W Polsce bez wątpienia panuje „moda” na Japonię. I to nie tylko z powodu marzenia Lecha Wałęsy o uczynieniu z naszego kraju „drugiej Japonii”. Kraj Kwitnącej Wiśni stał się u nas bowiem kwintesencją egzotyki, synonimem doskonałości i niedoścignionym ideałem, do czego znacząco i jako jedna z pierwszych przyczyniła się Joanna Bator (rocznik 1968), publikując dekadę temu „Japoński wachlarz”. Książka ta – jak sama przyznaje – była opisem inicjacji, pierwszym bezpośrednim zetknięciem się z przestrzenią odwiecznych i nie zawsze uświadomionych fascynacji oraz „stawaniem się częścią (…) życia w taki sposób, w jaki zajmuje je miłość”[1]. Wtedy wielu zachwycało się tym, że mity i hipotezy o Japonii, w osobliwy sposób zakorzenione w ich umysłach, za sprawą perspektywy Joanny Bator stawały się prawdziwe i za razem hipnotyzujące, zmuszające do skonfrontowania swoich wyobrażeń z prawdą pełną „oczarowań i namiętności”. Dziś, w wydanym przez nią niedawno „Rekinie z parku Yoyogi”, jest co prawda dalej tajemniczo i zachwycająco, jednak bardziej analitycznie i naukowo, można rzec: dojrzale. Wszystko za sprawą „zagęszczenia opisu”, gdyż znajdziemy w tym tomie wiele lapidarnych i uchwytujących sedno esejów, jednak zawsze skupiających się na jednym ściśle wyznaczonym aspekcie, co z kolei czyni z „Rekina z parku Yoyogi” migawki z kulturoznawczych badań nad (sub)kulturami Japonii oraz pewnego rodzaju objawienie. Trzeba mieć jednak na uwadze, że Joanna Bator, z jaką tutaj obcujemy, jest kimś kompletnie innym, niż powieściopisarka, którą znamy choćby z „Piaskowej Góry” lub „Chmurdalii”.
Tom ten podzielony został na trzy części, wciąż w niewyjaśniony sposób i na prawach dyfuzji przenikających się nawzajem. Mowa tu zatem o „niesamowitościach”, mających swe korzenie jeszcze w zadziwieniu właściwym „Japońskiemu wachlarzowi”; odwołujących się do abstrakcji „alegoriach”, związanych z „polskością” autorki piszącej, że tylko w ojczyźnie jej „osobista mikrohistoria splata się z mikrohistoriami innych ludzi w ten szczególny sposób, który daje wspólnota języka i doświadczenia”[2] oraz chyba najciekawszych „heterotopiach”, mających swe źródło w pismach Michela Foucault. Wydaje się, iż to właśnie Japonię Joanna Bator podałaby za idealną egzemplifikację tego pojęcia, którym nazwać można „dziwne miejsce, inne i niesamowite, w którym to, co zwykłe, odbija się jak w krzywym zwierciadle, ukazując nową, zaskakującą twarz”[3].
