„Lecz jedynie literatura jest w stanie wywołać poczucie kontaktu z umysłem innego człowieka w jego integralności, z jego wzlotami i upadkami, z jego ograniczeniami, małością, obsesjami, przekonaniami, z tym wszystkim, co go porusza, ciekawi, podnieca lub budzi wstręt”, czyli „paranoiczny islamofob” jako jedna z „kasandr wieszczących wojnę domową”

inline_723_https://szelestkartek.pl/wp-content/uploads/2015/11/mhqu-420x629.jpgPisząc o „Uległości” autorstwa Michela Houellebecqa (ur. 1958), największego „wydarzenia” literackiego tego roku, chciałbym zwrócić uwagę na te wymiary tej powieści, które są notorycznie pomijane przez ogół. Większość z czytelników najnowszej książki czołowego francuskiego prowokatora niestety zaczyna i kończy na jego punkcie wyjścia, czyli problematyce w ostatnim okresie wręcz wszechobecnej: kolejnej fali imigrantów, ich antyasymilacyjnym nastawieniu oraz potencjalnym demokratycznym przejęciu przez nich władzy w przyszłości. W moim przekonaniu takie postępowanie Houellebecqa stanowi swego rodzaju przynętę, której celem jest zaskarbienie „Uległości” wielu czytelników i w konsekwencji uzmysłowienie im, że na co dzień jedna interpretacja otaczającej ich rzeczywistości w zupełności przesłania im wielość problemów o wiele poważniejszych od tych właśnie uznawanych za najpoważniejsze.

„Uległość” w zdecydowany sposób demistyfikuje mechanizmy rządzące współczesnymi społeczeństwami i w przemyślny sposób piętnuje obłudność postawy, zgodnie z którą życie w demokracji implikuje za sobą możliwość wyboru. W rzeczywistości bowiem każdy z nas jest zniewolony i bez namysłu lawiruje pomiędzy najczęściej tożsamymi sobie systemami postrzegania świata, spośród których żaden nie odzwierciedla w pełni naszej osobowości. XXI wiek jest dla Houellebecqa czasem końca intelektualnego rozumowania, ponieważ człowiek współczesny nieświadomie gubi się w labiryncie swoich myśli, traci jakąkolwiek namiastkę oparcia i pomimo tego, że uparcie szuka w otaczającym go bezwładzie prawdziwej cząstki siebie, to nie znajduje nic konkretnego. Jednak nie zmienia to faktu, że i tak wierzy w iluzję, jaka podawana jest mu przez jego wyobraźnię za prawdę i ani na moment nie przestaje ulegać swojemu otoczeniu, czyli dostosowywać się do tendencji akurat w nim dominującej. Dlatego w jego przekonaniu rdzeniem niepokoju tych, którzy obawiają się wszelkiego rodzaju obcych jest to, że w głębi duszy każdy z nich świadom jest tego, iż prawdziwe rewolucje, czyli te mające realny wpływ na ludzkie życie, zawsze rozgrywają się gdzieś poza, w nieokreślonym „tu i nigdzie”. Jako mistrzowski ironista Houellebecq bardzo dobrze wie, że w świecie nie może być mowy o zmianie kosmetycznej, gdyż w razie urzeczywistnienia czegoś tak absurdalnego nie moglibyśmy mówić o zmianie. Taka technika nie jest oczywiście dla niego wystarczająca. Wszystko to potęguje – mogącym być rzecz jasna także nieświadomym – współkreowaniem swojej legendy, czego kwintesencją jest zdominowanie narracji przez narratora-egoistę w gruncie rzeczy nie koncentrującego się na tym, co najważniejsze dla tak zwanego „świata przedstawionego”. Nawet nie tyle dominują tu jego przeżycia wewnętrzne, lecz „migawki” tylko na pozór zupełnie zbędne, jak wspominanie o jedzeniu, wędrówce chmur po nieboskłonie i wielu detalach, które składają się na obraz celowo zamglony, przesłaniający rdzeń tej opowieści i w ten sposób igrający z czytelnikiem. Z pewnością jest to nadużycie, jednak wydaje mi się, że prezentowana tu wizja opanowania życia publicznego przez muzułmanów, manipulowania społeczeństwem przy użyciu „petrodolarów” i zwalczenia prawa świeckiego przez prawo religijne może stanowić na pewnym poziomie interpretacji pewne ostrzeżenie dla czytelnika, niewiedzącego tak naprawdę jak jest w istocie, gdyż w zupełności skazani jesteśmy tutaj na zaufanie zdziwaczałemu narratorowi, co do którego nie mamy pewności, czy czasem nie jest „szaleńcem” lub reinkarnacją Diuka z „Na wspak” Huysmansa.

