W Minimalizmie Wojciech Wilczyk na poetycki warsztat bierze sprzeczności, które zaobserwował w życiu społecznym. Fascynują go różnice między deklaracjami a życiową praktyką. Na tym planie dochodzi do wniosku, że nie ma żadnych niepodważalnych powiązań między osobniczością, czyli egocentryzmem i kultem indywidualizmu, a byciem we wspólnocie. Wybór pomiędzy „ja” a „my” to wybór albo-albo. Bohaterowie tych wierszy zdają się egzystować w bańce mydlanej, a nawet gdy dostrzegają w pobliżu bliźniego, nie podejmują prób kontaktu z nim i nie starają się przezwyciężyć obawy zostania odrzuconym. Wedle snutej tu wizji przyszłością jest katastrofa – zalanie znanego nam świata substancją, która uniemożliwi jakąkolwiek formę ratunku i utrudni swobodne oddychanie. Ludzie robią wszystko, by zamaskować swoje intencje, zdają się nie zauważać licznych podtekstów każdego gestu. Umyka im, że przeszłości nie da się zatrzeć i prześwietlić jej jak fotograficznej kliszy, by niczego już nie objawiła. Mimo szeroko zakrojonych działań w cywilizacyjnym rwetesie stale zdarza się, że prawda o nieszczęściach co rusz skądś emanuje i właśnie z tych momentów Wilczyk buduje swoje wiersze. Nie wszystkie jednak przykłady uobecnienia zła są intensywne, jednoznaczne i operują własną symboliką. Czasami, i są to najbardziej uderzające incydenty, w Minimalizmie jawią się takie sceny, które zwykliśmy postrzegać jako nieprzejrzyste, zbyt częste, by o nich pamiętać i tak dotkliwe dla naszej wrażliwości, gdy uświadomimy sobie ich skalę, że chcąc zachować wewnętrzną równowagę, musimy wyprzeć je poza naszą świadomość, co przedstawia wiersz Białe ptaki: „to nie śnieg pada / tylko sypie pierzem / spod plandeki tira / przede mną // gdy go wyprzedzam / widzę białe ptaki / ciasno upchane / w skrzyniach z plastiku”. Symbolika jest podstawowym orężem poety w walce z wykolejonym światem. Tylko mając ją w zanadrzu może udowodnić, że ewolucja znaków w świecie i zmiana form ich obecności jest odzwierciedleniem kondycji ludzkiego ducha i zapowiedzią potencjalnych wynaturzeń. Zjawisko to najbardziej widoczne jest w Przedwojennych niemieckich krematoriach: „nie wzbraniano się w nich jeszcze / przed ekspozycją komina // jako centralnej figury / transferu w zaświaty”. Widać w tym tekście, że nie wszystkie determinanty ludzkiego losu przyjmowane są przez ludzkość jako jej dotyczące i w zakodowanej formie ukrywane są w jej wytworach, konstruktach będących produktem cywilizacyjnego metabolizmu, ale też pochodzą z zewnątrz, są dosłownie antyludzkie i stanowią immanentne tworzywo rzeczywistości, jawiące się pod postacią szpaków – tajemniczych posłańców złej nowiny: „nad ranem / szpaki obsiadły drzewa w sadzie / jazgoczącą chmurą // (…) właśnie desantowały kolejny / szwadron śmierci // który osiadł przed domem / i wyłuskuje z trawy / śpiące komary”
