„Oto dlaczego gotów jestem przyjąć wszystko, co się może wydarzyć, kiepskiego kata w cylindrze, a potem głuchy szum pustej wieczności, ale nie zgadzam się na torturę żywota wiecznego, na te zimne, białe, małe pieski. Puśćcie mnie, ostrzegam was, nie zniosę najmniejszej oznaki czułości, bo wszystko jest oszustwem, nędzną sztuczką iluzjonisty”, czyli istoty fizycznie identyczne w metafikcji nie osiągną zbrodni doskonałej, bo kult jednostki nie istnieje

inline_969_http://myliterarytour.files.wordpress.com/2014/07/rozpacz.jpgW każdej epoce literackiej odnaleźć można geniuszy, którzy tworzyli arcydzieła przerastające swą genialnością inne dokonania. Jednak twórczość Vladimira Nabokova (1899-1977), najrówniejszego wśród równych, jest ewenementem pod każdym względem, przekraczającym wszelkie możliwe granice i stwarzającym nową jakość. Spośród wielu pozycji, jakie napisał, wznowiona niedawno „Rozpacz” jest jedną z najmniej popularnych, bo stworzoną już w 1932 roku, czyli jeszcze w okresie rosyjskim. Tym bardziej zasługuje ona na uwagę, gdy uświadomimy sobie, jak wiele z zawartych w niej motywów jest pewnego rodzaju wprowadzeniem do późniejszych arcydzieł, którymi zachwycił się cały świat.

Bohaterem, a zarazem narratorem, jest tutaj Hermann Karłowicz, fabrykant czekoladek mieszkający w Berlinie. Pewnego dnia, przebywając w Pradze w interesach, „przypadkowo” spotyka Feliksa – człowieka, którego ad hoc uznaje za swojego idealnego sobowtóra. Przedsiębiorca od razu, kierowany przez jakąś „zewnętrzną siłę”, postanawia zabić poznanego włóczęgę, jednak czytelnik dowie się o tym dopiero na chwilę przed dokonaniem zbrodni. Hermann jest bowiem artystą chcącym dokonać zabójstwa doskonałego, urastającego nawet do miana artystycznego arcydzieła, dopracowanego pod każdym względem i przede wszystkim bezbłędnego. Choć u swojego naśladowcy zauważa nieliczne niezgodności z własną fizjonomią (zwane przez niego „lapsusami i błędami drukarskimi w księdze natury”[1]), to jest w pełni przekonany, że Feliks wręcz przeznaczony jest do tego projektu, jak wyznaje: „Jego doskonałość, brak przyczyny i celu budziły we mnie osobliwą zgrozę”[2]. Poglądy Hermanna w tej materii są bardzo zbliżone do sądów literackich. Ceni realizm, dlatego tak bardzo zniewoliło go rzekome i „osobliwe” podobieństwo. W „Rozpaczy” chce zatem swego „czytelnika przekształcić w widza”, nawet wbrew jego woli, wszystko w imię zasady l’art pour l’art. Do odbiorców („sztywniaków”) swojej prozie odnosi się bardzo brutalnie i odpychająco, nazywa ich „draniami”, którzy bezwzględnie muszą mu uwierzyć, czym realizuje swój postulat literatury jako „ordynarnej oczywistości sztuki malarskiej”[3]. Chce ich nawet uczyć, jak czytać, aby rozwiać wątpliwości odnośnie stwierdzeń narzucanych przez narratora. Jest szaleńcem, który wciąż zapewnia o logiczności swych działań i myśli oraz o „normalności”. Nie rozumie, kto może być takim ignorantem, by mu się przeciwstawić: „[podobieństwo] istnieje, jest faktem, tak, faktem, i co z tego, że wydaje się on dziwaczny i absurdalny”[4].

