Filologia, w czasach, w których czyta się za dużo, jest sztuką uczenia się i nauczania czytania. Tylko filolog czyta powoli i przez pół godziny rozmyśla nad sześcioma linijkami. Nie rezultat, ale nawyk czytania stanowi jego zysk
– Friedrich Nietzsche.
Nie bez powodu można stwierdzić, że Nietzsche jest filozofem, którego – z przymrużeniem oka – można czytać w każdy sposób, jaki nam przyjdzie do głowy i znaleźć wówczas w jego myśli akurat „potrzebne” argumenty na poparcie naszej teorii, czy wymaganą w danej chwili „ilustrację” dla jakiegoś przekonania. Nierzadko autor Jutrzenki ewidentnie sobie zaprzecza, bez ostrzeżenia zmienia zdanie, jego dzieło zaś siłą rzeczy na przestrzeni lat gwałtownie ewoluowało i przybierało formy niewpisujące się przecież w coś spójnego i predestynowanego do unifikującej analizy. Znaczącym utrudnieniem jest także to, że istota tego, co chciał nam przekazać Nietzsche, ukryta jest pod szeregiem metafor, których ostateczne rozwikływanie nierzadko okazuje się karkołomne. Mimo tego wszystkiego Michał Paweł Markowski w umiejętny, wybitny i naturalny sposób przedstawia swoje ustalenia, wychodząc od dokonanego przez Nietzschego zastąpienia w swoim anty-systemie Schopenhauerowskiego przedstawienia koncepcją interpretacji i unikając przy tym jakichkolwiek form niebezpieczeństwa, jakie czyhają na badaczy Nietzscheańskiego uniwersum. Doskonała znajomość dotychczasowych prac, umiejętne i swobodne operowanie kontekstami, które zawsze poszerzają horyzonty myślowe czytelnika i nade wszystko świetna znajomość pism swojego „bohatera”, idealnie połączona z uczciwym traktowaniem tego, co po sobie pozostawił, czynią z tej książki dzieło wybitne. Chociaż różnie każdy czytelnik może podchodzić do tego, jakie akurat pola jego myśli są eksplorowane lub jakie obierane są przy tym perspektywy, to najważniejsze w przypadku Nietzsche. Filozofii interpretacji jest to, że ta publikacja pobudza nasze myślenie o tym, jak poznajemy i pozwala inaczej patrzeć na literaturę. Nietzsche-hermeneuta odczytywany jest przez Markowskiego w sposób koncentryczny. Słusznie funkcjonuje tutaj jako niemożliwy do pominięcia punkt odniesienia współczesnych teorii badań literackich, szczególnie spod znaku poststrukturalizmu. Nie bez znaczenia pozostaje także, że autor Antychrysta jest traktowany zarówno jako symbol, jak i ktoś, kogo myśl, rozrastająca się zresztą na nieskończoną ilość kłączy, uchwycić można tylko w konkretnych sformułowaniach.
Interpretacja, rozumiana tutaj na przykład jako namysł nad tekstami i ich rozjaśnianie, u swoich fundamentów ma przekonanie o tym, że – pomimo czytania całym sobą – nie sposób osiągnąć nieskazitelnej wierności i adekwatności wobec tego, co odczytywane. Nietzsche, uobecniając kres metafizyki i wyczerpanie się jej tradycji, także w optyce Markowskiego ujawnia, że za siłami kryjącymi się za pojęciem tradycji stoją tylko popędy, których głównym celem jest ogarnięcie i zniewolenie przez „ja” tego, co przez niego poznawane. On zaś nigdy nie ujawniał, czym świat „naprawdę” jest, lecz dążył do stwarzania mikronarracji na jego temat, aby za ich pośrednictwem zrozumieć złożoność rzeczywistości i – w późniejszym etapie – wykroczyć poza nią w akcie interpretacji, która w przeciwieństwie do zaciemniających i łudzących faktów „przybliża” do zrozumienia. W tym świetle oczywiste jest, dlaczego Markowski tak wiele atencji poświęca Nietzscheańskiej filologii, która w tej pracy jest nie tyle sztuką czytania tekstów, ile także samego świata jako tekstu. Tym samym, pojawiająca się dzięki temu wykładnia (tekstu jako świata i świata jako tekstu) unaocznia nam, że wszystko istnieje tylko dlatego, że jest poznawane (myślane, komentowane za pomocą języka i przynależnych mu tropów) w perspektywie życia jednostki. Żyjąc, zawłaszczamy rzeczy, przedmioty poznania, przed-stawiając je sobie uzależniamy się od ich temporalnego trwania.