Mamy zatem rok 2022 i w drugiej turze wyborów prezydenckich walczą ze sobą Marie Le Pen i przywódca Bractwa Muzułmańskiego – Mohammed Ben Abbes, charyzmatyczny polityk, zafascynowany historią Cesarstwa Rzymskiego i pragnącego poszerzyć Unię Europejską o kraje arabskie. Stanowi to tło dla powolnej, lecz kreowanej na nieodwracalną degradacji życia Franҫois – wykładowcy literaturoznawstwa na paryskiej Sorbonie, który swe życie dzieli pomiędzy romanse ze studentkami, prowadzenie zajęć i kolejne lektury dzieł Jorisa-Karla Huysmansa, jego największej artystycznej fascynacji, która nie tyle odzwierciedla jego dekadencką osobowość, co wręcz stanowi pełnowymiarową „nakładkę” na rzeczywistość. To dlatego, że wszystko jest tutaj rozpatrywane przez pryzmat twórczości autora „À rebours” wyraziście widać, iż dojście do władzy muzułmanów nie jest dla bohatera żadną klęską, lecz wręcz przeciwnie – stanowi fakt idealnie korespondujący z jego poglądami, ukoronowanie jego przedmiotowego traktowania kobiet, wiary w patriarchat i brak „przekonania” co do równouprawnienia. Houellebecq wykazuje w taki sposób, że w XXI wieku relacje międzyludzkie wyewoluowały w proces bezustannego „próbowania” aż do czasu, gdy dana osoba przejrzy bezsensowność „modelu zachowań” i uzyska na tej drodze wtajemniczenia świadomość, iż pozostawanie w próżni prowadzi do pogłębienia się frustracji. To właśnie ma miejsce w przypadku bohatera „Uległości” – dla niego rzeczywistość się kurczy, nie widzi żadnego sensu w obecności w jej ramach, po prostu nie lubi ludzi i nie jest w stanie uchwycić natury swojej samotności. W ten sposób ta powieść proponuje przerażającą wizję człowieka, dla którego uczucia są czymś pobocznym, jakimś „pseudotematem” przewyższanym przez efemeryczne przyjemności cielesne. Tytułowa uległość pokrewna jest wierze w iluzję, że egzystencjaliści dogłębnie się mylili i świat nie musi stanowić źródła cierpień, gdyż bardzo łatwo może on przeistoczyć się w źródło rozkoszy, na przykład pod wpływem wyrzeczenia się ideałów, co wreszcie doprowadzi do „wyzwolenia”, czyli zaprzestania tłumienia swych przekonań i popędów w imię „szczęścia” oferowanego przez nową władzę. Houellebecq piętnuje obłudność tego rodzaju logiki tak kreując postać swojego bohatera, by z każdej wręcz strony emanowała jego niewiedza, że to czemu ulega w rzeczywistości jest iluzją, tym co znajduje się przed kurtyną, która w każdej chwili może zostać podniesiona. Umysł Franҫois jest zupełnie oderwany od rzeczywistości i owładnięty przez konsumpcjonizm, który nie pozwala mu dostrzec, jak bardzo jest zależny od ludzi, o których istnieniu nie jest nawet świadom i że w rzeczywistości tylko realizuje wizję życia niegdyś przypisaną mu przez społeczeństwo. Jego uświadomiony indywidualizm jest złudnym wyobrażeniem, zaś przezwyciężanie własnych awersji prowadzi donikąd lub co najwyżej do „upodobnienia się do swojej postaci”, czyli stania się alter ego Huysmansa. Owa uległość jest zatem ściśle powiązana z kwestią odpowiedzialności, jak stwierdza bohater: „francuski intelektualista nie musi być odpowiedzialny, nie leży to w jego naturze”. W przekonaniu Franҫois dla wszystkiego – nawet sprzeczności zasad wiary z ich interpretacjami – można odnaleźć racjonalne wytłumaczenie, jeżeli nie pragnie się konfrontacji z Innym, ponieważ zapamiętałe zaspokajanie potrzeb swoich instynktów redukuje „Ja” i przesłania duchowość. W ten sposób Houellebecq udowadnia, że każdy z nas jest potencjalnie zdolny do intensywnego zapamiętania się w urzeczywistnianiu jakiejś idei, które siłą rzeczy prędzej czy później będzie musiało skończyć się „wyjściem z tunelu”, czyli konfrontacją z naturalną dominacją w rzeczywistości nudy i rozczarowania monotonią.

