„Mebel powie ci wszystko. Tak jak paleontolog jest w stanie z fragmentu kości szczęki zrekonstruować prehistoryczne zwierzę, tak można, zobaczywszy jedno krzesło, wyobrazić sobie wnętrze domu i zachowanie jego mieszkańców”, czyli rewolucja najpierw musi wydarzyć się w głowie i co ma wspólnego komfort z cebulą?

inline_854_http://nasirwizz.nazwa.pl/wp-content/uploads/2015/07/dkhi.jpg„Dom. Krótka historia idei” to książka opublikowana pierwotnie (1986 r.) po angielsku przez  Witolda Rybczyńskiego (rocznik 1943), praktyka i teoretyka architektury, profesora Uniwersytetu Pensylwanii, autora wydanej ostatnio i wspaniale przyjętej pozycji „Jak działa architektura?”. Jej głównym celem jest podjęcie próby rekonstrukcji historii ewoluowania idei domu, polegającej na zaprezentowaniu ewolucji kwestii w tej materii zdaniem autora najistotniejszej, a mianowicie komfortu, co w rezultacie prowadzi do wykazania jego zanikania we współczesności i zastanowienia się, dlaczego w dzisiejszym świecie obca forma piękna wypiera ogólnie rozumianą wygodę.

Wszystko rozpoczyna od analizy fenomenu największego „hipokryty” współczesnego projektowania – Ralpha Laurena, który jako twórca ubrań zasłynął z „aranżowania” do swoich celów powszechnie znanych wzorów, zaś w kwestii wnętrz postawił na zaspokojenie wszystkich potrzeb klientów, etapowanie bogactwem i produkcję elementów składających się na „całość domowego wnętrza”. W rzeczywistości stworzył coś niedostępnego dla większości ludzi, wybrakowanego i co najważniejsze zdehumanizowanego, gdyż w jego wnętrzach nie sposób odnaleźć czegoś, co przeciętnemu człowiekowi XX wieku przydatne jest w życiu codziennym. Wszystko to dlatego, że ta wizja zdaje się eksplorować na nowo style i rozwiązania od dawna już uznane za anachroniczne. Co ciekawe zaś, prywatny dom Laurena jest do granic możliwości minimalistyczny i tym samym stanowi zupełne przeciwieństwo tych koncepcji, które on sam urzeczywistnił i zaproponował światu w swojej „Kolekcji”.

Dla Witolda Rybczyńskiego idea domu, rozumiana niekiedy także jako swego rodzaju alegoria namysłu nad pomysłem ludzi do konstruowania budowli mieszkalnych, ściśle łączy się z kwestią komfortu. Jak wiemy jest to jedno z wielu pojęć nadużywanych we współczesności, których znaczenie tylko na pozór wydaje się ostatecznie określone. Trudno bowiem wyraźnie wyznaczyć w jego ramach granicę pomiędzy wygodą, „dobrostanem”, dobrym samopoczuciem, zadowoleniem, poczuciem „pełni” i niektórymi odmianami „przytulności”. Dlatego autor czytelnika tej książki pozostawia z przekonaniem, że to słowo dla każdego oznacza coś innego, gdyż każdy człowiek naturalnie posiada inne pragnienia i inne poglądy na to, jak powinien je spełniać. Chcąc uświadomić nam, jaką rolę w architekturze współczesnego nam świata zajmuje komfort, jako „uniknięcie dyskomfortu”, Witold Rybczyński dokonuje analizy każdej ze znaczniejszych epok i stylów, aby wyekstrahować tendencje zmierzające do pojawienia się interesującego go problemu.

I tak odkłamuje XX wieczne postrzeganie średniowiecza, które w jego optyce słusznie jawi się jako epoka niesłychanego postępu technologicznego i intelektualnego, lecz zupełnie pozbawiona dążeń w kierunku uzyskania komfortu. To wtedy pojawiły się tak zwane „wolne miasta”, a w nich domy służące zarówno do pracy jak i do mieszkania, charakteryzujące się w główniej mierze brakiem prywatności mieszkańców, wielofunkcyjnością pomieszczeń i mebli, minimalizmem w materii umeblowania, deficytem wolnej przestrzeni, mobilnością i nade wszystko przeznaczeniem nie tylko do życia prywatnego, lecz także publicznego. W gruncie rzeczy więc w ówczesnym czasie deficyt wygody, we współczesnym rozumieniu, spowodowany był przez brak jakiejkolwiek refleksji nad sensem użyteczności i prymitywizm „samoświadomości” – wtedy funkcja i przeznaczenie nawzajem się implikowały, co determinowało za sobą zupełną ignorancję na temat tego, co było używane na co dzień i umiejscawianie człowieka w perspektywie zupełnie przeciwstawnej do późniejszych.