Dla Nietzschego wszystko ciągle się staje, trwa w niezakończonym continuum, ponieważ wszechświat to osobliwe i oparte na referencji perpetuum mobile – stwarzamy coś, co poznajemy, to zaś – przez nasze poznawanie – także nas stwarza. Nie ma czegoś, z czego świat mógłby się wywodzić. Mimo wysunięcia na pierwszy plan podmiotu autor Wiedzy radosnej wciąż w cząstce widzi egzemplifikację całości i dlatego też, deszyfrując świat, deabsolutyzuje podmiot, pozbawia go substancjalnego charakteru i władzy. To ostatnie uzasadnione jest dlatego, że ciało nie jest językową hipostazą, lecz metaforą interpretacji, bo zbierając w sobie jej zasadnicze cechy, eksponuje przy okazji, że człowiek bez ciała istnieje, co sprawia, że niemal cała filozofia Nietzschego poświęcona jest właśnie zadziwianiu umysłu przez ciało, jako fenomenu pozwalającego wprawiać w ruch mechanizm będący przedmiotem tej książki. Efektem tego jest to, że możemy tylko rewidować dawne przeświadczenia i spekulować – nic nie jest bowiem takie, za jakie się podaje, rozumienie zaś nie jest w żaden sposób połączone z objaśnianiem, możliwością eksplikacji. Przedstawienia nie mają istotowego charakteru, są zawsze uproszczeniem i sprowadzeniem do naszej miary, co przy odrzuceniu transcendentalizmu jest tym bardziej a priori przyjmowane, jeżeli nie mamy żadnych przesłanek ku temu, aby sądzić, że coś poza nimi jest. Drugą stroną tego medalu jest to, że podmiot, o ile istnieje, może być też czymś wtórnym względem swych wrażeń. Każda z eksplorowanych przez nauki humanistyczne koncepcji „ja” stanowi przecież swoisty wytwór osobliwej konwencji, a więc efekt gramatycznej konieczności i kategorię fundującą wiele systemów, ideologii. Nietzsche pokazuje zaś, że (anty)podmiot jest niejednorodny – w jednym „ja” kryje się wiele nieautonomicznych indywiduów.
Widzimy, że Nietzsche. Filozofia interpretacji nie jest pozbawiona „wycieczek” w rejony nie zawsze w pełni zbieżne z myślą Nietzschego, aby – mówiąc o przeróżnych filozoficznych sporach – pokazać ją w przeróżnych odmianach i konstelacjach. W tym kontekście Markowski powołuje się na przykład na interpretacje Kartezjańskiego Cogito ergo sum lub na kolejne teorie prawdy, w szczególności zwracając uwagę czytelnika na tę wypracowaną przez Arystotelesa. Antykartezjanizm autora Wiedzy radosnej pozwala nam sobie uświadomić, że percypujące rzeczywistość „ja” nierzadko zasłania sobie prawdę kolejnymi wyobrażeniami na temat jej natury. Wydawałoby się, że jest to jedna z odsłon jego kultu subiektywizmu, jednakże w sukurs temu przychodzi, jak zwykle w tej publikacji, interpretacja – rozumiana tym razem jako mechanizm i sztuka. Samopoznanie jest kluczem do poznania świata, choć nie pozbawione jest to dozy paradoksu, gdyż oba te warianty nie są w gruncie rzeczy, według Nietzschego, tak naprawdę możliwe – za każdym razem natrafia się na nieprzekraczalny dystans, którego niekoniecznie warto być świadomym. Co ciekawe w jego przekonaniu rozumieć można także wtedy, gdy w danym myśleniu lub wnioskowaniu znajdują się wypaczenia, gdyż użyteczna dla życia fikcja jest akceptowana, a błędu nie można uniknąć. Innym odbiciem tego jest opisywana tutaj na wiele sposobów niekonkluzywność interpretacji, jako sfery presupozycji i przedsądów, bycia-pod-nieobecność-Logosu. Interpretując, podejrzliwie i niebezinteresownie, automatycznie swoje odczytanie przedkładamy nad inne i nigdy – mimo tej konkurencyjności, nawarstwiania się, czy stopnia rzetelności – nie możemy liczyć na pełne zbadanie czegokolwiek.
