Kogucia mantra, świetna migawka i niesprawiedliwość

„Świetne sowy” to już czwarta książka poetycka Filipa Zawady (ur. 1975). Już sama (w pewnym sensie kontrowersyjna) szata graficzna wskazuje na pewne tendencje w tej twórczości. Jest to poeta, u którego albo coś jest oczywiste (jasno określone i możliwe do zdefiniowania) albo nieustannie poddawane w wątpliwość za pomocą niezliczonych znaków zapytania. To działanie nie odbywa się oczywiście bez innych zabiegów. Jednym z najbardziej interesujących i niepowtarzalnych jest surrealistyczne odwracanie rzeczywistości. W wykreowanym na tych stronicach świecie nawet człowiek może „kukuryknąć” i obudzić wszystkie najbliższe mu koguty, które (nie wiadomo dlaczego) są rekwizytem najczęściej pojawiającym się w tym tomie. Zwierzę to staje się podstawą porównania do dokonywania dalekosiężnych badań nad kondycją obecnego społeczeństwa. Szał kogutów postrzegany jest jako zapowiedź końca świata. Tym samym według poety dźwięk jest najlepszym sposobem na przekazanie ostrzeżenia. W jakim celu? Tego także nie możemy się dowiedzieć. Jednak najlepszą reakcją na tego typu działanie powinien być bieg, tylko to jest pewne. Wszystkie elementy rzeczywistości, które są policzalne równocześnie przez bohatera tych wierszy postrzegane są jako „skończone”, łatwe do analizy i nieprzystępne dla dalszych aktów stworzenia. Wszystko to co straszne, destrukcyjne może zaistnieć na szczęście tylko raz:

„(…) przejmujący głód nie może się

powtórzyć.

Nie może się powtórzyć

ze strachu.”[1]

Dotyczy to także sfery myśli, które będąc konstruktywnymi tworami oczekują trwania, a nie upadku:

„Strumień świadomości się nie powtarza.”[2]

Choć oczywiście poeta nie wie czym jest nieskończoność, nie jest w stanie uchwycić jej istoty (lecz jest na jej tropie), to wie na pewno czym ona nie jest. Jedynym pełnoprawnym tworem człowieka są sny. Motyw ten jest w tej twórczości jednym z fundamentów całego programu. W chwili, gdy podmiot liryczny śpi, wszystko się w nim kumuluje, niczego nie traci. Jak wyznaje: „Wszystko naraz mieści się w mojej głowie, kiedy śpię”[3]. Jednak, aby doszło do spotkania np. pomiędzy człowiekiem a nietoperzem sen musi odejść w niepamięć. Tylko wtedy może nastąpić rozejm: „Pogodzić się w chaosie.”[4] to cel naszego bycia na ziemi. Poza tym pojawiają się tutaj także liczne antytezy, aby podkreślić absurd egzystencji w obecnym świecie: „Każdy żyje dzięki swojej śmierci”[5]. Choć wszystko ulega przemianom to jednak jeden element nieustannie pozostaje w tej samej kategorii estetycznej:

„Kształt w kształt.

Źródło w źródło.

Coś w coś.

Tylko po co?”[6]

Ratunek przed tym jest niemożliwy. Przykładem tego jest fakt, że człowiek przez całe życie chroni się przed owadami będąc równocześnie świadomym, że kiedyś będzie musiał im ulec. Podmiot liryczny jednego z wierszy nawet zastanawia się czy miejsce ostatniego spoczynku jest przyjazne w rozumieniu filozofii wschodu. Zadaje konkretne pytanie: „Czy cmentarze są feng shui?”[7] Poza tym autor skupia się także na największych problemach polskiego społeczeństwa. Jednym z nich, bardzo wyraźnie występującym, jest emigracja w celach zarobkowych. Filip Zawada nie jest jedynie biernym obserwatorem. Dla tych, którzy podobnie jak on postrzegają rzeczywistość, pozostawia wskazówki jak można ją naprawić: „Świat można leczyć plastrem / kołyszącym się w powietrzu”[8]. Nie czyni oczywiście tego bezinteresownie. W zamian oczekuje odpowiedzi na zawarte w tym tomie pytania.

Światopogląd tutaj zaprezentowany w całości wpisuje się w programy innych poetów XXI wieku. Przeznaczeniem współczesnego człowieka jest to, aby nieustannie naiwnie liczył na to, że przyszłość na pewno będzie lepsza od teraźniejszości. Świat, w którym przyszło nam żyć jest bardzo różnorodny, zatem należy wykształcić pewne narzędzia pomagające nam odnaleźć się w tym chaosie. Jednym z nich są przekleństwa, które umożliwiają skategoryzowanie istot w pewnym sensie „żywych”. Tylko Bóg trwa ponad tego typu procesami. On „nigdy nie przeklina”[9]. Skąd podmiot liryczny posiada taką wiedzę? Nie wiadomo. Pojawiają się natomiast w związku z tym przeróżne wątpliwości natury moralnej:

„Koguty nie krzyczą i nie przeklinają.