Głównym wnioskiem wyłaniającym się podczas lektury „Rekina z parku Yoyogi” jest to, że Japonia sama w sobie jest kwintesencją literatury, a tym bardziej tej opartej na zachwycających opowieściach, gdyż bezosobowa codzienność na trwałe została w niej zintegrowana z tym, co „niebywałe i niepojęte”. Dlatego Joanna Bator, łącząc te dwa nawzajem warunkujące się światy, daje dowód na to, iż nie ma czegoś takiego jak fikcja. Wytwory wyobraźni, z którymi obcujemy, są wyłącznie konsekwencją obrania innej perspektywy na elementy „znane i swojskie”. Tytułowy rekin o niewiadomym pochodzeniu w swej „dziwności” jest dla autorki emanacją, wyrazem konieczności ponownego zagłębienia się w tkankę słów w celu stworzenia ze swych esejów zaproszenia i sygnału dla tych, którzy czują się wyobcowani i chcą odnaleźć siebie. Dlatego protagonistą części pierwszej jest Haruki Murakami, ukochany pisarz autorki, która badając Japonię zaufała mu i ze zrozumiałych względów zapożyczyła wykreowane przez niego światy, aby nie tylko odkryć coś nowego w samym doświadczeniu snucia historii, lecz także zespolić czas opowiadania z chwilą przeżywania. Skupia się na przykład na słynnej ostatnio trylogii „1Q84”, chcąc uchwycić przyczynę sławy tego najpopularniejszego pisarza języka japońskiego Wędruje do Aokigahary, zwanego Lasem Samobójców i Morzem Drzew, japońskiego odpowiednika Golden Gate, która to „pielgrzymka” była „jedną z wielu [jej] (…) peregrynacji oswajających śmierć”[4]. Ze zdumiewającym zrozumieniem wyszukuje w Nichitsu symboli przemijania i zastanawia się nad fenomenem haikyo, zainteresowaniu polegającemu na eksploracji opuszczonych przez człowieka ruin i na nowo owładniętych przez naturę. Nie brak tu także bardziej ekstrawaganckich i zaskakujących tematów, jak na przykład różnice w opaleniźnie i uzębieniu, opisywane nie tylko w kontekście antagonizmów pomiędzy Japonią i Polską, lecz także na podstawie nawzajem wykluczających się idei poszczególnych epok. Najodważniej jednak na polski grunt „przenosi” się tu zjawisko cosplay (tj. przebierania się za różne postaci, w ramach czego Bator wyróżnia udawanie Lolit), refleksje nad niekiedy absurdalnymi dla nas świętami, modyfikacje ciała, miejskie legendy oraz powszechną automatyzację. Dlatego ta książka to przede wszystkim opowieść o Japończykach, którzy nigdy nie rozdrapują starych ran i nie tkwią w tym samym, lecz wciąż myśląc o przyszłości wytrwale pracują, nie za pomocą formułowania zbędnych komunikatów (jak?, kiedy?, dlaczego?), tylko ciężkiego fizyczno-intelektualnego wysiłku. I to właśnie Joanna Bator ukochała w nich najbardziej: niezłomność. Nic nie jest w stanie podważyć zasadności ich wytrwałości, nawet awarie elektrowni jądrowych, tajfuny i trzęsienia ziemi. Z tego powodu w Japonii XXI wieku, krainie „ekscesów i nadmiaru”, doszukuje się obecności „nowego Edo”, echa dawnej świetności, polegającej m.in. na prężnym „rozwoju oryginalnej kultury o niebywałej sile wyrazu”[5].
„Rekin z parku Yoyogi” to nostalgia za nigdy niezaistniałą w polskiej kulturze estetyką wabi-sabi, która jako jedyna na świecie łączy w sobie „niedoskonałość, niekompletność, naturalność, ziemskość” oraz „perwersyjnie wręcz skromną prostotę”[6], w czym Joanna Bator doszukuje się źródeł swojej fascynacji Japonią i cudowności tego kraju. Wzorem Japończyków słusznie neguje się tutaj sztuczny podział na kulturę wysoką i niską oraz popularyzuje „superpłaskość”, czyli oparte na harmonii przeciwieństwo zakłócającej przekaz ornamentyki. Tylko w tym świetle można dotrzeć do tajemnicy Murakamiego – pisarza, który opanował do perfekcji „podwójne kodowanie” , łącząc dzięki temu niesienie rozrywki z uosabianiem za pomocą literatury wartości „najwyższych”. Opis fascynacji tym pisarstwem o wiele częściej jednak pozostaje w sferze prywatnej – Bator chwali „niejapońskiego” Murakamiego za zwrócenie uwagi na uszy, nowoczesne podejście do realizmu magicznego i dualizm powieściowych rzeczywistości. W ten sposób stał się towarem eksportowym Japonii, jako jeden z elementów tzw. „Cool Japan”, w którym odnaleźć można także Pokemony i Hello Kitty.
