„W rzeczywistości jestem łagodnym starszym panem, który brzydzi się okrucieństwem”, czyli „zrównoważony szalony umysł”, prostoduszny wirtuoz narracji i szarlatan-prestidigitator w jednej osobie pragnie nam powiedzieć, kim jest w istocie

inline_724_https://szelestkartek.pl/wp-content/uploads/2016/07/vnwz-744x1047.jpgJaka jest pana pozycja w świecie literackim?
Wesołe spoglądanie z tego piętra na górze.

Na ogół, gdy czytamy wybitne dzieła literatury światowej, apriorycznie uznajemy, że opowieść, jaką przyswajamy, jest nie tylko wytworem geniuszu, imaginacji i warsztatowej sprawności, lecz także indywidualnych doświadczeń autora, a więc trzymana przez nas w rękach książka jest w jakimś stopniu wypadkową światopoglądu i biografii kogoś, kto ją napisał. Vladimir Nabokov w ostatnio przełożonym na język polski zbiorze wywiadów, replik, recenzji i artykułów polemicznych pokazuje, że nic bardziej mylnego. Dla niego wyrażenie własnego zdania możliwe jest tylko w bezpośredniej ekspresji „siebie”, pozbawionej niezrozumiałego ukrycia się w fikcji. W tej materii nie zadowalają go środki zastępcze, jak tworzenie, w którym najważniejsze jest dla niego nieukrywanie się za poszczególnymi maskami i wcielanie się w kolejnych bohaterów, lecz przekazanie czytelnikowi opowieści. Najcenniejsze fragmenty swojej przeszłości trzyma w suchym mroku szafy – tam, gdzie nie mogą one utracić swego pierwotnego blasku, jak okazy motyli, które pod wpływem światła mają tendencję do blaknięcia. Jednakże niekiedy zdarza mu się obdzielać swych bohaterów także reminiscencjami siebie, lecz zawsze z wyważeniem i bez bezpośredniego przełożenia, do jakiego przyzwyczaił nas genetyzm. Dla uchwycenia specyfiki tej książki warto tutaj przytoczyć jej pierwsze zdanie, którym Nabokov, jak zwykle, zaczyna od wysokiego „c”: Myślę jak geniusz, piszę jak najlepszy stylista, ale mówię jak dziecko. Tym samym we Własnym zdaniem nie znajdziemy wywiadów przeprowadzonych „na gorąco”, gdy pisarz staje w „krzyżowym ogniu pytań” dziennikarza, który ad hoc oczekuje od swojego rozmówcy przemyślanych i spójnych odpowiedzi. Wszystko odbywało się zupełnie inaczej. Każdy, kto chciał przeprowadzić wywiad z autorem Lolity, dostarczał mu listę pytań, a następnie otrzymywał skrupulatnie spisane repliki. Niekiedy, gdy konieczny był występ w telewizji, to wówczas Nabokov także nie odstępował od tej zasady i z uporem korzystał ze swych słynnych fiszek.

Własnym zdaniem to książka dla tych, którzy już są zafascynowani dokonaniami Nabokova i przede wszystkim jego fenomenalną osobowością, której poznawanie, bez znajomości przynajmniej kilku książek jego autorstwa, jest zupełnie pozbawione wartości poznawczych. Autor Rozpaczy jawi się tutaj jako artysta świadomy swej pozycji, konsekwentny i krytyczny aż do granic możliwości, a z drugiej strony, jako niewątpliwy geniusz, nie jest pozbawiony wszelkiego rodzaju frustracji i zamiłowania do doznawania rozkoszy, spośród których preferuje pisarstwo i łowienie motyli.  Jest zachwycony, że nikt nie postrzega go jako elektryzującego w popkulturowych kategoriach, co w prostej linii wywodzi się od właściwej mu awersji wobec wszelkiego rodzaju ugrupowań, nurtów i frakcji, jak sam uroczo stwierdza: Jestem samotną owieczką. Za każdym razem, gdy styka się z przejawami zainteresowania nim jako osobą, objawia ogromne zaskoczenie. Dla niego liczy się indywidualny artysta i talent, z którego przejawami ma świadomość obcowania tylko wtedy, gdy mrowi go w krzyżu. Stąd odczuwa dogłębną niechęć do literatury społecznie zaangażowanej, wspólnotowej, zdialogizowanej, skoncentrowanej na symbolach i pisanej przez reporterów spraw bieżących, którzy nie zdają sobie sprawy, że powieść w ogóle nie istnieje. Największym uznaniem darzy dzieła stroniące od wielkich idei i ideologicznego ukierunkowania, czyli opierające się na konkrecie, faktografii i precyzyjnie ujmowanych obrazów.

