„Londyn NW” to opublikowana niedawno po polsku najnowsza powieść Zadie Smith (rocznik 1975), cenionej i popularnej brytyjskiej pisarki, której wszystkie dotychczasowe książki („Białe zęby”, „O pięknie”, „Jak zmieniałam zdanie” oraz „Łowca autografów”) błyskawicznie okazywały się sukcesem, zaświadczając o nietuzinkowym talencie, co znalazło potwierdzenie m.in. w nominacji do Nagrody Bookera. W ostatnich latach w niesamowity sposób wpłynęło na jej życie doświadczenie emigracji – autorka przeprowadziła się bowiem z Londynu do Nowego Jorku, dlatego niniejsza powieść stanowi pewnego rodzaju pośrednie „pożegnanie” z tą metropolią i wyrażenie dogłębnej nostalgii za klimatem miasta, w którym się dorastało. Zadie Smith jest pisarką bezsprzecznie wyjątkową, tym bardziej jeżeli uświadomimy sobie, jak bardzo ona sama obecna jest w swoich utworach, czego kwintesencją jest właśnie „Londyn NW” – opowieść o północno-zachodnim Londynie, przestrzeni idealnej dla kreatorki „miejskiego realizmu”.
Z tego właśnie powodu jest to książka pozbawiająca złudzeń. Już jej pierwsza scena, skonstruowana z mistrzowską precyzją, pokazuje jak tak naprawdę żyło się w ostatnich dekadach XX wieku w tej części Londynu. Do drzwi „wierzącej w obiektywizm” Leah puka oszustka i narkomanka Szar, która w błyskawiczny i bezproblemowy sposób wyłudza od niej trzydzieści funtów. Leah wraz z swym mężem Michelem stanowi bardzo ważną parę w tej powieści. On jako ideał piękna pragnie założyć rodzinę, zaś ona całe swe życie organizuje wokół oszukiwania siebie i innych, nie chce mieć potomstwa, a rolę jej dzieci spełnia ukochany pies. Jej największą przyjaciółką, jeszcze od czasów dzieciństwa, jest uznana prawniczka Keisha (zmieniająca potem imię na Natalie), związana z Frankiem, na co dzień zajmującym się bankowością. Jeżeli sukces pierwszego małżeństwa nie był jeszcze tak bardzo spektakularny (fryzjer i pracowniczka administracji) to za pośrednictwem wprowadzenia do historii tej drugiej pary Zadie Smith chce zobrazować pewną prawidłowość. W północno-zachodnim Londynie młodzi ludzie dzielili się na dwie grupy. Pierwszą stanowili ci, którzy ulegli otaczającemu ich marazmowi, nie chcieli polepszyć swojego statusu społecznego, nie widzieli w edukacji i samodoskonaleniu właściwego dla siebie sposobu na wstąpienie w nieokreślonej przyszłości do klasy średniej. W związku z tym, że zdaniem tej powieściopisarki, przełom lat 80’ i 90’ ubiegłego wieku należał do kobiet, do tej kategorii przynależy Nathan (niegdyś wymarzony chłopak wielu dziewczyn, dziś związany z gangami narkoman i bezdomny) oraz Felix, największy przegrany tej książki, który – jako utalentowany i niespełniony filmowiec – poniekąd porzucił swe dawne życie (także ściśle związane z używkami) na rzecz miłości, to jednak w rezultacie los pokazał mu, że z matni jaką jest zło nie ma możliwości się wyswobodzić. Natomiast na drugą grupę składają się kobiety-zwyciężczynie, które nie chcąc podzielić losu swych przodków musiały wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć. Choć pesymizm jest determinantą tej powieści to właśnie o ich sytuacji, tylko teoretycznie idyllicznej, mówi się tutaj najwięcej. Były świadome wyzwań, jakie stawiała przed nimi nowa epoka, jednak osobliwa dychotomia (równocześnie chciały i nie chciały dorosnąć) spowodowała, że szczęście jakie spodziewały się osiągnąć okazało się całkowitą iluzją, zależną tylko od punktu odniesienia i perspektywy: „Szczęście nie jest wartością absolutną. Jest ciągłym porównywaniem”[1].
