„Echa” to już szósta książka poetycka Wojciecha Bonowicza (rocznik 1967), uznanego krakowskiego poety, zdobywcy Nagrody Literackiej Gdynia w 2007 roku, propagatora myśli Józefa Tischnera. Tym razem na warsztat swoich literackich zmagań ze światem wziął próbę wskrzeszenia autonomicznych stopklatek, kiedyś zatrzymanych, dziś znów powołanych do życia za sprawą poezji.
Tom ten uderza przede wszystkim niezwykłą zdolnością do oddawania dynamizmu świata, jakby twórca chciał zwrócić uwagę odbiorcy na fakt ignorowania przez ludzi zjawisk błahych, lecz będących częścią także naszego bycia. Równocześnie optyka tutaj wykorzystywana bardzo często skupia się na opisie przestrzeni, w której materię zaingerowało coś niemal na sekundę przed momentem, gdy poeta rozpoczął obserwację. Jest to zatem poezja „osiągania równowagi”. Bohaterowie tych wierszy stronią od jakiegokolwiek przejawu chęci zmiany otaczającego ich świata, wręcz w zahipnotyzowaniu oczekują na działanie z bliżej nieokreślonego zewnątrz. Zdaniem Bonowicza obecny etap rozwoju naszej cywilizacji można określić mianem „monotonnej walki”, polegającej na przeczuciu nadchodzącej apokalipsy, z równoczesnym brakiem jej zwiastunów, przejawów. Głównej przyczyny tego można niewątpliwie dopatrzeć się w braku chęci do wyobrażenia siebie. Wiele z tych wierszy (tych, które wielu uznałoby za „najlepsze”) powstało na podstawie zaistniałych przypadkowo sytuacji. Rozmowa pomiędzy mężczyznami, wykonywanie fotografii, odczytanie napisu przy torach lub wymiana doświadczeń rodziców na temat wychowywania dzieci to idealne okazje do zastanowienia się nad własnym miejscem w świecie, wpływem cierpienia na egzystencję i rolą języka poetyckiego w dyskursie publicznym. W chwili, gdy wielu poetów fascynuje się reinkarnacją Bonowicza o wiele bardziej intryguje i przeraża wizja stale powracającego na ziemię niepokoju i nienawiści. Skazanie na samotność, niezrozumienie, poczucie zmarnowanej szansy oraz przekonanie, że jest się jedną z nielicznych zębatek mechanizmu to motywy wielokrotnie w tym tomie przywoływane. Ich „echami” są właśnie wiersze do pewnego stopnia programowe, metapoetyckie, w których dowiemy się między innymi, że poeta jest twórcą straconym – nie może ingerować w utwór już stworzony (w przeciwieństwie do prozaików), nie może także tak jak krytyk nauczyć się swojego „fachu”. Jednocześnie tworzenie to „wydobywanie się z grobu” (s. 30), taniec śmierci i zniewalająca przemiana, której w przypadku tego poety jedynym rezultatem może być balansowanie na krawędzi przepaści, przekonanie o tworzeniu poezji w obecnym czasie dawno zamierzchłej, odpowiadającej wartościom dawnym, lecz nadal aktualnym i ważnym.
„Echa” to tom podejmujący w dużej mierze tematy nieokreślone, niemożliwe do opisania, skazany już przez samego poetę na odbiór osobisty i nie dopuszczający do siebie wskazówek z zewnątrz. Dlatego wszystko tutaj jest otwarte, zezwalające na wszelkie możliwe odczytania i akcentujące wartość momentu i słów go opisujących. Spinający klamrą tom opis nieświadomych niczego dzieci idących ścieżką w kierunku nieskończoności pobudza do myślenia i nadbudowywania znaczeń do tego obrazu z innych wierszy. Utwory te są do głębi mroczne, dwuznaczne i tajemnicze, co w znacznej mierze zostało zdeterminowane przez oszczędne korzystanie z interpunkcji
Autor: Przemysław K.
Wojciech Bonowicz “Echa”, Biuro Literackie, Wrocław 2013, s. 40
——————————–
Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 21.