XVII wiek przyniósł postęp w materii estetycznej. Tutaj wciąż jeszcze nie wykształciła się na tyle silna wrażliwość na wygodę, by mogła rzutować na realne poszukiwania ulepszeń, choć powoli zaczęło pojawiać się oddzielenie przestrzeni prywatnej od publicznej i „rosło poczucie intymności”. Dla Witolda Rybczyńskiego miarą komfortu najczęściej są meble – w większości przypadków jedyne transparentne mierniki z godnym podziwu uporem poszukiwanego przez niego komfortu. W tej materii w XVII stuleciu dokonała się istna rewolucja. Umeblowanie skupiło na siebie uwagę ludzi, którzy widzieli w nim sposób na uwydatnienie swojego statusu społecznego, a tym samym zaczęło mieć dla nich istotną wartość i stawało się immanentnym elementem dekoracji wnętrz, co doprowadziło do co najmniej komicznego efektu: „Średniowieczna pustka zapełniała się (…). Wyglądało to tak, jakby właściciele kupowali wszystko «jak leci», a następnego dnia przekonywali się, że na te pośpieszne nabytki wcale nie ma miejsca”[1]. Trzeba mieć jednak na uwadze, że autor, dochodząc do tych wniosków, mówi przede wszystkim o ówczesnej Francji i tamtejszych „hôtels”, stąd mowa tutaj o niezwykle bogatej ornamentyce, braku higieny i „Stimmung”, tj. „braku nastroju intymności” i „sposobie, w jaki pokój odzwierciedla (…) duszę”[2] właściciela. Ta tendencja odsyła z kolei Witolda Rybczyńskiego do szczegółowo udokumentowanego przypadku norweskiej rodziny introligatora, mieszkającej w XVII wieku na terenie dzisiejszego Oslo. Ten jeden z najciekawszych fragmentów w tej książce, niezwykle pieczołowicie opracowany, ujawnia, że właśnie w tamtym czasie doszło do narodzin refleksji nad rozmieszczeniem pokoi w domu, wyewoluowania dominacji życia publicznego w rozdział pomiędzy „rodzinną prywatnością” a pracą, a to z kolei w pewnym sensie spowodowało, że „pojawiły” się dzieci. W średniowieczu dzieciństwo nie było przecież znane.

XVIII wiek zaś, zdaniem Rybczyńskiego, zainicjował wielką erę ulepszeń, która trwa do dziś, by wymienić tylko rozpoczęcie rozwiązywania kwestii zaopatrzenia domów w wodę i ogrzewanie. Tutaj wykorzystywaną przez niego „próbką” są Niderlandy – kraj w tamtym okresie rozwijający się z niewyobrażalnym wręcz rozmachem. Stąd właśnie wywodzi się tendencja do skupiania się ludności w miastach, postrzeganie zbytniej ozdobności za absurdalny wymysł i kult prostoty oraz czystości. To właśnie te zjawiska spowodowały, że w tym kraju dominowały domy wysokie, wąskie, lecz przytulne, bo posiadające między innymi otwierane okna, dużo światła, ogród, wiele obrazów* i bardzo przestronne pomieszczenia. Tym samym autor tej książki wysnuwa tezę, że właśnie od tego czasu zaczęła kształtować się dominacja prywatności i „domowości” – w Niderlandzkich domach było bardzo mało służby, większość obowiązków wykonywały kobiety, więc w konsekwencji wykształtowała się tam niezwykle specyficzna atmosfera „chroniąca” uczucia rodzinne.

