Wirujący dowcip, miraż i jeden dzień, czyli sól w oku pseudopatriotów

„Niehalo” to powieściowy debiut Ignacego Karpowicza (rocznik 1976), który możemy nawet uznać za pewnego rodzaju wyrażenie własnego spojrzenia na literaturę. Autor wiele z wykorzystanych tutaj motywów będzie bowiem kontynuował i rozwijał w swych późniejszych książkach.

Wszystko zaczyna się w rodzinnym mieście pisarza, Białymstoku. Mieszka tam Maciek, młody chłopak wciąż sfrustrowany z tego względu, że ma znikomy wpływ na swoje życie, a wszystkie decyzje dotyczące przyszłości od zawsze zapadały bez jego czynnego udziału. Studiuje polonistykę, pisze pracę magisterską i już dawno zdążył znienawidzić swój uniwersytet. Nie rozumie jak ktoś za współczesną literaturę może uznawać pisarstwo Stefana Żeromskiego. Czuje się pokrzywdzony przez los, który skazał go na tak staroświecką i prowincjonalną uczelnię. Jego zdaniem celem edukacji jest wyłącznie zniszczenie niepowtarzalnej osobowości człowieka i sprowadzenie jej do pożądanego dla systemu schematu. Nie podziela ideałów swoich przodków a “mania narodowowyzwoleńcza” w jego umyśle staje się wręcz chorobą psychiczną. Jej dynamiczny rozwój miałby być kontrolowany przez kościół katolicki, którego jedynym zamierzeniem jest wzbogacenie się kosztem najbiedniejszych. Z tego względu od zawsze odczuwał niechęć do „etosu bogoojczyźnianego” dzięki czemu omawianie na studiach literatury romantycznej było dla niego prawdziwą męką. Pracuje w małej lokalnej gazecie, której target nazywa kompletnymi „idiotami”. Pewnego dnia, gdy jedna z „koleżanek” z pracy prosi go, aby kupił w pobliskim sklepie mleko, zaczyna się przełomowy dzień w jego życiu.  Bohater wędruje po swoim rodzinnym mieście, rozmawia z pomnikami Józefa Piłsudskiego i Jerzego Popiełuszki, znajduje niesłychanie cenne dla wierzących jajo, walczy z Ormianami oraz śledzi poczynania nacjonalistów i dewotek. Surrealistyczno-psychodeliczne wizje wywołane pigułkami i syropem kupionym w aptece jeszcze bardziej obdzierają otaczający go świat z pozorów i iluzji. Każda postać w tej książce ma zatem dwa wymiary: realny i wyobrażony. Łączy je jedynie postać głównego bohatera, która wprowadza je w odpowiednim czasie i formie na “scenę” opowieści.

Tym samym w zupełności można czuć się predestynowanym do uznania tej książki za pamflet. Jednak każdy uważny obserwator naszej polskiej rzeczywistości musi przyznać, że pozornie karykaturalny opis „Polski B” zaprezentowany w tej powieści jest niestety do granic możliwości prawdziwy. Ignacy Karpowicz pokazuje, iż przekleństwa, wulgarność i znienawidzenie wszystkiego są jedynym ratunkiem przed destrukcyjnym wpływem stereotypów wszechobecnych w społeczeństwie. Za pomocą odwróconej perspektywy i krzywego zwierciadła piętnuje różnorakie bolączki naszego narodu: niezrozumiały strach przed komercjalizacją i ateizacją Europy, brak krytycyzmu wobec symboli narodowych oraz bezdyskusyjną wiarę we wszystko to, co głosi kościół. Poza tym szczególnie akcentuje własne przekonanie o tym, iż największym problemem Polaków jest brak chęci uświadomienia sobie, że ich kraj od dawna nie jest już potęgą, jeżeli kiedykolwiek nią był.

Ignacy Karpowicz to pisarz w pełni zdający sobie sprawę z siły absurdu, groteski i niedopowiedzeń we współczesnej literaturze. Tytuł tej książki w zupełności oddaje jej specyfikę. Nie jest ona spójna, właściwa narracja wciąż przerywana jest przeróżnymi innymi formami wyrazu, a całość przypomina stenogram monologu wewnętrznego bohatera o niewyobrażalnie zniszczonej psychice. „Niehalo” to przede wszystkim proza chcąca szokować i wzbudzać w odbiorcach zwierzęce instynkty. Autor ten, podobnie jak jego rówieśnicy, chce urzeczywistnić swe marzenie stania się artystą czyniącym z życia farsę. I już za sprawą debiutu udowadnia, że bardzo umiejętnie radzi sobie z twórczym realizowaniem własnych zamierzeń.

Autor: Przemysław K.

Ignacy Karpowicz “Niehalo”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 224

Wirujący dowcip, miraż i jeden dzień, czyli sól w oku pseudopatriotów