„Londyn NW” to opowieść o miłości, wpływie wiary na życie i relacjach międzyludzkich, które Zadie Smith analizuje posługując się szeroką gamą kontekstów. Jednym z nich jest przeanalizowanie jakie znaczenie mają w tym wszystkim nazwy; bohaterki zastanawiają się tutaj nad tym, czy to właśnie nazywany przedmiot wpływa na swoją nazwę, czy odwrotnie? Zespoleniem tego jest ciągłe pozbywanie się złudzeń i fałszywych wyobrażeń, jakie wciąż narzucała im kultura i nieprzystające do współczesnej im epoki wychowanie: „Źle cię poinformowano? Chodzi w tym o coś więcej? Czy mniej? Czy jeśli damy temu inną nazwę, wrażenie nieważkości zniknie?”[2] To właśnie ten drugi czynnik i macierzyństwo samo w sobie także są głównymi tematami tej powieści, która pokazuje jak bardzo młodość musi być oparta na błędach, aby w przyszłości zaowocowała życiem zgodnym z ogólnie przyjętymi zasadami, co obrazowane jest tutaj w iście przewrotny sposób: „Matki starają się desperacko przekazać coś córkom i właśnie ta desperacja jest tym, co córki odrzuca, zmusza do odwrócenia się w drugą stronę. Matki zostają pozostawione same sobie, zapamiętale ściskając grudkę londyńskiej gleby (…)”[3]. Zadie Smith nie stwarza w tej materii definicji i nie formułuje tez, w zupełności wystarczają jej hipotezy, jako nośniki dopuszczające zaistnienie wątpliwych odmienności, tj. indywidualizmu związanego z nienarzuconymi przez nikogo wyobrażeniami. Wydaje się, że przykład Leah został tutaj po to wykreowany, aby uwydatnić fakt, iż nie wszyscy zostali obarczeni konwencjonalnym zwierzęcym instynktem, jakby chcąc udowodnić jak bardzo każdy ma prawo do „bezruchu” i związanego z nim sprzeciwu wobec „ciągłego parcia do przodu”[4]. Smith mówi o symultanicznym pragnieniu bycia włóczęgą i uczestniczką życia społecznego z jej wszystkimi prawami, jednak nie odnajduje skutecznego sposobu na urzeczywistnienie tej nienaturalności, w czym „pomaga” jej bohaterka beznamiętnie poddająca się aborcji. „Londyn NW” poza tym ma na celu uświadomić, że nie ma czegoś takiego jak wychwalany przez system edukacyjny potencjał i tym samym wyrażona tu nostalgia ma jeszcze jeden wymiar. Zadie Smith bez wątpienia tęskni za początkami, gdy dwa ściśle powiązane ze sobą zjawiska: hip-hop i „blokersi” tworzyły coś, co można było określić mianem kultury. Dziś młodzi ludzie stereotypowo przedstawiani są jako grupa, której „nic nie interesuje”, oprócz tego jak można się „dobrze zabawić”[5], a na dodatek „nie organizują się, nie interesuje ich polityka”[6].
Ta stanowiąca głos całej generacji powieść opowiada o pokoleniu dorastającym w blokach komunalnych w miejscu „przejściowym”, gdzie rozwarstwienie społeczne było wyraźne jak nigdzie indziej, tolerancja była normalnością, a slumsy sąsiadowały z posiadłościami ludzi bardzo dobrze usytuowanych. Choć „Londyn NW” pokazuje, że sukces tożsamy jest z wyobcowaniem, to jednak najwyraźniej uwydatnione jest tutaj przekonanie o egoizmie każdego człowieka, nie zdającego sobie sprawy z bycia częścią społeczeństwa. Osadzając swą opowieść w takim miejscu, Zadie Smith podjęła się niesamowicie trudnego zdania poszukiwania, za pomocą literatury, nierzeczywistego momentu, w którym czas wreszcie zostanie uznany, gdyż przede wszystkim mowa tu o przestrzeni coraz bardziej opanowywanej przez korporacje, zniewalające ludzi w konsekwencji cierpiących na chroniczny brak czasu. Rzecz jasna i tutaj nie mogłoby się obyć bez dwuwymiarowości tego zjawiska, pojmowanego przez Keishę w zupełnie inny, bardziej dosadniejszy sposób: „(…) w ciągu dnia zostawało jej bardzo mało miejsca na cokolwiek, co przypominałoby ekstazę, uniesienie, czy nawet zwykłe lenistwo, bo bez względu na to, co się w życiu robiło, trzeba to było robić dwa razy lepiej niż oni (…)”[7]. Nie mogłaby być to książka ambitnej autorki młodego pokolenia, gdyby nie było tutaj mowy o procesach transformacji i globalizacji, co w tym unikalnym przypadku pozostaje w związku z procesem decyzyjnym prowadzącym do ustalenia swojej drogi życiowej i różnic pokoleniowych. Zadie Smith zdaje się tutaj apelować do nas o to, aby nie przywiązywać zbędnej uwagi do otaczających nas hipotetycznych zmian, które w żaden sposób nie wpływają na „jakość” naszej egzystencji, a na dodatek zaburzają percepcję. W uproszczeniu „Londyn NW” skupia się na różnicach pomiędzy tymi, którzy mimowolnie lub świadomie pozwolili się „zamknąć w getcie”, a nieliczną „szczęśliwą” grupą osób, nie koncentrującą się na archaicznych założeniach i w rezultacie przysparzającą sobie „odwagi” oraz „pragmatyzmu” w codziennych zmaganiach. Nie można pominąć tutaj również aspektu rasizmu, obecnego tutaj w tej najbardziej subtelnej formie, dalekiej od agresji, opierającej się wyłącznie na klasyfikowaniu właśnie na podstawie pochodzenia.