Wedle Minimalizmu żyjemy, jakby nasza rzeczywistość przesłonięta była kotarą, za którą panuje zaduch. Zewnętrzność jest ofensywna wobec podmiotów, jakby przez to, że została przez nie zużyta i rozpruta do samych wnętrzności. Poeta zdaje się pytać: czy jest możliwe wymienić ją na inną, alternatywną przestrzeń, a więc taką, w której dominantą nie jest permanentny kryzys? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, w Minimalizmie wyraża Wilczyk wątpliwość: Czy istnieje centrum świata, do którego powinno się zdążać? Czy jego osiągnięcie jest tożsame z uratowaniem siebie? Jeżeli przyjąć, że nie ma tego rodzaju jądra, to wówczas człowiek traci punkt zaczepienia w swym buncie, tym bardziej że wokół niego odżywają dehumanizujące ideologie, których założenia zupełnie oderwane są od praktyki życiowej i wprowadzają do człowieczeństwa pierwiastki rozsadzające od wewnątrz jego fundamenty. Przez ten proces destrukcji człowiek traci wewnętrzną, podtrzymującą go i transformującą siłę, jaką jest pewność siebie. Nie racjonalizacje niemożliwych do pełnego zbadania zdarzeń są w Minimalizmie zasadnicze dla przedstawionych światów, ale składowe podważanych imaginariów społecznych. Minimalizmem Wilczyk pokazuje, że manifestuje się nam wyłącznie ogólny zarys współczesnych tendencji, okaleczająca z uczuć i emocji statystyka. Cała reszta pozostaje poza naszym doświadczeniem dzięki temu, że skutecznie wykorzystujemy wieloznaczność języka, włącznie z metaforami i oksymoronami, by nie dopuścić do ujawnienia nam przez podświadomość prawdy o naszych przewinieniach, dlatego na przykład w dyskursie publicznym terminy „zwierzę”, „istnienie” lub „organizm” zostały zastąpione przez „sztukę” mięsa: „po dokładnym wykrwawieniu / drzwi boczne zostają otwarte / i sztuka osuwa się na tapczan wyrzutowy”.
Rzetelność poetyckiego zaangażowania w Minimalizmie jest wyjątkowa. Rozpoznać można ją po efektach i metodach, najbardziej widoczna jest zaś w (nie)codzienności sytuacji lirycznych, ich autentyzmie oraz nieuprzywilejowywaniu żadnej linii problemowej, które z nich wynikają. Cały projekt Wilczyka wyraża sceptycyzm – nie można w tych wierszach dojść do prawdy o tym, w jakim kierunku zmierza nasza rzeczywistość. Nie da się tutaj zaobserwować wierności ani fundamentom, ani ich współczesnym transformacjom. Konkluzje, które udaje się wysnuć z tych tekstów, są rozmaite i mogą zaistnieć tylko w akcie lektury, bo wyjaśnienie materii poetyckiej w Minimalizmie jest niemożliwe. Wbrew pozorom, działania poety nie są tu okrojone do ironicznego, ostrego przedstawienia polskich problemów z ponowoczesnością. Nie skupia się on na wypracowaniu strategii wyłuskiwania tego, co błędne, ułomne i wynaturzone z debaty publicznej i aranżowanych na ich podstawie mikrosytuacji lirycznych, ujawniających wypaczone myślenie i fałszywe intencje. Krytyka poetycka Wilczyka nie ogranicza się pod względem geograficznym i jest ponadnarodowa, dając podstawy podskórnemu przeczuciu, że zjawiska opisywane w Minimalizmie są wspólnym mianownikiem współczesności. Przez postulat tworzenia wierszy zawierających jednostkową perspektywę w Minimalizmie kontekst zdarzeń lirycznych jest albo rozmyty, albo nieodnotowany. Wyodrębnienie go jest celowo utrudnione, najważniejszy jest bowiem konkret – samo zdarzenie o dużym ładunku polityczności, które jednak nie jest zawieszone w próżni, ale nie promieniuje i generuje atmosferę tylko pośrednio określającą rzeczywistość. W tych warunkach scalająca funkcja podmiotu na każdy możliwy sposób jest zanegowana i ośmieszona nie w ramach założeń lirycznego projektu Wilczyka, ale przez same następstwa wyznania. To, co w Minimalizmie obnażone i ujawnione podważa prawdy formalne, uznawane za uniwersalne.
