„Brzemię rzeczy utraconych” to uhonorowana Nagrodą Bookera druga powieść indyjskiej pisarki Kiran Desai (ur. 1971). Stanowi egzotyczny, wielobarwny kalejdoskop będący kwintesencją indyjskości. Indie uczynione zostały tu centrum wszechświata, w którym znajdują odzwierciedlenie wszystkie problemy współczesności.
Wszystko zaczyna się w małej wiosce Kalimpong z górującymi nad nią Himalajami, na czele z Kanczendzongą, będącą punktem odniesienia dla wszystkich zebranych tu opowieści. W ogromnym jak na tę część świata domu, będącym pozostałością po kolonizatorach, mieszka młoda dziewczyna wraz z dziadkiem, sędzią Patelem. Z tej perspektywy Desai powoli zaczyna rozgałęziać szereg historii poszczególnych bohaterów, z których – jakby się na pozór wydawałoby przy okazji – wynika dogłębne przekonanie autorki o wszechobecnej w obecnym świecie niesprawiedliwości i braku poszanowania przez człowieka tego, co oferuje mu natura. Wszyscy bohaterowie, których poznaje odbiorca czytając tę powieść, są w jakiś sposób pokrzywdzeni przez los i w gruncie rzeczy przez samych siebie. Otaczająca ich przestrzeń, odgrywająca w tej powieści kluczową rolę, jest wybrakowana, rozpadająca się, nadszarpnięta zębem czasu i pełna luk, których nikt nie jest w stanie wypełnić. Zarówno domy ludzi bogatych, czyli w jakiś sposób związanych z przeszłością kolonialną tego regionu, jak i ubogich, bezskutecznie pracujących całymi dniami nad poprawą swojego bytu, to właśnie tytułowe „rzeczy utracone”. Kiran Desai potwierdza, że kolonizatorzy zdewastowali i zdegradowali Indie, jednak równocześnie przyznaje, iż za sprawą napływu zagranicznego kapitału i wprowadzenia jakiejś namiastki porządku, choć w nikły sposób zainicjowali przemiany społeczne. Obserwujący ich życie autochtoni z biegiem czasu bowiem uzmysławiali sobie w jak odmienny sposób można żyć i zaczęli otwierać się na świat, marzyć o czymś więcej.
Mamy tutaj zatem kucharza, który nie chcąc, aby syn podzielił jego zły los poniewieranego sługi, wysyła go do Ameryki wręcz z pewnością, że za oceanem wszystko jest łatwiejsze, a pieniądze można zarabiać bez żadnego wysiłku. Rzeczywistość nielegalnego emigranta z kraju Trzeciego Świata, jak pokazuje Kiran Desai, rzecz jasna taka nie była. Bez skrupułów wykorzystywany nawet przez swoich rodaków, rozdarty pomiędzy dwa światy i nieustannie marzący o zielonej karcie nade wszystko pragnął powrotu do swojej biednej ojczyzny i ojca, dla którego był uosobieniem nadziei. Ukazanie dualistycznej natury człowieka pokazuje, że w większości przypadków emigracja jest po prostu tchórzostwem, sprytnym uniknięciem zmierzenia się z realiami życia, jakie zostało człowiekowi zaoferowane. Tego typu działanie skutkuje wyłącznie rozrastaniem się samoświadomości i przekonaniem o potęgującej się pustce ze względu na upływ kolejnych bezwartościowych lat z dala od ojczyzny. Kiran Desai apeluje do tych, którzy właśnie zastanawiają się nad emigracją, że bez względu na wszystko warto „ograniczyć swoje znaczenie, zaprzestać tej przereklamowanej kontroli nad własnym losem i być może całkowicie dać się odsunąć od jego kształtowania”[1].
Oprócz tego istotną rolę odgrywają tutaj uczucia, do których Desai podchodzi z dużą ostrożnością, jakby chciała pokazać ich wielkowymiarowość i egoistyczną tendencję ludzi do ich spłycania. Głównym przykładem tego jest młodzieńcza miłość, nosząca raczej znamiona silnej fascynacji, pomiędzy Sai oraz Gjanem. Na wzór rodziców, którzy ze względu na „romans radziecko-indyjski” i marzenia o kosmicznych podróżach zginęli w Związku Radzieckim, młoda dziewczyna czytając „National Geographic” odczuwa przemożne, lecz niezrozumiałe pragnienie wyswobodzenia się z obecnego miejsca. Choć nie wie dlaczego i gdzie chciałaby wyjechać, to jest pewna, że Kalimpong nie jest miejscem jej przeznaczonym. Charakteryzując ją Kiran Desai w metaforyczny sposób mówi o całej społeczności Indii, która żąda od życia wszystkiego tego, co najlepsze i łudzi się wizjami o utopii pozostającej gdzieś za granicami, jednak w głębi duszy przekonana jest o nierozdzielności swojej duszy z tym krajem. Ukochany Sai to natomiast wcielenie kolejnego problemu tego regionu świata. Rodzina, pokładająca w nim wszystkie swe nadzieje, jego rozwój bezwzględnie przedkładała nad zaspokajanie podstawowych potrzeb i sprawiedliwe rozdzielanie dóbr pomiędzy poszczególnych domowników. Tym samym coraz bardziej ubożejąc zyskali jednostkę wybitną, aspirującą i wykształconą, jednak w bardzo łatwy sposób ulegającą innym i w rezultacie nie wykorzystującą z takim trudem wykształtowanego w sobie potencjału. Za sprawą relacji z zaangażowania się tej postaci w ruch wolnościowy Gurkhów Desai ukazuje czym tak naprawdę jest rewolucja, która na kartach tej powieści jawi się jako entropia od lat kształtowanych więzi pomiędzy niezliczonymi mniejszościami etnicznymi, gwałt oraz legitymizowanie na jeszcze większą skalę złodziei i oszustów, nie mających żadnych skrupułów przed łamaniem jakichkolwiek praw w imię idei niezrozumiałych nawet przez samych siebie. Dla tej pisarki warunkiem istnienia Indii jest właśnie współistnienie ze sobą wielu narodów i odwieczne poszukiwanie złotego środka pomiędzy licznymi sprzecznościami. Dopóki tak się nie stanie ciągle będzie się potwierdzać teza, że „W Indiach panuje zbyt wielki bałagan, żeby mogła zapanować sprawiedliwość”[2].