Wszystko to prowadzi do konwencjonalności. Wszyscy bohaterowie łudzeni przez aspiracje i sztucznie wykreowane ambicje w istocie pragnęli tylko obcować z normalnością, dlatego północno-zachodni Londyn nie był miniuniwersum, lecz „światem prywatnym”, którego składowe można opisać niezwykle prosto i bez zastanowienia: „Praca i dom. Małżeństwo i dzieci”[8]. Rewolucja, rozumiana tutaj jako sprzeciw wobec „świętoszkowatości”, jest zatem kolejną schopenhauerowską zasłoną Mai, mającą za zadanie pomóc w zapomnieniu o konieczności zorganizowania swojego życia wokół pracy, czego umożliwić nie mogło nawet „wcielanie marzeń w życie”[9]. „Londyn NW” to dzieło nie mające sobie równych w wyrażaniu aprobaty wobec dziwności, przedstawianej tutaj za pomocą rzekomej „ciekawości antropologicznej” bohaterek, dzięki czemu jeszcze bardziej wyrazistszy staje się tutaj aspekt „obrazowości” wymowy tej książki. To jedna z tych książek, w której nie ma miejsca na złudzenia. Nikt nie podważa tutaj pewników, czyli od dawna oczywistych elementów życia w globalnej wiosce, spośród których kluczowe jest przekonanie, iż „W świecie funkcjonuje system obrazów”[10], czym z kolei Zadie Smith ujawnia swoją dojrzałość i wielopłaszczyznowość perspektywy. Tożsame z doświadczeniami uczucia nie są w XXI wieku właściwe człowiekowi, dzisiaj nadzieję trzeba pokładać w „zestrojeniu jednostki ze zbiorowością”[11], której umysły bezsprzecznie oscylują wokół zmysłowych, lecz zdehumanizowanych obrazów. Nie jest to jednak jakieś „wydumane” przekonanie autorki „Londynu NW” – rolę szeroko rozumianych „obrazów” spełniają przecież w tkance powieści nieuchwytne w swej istocie elementy, które podczas lektury dynamicznie łączą się w sieć wzajemnie uzasadniających swe istnienie powiązań i zależności, czyniącą z tej książki utwór niezwykły.
Klimat tej powieści jest do głębi „młodzieńczy” i radykalny, pozbawiony jakiejkolwiek historii w rozumieniu ponadnarodowym, co w jeszcze bardziej interesujący sposób pokazuje jakim miejscem był tytułowy „kulturowy tygiel” Kilburn i Willesden, w którym chcąc przetrwać należało pogodzić się z nieuprzejmością i wszechobecnym złem. To opowieść o porażkach i przegranych. O mężczyźnie, którego „nić życia” zostaje z nieznanych względów przerwana. O kobietach, które nie chcą dorosnąć i poszukują nowych wrażeń w tym, co prowadzi donikąd. O równouprawnieniu, które coraz częściej zaczyna przypominać zaborcze i anachroniczne podziały. To dzięki temu wszystkiemu epizodyczność sąsiaduje tutaj z panoramiczną linearnością, oniryzm koliduje z metafizycznymi opisami, a zmitologizowanie neguje jakiekolwiek uporządkowanie przestrzeni i czasu.
Trudno ostatecznie stwierdzić, czy jest to najlepsza książka Zadie Smith, gdyż jakiekolwiek tego typu klasyfikacje zupełnie nie przystają do tak dysharmonicznego medium jakim jest literatura. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że w jej twórczości nastąpił istotny progres, nie tylko ze względu na eksperymentalne „rozprawienie” się z ważnym okresem w życiu, lecz także za sprawą operowania nowymi technikami wyrazu.
Autor: Przemysław K.
Zadie Smith „Londyn NW”, przekład: Jerzy Kozłowski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s. 400
——————————–
[1] s. 297
[2] s. 89
[3] s. 91
[4] Tamże
[5] s. 136
[6] s. 137
[7] s. 216
[8] s. 297
[9] s. 299
[10] s. 318
[11] s. 319
Cytaty wykorzystane w tytule tego tekstu pochodzą ze stron 294 i 283.