Dla Nabokova tworzenie łączy się z psychofizycznym podnieceniem, cierpieniem i walką z samym sobą, która zawsze kończy się swego rodzaju przegraną i dostrzeżeniem w ostatecznej wersji dzieła kilku przeoczeń, z jakimi idealiście i perfekcjoniście – nie sposób się pogodzić. W tej kwestii Własnym zdaniem to wyraz jego uczciwości względem czytelnika. Wprost wyznaje, że pisze dla przyjemności i publikuje dla pieniędzy. Wiele miejsca w swoich rozmyślaniach poświęca też na poszukiwanie celu podejmowanych przez siebie aktywności. Okazuje się, że pisze dla siebie zwielokrotnionego, a więc nie tylko czytelnika idealnego, co tak naprawdę dla wszystkich, dzięki czemu – przy publikacji kolejnej powieści – udaje mu się kolejny raz uciec od samotności kogoś, kto tkwi w wieży z kości słoniowej. Co ciekawe w swoich odpowiedziach na często absurdalne pytania dziennikarzy w żaden sposób nie daje znać o sobie żadna porywczość czy zniecierpliwienie. Z godną podziwu cierpliwością na nowo tłumaczy swój proces tworzenia i nierzadko odwołuje się do ciekawych zestawień. Pewnego razu porównuje siebie do ptaka, który buduje gniazdo, aby złożyć jaja. On, tak samo, jak to przemyślne zwierzę, zbiera na początku zupełnie niepowiązane ze sobą impresje, aby później zbudować z nich arcydzieło. Nabokov nie tworzył w sposób linearny, od pierwszego do ostatniego rozdziału, lecz fragmentaryczny, na wzór muzycznej kompozycji, wypełniając – wraz z napływami „natchnienia” – kolejne białe plamy na mapie narracji. Książka istniała w jego umyśle, zanim została napisana, co przynosi bardzo zaskakujący kontekst dla lektury jego dzieł, choć nie tak żartobliwy, jak wyznanie o tym, że nie stroni od szalonych wybryków w swoim pisarstwie i zdarza mu się ironizować na temat tych czytelników, którzy w swej naiwności próbują je wytłumaczyć. Świat autora Ady, zresztą zdeklarowanego monisty, jest światem fikcjonalnym, którego przeznaczeniem jest oddalenie się od czytelnika po przeczytaniu przez niego ostatniej frazy książki i umożliwienie mu powrotu do codzienności, jednak z zastrzeżeniem, aby gdzieś zawsze w jego umyśle pozostawał i niepokoił swym istnieniem. W tym kryje się także koncepcja nowoczesności Nabokova, która opiera się na kreacji, przeistoczeniu wytworu umysłu w nową, niezobiektywizowaną rzeczywistość. co ma swoje konsekwencje w uznaniu rzeczywistości „prawdziwej” za fantazmat i usytuowania zmysłowości znacznie wyżej w hierarchii ważności od rzeczowości. Tym samym realność literacka, jakiej możemy doznać czytając Dar lub Obronę Łużyna, jest widmowa, opierająca się na grze pozorów i ściśle zsubiektywizowana, jakby wynikała z zadań szachowych, których Nabokov był pasjonatem.