Trudno ostatecznie stwierdzić, czy Hermann pisze tutaj prawdę. Nabokov znany jest przecież z pozostawiania dla czytelnika różnych „pułapek”, czyli wskazówek pozwalających na różnorakie interpretacje, mające co prawda odniesienie do faktów zawartych w powieści, jednak opartych na inwencji czytelnika. Każda z jego książek jest przecież intelektualnym wyzwaniem, czymś na wzór zabawy, gry w szachy. Idąc tym tropem można nawet uznać, że narrator tej powieści nikogo nie zabił, a my mamy do czynienia jedynie z tekstem stworzonym przez szaleńca, na przykład w szpitalu psychiatrycznym. Już na pierwszych stronach „Rozpaczy” Hermann wyznaje, iż „jednym z najistotniejszych rysów (…) [jego] charakteru” jest „niefrasobliwa, pełna natchnienia skłonność do kłamstwa”[5]. Był urodzonym kłamcą. Swej żonie – Lidii, niezbyt inteligentnej („obdarzonej wprawdzie ptasim móżdżkiem, ale atrakcyjnej”[6]), zapominalskiej i przytłoczonej przez „geniusz” małżonka, wciąż opowiadał niestworzone historie, z przekonaniem, że ma do czynienia z osobą zbyt ograniczoną, aby mogła zapamiętać jego mistrzowskie opowiadania.

Morderczy czyn w „Rozpaczy” można także rozpatrywać jako sposób na zapomnienie o problemach finansowych, ponieważ produkcja czekolady nie przynosiła bohaterowi wystarczających zysków i dlatego przed samym spotkaniem, spacerując i rozmyślając, był „najzupełniej pusty”; porównywał się nawet z „przezroczystym naczyniem skazanym na przyjęcie nieznanej jeszcze zawartości”[7]. Ta „przeźroczystość” jest tutaj niezwykle istotna. Hermann to współczesny odpowiednik Narcyza, widzący w Feliksie jedynie odbicie swojego geniuszu. Nie mógłby jednak znieść tego, że ktoś może być stricte podobny do niego – doskonałości nie można przecież idealnie podrobić, tutaj chodzi przecież o zewnętrzną powłokę, ciało; dlatego ubogiego sobowtóra uznaje za „nieszkodliwe kuriozum”, idiotę, koncentrującego się jedynie na teraźniejszości i skazanego na kontrolowanie przez takich jak Hermann, czyli będących trzonem społeczeństwa: inteligentnych, bogatych i zaradnych. Zamiłowanie narratora do podobieństw ma tutaj także odzwierciedlenie w krytyce komunizmu, który szczególnie chciał dokonać unifikacji. Hermann jest zachwycony losami swojej ojczyzny oraz przede wszystkim tym, że Rosja „tworzy wartości wspaniałe” w atmosferze „entuzjazmu, ascetyzmu i (…) bezinteresowności”[8], co wynika rzecz jasna z jego światopoglądu, zgodnie z którym „należy dokumentnie zmienić pstrą plątaninę naszego nieuchwytnego życia” i stworzyć „jednakowych osiłków, mikrocefalów o potężnych ramionach”[9]. Wręcz prosi czytelników, aby jego zbrodnię uznali za „alegoryczną”, gdyż dzięki owej „idealnej identyczności” w końcu, przy jego pomocy, wszyscy mogliby się zjednoczyć w jeden spójny organizm, „bezklasowe społeczeństwo przyszłości”[10]. Tym samym nie można go winić za jego czyny, gdyż przecież wszystko robił tylko dla dobra ogółu, a „Rozpacz”, jego opus magnum, jest idealnym podręcznikiem dla osób kształconych „pod kierunkiem doświadczonych marksistów”[11]. Wciąż zauważa podobieństwa także w detalach, nękany jest przez przekonanie o ciągłym obcowaniu ze zjawiskiem déjà vu, a wiele z napotykanych przedmiotów uznaje po prostu za „echo” tego, co niegdyś zaobserwował.

