Maciej Niemiec (1953-2012) to odważny i uważny obserwator świata w jego abstrakcyjnym wymiarze, artysta prawdziwie współczesny, wciąż skupiający się na kondycji współczesnego człowieka. Jego najnowszy, pośmiertny tom o znamiennym tytule „Stan nasycenia” jedynie to potwierdza. Jego krytycyzm w tym przypadku operuje kontrastem będącym wynikiem skonfrontowania stanu jawy z konwencją oniryzmu. Zaprezentowane tutaj wiersze są zatem dowodem na to, że różnorodny wybór form utworów gwarantuje ewokowanie znaczeń uniwersalnych i dotąd rzadko spotykanych we współczesnej poezji. Czytelnik odnajdzie także w tym tomie cztery przekłady autora z języka francuskiego, są to wiersze Paula Eluarda („Wiem to i ty wiesz”), Charlesa Baudelaire’a („Odwracalność”) oraz Michela Deguy („Przedczyściec”, ***«Cień pomiędzy cieniami»). Te teksty natomiast wskazują na ogromne podobieństwo światopoglądu polskiego poety z tym co w swych twórczych dokonaniach prezentują Francuzi. Warto zatem przeanalizować główne stany pośrednie tytułowego „nasycenia”. W wykreowanym przez autora świecie wyrazy złości (przekleństwa) bardzo szybko nikną, ulegają autodestrukcji, nie ingerują w rzeczywistość. Natomiast nie tylko nazwy (pewnego rodzaju punkty odniesienia) są nośnikami wspomnień, także ich nieodczuwalny brak wskazuje na pewne wydarzenia. Wszystko to co nieskończone jest sprawiedliwe, a każdy czyn „określa” człowieka. Tytułowy „stan nasycenia”, według autora, na pewno istnieje, jest powtarzalną równowagą. Śmierć karmi się tylko losem człowieka, nie interesuje jej jego życie. Jedynym stałym, niezmiennym elementem egzystencji jest literatura, zaś miłość nie jest możliwa, osiągalna. Sny są „strzępkami opowiadań tych, którzy nie przeżyli”[1] zetknięcia z miłością. Człowiek, choć bardzo tego pragnie, to nigdy nie osiągnie stanu równowagi, czyli tytułowego „nasycenia”. Wszystko to co przyszłe jest „wyczerpane”. Nawet stratę można utracić i tylko to jest najpewniejsze. Poeta stara się dookreślić pojęcia czysto abstrakcyjne, np. czas jest dla niego „niepewną pewnością co do istnienia świata” [2]. Poranek kończy porę dnia, w której można udawać, noc natomiast tylko czyha, aby zniewolić człowieka. Wyrzeczenie się czegoś nie wyklucza pragnienia tego. Dotyk i myśl są ze sobą ściśle sprzężone. Czasem, który przedstawiany jest jako istota mięsożerna, według autora, można się zaopiekować. Bez moralności nasze życie byłoby zniewoleniem, a wolność obrazą. W świecie wykreowanym kłamstwo pragnie być klasyfikowane jako wyobraźnia. Emocje potrafią zmusić myśl do „powiedzenia” prawdy. Wszyscy są dziećmi Boga. Ciało, podatne na zniszczenie, nie może być schronieniem, gdyż człowiek nie posiada o nim wystarczającej wiedzy. Istota ludzka nie ma wyboru, musi istnieć. Bogowie są samotni. We współczesności ważne jest, aby nie „odczuwać”, nie „wiedzieć” i nie „myśleć”. Autor przekazuje także, za pośrednictwem swych utworów, wskazówki dla adeptów poezji: „Jeśli chcesz, by wiersz przeżył ciebie, mów”[3]. Światło wszystko weryfikuje, lecz w nocy (w ciemności) bez problemu można uznawać, że „niczego nie ma”[4]. Pamięć tych wierszy jest bardzo niedokładna. Wszystko to co znajduje się blisko podmiotu poznającego bezsprzecznie musi istnieć. Poetę zastanawiają przeróżne, często sprzeczne, kategorie estetyczne, np. brzydota (jeżeli w wierszu pojawia się diament to zawsze jest on zarówno zakurzony jak i olśniewający), jeżeli podmiot liryczny widzi „piękne i czerwone” czereśnie to równocześnie są one „gnijące”. Maciej Niemiec w swych utworach nie „myśli” o tym co będzie po śmierci, interesuje go przede wszystkim sam akt umierania: pyta sam siebie o to gdzie umrze i w jakim towarzystwie. W jego świecie paradoks wymaga niezrównoważenia, a chwila potrzebuje stałości, aby zaistnieć. Walka ze śmiercią jest także walką z życiem. Obecna cywilizacja chce wszystkiemu zapobiec. Bohater tych wierszy swoje „niedokonane” życie przyrównuje do egzystencji Norwida, któremu w tym tomie „wybacza”. Dla autora sztuka jest powiązaniem irracjonalnych marzeń i realnej wiedzy. Wizualne konfrontacje Andy’ego Warhola postrzega jako „pogrzeb porównania”[5]. Autor także posługuje się tego typu technikami – kota konfrontuje z tekstem, który według niego „lubi być głaskany”[6]. Utwór literacki jest dla niego bólem, chorobą codzienności, który tak samo jak kot nie może oczekiwać na uzdrowienie. Nawet nieistnienie może być „hałaśliwe”. Wszystko to co brzydnie nie powinno istnieć, a wszystko to co istnieje jest piękne. Maciej Niemiec skupia się na obecnych problemach, nawet na „kryzysie” finansowym. Co ciekawe podaje nawet rady jak można z nim walczyć, jedna z nich brzmi: „Codzienne mycie naczyń oduczy cię rozpaczy”[7]. Czas w ujęciu indywidualnym jest dla niego czymś nieprzygotowanym do życia. Wyobraża go sobie jako kogoś „kto wyszedł na ulicę w piżamie”[8]. Podmiot liryczny wierszy równocześnie z lekturą książek Henri Bergsona oczekuje nadejścia „dyktatora”. Ludzi nazywa „armią”, która jest „rozproszona po całym świecie”[9] z powodu bliżej nie określonej „klęski”, wywołującej instynktowny strach. Paryż kreowany jest na utopię. Według podmiotu lirycznego jednego z wierszy: „Jest tu wszystko, o czym mógłbyś pomyśleć – gdybyś zechciał”[10]. Jest to miasto zmienne, bez tajemnic, pełne „kulturalnych” oszustów. Jak widać poezja Macieja Niemca to surrealistyczny miraż, kolaż wrażeń i zdarzeń codzienności. Na szczęście jego świat jest jedynie rzeczywistością równoległą, w której wszystko kiedyś wraca na swoje miejsce.
Autor: Przemysław K.
Maciej Niemiec “Stan nasycenia. Wiersze i kilka przekładów z lat 1996-2010”, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2012, s. 120
——————————–
[1] s. 34
[2] s. 39
[3] s. 59
[4] s. 60
[5] s. 83
[6] s. 94
[7] s. 100
[8] ibid.
[9] s. 103
[10] s. 105