniu / I czekał na obiad). // Tak bywa: // Natchniony pisarz / Niewinny współuczestnik”. Tego rodzaju sposoby obrazowania i czuła wyobraźnia Halilovića sprawiają, że Liście na wodzie to tom wypielęgnowany, wielostronny i zwracający się do nas nie z samego faktu istnienia bądź konieczności, ale przez wzgląd na ukryte w sobie bogactwo i potrzebę bycia pożądanym: „Są tacy gospodarze, / Którzy mają takie ogrody, / W których podlewają takie kwiaty, / Które korzystają z każdego wiatru i tchnienia, / Aby się wygiąć, w dowolną stronę, / Aby się pokazać”. Wiersze Halilovića jak Liście na wodzie płyną nam przed oczami, dzięki nim dyskretnie można czytać świat, łagodząc wewnętrzny niepokój widzeniem zjawisk znanych i zachwycających, niepowtarzalnych i wyobraźniowych zdarzeń, zdając sobie przy tym sprawę z dwuznacznej roli poezji – jej odrywaniu nas od życia i przybliżaniu do niego, rehabilitowania naszych zmysłów i degenerowania tych receptorów, które mają nam pomagać w odróżnianiu faktu od złudy. Innymi słowy, w Liściach na wodzie nasze położenie podobne jest sytuacji lirycznego „ja” z jednego z wierszy Halilovića: „Dzisiaj w cieniu poezji / Czytam drzewo oliwne, // I myślę o dniu / Kiedy // W cieniu oliwki / Przeglądałem poezję”.
Autor: Przemysław Koniuszy
Enes Halilović, „Liście na wodzie”, tłum. A. Żuchowska-Arendt, Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2019, s. 66