Wszystkie te zjawiska sytuowały się obok tego, co działo się we Francji, a więc pojawienie się tam mebli dziś nazywanych „ludwikami”, a przez nie prymatu dekoracyjności i rozwój problemu przeznaczenia pokoi – pojawiły się salony do przyjmowania gości, sypialnie, gabinety i buduary. Po tym nastało rokoko, styl skupiający się tylko na wnętrzach, „koszmar”  współczesnych minimalistów, podczas którego „Ozdabiano wszystko, co tylko się do ozdabiania nadawało”[3]. Tutaj dla Rybczyńskiego autorytetem jest zaś Jacques-François Blondel, który uzmysławia badaczowi jak istotna w ówczesnym czasie była dominacja kobiet w domu i „docenianie wygody”, które znalazło swą kulminację w meblarstwie, w ramach którego „stolarze-artyści” już wtedy zaczęli łączyć ergonomikę z estetyzmem i dostosowywali wytwory swojej pracy do budowy ciała. „Dom. Krótka historia idei” przynosi tutaj coś niesłychanie frapującego, gdyż ujawnia, że meble XVIII wieczne nie są piękne same w sobie – gwarantem ich estetyczności jest bowiem „elegancja, zachwyt, przyjemność”.

Później Witold Rybczyński mówi o angielskim „wiecznie żywym” stylu georgiańskim, który staje się tutaj przyczynkiem do mówienia o przeniesieniu życia z miast na wieś, uczynieniu z domu centrum życia i imperatywie integracji domowości oraz elegancji z komfortem. Te zagadnienia z kolei przynoszą tutaj kolejne zachwycające dygresje – postać i twórczość Jane Austen, która opisywała życie właśnie „gnuśnych angielskich mieszczan” oraz kwestię królowania w Anglii palladianizmu. To właśnie ten styl, ze względu na swą surowość i ascetyczne podejście do pożądanego na przykład we Francji wyrafinowania, sprawił, że pojęcie komfortu poszerzyło zakres swego znaczenia. Od teraz „komfort to nie tylko wzrokowe przyjemności i dobre samopoczucie fizyczne, ale również przydatność”[4]. Oprócz tego Rybczyński zwraca uwagę czytelnika na ówczesne porzucenie dekoracyjności na rzecz konstruktywizmu, pokrewnego najczęściej funkcjonalizmowi, co na „scenę” tej książki wprowadza dwóch geniuszy – Thomasa Chippendale’a i George’a Hepplewhite’a, którzy stworzyli coś, czemu wielu z nas, współczesnych, zawdzięcza współczesny komfort, a mianowicie „katalog wzorów zawierający dokładne wymiary (…) krzeseł”, stanowiący poradnik dla wszystkich stolarzy, mających od teraz pod ręką „przepisy” na meble stylowe i wygodne. Tym samym w przedmiocie tej książki wiek XVIII jest najistotniejszy z tego względu, że komfort zaczął funkcjonować wtedy w społeczeństwie jako cenna właściwość, która odnosi się zarówno do wyglądu danej rzeczy lub pomieszczenia jak do ich ewentualnej funkcjonalności. Architektura ówcześnie nie była biznesem – w głównej mierze zajmowali się nią pasjonaci-artyści, co spowodowało, że wtedy prawie w ogóle w domu nie pojawiały się innowacje i ów komfort pozostawał w swego rodzaju zawieszeniu pomiędzy przemożnym pragnieniem jego uzyskania a realiami epoki.

Przejście z XVIII wieku do XIX u Witolda Rybczyńskiego jawi się jako okres, w którym ludzie koncentrują się na rozwiązaniu problemów z ogrzewaniem, wentylacją i oświetleniem. Obok tego mowa tutaj o „zastoju” w kwestii komfortu – mało kto ówcześnie poszukiwał rewolucyjnych rozwiązań, gdy liczna służba wykonywała wszystkie domowe obowiązki. Jednak znacznie późniejsza elektryfikacja i powiązane z nią pojawienie się licznych usprawnień wszystko to zaczęły bardzo gwałtownie zmieniać, aż w rezultacie „służba zniknęła”, a na jej miejsce pojawiły się niezwykle zaradne „panie domu”. Tym samym w ubiegłym stuleciu rozpoczęła się dominacja patrzenia na dom przez pryzmat użytkownika, zaś to pociągnęło za sobą fakt, że komfort zaczął stawać się czymś, co miało występować w każdym wymiarze domowego życia.

