Henry David Thoreau to jeden z najwybitniejszych ascetów, którego myśl filozoficzna odegrała znaczącą rolę w kształtowaniu światopoglądu amerykańskiego społeczeństwa XIX wieku. Skrajny indywidualizm doprowadził go w 1845 roku nad staw Walden, położony w lasach jego rodzinnej miejscowości, gdzie wybudował drewnianą chatę – centrum do snucia głębokich refleksji i rozwijania przełomowych obserwacji otaczającej go natury, z którą wchodził w liczne duchowe interakcje. Choć takie postępowanie w dzisiejszym współczesnym świecie uznalibyśmy za dziwne, to dokonania tego człowieka po dokładniejszej analizie w znacznym stopniu mogą pomóc nam w zrozumieniu otaczającej nas rzeczywistości. W jego ujęciu nawet pogoń za nurem na łódce po jego ukochanym jeziorze, czy na pozór dziecinny opis walki mrówek przyrównywany do walki o Troję, staje się w przedziwny sposób fundamentem do próby odnalezienia miejsca człowieka w naturze, jako świata nigdy dla niego w pełni zrozumiałego. Zaskakujące poczynania tego moralisty w ucieczce od przytłaczającego go społeczeństwa było uznawane, także wśród transcendentalistów (czyli środowiska bardzo mu bliskiego) za zbyt szaleńcze, nawet jak na taki duchowy eksperyment, pomagający sięgnąć w głąb własnej osobowości. Zbiór osiemnastu genialnych esejów zebranych w tomie “Walden, czyli życie w lesie” dokumentuje jego doświadczenia z ponad dwuletniego pobytu w pozornie brutalnej ostoi, gdzie siłą własnych mięśni uprawiał małe poletko, które w zupełności zaspokajało jego nikłe potrzeby życiowe. Autor już na samym początku tymi słowami: “Nie planuję napisać ody do zniechęcenia, lecz będę się przechwalał z takim zapałem jak kogut, który wskoczył rano na grzędę, aby niezwłocznie obudzić sąsiadów.” przygotowuje nas na ogromną dawkę melancholii oraz głosu ostrzegającego czytelników przed nieuchronnym upadkiem naszej cywilizacji, opartej na prawach nie mających odbicia w ludzkiej osobowości.
Jako gorliwy anarchista sprzeciwiał się wszelkiej formie władzy, czego wyraz oddał w swojej drugiej książce – “Obywatelskie nieposłuszeństwo”. Jego rozważania w tej kwestii miały ogromny wpływ na późniejszych twórców takich jak Marcel Proust czy Lew Tołstoj, którzy podzielali jego poglądy w sprawie zniesienia niewolnictwa i handlu ludźmi. Choć przez wiele lat był przeciwny wszelkim stowarzyszeniom w rezultacie związał się ze stosunkowo małym Klubem Transcendentalistów, którego głównym założycielem był Ralph Waldo Emerson – mentor Thoreau, a następnie jego serdeczny przyjaciel. To on ujrzał w nim ogromny potencjał i zachęcił go do zapisywania swych jakże bogatych i uniwersalnych refleksji na temat sytuacji ekonomiczno-społecznej Stanów Zjednoczonych XIX wieku. Bardzo niesprawiedliwe byłoby określenie Thoreau wrogiem społeczeństwa, do czego możemy mieć podstawy po lekturze jego niektórych esejów. Posiadał on ogromny dystans do własnej osoby, jako elementu składowego grupy osób zamieszkujących jego rodzinną miejscowość. Uważał, że jednostka ludzka powinna być bezgranicznie posłuszna i wierna odwiecznym prawom na-tury, jako siły mimowolnie kierującej naszym życiem; czuł się na siłę podporządkowany instytucji państwa, którego idei nie podzielał i chciał się z nią zmierzyć bez względu na niezrozumiałe dla niego konsekwencje. Był zawsze otwarty na spotykanych przypadkowo ludzi, oczekiwał od nich rozmowy i kontaktu, nigdy nie zamykał drzwi swojego domu, czym okazywał gotowość na nawiązanie nowych znajomości jak i to, że wszystkim w swej dobroci bezgranicznie ufał.
Według jego filozofii człowiek jedynie wtedy może się w pełni rozwinąć, gdy jest samotny i przede wszystkim wolny, a w jego poczynania nie ingeruje żadna władza; jako jeden z pierwszych protestował przeciwko fabrycznemu systemowi pracy, który niszczy ludzki indywidualizm w dążeniu do celu i odkrycia własnego “ja”. Pierwszy esej zatytułowany “Gospodarstwo” jest osobliwym usprawiedliwieniem, jakie ten transcendentalista kieruje do czytelnika. Uzasadnia w nim swoje postępowanie licznymi anegdotami wraz z opowieścią o bu-dowie domu uzupełnioną o chorobliwie szczegółowy kosztorys całego przedsięwzięcia. Twórca ten zwraca naszą uwagę na to jak mało nam, ludziom, potrzeba, aby zachować swą wewnętrzną siłę i zdrowie, czego daje wyraz między innymi tymi słowami, chyba najbardziej podkreślającymi jego stosunek do współczesnego mu świata: “Czy zawsze mamy się zastanawiać, jak zdobyć więcej, zamiast cieszyć się niekiedy tym, co posiadamy, nawet jeśli po-siadamy mniej?”. Traktował pracę jako rozrywkę, a nie smutny, codzienny obowiązek. Dzięki temu mógł udowodnić na własnym przykładzie, że jednostka nie musi żyć w dużym społeczeństwie, aby przeżyć. Wbrew pozorom przeprowadzając się nad jezioro Thoreau chciał dosięgnąć sedna swej egzystencji, wyodrębnić jej kwintesencję i sens, pozbyć się wszelkich jej niepotrzebnych elementów, które komplikują prawdę o nas samych. Choć jego postępowanie jest ekscentryczne to tak naprawdę wiele przemawia za tym, że życie jakie wybrał idealnie odpowiadało jego naturze i wewnętrznym przekonaniom, co powinno być celem nadrzędnym każdego z nas.