Hermann jest twórcą totalnym, jego „tworzywo” błyskawicznie stało się dla niego nową obsesją, obok rozdwojenia osobowości, którego był, co ważne, sam świadom. Ten fakt jest istotny, jeżeli chcemy uznać „Rozpacz” za mistyfikację samą w sobie. Niekiedy daje temu wyraz w ściśle bezpośredni sposób, przekonanie o własnym mistrzostwie nie jest u niego bezkrytyczne: „złapałem się na myśli, że Feliks nie mógł przyjść, bo po prostu zrodziła go moja wyobraźnia, łaknąca odbić, powtórzeń, masek”[12]. Jeden z jego przyjaciół, Orlovius, list napisany rzekomo przez Feliksa uznał po prostu za kolejny dowód szaleństwa fabrykanta, gdyż wydało mu się znacznie odbiegające od normalności pisanie listów do samego siebie. W każdej dziedzinie uważa się za geniusza, przede wszystkim w literaturze, o której „wie wszystko”. Już od dzieciństwa był to jego „konik”: gdy inni kradli brzoskwinie, on „układał ciemne, niepojęte wiersze i zawiłe opowieści, jak gdyby powodowany jakimś strasznym fatalizmem, przy czym bez żadnego powodu kompromitował w nich znajomych rodziców”[13]. Literatura wydaje się mu być tożsama z kłamstwem, od zawsze delektował się stwarzaniem nieprawdy, „ekstatycznej, do samozapomnienia, delektując się nową harmonią życia”[14]. W swojej narracji jest bezkompromisowy, chce w zupełności się odsłonić i „powiedzieć wszystko”, gdyż uważa się za artystę panującego nie tylko nad sobą, lecz także nad „stylem pisarskim”.

Za nic ma inne powieści traktujące o zabójstwach – autorstwa na przykład Conan Doyle’a, Dostojewskiego, Wallace’a i Leblanc’a – wciąż zadaje sobie pytanie „czym [oni] są w porównaniu ze mną?”[15]. Swoją osobę przyrównuje do „genialnych wynalazców”, jakby zgodnie ze stwierdzeniem, że wszystkie prawdziwe kamienie milowe w każdej dziedzinie powstawały za sprawą przypadku. Nikogo nie podziwia, w swojej klasyfikacji osiągnięć opiera się na ocenie innych. Innych mistrzów nazywa nieudolnymi i „niezliczonymi prekursorami”, którzy swe niepowodzenie zawdzięczali – w jego przekonaniu – zbyt silnemu akcentowaniu istoty czynu i usilnemu przywiązywaniu zbytniej wagi do pozostawionych „śladów”. On uważał, że nade wszystko należy zwrócić uwagę na sam „akt”, „logicznie wynikający ze wszystkiego, co go poprzedza”[16]. Tym samym celem Hermanna jest zmyślne pokierowanie całą sytuacją, aby w rezultacie „siła twórczego aktu” przewyższyła realność, a zatem stała się najczystszą fikcją. Dlatego zabójstwo opisane w „Rozpaczy” w toku takiego rozumowania nie jest przestępstwem, narrator jest o tym dogłębnie przekonany: „Moje sumienie jest czyste”[17]. Być może byłaby to zbrodnia doskonała, gdyby podobieństwo byłoby rzeczywiste, lecz nie sposób oprzeć się przekonaniu, że czyn Hermanna oparty był na błędnej logice, gdyż to, czego chciał dokonać, przypominało dokonanie morderstwa z równoczesnym zaprzeczeniem o jego zaistnieniu: ofiara nie może być oczywiście także swoim zabójcą. Pożądana przez niego symetria (odwzorowanie), w takich dziedzinach jak życie i sztuka (będącą przecież determinowaną przez coś tak niesamowicie aberracyjnego jak język), jest niemożliwa do osiągnięcia.

Niniejsza powieść kreowana jest także na pamflet na krytyków literackich, którzy w większości przypadków, zdaniem Hermanna, „nie widzą tego, czego nie chcą widzieć”[18]. Wyraźna jest tu również nienawiść wobec czytelników nieskorych do zachwycania się „jawnymi” arcydziełami, tym bardziej autorstwa „nowicjusza w świecie geniuszu, jeszcze nienawykłego do kadzideł sławy, ale pełnego dumy”[19]. Nabokov, znany ze swej manii doskonałości i nieskończonego samodoskonalenia się, zdaje się tu apelować do młodych artystów o to, żeby już na początku artystycznej drogi pożegnali się z marzeniami o stworzeniu dzieła wyjątkowego, bezbłędnego, gdyż wszystko to, co oparte jest na fundamencie „niemożliwości błędu”, prędzej czy później zostanie pokonane przez „trywialną” błahostkę, niedopatrzenie. W jego perspektywie w literaturze najważniejszy jest czytelnik, dlatego Hermann o swych odbiorcach wypowiada się jako o „motłochu”, który być może ma rację i wie lepiej, kto jest prawdziwym geniuszem.