W „alegoriach” najbardziej intrygującą koncepcją jest uznanie – funkcjonującej jako symbol – Godzilli za „symptom”, czyli coś bliskiego „niesamowitości”, co dociera do (pod)świadomości, podlegając wyparciu (swoją drogą Freud jest niesamowicie bliski Joannie Bator), a w rezultacie pośredniej przemianie w inne elementy, w symboliczny sposób odnoszące się do swojego źródła, którym w tym przypadku – zdaniem kulturoznawczyni – mogłaby być amerykańska okupacja. W tej formie wyrazu także widać potęgę japońskiej kultury, rzecz jasna nie w kontekście jej popularności, lecz naturalnej zdolności „nadania kształtu swoim traumom” [7], czego Joanna Bator, mając na myśli katastrofę w Smoleńsku i wynikającą z niej „histerię”, niesłychanie im zazdrości, obok takich czynników jak „formalna uprzejmość, opanowanie i kulturowo wykształcona umiejętność panowania nad sobą”[8]. Japończycy to ludzie kurczowo trzymający się swojej godności, czyniący wszystko, co w ich mocy, aby tylko „życie społeczne biegło harmonijnie”[9] w myśl idei właściwych buddyzmowi i zżyciu z przyrodą. „Rekin z parku Yoyogi” to dowód na rozgoryczenie obserwowanymi przez Joannę Bator, u Polaków, prowincjonalnością, brakiem kultury i opanowania, co często, niestety przeważnie zagranicą, przeradza się po prostu w prostactwo.
Niniejsza pozycja stanowi również wyrażenie poglądów Joanny Bator, a także rozprawienie się z różnymi stereotypami (np. zjawiskiem islamofobii), wielokrotnie sprzężonymi z jej „polskością” i pacyfizmem. Pisanie jest tu zatem jedyną dostępną tej autorce drogą samopoznania i samodoskonalenia się, dlatego w „Rekinie z parku Yoyogi” przeczytamy na przykład o niezliczonych zaletach biegania, spośród których na uznanie zasługuje możliwość dostąpienia medytacji w duchu zen oraz nostalgii za czasem przeszłym, objawiającym się fascynacją zatrzymującymi czas fotografiami, czyniącymi z teraźniejszości coś niesamowicie pociągającego bez względu na uprzedzenia. Z tą drugą kwestią pozostaje refleksja nad stosunkiem Japończyków do zwierząt, mających w Kraju Kwitnącej Wiśni – jakby się na pozór wydawało – lepsze warunki życia od wielu ludzi, lecz niewielu po katastrofie Fukushimy zainteresowało się losem istot pozostałych w opuszczonych miastach. Dla wielu Polaków lektura niniejszej książki będzie z tych względów pewnego rodzaju „odczarowaniem”, tj. zastąpieniem powstałego w nieznanych okolicznościach wyobrażenia o Japonii, przede wszystkim na fundamencie półprawd i przekłamań, na spójny obraz tego kraju, w którym bez problemu można odnaleźć liczne grupy jednostek skrzywdzonych w większości przypadków przez czynniki przez nas podziwiane, jak na przykład działo się to w przypadku gejsz – symbolu będącego w istocie antywzorcem.
„Rekin z parku Yoyogi” to opowieść o sztuce, w której prawa autorskie są czymś zupełnie absurdalnym. Joanna Bator od zawsze deklarowała, że nie można stworzyć czegoś naprawdę wartościowego bez kontekstów i odniesień, w jej przypadku do osobistych i generacyjnych doświadczeń oraz zaczerpniętych z otoczenia opowieści. Za sprawą pracy nad tą książką udało jej się wyartykułować kolejny argument, pisząc: „Japońska kultura posiada prawdziwy dar włączania i przekształcania obcych elementów, tak że wkrótce stanowią część tego, co własne, i tylko powierzchownie przypominają pierwowzór”[10]. Jako bezpretensjonalną japonofilkę fascynuje ją wiele odmienności. Nie zachwyca się, tak jak większość, kwitnącymi wiśniami, gdyż o wiele bardziej frapują ją kwiaty śliw, zwanych ume. Nie utyskuje nad nieprzystawalnością siebie do zmieniającego się świata, lecz skupia się na konkretnych zmianach, jak degradacja życia z 3D na 2D.