Nietzsche Markowskiego, łącząc w sobie cechy modernisty i postmodernisty, jawi się nam jako filozof, który poszukuje i nie stroni od zmian – w jego dziełach pełno jest intelektualnych ewolucji i rewolucji, co oczywiście odciska swoje piętno na postulowanym tutaj interpretacjonizmie. Dlatego obserwujemy autora Niewczesnych rozważań przez pryzmat podróży, podczas której wielokrotnie zdarza mu się natrafić na dogmaty i kompulsywnie zmienić kierunek swojego myślenia aż do czasu, gdy przechodzi od episteme do phronesis, wiedzy pewnej, normatywnej do mądrości praktycznej, można rzec: interpretacyjnej, relatywnej i pełnej autentyzmu. Filozofia interpretacji pokazuje więc, że praktykowanie czegokolwiek implikuje stwarzanie temu teoretycznych podstaw, swego rodzaju racji bytu, co przy świadomości syntetyzującej roli pojęć, nominalistycznego zawężania świata do nazw i odseparowania bytu (faktu) od zjawiska, tekstu od komentarza wprost prowadzi Markowskiego do debiutu Nietzschego – Narodzin tragedii. Nietzscheański spór o antyk, jako miejsca mogącego przynieść współczesnym oświecenie, prowadzi tę książkę do namysłu nad literaturą i filologią w ogóle, której przeznaczeniem jest współpraca z filozofią. Ta trajektoria myślenia skutkuje pojawieniem się modelu (nad)człowieka ustanawiającego siebie na kanwie tego, co pozostawiły mu wieki przeszłe. Okazuje się, że postawienie się ponad nimi pozwala dostrzec więcej współzależności pomiędzy teraz a wcześniej, a za ich pośrednictwem szeregu uwikłań, determinacji i transpozycji sensu pomiędzy tradycją a tym, co w danej chwili najbardziej porusza jako najbardziej nowe i nieskazitelnie oryginalne. Przeznaczeniem podmiotu jest zdaniem Nietzschego wydobywanie sensu z kontekstu, aktualizowanie go i w konsekwencji – dostrzeganie jego archetypów. W tym ma swe korzenie jego postulat poszukiwania duchowych aspektów doświadczenia egzystencjalnego w antyku i podejmowania prób rozumienia Greków dopiero wtedy, gdy pozna się najpierw swoją epokę. Przeszłość trzeba bowiem rewizjonistycznie i drobiazgowo zagospodarowywać, demitologizować, pozbywać ją aury idealnej, ale zawsze z pełną uczciwości i szacunku rezerwą. Nie jest to przecież niczym innym jak interpretacją, która jest życiem, waloryzowaniem i smakowaniem. Interpretujemy, bo żyjemy, a życie jest interpretacją, włączaniem się w niepowstrzymany żywioł tworzenia, pełnym zaangażowania byciem blisko dzieła, jakim jest wszechświat w swym poszczególnym przejawie. W tym miejscu docieramy do sztuki, jako bodźca do życia i bezpośredniego następstwa kultywowania mitów, która dzięki swej proweniencji dokonuje deprecjacji moralnej wykładni świata. Sztuka, jako bezgraniczne wsiąknięcie w świat lub równie konsekwentne odwrócenie się od niego, ma uzasadnienie w Nietzscheańskim antysystemie tylko wtedy, gdy jest odpowiednio spożytkowana – na przykład poprzez sprzeciwianie się pesymizmowi i negatywizmowi. Te wątki Nietzschego. Filozofii interpretacji pokazują, że nie potrafimy patrzeć panoramicznie – ciągle jesteśmy uwięzieni w perspektywie. Oplątujemy się siecią, z której okowów nie możemy się w pewnym momencie wyswobodzić: naoczność i czyste spojrzenie są niemożliwe. Nie może to jednak rodzić pesymizmu, gdyż podmiot, jako „miara wszystkich rzeczy” na własną rękę „kamufluje” świat, ponieważ jego prawdziwy (niezafałszowany) obraz mógłby wywołać w nim niemożliwe do zniesienia katusze.
Jak widzimy, to właśnie perspektywizm Markowski uczynił głównym wątkiem swej książki. W jego przekonaniu jest on ewidentną reakcją na nihilizm. Człowiek, usensowniając świat, „winterpretowywując” w niego sens, a być może także projektując go, w istocie daje świadectwo braku neutralności poznawczej. Poznając naprostowujemy nieregularności, zaczynamy traktować to, co utajone za konieczne do uzewnętrznienia, a przecież realność jest ufundowana na pozorach i ich opozycyjności do „prawdziwości”. Bez zrozumienia tego nigdy nie zobaczymy naprawdę – cały świat pozostanie dla nas nieprzejrzystym splotem quasi-prawdy i symboli, nieadekwatnym do naszych wyobrażeń konstruktem i zamiast autotelicznie odsyłać do samego siebie tak naprawdę pozostawi nas samymi sobie, ponieważ każdy sąd najwięcej mówi o tym, kto go artykułuje. Nietzsche, jako hermeneuta podejrzeń i antyesencjalista lubuje się w powierzchni – wykracza poza tradycyjne (metafizyczne) opozycje, ponieważ Zewnętrze