Wobec tego „Brzemię rzeczy utraconych” to powieść o krzywdzie. Bardzo trudno znaleźć w niej postać, która w jakiś sposób nie działałaby destrukcyjnie na swoje otoczenie teraz, bądź w przeszłości. Autorka umiejętnie łączy wiele perspektyw czasowych, konfrontuje przeszłość z teraźniejszością, aby pokazać, że w życiu każdego człowieka jest okres miłości i nienawiści, gdyż „Spoglądając za siebie, nie znajdujemy tego, co za sobą zostawiliśmy”[3]. Jako obecna mieszkanka Stanów Zjednoczonych pragnie przedstawić swój rodzinny kraj jako miejsce o niezwykłej na skalę światową przyrodzie, której egzotyka jest w stanie zahipnotyzować każdego. Pomimo tego jednak ludzie tam żyjący w żaden sposób nie różnią się od społeczeństw krajów Zachodu. Wręcz z każdej strony tej książki emanuje niezrozumienie wobec tego, dlaczego Indie od tak dawna są wykorzystywane przez narody dziś na wszystkich frontach deklarujące sprzeciw wobec łamania praw człowieka, nierównościom społeczno-ekonomicznym, przemocy i rasizmowi. I w tym właśnie należy się doszukiwać celowej hermetyczności poszczególnych losów bohaterów tej powieści, z których każdy jest „drobnym pionkiem odgrywającym swoją rolę w historii kogoś innego”[4]. „Brzemię rzeczy utraconych” jest zatem także obarczeniem winą za stan Indii przede wszystkim Brytyjczyków, którzy „Skazali Trzeci Świat na pozostanie Trzecim Światem” i pozostawili „tylko tych śmiesznych Hindusów, którzy nie mogli pozbyć się tego, co im wpojono kosztem złamania duszy”[5].
Kiran Desai za sprawą literatury stara się dociec dlaczego w mentalności tak wielu ludzi zakorzeniło się przekonanie o tym, że ktoś jest lepszy od drugiego, dlaczego można kogoś bezkarnie krzywdzić, bądź pozbawić kogoś człowieczeństwa w imię własnej korzyści. Uosobieniem tego wszystkiego są turyści, którzy wycieczkę w ten zakątek świata traktują prawie jak wyprawę do ogrodu zoologicznego dokonując tym samym wiwisekcji „nowoczesności w swej najpodlejszej formie, nowiuteńkiej jednego dnia, rozlatującej się następnego”[6]. Mieszkańcy Indii, reprezentowani tutaj przez przedstawicieli kilku kast i zawodów, to ludzie zdolni do marzeń, planów i działania, lecz jak pokazuje główne przesłanie „Brzemię rzeczy utraconych” to naród stracony przez swoją historię, brak odgórnej organizacji i zbyt wielkie przywiązywanie wagi do duchów i bożków. Aby do czegoś dojść – wydaje się mówić autorka – należy „Uwolnić się od historii. Od oczekiwań rodziny i skumulowanego długu stuleci. Ten patriotyzm jest fałszywy”[7].
„Brzemię rzeczy utraconych” to studium utraty i kwintesencja problemów współczesności. Zdaniem Kiran Desai zło czai się wszędzie, a człowiek koncentruje się wyłącznie na jego obserwacji. Wraz z unowocześnianiem się cywilizacji ludzkiej stanie się ono do tego stopnia sprozaizowane, że nikt nie będzie w stanie z nim walczyć wobec braku alternatywy. Łącząc specyficzny dla siebie punkt widzenia narratora wszechwiedzącego z naturalnością Tołstoja i rozmachem Dostojewskiego współtworzy XXI-wieczną szkołę powieści umiejscowionej w przestrzeni demarkacyjnej pomiędzy kolonializmem jako wszczepieniem w indyjską tkankę „piekielnego” angielskiego ducha, a globalizacją mającą sobie za nic humanizm. To bez wątpienia powieść napisana niezwykle umiejętnie, o dynamicznie wzrastającym tempie akcji i intronizacją uniwersalnego przesłania nad artystyczne zabiegi, co uwydatnia jak istotną rolę w życiu człowieka odgrywają przedmioty i miłość, zdolna niepostrzeżenie ewoluować w nienawiść.
Autor: Przemysław K.
Kiran Desai „Brzemię rzeczy utraconych”, przełożył: Jerzy Kozłowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 466
——————————–
[1] s. 377
[2] s. 371
[3] s. 295
[4] s. 246
[5] s. 290
[6] s. 359
[7] s. 223
Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 156.