Wobec zapotrzebowania na centrum przestrzeni – miejsca, do którego można się udać w poszukiwaniu źródła optymalnych wyjaśnień – Minimalizm nie udziela żadnych wskazówek, nie jest to bowiem optymistyczna wypowiedź poetycka. Jednak zdolność lirycznych znaczeń do przekuwania zastanych w świecie porządków zostaje tu doceniona w cyklu wierszy Medytacje z Kungsviken, w których podmioty odrywają się od ciążącej im problematyki życia społecznego, opartych na fałszu relacjach międzyludzkich i innego rodzaju kontaktach, opatrzonych wieloma zobowiązaniami i zubażających świadomość. Przedmiotem tych medytacji są kameralne, przyciągające jak magnes mikroepifanie, uzewnętrzniające na moment głębię zwykle ukrytą pod powierzchnią życia, któremu podmioty Minimalizmu z przyzwyczajenia w pełni się oddały, początkowo nie drążąc jego zakamarków i nie pytając o jego sens. W tym wypadku treść poetyckiego komunikatu a jego ciężar gatunkowy znacząco się różnią. Medytacje z Kungsviken dotyczą wyciszenia, poszukiwania uzasadnień dla przeżyć i autonegacji. Świat – wcześniej zarządzany przez ludzi – w tym cyklu wierszy wychodzi poza ich jurysdykcję, co można potraktować także jako ukazanie się jego prawdziwego, niezmanipulowanego i nieantropocentrycznego oblicza: „miarowy terkot bębna pralki / gdzieś dalej w nieokreślonym tle // owady unoszą się nad ziołami // pszczoły i trzmiele jak sekwensery // co kilka minut skrzecze srok”. Wilczyk zdaje się sugerować, że przestrzeń jest inna, niż mogłoby nam się wydawać, gdy wziąć pod uwagę tylko relacje władzy i wiedzy. Medytacje z Kungsviken służą szerszemu ujęciu niż tylko krytyczne, znane z tradycji poetyckiego zaangażowania i przodujące w pozostałych partiach tomu. Dokonana przez pryzmat medytacji ocena sytuacji podmiotu współczesnego uwidacznia dysharmonizację jego egzystencji, intelektualny zastój skutkujący zaniechaniem ekspresji i nieuporządkowanie świadomości. Refleksyjne przypatrywanie się światu przybliża lirycznemu „ja” Minimalizmu, że jego myślenie powinno być dynamiczne i skoncentrowane na zmiennych: „nawet w tych szczególnych / chwilach zachwycenia / umysł pracuje nieprzerwanie / umysł się aktualizuje / i drukuje rozwiązania”. Nieposługiwanie się chwytami pozwalającymi uzyskać zawsze te same, ale za każdym razem niezadowalające efekty poznawcze może być dla niego formujące i pomocne w odzwyczajeniu się od sytuacji kryzysowych i przypominających mu o skończoności swego „ja”. Medytacje z Kungsviken są improwizowane, jakby nie pasowały do programu Minimalizmu, jednak ich obecność w tym tomie ma wybuchowe następstwa i na krótko zmienia orientację wizji snutej w kolejnych wierszach. Dzięki nim „ja” wybiera osamotnienie, pozwalające na wewnętrzne wzrastanie w świetle kontemplowanych sytuacji i krajobrazów, a tym samym przygotowuje się tak na uwikłanie w porządkach podszytych politycznością, które jest – jak zdążyło się „ja” przekonać – nieodłączne od życia w społeczeństwie. Przystanie na medytacje jest chwilowym przełamaniem w Minimalizmie – wydawałoby się, że nieskończonego – ciągu poetyckich narracji na temat symptomatycznego wbudowywania w rzeczywistość czynników, które degradują świat poetycki pod względem ideowym. Akt medytacji nade wszystko funkcjonuje w Minimalizmie jako hipoteza antidotum na ponowoczesne pogrążanie się człowieka w negatywnym dziedzictwie ideologicznego rozedrgania ludzkich umysłów, przechodzącym dziś w proces stopniowego pozbawiania ludzi naturalnych reakcji na cierpienie. Minimalizm rozdarty jest więc na dwa bieguny: polityczny i medytacyjny – reagujący na to, co związane z ponadindywidualnymi instancjami, a więc służący odbudowaniu wrażliwości na to, co żywe i rehabilitacji upodrzędnionego podmiotu. Jeżeli potraktować tytuł tego tomu dosłownie i górnolotnie zarazem, to można go sprowadzić do maksymy: poznaj samego siebie i nie zakładaj, że twoim celem jest coś daleko poza tobą samym.
