„Ledwo widoczne, ślizgają się / po nienagannie grafitowej powierzchni, zacinając, rwąc / ciągle od nowa. // Nie żeby przebić. Choćby zarysować”, czyli jak przejść przez tunel, gdy oślepia światło

Uciszenie burzy, tom wierszy Andrzeja Appela, to książka, w której próbuje się ustalić istotę fundamentalnych dla nowoczesności niepokojów i egzystencjalnych dylematów, w gruncie rzeczy dotyczących braku pewności człowieka co do zasadności bycia w świecie rzadko kiedy okazującym mu, że jego jednostkowa obecność jest czymś pożądanym. Uzasadnienie trudu podjęcia się tych poetyckich poszukiwań, wyrażone w tytułowym tekście, jawi się jako słuszne i trwale określa horyzont ideowy tych wierszy, związanych tematycznie z porzuceniem ludzkości przez instancję absolutną, wszechwładną i kiedyś – wydawałoby się – bardziej empatyczną i zainteresowaną losem człowieka niż ma to miejsce dzisiaj: „Doświadczamy jeszcze trudniejszych nocy, / Nie staniesz pośród nas, by wyciągnięciem ręki / Rozproszyć pustkę nasyconą lękiem?”. Mimo niedogodnych warunków „ja” Uciszenia burzy – widząc siebie jako „stażystę w urzędzie wyobraźni” – próbuje wziąć odpowiedzialność za świat i chce zawalczyć o jego integralność, do granic możliwości jest bowiem zafascynowany pięknem i głębią tego, co go otacza. Człowiek w wierszach Appela jest istotą pozbawioną własności i wartości w trybach czasu i rzeczy, przez co jakichkolwiek działań „ja” liryczne by się nie podjęło, zawsze ich efekty utwierdzają go w przekonaniu, że jest bytem straconym w obecnym wymiarze. Skomplikowanie jego kondycji pogłębia oddzielanie się od niego kolejnych cząstek jego świadomości i widzenie siebie jako nie-„ja”, które w pełni skoncentrowane na swoim bycie staje się istotą nadrzeczywistą, oderwaną od konkretnego życia. Taką samą dynamiką, jaka właściwa jest odrywaniu się kolejnych warstw psychiki i duszy „ja” tomu Appela, rządzą się myśli podmiotu lirycznego, których rozpraszanie się „nie wymaga uzasadnienia”, jest bowiem naturalną częścią jego egzystowania. Równie oczywiste jest w tym tomie poszukiwanie „ukrytego sensu”, którego „ja” dopatruje się w praprzyczynach mikrozdarzeń nieistotnych w perspektywie dziejowej, ale fundamentalnych dla niego w konkretnej chwili, bo kluczowych w zrozumieniu fenomenu egzystencji: „Ten ciąg krwawych obrazów / Nie może tak po prostu być, nie służąc / Czemuś więcej – wyższej, istotnej sprawie. / Na pewno, jęcząc, / Dojrzewa ogromne Coś, / Szczęście, które, aby zaistnieć, / Musi być jeszcze dopełnione cierpieniem”.

Nierzadko świat w Uciszeniu burzy dystansuje się do podmiotu, odżegnuje się od niego, oddzielając grubą kreską materię nieożywioną i to, co ludzkie, dzięki czemu wiele jest w tym tomie ujęć, które polegają na pokazywaniu zmian w rzeczywistości niezapośredniczonej, przedstawianej tak, jakby była ona uniwersum tylko istniejącym, ale niedoświadczanym, jawiącym się w tekście wyłącznie jako wyjęty z oka podmiotu obraz. „Ja” pragnie oddalić się od tego, co tylko pozornie zajmuje zmysły, w rzeczywistości upośledzając je, by w pełni zaangażować się w chwytanie „uroku chwili”. To ona otwiera go na autentyczne uniesienia i przedsmak metafizyki, wyczula go na detale i interferencje między obiektami. Obcowanie ze światem jest tu jednak okupione skrajnym wyczerpaniem: „Chcę dociec, ale czas mija. I w końcu nie zostaje / Już nic. Tylko zmęczenie”. Nie dotyczy ono wszak samego ciała, jego przyczyna jest prawdopodobnie zgoła inna i szukać jej należy w tym, że konstrukcja świata przedstawionego w wierszach Appela nie jest wypadkową czystych i bezkompromisowych zasad ontologii poetyckiej, ale oparta jest na emocjonalności doświadczającego podmiotu. Dlatego nawet to, co w tych tekstach nie dotyka samego „ja”, jest zawsze próbą dla niego samego, jakby ów podmiot był nowoczesnym wariantem Atlasa trzymającego na swoich barkach cały glob i próbującego Uciszyć burzę na jego powierzchni, co – w razie powodzenia – ograniczyłoby jego trwożliwość o losy powierzonego mu świata.