Kto ma w związku z tym przewagę: człowiek czy zwierzę?

Czy jak się jest człowiekiem, zawsze trzeba mieć nad czymś przewagę,

nawet jeżeli to coś jest kogutem?”[10]

Wobec tego typu obiekcji i pytań pozostawianych bez odpowiedzi jedynym ratunkiem jest bezruch, odrzucenie dynamiki, skupienie się na tym co niematerialne:

„Stanie powoduje, że wiadomo czego nie wiadomo.

Nigdzie nie zmierzam.”[11]

Jako, że Filip Zawada to poeta totalny ukazuje także niebezpieczeństwo tego typu działań. Mogą one bowiem prowadzić do zachwiania równowagi psychicznej. Podmiot liryczny kolejny raz pyta:

„Ile pozornych pytań należy zadać, żeby nie zwariować?”[12]

Choć współczesność nieustannie kusi liberalnym podejściem do życia, to człowiek nigdy nie będzie autonomiczną istotą, zawsze będzie zmuszony ulegać wpływom z zewnątrz. Pojawia się zatem teza:

„Każdy ma w sobie coś z każdego.”[13],

która zaraz poddana jest w wątpliwość znakiem zapytania.

Poeta wielokrotnie konfrontuje polską rzeczywistość z antyczną filozofią chińską, a w szczególności swe rozważania na temat „polskości” opiera na koncepcji yin i yang. W tym świetle dokonuje reinterpretacji narodowych symboli:

„W Polsce jest biały i czerwony prostokąt.

Biały symbolizuje prześcieradło, czerwony symbolizuje krew.

Prostokąt symbolizuje historię.”[14]

Rzutuje to również na motyw dzieciństwa i dojrzewania:

„Dzieci upodabniają się do tego, co mają najbliżej siebie.

Wszystkie kurczaki upodabniają się do żarówki.”[15]

Cały tom został wręcz zdominowany przez koguty. Tym bardziej dziwi tytuł mający swe odniesienie tylko w jednym fragmencie: „- I te sowy takie świetne są nocą”[16], za sprawą pozornego dialogu. Kogut w poezji Filipa Zawady potrafi napisać nawet list, chce „spróbować być sobą / i żyć w przyjaźni i pokoju”[17]. Tylko czekać, aż zajmie miejsce człowieka. Co ciekawe po trzech latach czeski fakir ironicznie odpisał zwierzęciu, co postawiło go w bardzo dziwnym, niekorzystnym świetle: „Kto jest na tyle głupi, żeby rozmawiać z drobiem?”[18]. Także dogmaty religii chrześcijańskiej zostały tutaj skonfrontowane z realiami współczesnej egzystencji. Według autora:

„Są trzy osoby boskie:

1. Słońce.

2. Elektrownia.

3. Bóg ojciec.”[19]

I na tym nie koniec. Poeta stworzył także własną, artystyczną wersję przykazań kościelnych, dekalogu i głównych prawd wiary. Przedstawia także „kwestionariusz” Jezusa, aby podkreślić absurd współczesnej biurokracji, gdzie każdy musi być podporządkowanym odpowiednim kategoriom. Nawet koresponduje z Chrystusem. Według niego wiara jest tak ważnym elementem, że aby zrozumieć ją (i samą ideę religii) należy najpierw zrozumieć ludzi. Wielokrotnie rozwiązuje problemy filozoficzne, nad którymi głowili się najwięksi filozofowie. Jednym z nich jest na przykład dylemat – co było pierwsze: jajko czy kura? W tym tomie czytelnik odnajdzie na to odpowiedź. Najciekawszy jest jednak ostatni fragment tej książki, w którym znajduje się kilkanaście krótkich sentencji-definicji-tez, które swą prostotą (ale i wyraźną mądrością życiową) wskazują na wiele prawidłowości naszej i równoległej rzeczywistości.

„Świetne sowy” to wspaniały tom, w którym młody poeta stara się nam uświadomić, że choć chaos jest brutalny i destrukcyjny to można się do niego przyzwyczaić i żyć z nim w zgodzie. Artystyczne operacje na stereotypach poskutkowały dziełem ważnym, wskazującym na liczne powiązania pomiędzy tym co „polskie” i „światowe”.

Autor: Przemysław K.

Filip Zawada “Świetne sowy”, Biuro Literackie, Wrocław 2013, s. 80

——————————–

[1] s. 22

[2] Ibid.

[3] s. 24

[4] s. 27

[5] s. 28

[6] s. 29

[7] s. 34

[8] s. 37

[9] s. 14

[10] s. 13

[11] s. 12

[12] s. 11

[13] s. 14

[14] s. 16

[15] s. 17

[16] s. 18

[17] s. 15

[18] s. 59

[19] s. 19

Kogucia mantra, świetna migawka i niesprawiedliwość