„I niezbożnik będzie się rozpierał niby cedr zielony”, czyli „Co my wiemy o służących?” w opowieści o tkwieniu w matni wykluczających się uczuć, których w rzeczywistości nie ma

inline_875_http://nasirwizz.nazwa.pl/wp-content/uploads/2015/07/ca39062d63fb35e9aa259ec7ed200efb.jpg

„Kochając” („Loving”, 1945), autorstwa „magika” języka angielskiego, Henry’ego Greena (1905-1973), to jedna z najtajemniczniejszych książek, jakie miałem dotychczas szczęście przeczytać. W czym więc tkwi owa tajemnica?

Na pozór wydaje się, że jest to opowieść o życiu angielskiej służby w irlandzkim zamku w czasie II wojny światowej, jednak po dłuższym namyśle i porównaniu jej z dziełami Virginii Woolf, nie sposób oprzeć się przekonaniu, że jest to pozycja o wiele bardziej skomplikowana. Przede wszystkim przez zaskakujący symbolizm całości, skoncentrowanie fabuły na zupełnie banalnych wydarzeniach i konfliktach zupełnie pozbawionych jakiejkolwiek racjonalności. Z jednej strony bowiem służba tkwi tutaj w osobliwej i poniekąd absurdalnej idylli: niczego im nie brak, żyją w przepięknym zamku, w całkowitym odosobnieniu od teoretycznie zagrażających im Irlandczyków, a ich chlebodawcy są od nich całkowicie uzależnieni. Jednak gdzieś poza nimi, po enigmatycznej „drugiej stronie”, trwa wojna i znana im angielska rzeczywistość dewastowana jest przez spadające z nieba bomby. Green, chcąc zapewne zaprezentować problem upadku jednej rzeczywistości i niepewności względem tego, co ma nadejść, opozycyjnie umiejscowił ich zachowania, polegające w gruncie rzeczy na kreowaniu z zupełnych błahostek wstrząsających awantur, w których za pośrednictwem plotek i knucia uczestniczą wszyscy.

„Kochając” zaczyna się od śmierci Eldona – schorowanego kamerdynera, który bezustannie w agonii wzywa swą ukochaną. Chwilę później zupełnie naturalnie jego rolę i władzę przejmuje charyzmatyczny lokaj, Charley Raunce. Nie jest zbyt dużym nadużyciem uznanie tego za swego rodzaju aluzji do ówczesnej sytuacji politycznej i konieczności natychmiastowej zmiany życia ludzi doświadczających dramatyzmu wojny. Później podobnych analogii jest jeszcze więcej. Na przykład najczęściej pojawiającym się tutaj symbolem są pawie, obrazujące nieśmiertelność angielskiej kultury i zapowiedź rychłego odrodzenia, które jest coraz bardziej odsuwane w czasie, gdyż wielokrotnie zwraca się tutaj uwagę, że zwierzęta panicznie boją się wody, jakby były pisarzami obawiającymi się o swój los w obliczu postępującego konfliktu. Podobnie jest z kochającymi i droczącymi się ze sobą gołębiami, które z kolei zdają się postulować o przewagę duszy nad ciałem i konieczność podjęcia działań zmierzających do nieskończonej harmonii. Jednak one, jako oczywisty zwiastun pokoju, nie są tutaj nieskazitelne, gdyż autor celowo powiązał je z motywem zaginionego pierścionka jako kolejnego symbolu, tym razem odnoszącego się do nadmiernego przywiązywania się do ulotnego bogactwa w obliczu niewyobrażalnego rozlewu krwi. Wszystko to znajduje swą kulminację w kwestii sygnalizowanej już przez sam tytuł, a mianowicie faktu, że każdy z bohaterów jest przez powieściopisarza w taki sposób charakteryzowany, jakby jego całe życie sprowadzało się do odczuwania, celowo sprowadzanego tylko do dwóch kwestii: darzenia kogoś niezrozumiałą miłością lub bezpodstawną nienawiścią, które najczęściej prezentowane są w tak intrygujący sposób, aby o wielu z nich czytelnik mógł się tylko domyślić i nigdy nie miał podstaw do zmiany swoich przypuszczeń w pewniki.