Najciekawsze efekty poetyckie udaje się osiągać Appelowi wtedy, gdy pokazuje, jak poszczególne warstwy rzeczywistości walczą o pierwszoplanową rolę w konstruowaniu jej zmiennego obrazu. Wtedy dociera do kluczowego problemu swych wierszy – burzy. Symbolizuje ona te czynniki, na których człowiek opiera swoją egzystencję, choć nie mają one żadnego znaczenia w ogólnym rozrachunku i mogą być tylko przyczyną zapomnienia o uczuciach nadających życiu blask. Gdy burza opanowuje nasze myślenie, wówczas opuszczeni „żyjemy w głuszy” niejako „bez głębszej treści”. Cisza, osiągnięta po tytułowym uciszeniu, ma być przełomem ontologicznym i momentem przygotowania się na niebezpieczną, ale niepomiernie kuszącą transgresję w inne, nieoparte na chaosie modele życia: „Wychodzisz z siebie, / czasu i miejsca, i możesz już / nigdy nie wrócić”. Uciszenie u Appela to więc porzucenie psychofizycznej formy i swego rodzaju wolność od siebie, rozpłynięcie się w świecie, utrata tożsamości, nirwana i branie pełnymi garściami z wrażeń dotąd tylko „przemykających” przez świadomość.

Mimo to pojawia się w tych wierszach inna hipoteza, wedle której świat jest strukturą nienagannie skomponowaną i wszystkie defekty, jakie dostrzegamy, są wypadkową naszego wadliwego i subiektywnego postrzegania, polegającego na beznamiętnym i narcystycznym skoncentrowaniu na ego. Tym samym nieodwracalna i uderzająca finalność istnienia byłaby tylko konstruktem, częścią ludzkiego oglądu świata, co w Uciszeniu burzy staje się sygnałem tego, że człowieka pogrąża somatyczna strona jego osobowości. To przez nią nie osiąga wewnętrznego wyciszenia, nie zaznaje „podmuchu” nieskończoności, polega wyłącznie na tym, co istnieje efemerycznie i nie może wyrwać się ze szponów materii, determinującej skądinąd jego – jak się wydaje – bezsensowne cierpienie. By przedstawić te hipotezy, Appel konstruuje takie „ja”, którego dezorientację tłumaczy bycie człowiekiem, a więc bytem stanowiącym kompleks części o rozbieżnym przeznaczeniu i z tego względu nieodnajdującym spokoju, permanentnie nieusatysfakcjonowanym. Dla kontrastu w tomie pojawiają się wiersze na temat wznoszenia się nad codzienność, w Arkadię. Uzmysławiają one, że roztrzęsienia „ja” nie zminimalizuje oparta na obopólnym porozumieniu ze światem i bliźnimi relacja, która wszak w żaden sposób nie jest osiągalna w realiach tu przedstawionych. Spokój możliwy jest tylko dzięki utrzymywaniu bezpiecznego dystansu do rzeczywistości, choćby podczas przebywania w wyobrażonej Arkadii, skąd można obserwować burzę, z rzadka będąc smaganym przez wiatr i deszcz. Tak trudne oderwanie się od perspektywy indywiduum, prawdopodobne tylko w poezji, pozwala tak myśleć o swoim położeniu, by nie powielać błędów przeszłości. „Ja” Appela, próbując w ten sposób postępować, na przekór światu stara się w wyznaniach radować z istnienia i możliwości doświadczania różnych stanów ludzkiego ducha, zaznając przy tym wsparcia ze strony transcendencji i zapominając o rychłym końcu swej aktualnej formy bycia („pod naporem / Źródła prysnął kres”).

