„Dziś będzie piękny dzień”, czyli zwierzęce instynkty w spokojnym świecie agonii

Pitcairn to niewielka wyspa na Oceanie Spokojnym odkryta w 1767 roku. Od tego czasu stała się zamorskim terytorium Wielkiej Brytanii pomimo tego, że od Londynu odległa jest o ponad piętnaście tysięcy kilometrów. Już po dwudziestu trzech latach od tego wydarzenia dziewięciu dezerterów (zwanych „buntownikami”) z okrętu Bounty, wysłanego na te wody przez ówczesnego króla Anglii, wraz z osiemnaściorgiem ludzi pojmanych z Tahiti trafili na tę dotychczas bezludną wyspę. Dzisiaj mieszka tam sześćdziesiąt osób.

Każdy Europejczyk myśląc o tego typu egzotycznym miejscu zapewne wyobrazi sobie ziemskie wcielenie Edenu, lecz Maciej Wasilewski (rocznik 1982) w swym niezwykle odważnym reportażu „Jutro przypłynie królowa” pokazuje jak czasami złudne są wyobrażenia człowieka. Jedynym wydarzeniem, które niechlubnie rozsławiło to niepozorne miejsce na ziemi było ujawnienie serii gwałtów dokonanych na nieletnich dzieciach przez w większości dorosłych i silnych mężczyzn wykonujących najcięższe prace w osadzie. Dlatego też wymierzenie im sprawiedliwości równoznaczne byłoby z unicestwieniem tej społeczności. Choć nowozelandzki sąd podjął się osądzenia winnych to i tak wymierzone kary dotknęły tylko nielicznych i na dodatek były symboliczne. Co gorsza do dziś wszystko co z tym związane osnute jest zmową milczenia, a każdy kto stara się rozwikłać tę zagadkę nie zostaje wpuszczony na wyspę lub szybko jest z niej usuwany.  Rozmowy z przybyszami mogą zakończyć się nawet samosądem lub „przypadkową śmiercią”, zatem nikt nie chce ryzykować.

Naszemu reportażyście, który podał się za antropologa, na krótki czas udało się tam dostać w celu uświadomienia nam jak brutalny jest współczesny świat, w którym ukrywanie zła ludzie nazywają „pielęgnowaniem ciszy”. Mieszkańcy tej wysepki nazywają siebie wspólnotą, bezgranicznie zaufali idei komunizmu i postanowili bezdyskusyjnie odizolować się od świata co nie przeszkadzało im oczywiście w korzystaniu z niewyobrażalnie dużej pomocy finansowej od Wielkiej Brytanii. Społeczność ta w pewnym momencie zaczyna czytelnikowi przypominać sektę, którą „łączy tylko współodpowiedzialność za zbrodnię”[1]. Świadczy o tym także jedno z obowiązujących tam praw: „Wspólnota wszelkie decyzje podejmuje jednomyślnie. Kto nie działa w interesie wspólnoty, nie myśli poprawnie. (…) Jeśli dzieje się źle, nie wynika to z działań wspólnoty. Obcy chcą nas zniszczyć”[2]. Na szacunek zasługują tam tylko ludzie urodzeni na wyspie, a każdy „przechrzta” i obcy nazywany jest Judaszem i postrzegany jest jako realne niebezpieczeństwo. Wielu uważa, że dobro i przyszłość wspólnoty są o wiele ważniejsze od życia każdego z ludzi przebywających na wyspie. Każdy wie o sobie wszystko, a życie tam to „giełda intryg i pomówień”[3], gdyż wszyscy zapamiętują o sobie nawzajem wszelkie zauważone występki i czekają tylko na odpowiednią chwilę, aby tę wiedzę korzystnie wykorzystać za pomocą szantażu. Nam, wychowanym w kapitalistycznym świecie, wydaje się niemożliwe, że gdziekolwiek mogą jeszcze istnieć miejsca gdzie „przysługa” cenniejsza jest od dolara. Wasilewski nie waha się stawiać dalekosiężnych diagnoz: „Pitcairneńczycy są jak wielopokoleniowa rodzina zmuszona żyć w przyciasnym mieszkaniu – knują i zwalczają się po cichu”[4]. Wszyscy jego rozmówcy w zawoalowanej formie starają się mu uświadomić, że ingerencja kogokolwiek w tą małą hermetyczną społeczność nie przyniesie żadnej zmiany, a ludzie tam mieszkający nadal będą koegzystować ze złem.

Molestowane kobiety „czują się nikim”, a nazywanie się ofiarą na Pitcairn to przyznawanie się do porażki. Jedynym rezultatem takiego działania może być wstyd. Wszyscy mieszkańcy pomoc postrzegają jako otwarty atak, a ich reakcją jest tylko opór przed tym, co nowe i spoza. Choć wszyscy zaliczani są do obywateli Unii Europejskiej to Brytyjczyków postrzegają jako „najeźdźców, okupantów, wyzyskiwaczy”[5], a całą Europę „mają za nic”, jest dla nich tylko „generatorem hałasu”. Co ciekawe taką postawę nazywają „walką o własne istnienie”[6]. Ci, którym udało się uciec, mówią o tej wyspie jako o czymś „przeklętym” i uważają za oczywiste, że w miejscu pozbawionym aparatu sprawiedliwości zrodziły się akty przemocy, ludzie poczuli się bezkarni i zamienili się w zwierzęta. Dopiero w czasie, gdy międzynarodowa opinia publiczna dowiedziała się o zaistniałej tam przemocy „Pitcairneńczykom przyglądają się brytyjscy dyplomaci i organizacje pozarządowe”[7]. W tej sytuacji musiało paść retoryczne pytanie: „Mieli sto lat, żeby zaprowadzić porządek na wyspie. Dlaczego nie zrobili tego wcześniej?”[8]. Teraz pozostają nam tylko słowa, na działania już za późno, krzywda się dokonała. Na Pitcairn pojęcie sprawiedliwości już dawno straciło na wartości, uległo dewaluacji. Maciej Wasilewski formułuje nawet tezę, że Brytyjczykom zależy na wyludnieniu tej wyspy, gdyż uznają ją za „dogorywający organizm”.

„Jutro przypłynie królowa” to wielopłaszczyznowa i szczegółowa opowieść o wyspie na której zło zdążyło się już na dobre zadomowić. Ten reportaż przedstawia przeróżne anegdoty, fakty i opowieści w formie kolażu, mozaiki. Maciej Wasilewski pokazuje jak łatwo można utracić człowieczeństwo, przydomek „sapiens” i przemienić się w zwierzę gotowe na wszystko w celu zaspokojenia swych żądz. Współczesne reportaże wciąż pokazują jak ważne jest, aby wciąż istnieli dziennikarze-herosi nie wahający się ani chwili przed piętnowaniem niesprawiedliwości i przerażających czynów.

Autor: Przemysław K.

Maciej Wasilewski „Jutro przypłynie królowa”, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 170

——————————–

[1] s. 16

[2] s. 126

[3] s. 39

[4] s. 40

[5] s. 114

[6] s. 125

[7] s. 105

[8] s. 106

„Dziś będzie piękny dzień”, czyli zwierzęce instynkty w spokojnym świecie agonii