Henry Green w swej genialności nie poprzestał tylko na minimalistycznych, lecz niesłychanie frapujących rozwiązaniach fabularnych, gdyż o wiele więcej zagadek kryje się tutaj w języku, co zostało mistrzowsko oddane przez jednego z najwybitniejszych polskich poetów i tłumaczy – Andrzeja Sosnowskiego. Przede wszystkim intryguje tutaj uczynienie z powieści czegoś pokrewnego dramatowi lub nawet filmowi, gdyż główną formą podawczą jest tutaj dialog, zaś ewentualny opis wprowadzany jest tutaj tylko wtedy, gdy autor jest do tego zmuszony i najzwyczajniej nie może popadać w jeszcze większe upodobnienie swojej narracji do prawdziwego życia, gdyż chce nade wszystko zaoferować czytelnikowi choć odrobinę obiektywizmu. Tym samym wielowymiarowość tego wszystkiego jest niespotykana nigdzie indziej, bowiem każdy z bohaterów prezentuje nam swoją wizję świata, która jest znacząco zaburzona, gdyż taka technika implikuje ze sobą przypuszczenie, że wszystko to, o czym czytamy, jest po prostu pozą, elementem stawania się przez nich kimś co chwila innym w zależności od specyfiki relacji z danym interlokutorem. W istocie czytelnik nie wie zatem co jest efektem owego pryzmatu, celowego zakłócania oglądu całości przez najczęściej komiczne intrygi, a co może uznać za prawdę o wykreowanym przez pisarza świecie. Taki satyryczny wręcz obraz całości dopełniany jest przez niezwykle intensywne unikanie przez Greena interpunkcji, tj. upodobniania powieści do swego rodzaju „żywej mowy” oraz liczne stylizacje, zdające się tutaj obecne przez konieczność metaforycznego ośmieszenia sytuacji, w których człowiek nie jest w stanie sformułować przystępnego w odbiorze komunikatu o otaczającym go świecie. Oprócz tego „Kochając”, jako pamflet na społeczeństwo XX wieku i życie samo w sobie, ośmiesza niesłychaną ilość kwestii, jak prawo do własności, kulturę 5 o’clocków, miłość (jako coś opartego na grze wystudiowanymi pozami), kobiecość, zdrady, wychowanie, zabobony, seksualność, życie rodzinne, konwenanse, alkoholizm i rytualność egzystencji.

Jak widać „Kochając” Henry’ego Greena to powieść zupełnie niekonwencjonalna – prawie zupełnie pozbawiona fabuły, demistyfikująca kłamstwa rzeczywistości, naszpikowana intrygami i przemyślana do granic możliwości. Jej lektura to niesamowite doświadczenie, gdyż angielski pisarz, jak nikt inny spośród swoich rówieśników, potrafił wytknąć współczesnym sobie ludziom ich teatralność, przybieranie ciągle innych masek, wymuszoną uprzejmość i dwulicowość. W tym wszystkim nie wahał się ośmieszyć tego, co inni wręcz namiętnie sakralizowali, dlatego o wiele bardziej znaczące i pociągające jest tutaj to, czego można się domyślić, niż  to, co zostało napisane wprost, choć wykorzystany tutaj język jest mistrzowsko aluzyjny. Oprócz tego „Kochając” wpisuje się w niezwykle interesujący nurt literatury ubiegłego wieku, który podejmował problematykę płci, a szczególnie kwestię różnic w materii percepcji pomiędzy kobietami a mężczyznami. Dlatego ta powieść, jako dowód na kunszt prostoty pisarstwa Greena, przypomina swego rodzaju karuzelę, w której czytelnikowi wraz z bohaterami kręci się w głowie, zaś pozostający poza nimi świat tkwi wciąż niezmiennie obarczony iluzorycznymi „półprawdami”.

