Jesteśmy apokaliptycznymi trocinami, czyli reminiscencyjny pamphlet na własne gniazdo

„Trociny” to kolejna powieść w dorobku twórczym Krzysztofa Vargi. Jest to bardzo odważny współczesny pamflet mający na celu zdemaskowanie wraz z równoczesnym ośmieszeniem (czy też poniżeniem) całego polskiego społeczeństwa. Podniesienie wszystkich naszych niechlubnych zachowań do rangi elementu dzieła sztuki wskazuje na jawną próbę dokonania całościowego (choć nie docierającego do „drugiej strony medalu”) portretu otaczającej nas rzeczywistości. Autor, jako absolwent warszawskiej polonistyki, z zupełnością zapewne był świadomy reguł jakimi rządzi się obrana konwencja. Dowodem na to może być to, że w niniejszej pozycji trzy główne płaszczyzny: religijna, społeczna i obyczajowa nieustannie się zacierają w swych granicach i deprecjonują wartość pozostałych.

Całość została utrzymana w jednolitym, melancholijnym i smętnym tonie, przypominającym „zaspane” cząsteczki mgły snujące się za oknem pociągu, z których pomocą główny (i w gruncie rzeczy jedyny) bohater-komiwojażer przemierza swoją znienawidzoną pseudo-ojczyznę. Nawet pierwsze zdanie tej powieści wydaje się być tego zapowiedzią: „W dniu, w którym umarła Amy Winehouse, miałem potężną biegunkę”(s. 5). Ta spowiedź powstała z powodu zatrzymania pociągu w nieustalonym punkcie na trasie pomiędzy Poznaniem a Wrocławiem, podczas jednej z wielu „pielgrzymek” pięćdziesięcioletniego człowieka, znużonego życiem. Jego wędrówka do „miejsc kultu” jest pracą, której znaczenia nie rozumie, a nawet świadomy jest jej bezużyteczności: „Ludzie, z którymi się spotykam, nie mają żadnej mocy, to zwykli posłańcy (…). Nic od nich nie zależy, ode mnie też nic, to są wszystko ruchy pozorowane (…)” (s. 52). Przekonanie o tym, że Polska składa się jedynie z niezmierzonych pól ziemniaków, buraków i kapusty doprowadza do skrajnej nienawiści, której ostrze skierowane jest tak naprawdę w stronę własnego wnętrza, własnych niepowodzeń i niedoskonałości. Wstręt do ludzi pozbawionych „wszelkiej refleksji”, podążających w każdą niedzielę do kościoła w „czystych koszulach” i „wyjściowych sukienkach”, zmusza go do skonstruowania własnego, hermetycznego świata, w którym nie ma miejsca na pospolitość. Oczywiście w tym przypadku bohater jest jedynie pretekstem – dopiero pod koniec powieści czytelnik ma okazję dowiedzieć się, że nazywa się on Piotr Augustyn, co wskazuje tylko na jego enigmatyczną „funkcję” w utworze. Jego istnienie oscyluje jedynie wokół nieustającego procesu zauważania i odnotowywania kolejnych ubytków w wielu dziedzinach życia. Drugą pasją bohatera jest słuchanie muzyki dawnej, jakby to w archaicznych utworach poszukiwał dawnych, utraconych  ideałów. Wszystko to jest na dodatek potęgowane przez rodziców, nękających go od lat tymi samymi zarzutami: „(…) że się starzeję, że zmarnowałem życie, że niczego tak naprawdę nie osiągnąłem, że nie mam żadnych zainteresowań (…). Jakby oni cokolwiek osiągnęli! Jakby mieli jakieś zainteresowania! Jakby nie zmarnowali życia” (s. 277-278). Wszechobecna toksyczność środowiska w jakim żyje zmusza go do jednego lecz bardzo drastycznego czynu, mającego pomóc mu nie tyle nawet w dokonywaniu innowacji w swoim życiu lecz w utrzymywaniu obecnego znienawidzonego stanu rzeczy.

Utwór ten ma zamkniętą kompozycję – rozpoczyna się zatrzymaniem pociągu i opowieścią bohatera spisywaną na laptopie, a kończy się wraz z zakończeniem pewnej jej fazy i wznowieniem podróży. Niniejszą powieścią Krzysztof Varga chce stoczyć walkę z obiegowymi w polskim społeczeństwie stereotypami poprzez ich karykaturalne przedstawienie. Dzięki takiemu poznaniu „wroga” będzie go można bardziej dynamiczniej usunąć z naszej mentalności. Należy także mieć na uwadze, że są to tylko „teoretyczne” założenia, które od samego początku skazane są na unicestwienie przez kulturę masową, która dziwnym trafem nie zauważyła jeszcze „nadejścia złego”.

Autor: Przemysław K.

Krzysztof Varga “Trociny”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 368

Jesteśmy apokaliptycznymi trocinami, czyli reminiscencyjny pamphlet na własne gniazdo