jest tylko odwrotną stroną wnętrza. Dla niego głębia to fantazmat, gdyż „widma” emanują na powierzchnię, sama mowa znaków wiele sugeruje, „zdradza” zawartość lub to, co ukryte za „maską”, a więc coś, co ukonstytuowało kulturę Zachodu. Owe coś, „wypływające” na powierzchnię z nieuświadomionych i być może nieistniejących głębin, nie może przynieść pragmatycznych korzyści, mimo klarownego sproblematyzowania. Niemożliwością jest bowiem, nie tylko w ramach filozofii interpretacji, spełnienie pragnień o ucieczce z wariabilistycznych wizji trwania w okowach dziejowości. Ma to swoją praprzyczynę w Nietzscheańskim sprzeciwie wobec cywilizacji, która ślepo podąża za jedynym (nieistniejącym) sensem, obejmującym wszystkie inne możliwe. Epifaniczna rzeczywistość autora Ecce Homo jest w optyce Markowskiego aktem świadomości, dlatego każda interpretacja jest szczątkowa – posługuje się prywatnym (przynależącym tylko sobie) językiem i przede wszystkim stanowi remedium na degrengoladę – upadek rudymentów i dominację złudnych pryncypiów rodem ze świata wydziedziczonego. U Nietzschego-antyprowidencjalisty absolutny gwarant sensu (Bóg) umarł, a więc człowiek, przeczuwający w sobie imperatyw przekroczenia siebie, musi go nadpisać interpretacją – incydentalną, tymczasową, niemożliwą do zamknięcia, odrzucającą mimesis na rzecz creatio i współmierną do innych odczytań. Tak filozof pokazuje, że interpretacja wzorcowa pragnie kierowania w swoją stronę krytyki, wie o swojej niepewności, odsyła do dalszych interpretacji i uwzględnia je w sobie, w pewien sposób porządkuje. Dlatego poza nią króluje chaos.
Tego rodzaju tezy doprowadzają Markowskiego do zakończenia najbardziej zaskakującego z perspektywy czytelnika. Nietzsche. Filozofia interpretacji to także dowód na to, że książki naukowe i filozoficzne mogą być niezwykle umiejętnie napisane, pozytywnie zretoryzowane i dzięki temu bez przeszkód porywać umysł czytelnika, dostarczać intensywnej przyjemności każdemu zainteresowanemu. Na koniec bowiem autor proponuje swoją wizję Nietzscheańskiej filozofii eksperymentalnej (wypróbowującej): afirmatywnej, podejrzliwej, rewelatorskiej, poszukującej nowego mimo tradycji, aprobatywnie zwracającej się ku wieloznaczności, antynomiom, powiązaniom na płaszczyźnie epistemologicznej pomiędzy przedmiotem a podmiotem (kusicielem i łowcą przygód zarazem). A to wszystko po to, aby tę myśl przefiltrować przez metaforę spirali (wizualizującej przekraczanie i zachowywanie, ewoluowanie i utrzymywanie w stanie constans filozofii interpretacji) i wydobyć Nietzschego z jednorodnych dyskursów, pełnych uprzedzeń. Najwięcej dzieje się w tej książce na poziomie subtelności, to one najbardziej elektryzują i przyciągają uwagę. Formułując w ten sposób zachętę do sięgnięcia po tę książkę, chciałbym ostrzec tych, którzy chcieliby upatrywać w niej totalnej monografii, interpretacji filozofii Nietzschego i zawiedliby się, że wiele z obecnych w jego książkach wielkich metafor nie jest tutaj z laboratoryjną precyzją rozkładanych na części pierwsze. Szkopuł tkwi bowiem w tym, że nie sposób zaproponować jednolitej wykładni czegokolwiek a tym bardziej tak skomplikowanej filozofii, co nie zmienia faktu, że – przy różnych okazjach powiązanych z wątkiem nadrzędnym, tematem interpretacji – natrafimy na prototypowe tezy, zgodnie z którymi wola mocy to niepowstrzymany żywioł wieczystego różnicowania, a najbardziej chyba „eksploatowana” genealogia to dyskurs odpowiadający za Nietzscheańskie namnożenie mitów w zamian za te wcześniej zdestruowane, dążenie do źródeł w poszukiwaniu istotowości i nawet – krytyczne spojrzenie na tekst kultury. Godny podziwu trud Markowskiego nie ma nas bowiem uwolnić od przyjemności obcowania z samym Nietzschem, lecz wprost przeciwnie – od razu do niego odesłać. A to wszystko dlatego, że interpretacja jest modusem istnienia świata, który musi być praktykowany mimo świadomości przedsądów, wielowykładalności i oparciu życia na jednoczeniu rozmijających się perspektyw. Interpretacja to kondycja człowieka, jego postawa i nastawienie do świata, czego bezpośrednim rezultatem jest jedyna możliwa pewność: nie ma prawdy, są tylko interpretacje.
Autor: Przemysław Koniuszy
Michał Paweł Markowski „Nietzsche. Filozofia interpretacji”, wydawnictwo Universitas, Kraków 2001 (wyd. II), s. 460
Kursywą zostały wyróżnione cytaty pochodzące z recenzowanej książki.