Interesującą rolę odgrywa tu bardzo ciekawie zastosowany kontrast, dzięki któremu nawet bardzo uważny czytelnik może czuć się zagubiony. Idealnym tego przykładem są dwa kluczowe rozdziały tej książki: “Samotność” oraz “Goście”. W pierwszym z nich czytamy, że idealnym towarzystwem dla człowieka jest samotność, co samo w sobie jest zbyt trudne do zrozumienia bez poznania na pozór złożonej filozofii tego transcendentalisty, dochodzącego w rezultacie do ironicznego wniosku, że nawet będąc samotnym nadal jesteśmy otoczeni przez wiele istot na których istnienie mimowolnie często nie zwracamy uwagi. Zaś podczas lektury drugiego eseju trudno uniknąć przekonania, że Thoreau w głębi duszy odczuwał brak obecności kogoś bliskiego, choć w zupełności czuł się zespolony z naturą (pisaną zawsze dużą literą), którą obdarzał ogromnym szacunkiem jako nieodłączny element naszego bytowania. Wielu współczesnych odbiorców jego prac nieustannie dochodzi do wniosku, że refleksje osoby żyjącej w tak “odległej” epoce nijak się mają do dzisiejszego świata. Niestety brutalność rad Thoreau idealnie odnosić można także do współczesności, w której bez mrugnięcia okiem niszczymy środowisko naturalne, a – jak stara się nam uświadomić autor opisywanej pozycji – to nie my jesteśmy częścią natury – to ona jest częścią nas.
Słownictwo użyte przez Thoreau jest niezwykle bogate, pozorna melancholia nadaje treści interesującego zabarwienia, dzięki czemu możemy odnieść wrażenie, że autor otwarcie kpi ze społeczeństwa w jakim przyszło mu żyć, jednocześnie gardząc jego powierzchowną interpretacją świata. Opanował do granic możliwości sztukę przekazywania treści perswazyjnych, dzięki czemu czytając “Walden…” mimowolnie wcielamy się w postać tego filozofa biedy, jakim mianem jest niestety wielokrotnie krzywdząco obdarzany przez swych licznych przeciwników; mimowolnie zaczynamy obdarzać go zaufaniem i coraz bardziej wierzymy w słuszność jego wniosków. Jako “chytry” satyryk posługujący się często dwuznacznymi zwrotami nie zaskarbił sobie uznania krytyków, którzy nie umieli zmierzyć się z uniwersalizmem jego myśli. Wielokrotnie wykorzystuje on aluzje historyczno-geograficzne oraz rozbudowaną symbolikę literacką, które byłyby dla nas całkowicie niezrozumiałe bez doskonałego opracowania tego tomu nad którym pracowało wielu czołowych specjalistów twórczości Thoreau, w którego skład wchodził sam Walter Harding. Na szczególną uwagę zasługuje więc również przekład dokonany przez Halinę Cieplińską, która jest jak dotąd jedyną polską tłumaczką tego myśliciela i popularyzatorką jego twórczości w naszym kraju. Była wspierana przez Piotra Sommera, który jako specjalista od anglosaskiej poezji przetłumaczył większość wierszy cytowanych przez filozofa w tych esejach. Ich nieoceniona praca, dzięki której mamy możliwość poznawania w całości tego dzieła, została nagrodzona Pierwszą Nagrodą Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich za 1991 rok.
Sprzedaż “Waldenu…” nie spełniła oczekiwań autora, który przez całe życie imał się przeróżnych zajęć, jako absolwent Harvardu pracował między innymi jako stolarz i nauczyciel, z której to pracy zrezygnował prawdopodobnie dlatego, że był gorliwym przeciwnikiem cielesnego karania swych uczniów. Pomagał również ojcu w fabryce ołówków, gdzie pył grafitowy bardzo przyczynił się do szybkiego rozwoju gruźlicy, która w połączeniu z ciężką pracą i nie zawsze zdrowym trybem życia spowodowała, że zmarł on bardzo młodo bo w wieku czterdziestu czterech lat w swoim ukochanym, rodzinnym miasteczku Concord, z którym związał całą swoją egzystencję.
Henry David Thoreau, “Walden, czyli życie w lesie”, Tłum. Halina Cieplińska, wydawnictwo REBIS, Warszawa 2011, s. 344
Autor: Przemysław K.