Prześmiewczym podsumowaniem tej całej historii stało się pojawienie „ensembliersa” oraz kultywowanego przez niego stylu art déco, który przez Rybczyńskiego opisywany jest w kontraście do koncepcji architektury wnętrz Le Corbusiera, a to wszystko dlatego, że oba te skrajnie przeciwstawne sobie rozwiązania zostały zaprezentowane na Światowej Wystawie Sztuk Zdobniczych i Nowoczesnego Przemysłu w Paryżu (1925 r.). Choć autor nie formułuje tego aż w tak dosłowny sposób, to wydaje się, że celem „Domu. Krótkiej historii idei” jest uzmysłowienie odbiorcy, że to tylko od niego zależy, gdzie odnajdzie pożądany przez siebie komfort lub za pomocą jakich środków go uzyska, co nie zawsze musi oznaczać przechodzenie ze skrajności w skrajność lub usilne poszukiwanie równowagi pomiędzy „hymnem na cześć bogactwa i ucztą wzrokową”[5] a osobliwym podejściem do domu jako ustandaryzowanej „maszyny do mieszkania”, w której na próżno szukać czegoś choć trochę ludzkiego i odbiegającego od „fabrycznej” estetyki. Widać zatem, że Rybczyński – przenikliwie mówiąc o historii domu jako o czymś, co siłą rzeczy polegało na powielaniu wzorców zaakceptowanych przez ogół – w gruncie rzeczy chciał sobie współczesnym uświadomić, że o architekturze wnętrz należy nade wszystko myśleć jako o wypadkowej przekonań i potrzeb konkretnego mieszkańca.

Powyższe zarysowanie głównych idei tej książki uzmysławia, jak niezwykłym jest ona zjawiskiem na polskim rynku – pozwala nie tylko poszerzyć horyzonty, lecz także zastanowić się nad tym, dlaczego dzisiejsze domy wyglądają właśnie tak, jakie są źródła powszechnej dziś funkcjonalności i przede wszystkim komu zawdzięczamy nasz komfort i wygodę. Witold Rybczyński w sposób niesłychanie rzeczowy, niekiedy wsparty pomocnymi dygresjami i daleki od „przegadania” opisał najważniejsze tendencje, które doprowadziły do zaistnienia obecnego stanu, począwszy od samych początków w średniowieczu, przez świat ukazany na holenderskich obrazach i pomysłów „domowych inżynierów” , aż po „eliminację wszystkiego” Adolfa Loosa i koncepcje Miesa van der Rohe i Waltera Gropiusa. Największym atutem tej książki jest jednak to, że jest ona bardzo dobrze „zaprojektowana” i podporządkowana nadrzędnej idei komfortu, którego ewolucja przedstawiona tutaj jest w taki sposób, że każda następna jego odmiana jest nadpisaniem poprzedniej, co prowadzi do finalnego sformułowania „Cebulowej Teorii Komfortu”.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że przesłanie tej książki jest dość druzgoczące, jeżeli uświadomimy sobie, że współczesne projektowanie to powszechna negacja i bezmyślne dążenie do „oryginalności”, a my żyjemy w czasach, w których zatraca się nadrzędny sens, a kult nowości  i myślenie o wzornictwie jako o sztuce par excellence zastępują praktyczność i skoncentrowanie na przeznaczeniu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że takich książek jak ta w Polsce pojawi się znacznie więcej i nasza architektura wreszcie wyzbędzie się kultu „środka”, korzystania ciągle z tych samych rozwiązań i absurdalnego unikania konstruktywnych eksperymentów.

Na koniec warto zaznaczyć, że jest to książka niesamowicie starannie opracowana, doskonale przemyślana pod względem wizualnym i zachwycająca estetyką nawet najmniejszego szczegółu. Kolejny raz wydawnictwo Karakter odważnie wprowadza godną podziwu nową jakość.

Autor: Przemysław K.

Witold Rybczyński „Dom. Krótka historia idei”, przekł. Krystyna Husarska, wydawnictwo Karakter, Kraków 2015, s. 350

——————————–

[1] s. 67

[2] s. 71

[3] s. 134

[4] s. 178

[5] s. 262

Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 239.

* Fragment jednego z nich, Emanuela de Wite („Interior with a Woman at the Virginal”), możemy podziwiać na okładce książki.

„Mebel powie ci wszystko. Tak jak paleontolog jest w stanie z fragmentu kości szczęki zrekonstruować prehistoryczne zwierzę, tak można, zobaczywszy jedno krzesło, wyobrazić sobie wnętrze domu i zachowanie jego mieszkańców”, czyli rewolucja najpierw musi wydarzyć się w głowie i co ma wspólnego komfort z cebulą?