Celem Własnym zdaniem nie jest autokreacja, lecz – jak wyznaje sam autor – stworzenie wiarygodnej i nie całkiem odpychającej podobizny jego osobowości. W moim przypadku się to udało bez żadnych przeszkód, jednak nie jest pewne, że i u innych to się powtórzy, gdyż Nabokov jak mało kto eksponuje swą niezależność, bezkompromisowość w ocenach i bezpardonowy krytycyzm. Psychoanalizę uznaje za najohydniejsze oszustwo, Freuda nazywa wiedeńskim szamanem, a życie płciowe za zbyt nużące, aby o tym mówić. Jeszcze „gorzej” lub jak kto woli: „trafniej” jest wówczas, gdy dokonuje się polaryzacja jego fascynacji i odraz czytelniczych. Dostojewski wtedy jest tandetnym dziennikarzem i żałosnym komediantem, Conrad operuje tylko kliszami romantycznymi, Tołstoj odznacza się utylitarnym dydaktyzmem, Ezra Pound jawi się jako czcigodny oszust, Doktor Żywago Pasternaka oceniany jest jako powieść probolszewicka, toporna, banalna i melodramatyczna, zaś Sartre kojarzy się z kawiarnianą filozofią. Po drugiej stronie barykady, najczęściej także niepozbawieni zastrzeżeń, umiejscowieni są Proust, Kafka, Bieły, Szekspir i Joyce. I dla przykładu, ten ostatni tylko jako autor Ulissesa, gdyż Finneganów tren i Portret artysty z czasów młodości nie przysporzyły sobie u Nabokova większej atencji. Oczywiście podobnych ocen, które u miłośników Nabokova wzbudzą z pewnością wiele emocji, jest we Własnym zdaniem znacznie więcej.

Poza tego rodzaju fragmentami, które dla wielu mogą być prawdopodobnie kontrowersyjne, Własnym zdaniem w gruncie rzeczy opowiada o kimś, kto literaturze poświęcił wszystko, stąd najwięcej uwagi poświęca się tutaj tytanicznej pracy Nabokova. Jego dziełem życia był absolutnie dosłowny, czterotomowy przekład Eugeniusza Oniegina, wytwór dziesięciu lat pracy i z tego względu rzetelny, niewolniczo wierny, antyperyfrastyczny, opatrzony erudycyjnym, krytycznym komentarzem. Ponieważ niejednokrotnie zdarzało się, że ktoś – mimo tego wszystkiego – zarzucał mu nieprofesjonalizm, Nabokov zmuszony był zareplikować, czego pośrednim efektem jest właśnie niniejsza książka. Z mistrzowską skrupulatnością, wnikliwością i naukową rzeczowością dekonstruuje rażąco błędne przekłady innych lub przede wszystkim w efektowny sposób odrzuca przeważającą ilość zarzutów autorstwa jego byłego przyjaciela, który pomimo swej nieznajomości języka Puszkina ośmielił się rodowitego Rosjanina oskarżyć o niezliczoną ilość błędów translatorskich i przeinaczeń semantycznych To samo zapamiętanie możemy zaobserwować w tych tekstach, w których Nabokov z geniusza literatury przeistacza się w lepidopterologa i badacza łuskoskrzydłych. Cóż to za niesamowite przeżycie móc wreszcie po polsku zapoznać się ze słynnym opisem jego autorstwa Lycaeides idas sublivens, który zresztą uczynił go odkrywcą motyla zwanego dziś modraszkiem Nabokova, czy z mrożącym krew w żyłach opisem łowów w Wyoming, kiedy to sformułował niezwykle frapującą hipotezę odnośnie tego, że żyjący na stosunkowo niskich wysokościach P. shasta jest prawdziwym P. minnehaha czy ustalił najdalsze punkty występowania typowego L. longinus!