Tym samym „Uległość” pokazuje smutną prawdę o współczesnej Europie, w której większość ludzi jest krótkowzrocznych i dlatego jest w stanie dotrzeć do „prawd” indywidualnych, czyli już z reguły tylko dla samych siebie „najodpowiedniejszych”. Houellebecq stwierdza, że marazm, uśpienie społeczeństw Zachodu i duchowa pustka Europy mogą wreszcie uobecnić się na zewnątrz, ponieważ coraz częściej neguje się to, co stanowi fundament naszej cywilizacji. W jego przekonaniu znany nam dobrobyt w każdej chwili może rozpaść się w nicość, co jest tak pewne jak fakt, że większość zawsze przedłoży interes własny nad dobro ogółu. Autor „Platformy” przede wszystkim oskarża o koniunkturalizm opinię publiczną, która przez wzgląd na swoje ślepe zawierzenie w przypadek, jako gwarant bezpieczeństwa, zdaje się nie dostrzegać „kulis gry” i stawki o jaką się ona toczy, czyli przetrwania całego dziedzictwa Europy. Nie mogło się oczywiście obyć również bez krytyki mediów, nie próbujących nawet zrozumieć obcych dla siebie kwestii, „poprawności politycznej”, jako idealnego narzędzia do piętnowania jakichkolwiek przejawów kontestacji i nade wszystko komentatorów, którzy przewijają się we wszystkich stacjach telewizyjnych i choć nie wiedzą co powiedzieć, to mówią bezustannie. W taki sposób Houellebecq wręcz docenia aktywistów islamskich, którzy „akceptując świat” wykorzystują istniejące możliwości do realizacji swoich celów. Jednak nie sposób oprzeć się przekonaniu, że w głównej mierze winnymi przedstawionej na kartach „Uległości” quasi¬-aneksji Europy przez muzułmanów jesteśmy my sami, od dawna zgadzający się na intelektualny marazm, powszechną liberalizację i odrzucanie jakiegokolwiek wariantu moralności.

„Uległość” ma na celu wykazać, że najwięcej niepokoju powinno budzić milczenie: wystarczy umiarkowane afiszowanie się ze swoimi poglądami, nieporuszanie kwestii światopoglądowych, aby móc w przyszłości odcisnąć trwałe piętno na nieprzygotowanej większości i brutalnie zamanifestować swoją siłę. Bardzo łatwo jest stać się uległym – wystarczy siła, która niepostrzeżenie doprowadzi do tego, aby wszyscy zostali „znużeni tematem”. Piętnując krótkowzroczność swych rodaków autor „Cząstek elementarnych” pokazuje, że rzeczywistym niebezpieczeństwem nie jest przejęcie władzy samej w sobie, lecz przede wszystkim możliwości kontrolowania armii, gdyż w przypadku takiego kraju jak Francja mamy przecież do czynienia z państwem dysponującym bronią atomową. W taki sposób „Uległość” w zawoalowany sposób stawia tezę, że islam nie jest religią, lecz polityką, czyli fasadą mającą na celu przysłonić naginanie rzeczywistości do swoich pragnień. Houellebecq piętnuje tutaj kreację islamu na religię „prawdziwszą”, która za pośrednictwem „odrzucenia ateizmu i humanizmu, podporządkowaniu kobiety mężczyźnie, powrotu do patriarchatu” będzie stanowić szansę na odrodzenie upadającej Europy i kulminacyjny krok w rozwoju, czyli „organiczny etap rozwoju cywilizacji”, gdyż w jego przekonaniu jest to jeszcze gwałtowniejsze wprowadzanie dyktatu mniejszości kwitującej każdy przejaw niesprawiedliwości stwierdzeniem: „tak zdecydował Bóg”. W świetle takich konkluzji wydaje mi się istotne, aby już od samego początku obcowania z „Uległością” dokonać gwałtownego odseparowania poglądów autora od przekonań bohatera i traktować te dwie płaszczyzny zupełnie oddzielnie. Houellebecq w rzeczywistości przede wszystkim apeluje o dialog, uzmysłowienie sobie pewnych procesów i przede wszystkim opór wobec tych, którzy chcą narzuć innym swoją wolę. Trudno orzec czy jest to możliwe na szeroką skalę, gdy ma się w pamięci 7 stycznia i to, co wydarzyło się w redakcji pisma „Charlie Hebdo”, mającego wówczas na okładce wizerunek właśnie Michela Houellbecqa z napisem: „W 2015 stracę zęby. W 2022 będę obchodził Ramadan”.

Autor: Przemysław Koniuszy

Michel Houellebecq „Uległość”, przekł. Beata Geppert, wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015, s. 288

——————————–

Cytaty wykorzystane w tytule tego tekstu pochodzą ze stron 11 i 54.

„Lecz jedynie literatura jest w stanie wywołać poczucie kontaktu z umysłem innego człowieka w jego integralności, z jego wzlotami i upadkami, z jego ograniczeniami, małością, obsesjami, przekonaniami, z tym wszystkim, co go porusza, ciekawi, podnieca lub budzi wstręt”, czyli „paranoiczny islamofob” jako jedna z „kasandr wieszczących wojnę domową”