Jednak najbardziej zajmujące jest tu serce tej książki, czyli „heterotopie”, część podejmująca tematykę związaną z subkulturą otaku, ludzi obsesyjnie interesujących się japońską popkulturą oraz Akihabarą, ich królestwem, „personapolis”. Badania Joanny Bator obejmują w szczególności zjawiska takie jak seryjny morderca Tsutomu Miyazaki i anime „Neon Genesis Evangelion”. Otaku, jako subkultura „małego chłopca”, który nie chce dorosnąć, z jej perspektywy jest miernikiem tego, co dzieje się w danej chwili w umysłach Japończyków, jednak – jak to zwykle bywa w przypadku tego kraju – w znaczącym przerysowaniu i wyolbrzymieniu. To właśnie im zawdzięcza się „uwidocznienie obcych źródeł współczesnej japońskiej kultury”[11], gdyż dotychczas niemożliwością było odróżnienie oryginału od wariantu zjaponizowanego, co miałoby być dowodem na kuszącą moc modyfikacji i wynikającej z niej formy otwartej, możliwej do udoskonalania bez zagłębiania się w meandryczność aktów prawnych tylko po to, aby cywilizacja dostąpiła „supernowoczesnej współczesności”. „Rekin z parku Yoyogi” to zatem niezwykłe na polskim gruncie dzieło o niesamowitym nasyceniu tajemnicami i zagadkami, dla nas niekiedy pozostającymi w koincydencji z właściwym niestety tylko nam pojmowaniem „kontrowersji”. Wydaje się, że wyłącznie Joanna Bator w tak zmysłowy sposób jest w stanie zawrzeć siebie w pisaniu o fascynacji lalkami u dorosłych, Bishōjo, moe, maid café, hikikomori, iki i wielu, wielu innych zjawiskach obcych naszej kulturze, a koniecznych do choć połowicznego zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości, aby w konsekwencji otworzyć przed sobą nowe perspektywy pojmowania świata i swojej psyche.
To wielowymiarowa opowieść o porzucaniu perspektywy ogólnej, właściwej Europejczykom i skupianiu się na szczególe i fragmentaryczności, a w szczególności na podróżowaniu, czyli interakcji z innymi mentalnościami, tak różnymi już na najbardziej prowizorycznych i konceptualnych poziomach: podejściu do klęsk, sushi i segregacji odpadów. Znaczące piętno na tej książce ma z góry ustanowiona tematyczność, a nie esencjonalność, dlatego czytając ją nie stajemy się podróżnikami po Japonii w kontekście „ciągłości” przeżywania, lecz – prawie jak w fotoplastykonie – przeskakujemy pomiędzy poszczególnymi zjawiskami, jakby Joanna Bator chciała dać bezpośredni dowód na swe wyważenie jako obserwatorka. Polak nigdy nie stanie się Japończykiem, który jako jedyny ma możliwość mówienia o Japonii wieloaspektowej, czyli przestrzeni w rzeczywistości w żaden sposób nie przypominającej składającego się na oczach turysty mechanizmu, przed jego przybyciem stanowiącego bezładną i wielobarwną masę. To raport z zadziwienia dalekiego od pełnego poznania i kolejne uwydatnienie swojej miłości do Polski, która – jak się wydaje – z Japonią ma wspólne tylko kolory na fladze.
Autor: Przemysław K.
Joanna Bator „Rekin z parku Yoyogi”, ilustracje: Trust, Julia Yamato, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014, s. 240
——————————–
[1] s. 8
[2] s. 10
[3] Tamże.
[4] s. 27
[5] s. 70
[6] s. 51
[7] s. 86
[8] s. 89
[9] s. 88
[10] s. 124
[11] s. 193
Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 191.