Siłą rzeczy wiele z tych tekstów jest na trwałe zakotwiczona w czasie, w którym powstawały, lecz nie sposób przecenić tej książki jako okazji do tego, aby poznać Nabokova samego w sobie. Jest pełna niuansów i anegdot, spośród których wyróżniają się te, jak poznał żonę, gdzie napisał swą pierwszą powieść, dlaczego nie zetknął się z Wittgensteinem, czy ta dotycząca wykładu o Puszkinie, którego słuchał sam, uwielbiany przez niego, James Joyce. Przeważająca większość odpowiedzi odnosi się jednak do codzienności Nabokova, która w swej zwyczajności była nadzwyczajna. We Własnym zdaniem odsłania prawdę o wielu epizodach ze swojej biografii, za każdym razem uwydatniając swoją elegancką bezpośredniość i antykonwencjonalność. Mówi o specyfice pracy nad scenariuszem do Lolity Kubricka, rytmie swego powieściopisarstwa, doznawanym słyszeniu barwnym – przyporządkowywaniu do każdej litery alfabetu jakiejś barwy, braku u siebie słuchu muzycznego, o tym, co by zrobił, gdyby ktoś uczynił go władcą absolutnym; uprzedzeniach estetycznych (prymitywizm utożsamia z abstrakcjonizmem), jakie jest jego zdanie o lądowaniu na Księżycu, czy jakim owadem był Gregor z Przemiany Kafki i kiedy dokładnie łowił motyle, na przykład opodal Gatlinburga w Tennessee. W tym wszystkim nie brak momentów pełnych humoru, gdy opowiada o tym, że choć tak dużo czasu poświęcił na wykładanie, to najchętniej zastąpiłby swoją obecność odtwarzaniem nagrania z magnetofonu; zwierza się ze swojej wyższości nad narkotyzującymi się, gdyż jego świadomość sama raczy go permutującymi wzorcami witrażowymi lub gdy koryguje przekłamania, bo już nie może wstrzymać się z repliką, gdy ktoś zaczyna kwestionować jego kompetencje naukowe lub narusza jego prywatność, co przeważnie kończy się dystansem wobec głosów krytycznych, które – jak nie omieszka zaznaczyć – w większości ferowane są przez błaznów i miłośników kiczu. Na największą uwagę zasługują jednak te momenty, gdy wyjaśnia, dlaczego nie chce wrócić do sowieckiej Rosji, gdyż arkadyjska kraina dzieciństwa, przedmiot jego miłości, w jego przekonaniu nie istnieje poza wyobraźnią i wspomnieniami, bo jej odtworzenie jest wysoce niemożliwe. We Własnym zdaniem uważa się więc za pisarza amerykańskiego, bo odnajdującego wśród Amerykanów pożądaną przez siebie wolność i ludzi myślących podobnie. Pomimo to, gdy we Własnym zdaniem go poznajemy, na przestrzeni szóstej i siódmej dekady ubiegłego wieku, jest ciągłym podróżnikiem, który mieszka w szwajcarskim hotelu, darzy podziwem swą przybraną ojczyznę i z dystansu obserwuje Rosję, która jako kraj opanowany przez dyktaturę jest dla niego źródłem wielkiego smutku.

Własnym zdaniem to wielowątkowa opowieść o człowieku, który uważa się za cień powołanych przez siebie do życia postaci, z godną podziwu skwapliwością tępi filisterstwo i darzy nienawiścią każdego, kto hołduje banałowi. Credo Nabokova, jakie się z tego wyłania, jest bowiem bardzo jasne: Wolność słowa, wolność myśli, wolność sztuki. (…) Mam skromne pragnienia. Portrety głowy państwa nie powinny być większe od znaczka pocztowego. Żadnych tortur i żadnych egzekucji. Żadnej muzyki. Poza nielicznymi zresztą kontrowersjami, które wielu – wbrew zamierzeniom ich twórcy – zelektryzują, z całej tej książki wysnuć można obraz człowieka-geniusza, doświadczonego przez los, spełnionego dzięki swemu talentowi i przede wszystkim nieliczącego się z nikim, kto nad prawdę stawia zakłamanie.

Autor: Przemysław K.

Vladimir Nabokov „Własnym zdaniem”, przekł. M. Szczubiałka, wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2016, s. 354

Kursywą zostały wyróżnione cytaty pochodzące z recenzowanej książki.

„W rzeczywistości jestem łagodnym starszym panem, który brzydzi się okrucieństwem”, czyli „zrównoważony szalony umysł”, prostoduszny wirtuoz narracji i szarlatan-prestidigitator w jednej osobie pragnie nam powiedzieć, kim jest w istocie