Poza tym szczególną atencją Hermann darzył kalambury, „stawianie słów w głupich i niezręcznych sytuacjach”. Dlatego na kartach „Rozpaczy” zdaje czytelnikowi niezwykle istotne pytania: „Co w marszałku robi szał? Albo co igra w epigrafie? Jak tyran zmienia się w narty, skąd las w lasce i co wiąże tę laskę ze skalą?”[20]. To właśnie w takich eksperymentalnych zachowaniach można doszukiwać się późniejszych „przestępczych inklinacji”, przeistoczenia się fabrykanta czekoladek w „genialnego gwałciciela prawa”, który na wyżyny artyzmu mógł wznieść się tylko po wyeliminowaniu swego alter ego. Jest introwertykiem, to Feliksa uznaje za podobnego do siebie, a nie siebie podobnego do Feliksa; w życiu uważa się za „reprezentowanego (…) przez dwie osoby”[21]. Kryje się w tym ziarenko prawdy, kolejny dowód na utożsamienie Feliksa z Hermannem. Przychodząc na pocztę od razu wiedział, gdzie znajduje się pozostawiony dla niego list, znał jego treść i na dodatek miał w głowie już gotową odpowiedź. Feliks nie zauważa żadnego podobieństwa, jako bystry bezdomny w bogatym i niezbyt zdrowym psychicznie fabrykancie widzi okazję na wzbogacenie się. Pozwala nawet zamienić się w „kukłę”, byleby tylko coś zyskać. Dla Hermanna zabójstwo jest tylko czymś pobocznym. Widzi w nim w rzeczywistości tylko okazję na wyłudzenie ubezpieczenia, choć wciąż zapewnia o bezinteresowności własnych poczynań. To jest kwintesencja pisarstwa Nabokova, który jest mistrzem w mówieniu o instynktach człowieka, siłach prawdziwie wpływających na nasze poczynania i takim konstruowaniu fabuły, aby uwydatnić wszechobecne zakłamanie w słowach bezmyślnie łączonych w zdania.

„Rozpacz” to powieść o człowieku niezrównoważonym psychicznie, który mimowolnie uświadamia sobie swój stan; na przykład, gdy w przypływie furii jest w stanie wyartykułować swe przekonanie, że „nie ma go na świecie”. To także dzieło opowiadające o ludziach bezwzględnie przekonanych o racjonalności swoich działań, w życiu kierujących się jedynie koncepcjami i nie zwracającymi zbytniej uwagi na to, co najistotniejsze i świadczące o powodzeniu każdego przedsięwzięcia, czyli detale. Nabokov zastanawia się tu nad wartością sztuki, granicami estetyzmu i antyestetyzmu, koniecznością tworzenia, efemerycznością „sukcesu” w przypadku artystów i podporządkowaniem życia literaturze, a nawet można rzec: kreowaniu literatury w przestrzeni realnej. Jako wybitny znawca literatury, z każdej swej powieści czynił osobliwy kolaż niezliczonych nawiązań do innych dzieł. W przypadku „Rozpaczy” większość badaczy zwraca uwagę na oczywiste aluzje do niezbyt darzonego sympatią przez autora „Lolity” Dostojewskiego (w szczególności do „Zbrodni i kary” i „Sobowtóra”), Puszkina („Damy pikowej”; powiązania imion i kluczowych motywów), Gogola („Pamiętnika szaleńca”) i oczywiście Quincey’a (i jego „O zbrodni jako sztuce pięknej”), co czyni z tej książki powieść nie o szaleńcu, lecz literaturze (sztuce) samej w sobie i jej tworzeniu.