Tym samym jest to książka starająca się wydobyć człowieczeństwo z jego naturalnego otoczenia, w którym zwykło się pojmować człowieka jako niemożliwą do rozwiązania zagadkę, opierającą się na niezliczonych osobliwościach i niewytłumaczalnym strachu. W tym miejscu warto zatem zwrócić uwagę właśnie na tę ostatnią kwestię, gdyż II wojna światowa odgrywa tutaj kluczową rolę, a konkretnie związany z nią strach służących. Green wykazuje tutaj, że ludzie w istocie nie obawiają się tego, czego powinni, gdyż prawdziwy strach, nie podszyty imperatywem stosowania się do konwenansów, może budzić tylko drugi człowiek, a nie abstrakcyjne konstrukty myślowe. Nie można również pominąć niewątpliwego znaczenia dialogów, gdyż sztuczny niepokój tkwiący w umysłach bohaterów uwidacznia tutaj problem jednostronności rozmowy. Według Greena ludzie w rzeczywistości nie rozmawiają ze sobą, lecz mechanicznie przekazują sobie coś tylko dla samego faktu zaistnienia konwersacji, gdyż nikt – w jego przekonaniu –  nie szuka rzeczywistego porozumienia, zatem w istocie człowiek, bez względu na miejsce w jakim przebywa, zawsze jest wyobcowany na swoje życzenie i wciąż tkwi w swego rodzaju nierealnej „wojnie” ze światem. W obliczu tego widać, że zdaniem tego autora kult inteligencji jest z gruntu fałszywy, gdyż on uznaje jedynie przebiegłość i spryt, jako jedyne gwaranty utrzymania w ryzach ciągu przyczynowo-skutkowego w powieści. W „Kochając” nie sposób także pominąć kwestii „przeskakiwania” narracji – autor nieustannie zmienia tutaj miejsce i czas akcji, jakby chciał zaprosić czytelnika do surrealistycznej gry, w której wszystko stoi w miejscu, a czas jest mechanizmem, którym można dowolnie manipulować. Jednak rzeczywistym celem tego jest wykazanie zmierzchu współczesnej autorowi kultury, reprezentującej obce wzorce (szczególnie francuskie i włoskie) i zarysowanie zapowiedzi nadejścia lepszego jej wariantu, już czysto „brytyjskiego”. W obliczu tego zrozumiałe jest, że Green musiał tutaj bezwzględnie porzucić wszelkie stereotypy. Dla niego wszystko jest absurdem, obłudą i iluzją. Tym samym bohaterowie „Kochając” poniekąd widzą, jak naprawdę wygląda rzeczywistość, lecz wciąż – czując naturalny pociąg do tego, co dziwne i niezrozumiałe – karmią się złudzeniami i kreują idealne światy wyobrażone, które – w razie urzeczywistnienia  – nie nadawałyby się dla nich do życia.

Urzekające jest to, w jaki sposób Henry Green w „Kochając” przedstawia piękno bierności i formułuje swój postulat konieczności „zatrzymywania” czasu w powieściach. Lektura tej książki to niesamowita przygoda, gdyż trudno doszukać się we współczesnej literaturze książki pozwalającej nam z równą intensywnością uzmysłowić sobie, jak my postrzegamy innych i w jakiej relacji względem naszego obrazu świata pozostają ich niewysłowione spostrzeżenia o nas. Wykorzystywana przez niego technika stale powtarzających się motywów, swego rodzaju mikrotoposów, uczą nas dystansu do otaczającej rzeczywistości. Oprócz tego ta powieść jest niesłychanie komiczna, lecz trzeba mieć na uwadze, że całość śmieszy dopiero wtedy, gdy uświadomimy sobie jak błędne były nasze „przedsądy” o tej książce i przestaniemy usilnie przyporządkowywać tę narrację do tła historycznego. „Kochając” to zatem dzieło wykazujące, że przewidywania ludzi względem przyszłości nijak się mają do rzeczywistości, czym Green – zdaniem Audena „najlepszy żyjący powieściopisarz angielski” – daje nam do zrozumienia, że jego największym pragnieniem jest to, abyśmy wciąż, obcując ze sztuką, mówili sobie w duchu: „Nie rozumiem”.

Autor: Przemysław K.

Henry Green „Kochając”, przekł. Andrzej Sosnowski, Biuro Literackie, Wrocław 2015, s. 240

——————————–

Cytaty wykorzystane w tytule tego tekstu pochodzą ze stron 220 i 28.

„I niezbożnik będzie się rozpierał niby cedr zielony”, czyli „Co my wiemy o służących?” w opowieści o tkwieniu w matni wykluczających się uczuć, których w rzeczywistości nie ma