„Podróże z Charleyem” to relacja z wędrówki po całych Stanach Zjednoczonych autorstwa mistrza amerykańskiego realizmu, Johna Steinbecka (1902-1968); opublikowana w tym samym roku, w którym otrzymał on nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Głównym jej celem była próba odnalezienia odpowiedzi na pytanie „Jacy są dziś Amerykanie?” oraz chęć wykorzystania przed śmiercią ostatniej okazji zmierzenia się z ukochaną ojczyzną. W czasach, kiedy wielu ulegało awangardowym ideałom, on całą swą twórczość konsekwentnie poświęcał Ameryce i problemom, z którymi borykali się ludzie z najniższych warstw społecznych. Wobec miłości Steinbecka do tego kraju tłumaczenia tego rodzaju jak „kto raz jest włóczęgą, zawsze będzie włóczęgą”[1]. wydają się być tylko kamuflażem pro forma.
„Podróże z Charleyem” to nie książka napisana przez człowieka, dla którego podróż jest czymś nowym, lecz przez doświadczonego życiem podróżnika. Dlaczego po tylu latach tworzenia o specyfice życia w Stanach Zjednoczonych Steinbeck postanowił wyruszyć w drogę? Jako jedną z kluczowych przyczyn podaje fakt, iż będąc „pisarzem amerykańskim piszącym o Ameryce”[2] wciąż korzystał z doświadczeń odległej przeszłości. Chcąc na nowo „powąchać Ameryki” i na własne oczy skonfrontować zachodzące przemiany ze wspomnieniami sprzed dwudziestu pięciu lat w kamperze nazwanym na cześć wierzchowca Don Kichota Rosynant i tytułowym psem Charleyem (dostojnym pudlem francuskim) udaje się w drogową podróż. Poza tym Steinbeck całe swe życie chciał przeżyć jako prawdziwy mężczyzna i dlatego roztaczana przez lekarzy wizja zyskania kilku lat życia w zamian za ograniczanie własnych pragnień i wybuchowej osobowości nie była dla niego zbyt kusząca zgodnie ze stwierdzeniem: „A w życiu nie mam ochoty wymieniać jakości na ilość”[3]. Tym samym jest to najbardziej osobista i najintymniejsza książka Steinbecka, który świadom upływu lat, utraty sił i słabego stanu zdrowia postanawia dokonać wielowymiarowego i rzecz jasna subiektywnego studium amerykańskiego stylu życia. Jednak nie stawia tutaj żadnych ostatecznych tez, wręcz ostrzega czytelnika przed kreowaniem swojego obrazu Ameryki wyłącznie na podstawie jego refleksji, gdyż jest to kraj, którego różnorodności nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jego percypowanie zależy od wielu czynników, jest zbyt relatywne, aby pokusić się na jakiekolwiek diagnozy: „nasze poranne oczy opisują inny świat niż oczy popołudniowe, a już z pewnością nasze znużone oczy wieczorne mogą jedynie odtworzyć znużony, wieczorny świat”[4].
Pomimo to „Podróże z Charleyem” nie są jedynie reporterską relacją z podróży, lecz raczej refleksją nad samym faktem i koniecznością podróżowania. Steinbeck każdy stan traktował jako autonomiczny kraj, który jednak był częścią ogromnej i silnej wspólnoty. Jedynym wyjątkiem od tej reguły był Teksas, region wręcz hipnotyzujący dla autora, który określił go mianem „obsesji” i „stanu umysłu”. To tam i w Luizjanie najwyraziściej dano mu odczuć, że Ameryka nie jest jednak urzeczywistnieniem utopii. Czas, w którym Steinbeck odwiedził Nowy Orlean był przecież okresem segregacji rasowej i rasizmu, który autor nazywa „bezrozumnym zezwierzęceniem” Opisywana na kartach tej książki podróż stanowiła również próbę przekonania się, czy zjawiska opisywane w mediach rzeczywiście mają miejsce. Obserwacja rasistowskiej manifestacji przed szkołą, w której uczyły się zarówno dzieci białe jak i czarne, budzi w nim „beznadziejne uczucie mdłości”[5] i uzmysławia, że Ameryka ma wiele twarzy. Wobec tego był przekonany, że Stany Zjednoczone nie są zagadką możliwą do rozwiązania, a nawet przebycie dziesięciu tysięcy mil na jej terytorium nic o niej konkretnego nie jest w stanie człowiekowi powiedzieć, jak sam pisze: „Kiedy pojadę do Europy i zapytają mnie, jaka jest Ameryka, co im wtedy powiem? Nie mam pojęcia”[6].
Już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych królował plastik i bezsmakowe jedzenie, w każdej części kraju jednakowe. Podobnie rzecz miała się ze „sferą umysłową”, gdyż wszędzie dominowały komiksy, tandetne kieszonkowe powieści sensacyjne oraz „New York Times” i „Chicago Tribune”. „Podróże z Charleyem” stanowią zatem preludium do powszechnej amerykańskiej unifikacji, standaryzacji i konsumpcyjnego stylu życia, która dziś nie tylko obecna jest w Stanach Zjednoczonych, lecz rozprzestrzeniła się na cały świat. Sam Steinbeck jawi się tutaj jako uważny obserwator, gdyż już w ówczesnych czasach spostrzegł, że w industrialnej przestrzeni „postęp tak bardzo przypomina niszczenie”[7]. Zauważając zaborczą politykę fabryk i motoryzacji zrozumiał, że człowiek dopiero niedawno pokonał naturę i teraz powoli zaczyna unicestwiać samego siebie.
Przemierzanie Ameryki kamperem okazało się nie spełniać podstawowych założeń autora, który w rzeczywistości o niej samej nie dowiedział się zbyt wiele. Czytając „Podróże z Charleyem” należy mieć świadomość istotności jednego z ostatnich jej zdań: „Powtórzyłem tylko to, co mi mówiło paru ludzi i co sam zobaczyłem”[8]. Relacja ze słuchania przez Steinbecka „rytmu, akcentu, tonacji i podkreśleń”[9] Ameryki to przede wszystkim okazja do poznania „poety” prozy realistycznej z bardziej osobistej strony. Towarzyszenie mu przy ciągłym błądzeniu, odwiedzaniu przydrożnych moteli, zżywaniu się z przyrodą, rozmowach z przypadkowymi ludźmi, nielicznych spotkaniach z bliskimi, naprawach ciężarówki i unikaniem zgiełku wielkich metropolii to niesamowite przeżycie dla tych, którzy w literaturze pozostają na pograniczu fikcji i faktu. Steinbeck w „Podróżach z Charleyem” kolejny raz potwierdza klasę swojego pisarstwa i uwydatnia swe przekonanie, że sztuka przede wszystkim powinna zająć się człowiekiem i jego miejscem w świecie.
Autor: Przemysław K.
John Steinbeck “Podróże z Charleyem”, przełożył: Bronisław Zieliński, wydawnictwo Prószyński Media, Warszawa 2014, s. 328
——————————–
[1] s. 9
[2] s. 11
[3] s. 28
[4] s. 95
[5] s. 305
[6] s. 166
[7] s. 215
[8] s. 320
[9] s. 129
Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 164.