To bez wątpienia powieść wielowymiarowa: można rzecz jasna czytać ją linearnie, można również kluczyć po meandrach różnych zagadek i możliwości. Najbardziej jednak istotne jest to, że Nabokov na jej kartach, posługując się jednym konceptem, stworzył dzieło mówiące o wszystkim tym, co w jakiś sposób powiązane jest z literaturą. W pierwszej kolejności uwydatnia fakt, iż każdy twórca ma prawo do obrony swojego dzieła przed krytykami, w tym wypadku są to policjanci aresztujący Hermanna. Apeluje do artystów, aby już na samym początku ustanawiali granicę pomiędzy życiem i sztuką, będącą przecież sposobem na wyrażanie, a nie odwzorowywanie. Jest to również pochwała niepowtarzalności. „Rozpacz” to przecież pokazanie, za pośrednictwem literatury, że nawet szaleniec nie jest w stanie zmienić natury rzeczywistości, tym bardziej, jeżeli jest w zupełności podporządkowany własnemu fatum i kłamstwom. Protagonista tej powieści, dzięki swym urojeniom, całkowicie rozmiłował się w powierzchowności i utracił konieczny dystans. Dlatego, aby w pełni rozkoszować się złożonością frazy autora „Lolity”, należy oswobodzić się spod wpływu jego sugestii i pogodzić się ze współczesnym kryzysem moralności, tak popularnym przecież motywem u Nabokova. Dużo miejsca poświęca się tu także instruowaniu czytelnika, co czyni z „Rozpaczy” powieść o sztuce interpretacji. Na każdym kroku podważa się tu wiarygodność narratora, któremu pod żadnym pozorem nie można ufać. Ostrzeżeń jest tu co niemiara. Jednym z kluczowych jest to, aby jak najskrzętniej unikać arcydzieł stworzonych przez tych, z własnej woli, wyabstrahowanych z otaczającej ich przestrzeni. Z tego względu jest to próba unicestwienia rozbratu pomiędzy tak zwaną literaturą „rozrywkową” (np. literaturą kryminalną) a utworami uznawanymi za genialne („Rozpacz” to przecież także ironiczny i rozbudowany komentarz wobec dokonań tych przekonanych o własnej genialności). Jest to zatem książka uniwersalna – skierowana do szukających rozrywki, jak i do intelektualistów, w tym przypadku mogących zaobserwować literacką wersję dekonstrukcjonizmu (jeżeli chodzi o opozycję pomiędzy znakiem i znaczeniem). To odpowiedź Nabokova na dorobek Dostojewskiego, wyraźna stylizacja na powieść XIX-wieczną oraz wyrażenie przekonania, że wyłącznie odbiorca może świadczyć o jakości dzieła. Ze względu na geniusz, z jakim tu obcujemy, „Rozpacz” należy czytać tak, jak Nabokov badał złowione przez siebie motyle: przez mikroskop, wychwytując każdy detal.

Autor: Przemysław K.

Vladimir Nabokov „Rozpacz”, posłowie i przekład: Ryszard Engelking, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2014, s. 248

——————————–

[1] s. 27

[2] s. 17

[3] s. 26

[4] s. 40

[5] s. 13

[6] s. 113

[7] s. 17

[8] s. 30

[9] s. 31

[10] s. 167

[11] Tamże

[12] s. 81

[13] s. 56-57

[14] s. 57

[15] s. 132

[16] s. 133

[17] s. 136

[18] s. 200

[19] s. 186

[20] Tamże

[21] s. 78

Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 113.

„Oto dlaczego gotów jestem przyjąć wszystko, co się może wydarzyć, kiepskiego kata w cylindrze, a potem głuchy szum pustej wieczności, ale nie zgadzam się na torturę żywota wiecznego, na te zimne, białe, małe pieski. Puśćcie mnie, ostrzegam was, nie zniosę najmniejszej oznaki czułości, bo wszystko jest oszustwem, nędzną sztuczką iluzjonisty”, czyli istoty fizycznie identyczne w metafikcji nie osiągną zbrodni doskonałej, bo kult jednostki nie istnieje