Kluczowym napięciem w świecie poetyckim Appela jest to między „wydaje” się a „jest”. Poeta próbuje zmienić wektor poszukiwań – skoro nie odnajdziemy sensu życia tu i teraz, w otaczającej nas i zamilkłej materii, to powinniśmy się zastanowić, czy nie jest on ukryty w naszym wnętrzu, zapomniany i odrzucony jako z różnych względów sprzeczny: „Gorzki nurt wzbiera. Skaza trwa. // Tymczasem ja, / całe dnie trawiąc na niczym, dochodzę znów do tego samego / wniosku: Co miałem zrobić, zapomniałem”. Dlatego wiele z tych tekstów zapoczątkowywanych jest przez introspekcję – stan, w którym można domniemywać, jakie jest nasze przeznaczenie, w odróżnieniu od ukierunkowania na zewnętrzność, kiedy to trzeba odróżniać fakty od iluzji. Wejrzenie w siebie nie jest tylko następstwem zagubienia i pragnienia odnalezienia za wszelką cenę życiodajnego źródła sensu i prawdy, ale jeden z ostatnich – jak deklaruje „ja” – sposobów na odzyskanie psychofizycznej równowagi, wewnętrzne uciszenie i przede wszystkim posługiwanie się wolną wyobraźnią, niepodążającą utartym tokiem myślenia. Uciszenie burzy jako tom zobaczyć więc możemy jako opowieść o powrocie do własnego, suwerennego „ja”, które podnosi się, osuszone z pogrążającej toni, bronione przez wał silnej podmiotowości i samowystarczalne: „Depresja to łąki rozłożyste, / bujne, zielone i nieoczywiste. // (…) Mieni się, rozkwita, ściele jak łoże, / w końcu zalewa ją morze. // Depresja to obniżenie terenu”.

Rozumowanie poetyckie Appela polega na widzeniu korelacji, powtarzających się schematów i obszarów pustych, niezagospodarowanych, a więc takich, które mogłyby być rejonem ocalającym „ja”. Widzimy tu podmiot u kresu możliwości – jest wewnętrznie zatomizowany, na krawędzi życia i śmierci, w zawieszeniu. Naciera na niego nicość, dlatego grawituje w stronę metafizyki, która mogłaby rozproszyć ciemności i ustabilizować świat: „Jesienne liście. / Na ulicy. Karnawał / barw. (…) / A przecież / czeka je zgon. / Nicość jest kwestią / chwili. Czemu / więc tańczą? / Szalone. Lub / wiedzą więcej”. „Ja” w Uciszenia burzy chce opuścić siebie, by przekonać się, co spotyka człowieka po drugiej stronie i dlatego zastanawia się, czy może odrzucić dar istnienia, który doprowadził go do niemożliwych do rozwiązania, egzystencjalnych rozterek, odbierających radość z obcowania z zachwycającymi fenomenami. Prawda o istnieniu – wedle Appela – to „świetliste smugi” na tafli rzeczywistości, są one tuż obok nas i to przez nie pogrążamy się w treści nieistotnych zdarzeń, nigdy nie osiągając istoty rzeczy i kurczowo trzymając się powierzchni: „Zmarszczki wody / poznaczone świetlistymi smugami, / szmer trzcin. // Nasłuchujesz, patrzysz / w porośniętej wilgotnym mchem / rozpadlinie myśli, // aby ująć nieuchwytne, / złapać ulotne”.

Uciszenie jest potrzebne, bo człowiek portretowany przez Appela ponad miarę zaangażowany jest w autoafirmację, zaślepiony przez swoją czasowość nie uwzględnia bytów również posiadających intencjonalność. Jest tak zadomowiony w swoim świecie, że nie potrafi go opuścić choćby na chwile, by pomóc bliźniemu i autentycznie z kimś być, bez wpływu zatruwającego uczucia instynktu: „Czym jest miłość – przejrzysta woda, / Której biegnące lata nie zmącą, / A czym serce jak moje – prześmiewcze, / Rozchwiane, pałające żądzą”. W tych wierszach zawsze istnieje bariera, której „ja” nie może przezwyciężyć w celu zaproszenia do swojego wnętrza Innego, czego efektem jest osamotnienie jako brak wypełniającego świadomość sensotwórczego elementu. Wybrakowanie zaś rodzi w lirycznym „ja” lęk i przez niepewność życiowego kierunku błądzi w zawiłej, delikatnej strukturze rzeczywistości, wyłącznie w wieloznacznych wyznaniach widząc ratunek przed emocjonalno-intelektualną regresją: „Świat pędzi bezrozumnie, / powoli tonąc – tonąc głównie. // (…) A jednak źle mi z tym, nie po drodze, / czas może ująć w ręce wodze. // Czas może zwolnić, choćby nieznacznie, / zanim znajdziemy się na dnie”.

Największą siłę oddziaływania wiersze Appela mają wówczas, gdy dotyczą kaleczącej zwyczajności, która podważa dobro człowieka wynikające z jego wrażliwości na to, co widzialne i żywe: „Zbyt wiele jednak było po drodze / wybojów i zakrętów. // Jesteśmy poranieni, / nie da się temu zaprzeczyć, // nic tak skutecznie nie rani / jak naturalny bieg rzeczy”. „Ja” chce zatrzymać rwący nurt istnień, sprzeciwić się jego dynamice, zaprzeczyć konieczności „przeprawienia” się na drugi brzeg, czym wyraża na różny sposób swój opór przed narzuconym modelem życia i tęsknotę za pełnym zanurzeniem się w nienaruszalną i tworzącą fundament świata tkankę: „Ze śmiercią jestem po słowie, / z życiem po życiu. // (…) Przewoźnik obola / niech sobie zachowa. // Nie płynę i już. / Rozpłynę się wśród wzgórz”. Nadto wierszem Appela rządzi do-myślanie się – dojrzewanie dzięki wyobraźni i wrażliwości do myśli wykraczającej poza uniwersalne i znane wypadki, pozwalającej na „zgrabne surfowanie na fali powtórzeń”, przejrzenie logiki zdarzeń i stanów oraz poznanie niuansów przyczynowości i pozarozumowych czynników, które są zdolne podważyć każde przypuszczenie i całą wiedzę człowieka. Inną wartością Uciszenia burzy jest niepoprzestanie przez poetę na krytyce oraz akcentowaniu uwiądu duchowości człowieka i zubożenia jego (samo)świadomości, gdyż wiersze te o wiele częściej przepełnione są ambiwalentną i idiomatyczną dla Appela fascynacją życiem, którego podstawową regułą jest przemijanie, jednak niezależnie od niej funkcjonuje inne prawo ­– ciągłego odradzania się, rozszerzania swojej obecności i transformowania świata: „Razi ten kikut, uczepiony brzegu chodnika. / Nic dziwnego, że wzrok go instynktownie unika. // Cały suchy, a jedna gałąź w pełnym rozkwicie, / Taka dziwna śmierć. Napiętnowana życiem”. Nie jest to tymczasowa szata, ale determinująca istnienie lirycznego „ja” reguła epistemologiczna. Dzięki wyczuleniu na płynność i osobisty do niej stosunek ów podmiot z zakłóceń przejawiania się świata, jego wyistaczania się i zanikania, naprzemiennego dominowania w nim burzy lub ciszy, wytwarza własny i okupiony bólem sposób istnienia, który pozwala mu być mimo zakłóceń w mikroepifaniach Absolutu i działania na niego antyludzkich sił.

Autor: Przemysław Koniuszy

Andrzej Appel, „Uciszenie burzy”, Fundacja Duży Format, Warszawa 2019, s. 54

„Ledwo widoczne, ślizgają się / po nienagannie grafitowej powierzchni, zacinając, rwąc / ciągle od nowa. // Nie żeby przebić. Choćby zarysować”, czyli jak przejść przez tunel, gdy oślepia światło