Minimalizm przedstawia dekompozycję świata. Przez jej postępowanie nie ma w nim żadnych świętości, wszystkie zmiany inicjują bezideowi inżynierowie kierujący się wyłącznie rachunkiem ekonomicznym, trwająca w nim rewolucja kapitalistyczna zjada swoje własne dzieci i pozbawia tych, którzy wierzą w moc kapitału łączności z rzeczywistością i elementarnego osadzenia w trywialnych warunkach egzystencji. Ziszczenie się takiego dramatu w poetyckim uniwersum Minimalizmu uprawdopodabnia także oparcie wiersza na emocjonalnych i etycznych opozycjach. Tak powstałe bieguny tekstu-świata energetyzują liryczną akcję, na plan pierwszy wynosząc albo kontrasty poluźniające więzy spajające poetyckie przedstawienie, albo wprowadzając obiekty, które celowo nie przystają do podstawowego tła wyznań i rozsadzają je na jednostkowe obrazy. Można domniemywać, że Wilczykowi chodzi o uskutecznianie takiego typu odbioru świata, który obciążony jest przez postępującą schizofrenię i niemożliwą do wyleczenia depresję: „twoja lipcowa depresja zaczęła się / z początkiem czerwca gdy nadal jeszcze / trwała ta grudniowa rozpoczęta we wrześniu / rok temu kiedy nie wyszedłeś wcale z tamtej / poprzedniej lipcowej”.
W Minimalizmie nie da się żyć inaczej niż w depresji, podważaniu realności samego siebie i otoczenia. Zbyt głęboko zmiany społeczne przeorały świat, by można było powrócić do „stanu surowego”, tego pożądanego przez liryczne „ja” Wilczyka habitusu i zaakceptować sprowadzenie człowieka do organizmu podległego instynktom, żywego, a zatem problematycznego odpowiednika maszyny – istoty, która zamiast poświęcić się w zupełności pracy jako temu, do czego została rzekomo powołana, kłopocze się takimi wartościami, jak dobro, prawda i piękno. Problemem nie są tylko fantomowe światopoglądy, które we współczesności nie idą w parze z czynami. Bardziej negatywnie w świecie poetyckim Minimalizmu oceniane jest niezrozumienie wydarzeń stanowiących kamienie milowe współczesności, symulowanie troski o bliźniego czy teatralizacja życia społecznego. Sięgając pod powierzchnię gestów politycznych, poeta wyciąga z rzeczywistości niepasujące do jej „założeń” incydenty, które w Minimalizmie układane są w rozczłonkowującą się na wiele linii polinarrację od razu po tym, gdy zostają opakowane w ironiczny, satyryczny niekiedy kostium. Wilczyk nie poprzestaje na krytyce uchybień i sygnalizowaniu nieetycznych zachowań, ale idzie dalej i swój namysł kończy wprowadzeniem fascynującej figury świata jako domu wszystkich tych, którzy umrą. Figury – dodajmy – kończącej swój prymat w przestrzeni, w której nomadyzm jest podstawowym sposobem istnienia, wyczerpującej swój semantyczny potencjał i będącej symbolem końca energii pozwalającej człowiekowi osadzić siebie w rzeczywistości (odnaleźć swoje miejsce, za-domowić się), a więc schronić się przed zawłaszczającymi dyskursami triumfującymi poza domem, w społeczeństwie. W Minimalizmie widziany jako ostoja dom albo zawala się pod swoim ciężarem, albo celowo jest wyburzany, co traktowane jest jako podsumowanie minionych egzystencji i jawi się jako uzasadnione wobec braku tych, którzy mogliby ten dom podtrzymywać siłą wewnętrznego oporu przed unicestwieniem siebie.
Poza dokonywanym na różne sposoby rozszerzeniem naszego myślenia o urządzeniu świata Minimalizm Wilczyka daje nam jeszcze koan jako termin, którym moglibyśmy charakteryzować wyzwania, jakie stawia nam polityczność bycia. Pojawia się on w wierszu Lokalny mistrz jednego koanu: „za brudną przyłbicą z pleksi / spalinową kosą firmy Demon / tnie wytrwale kwiaty powojów / sunących przez trawnik w kierunku / cementowych gazonów (pustych / w środku)”. W jego świetle i odniesieniu za jego pośrednictwem całego tomu do buddyzmu zen, doświadczenia poetyckie opisane w Minimalizmie i także ich odpowiedniki w naszej, czytelników egzystencji okazują się opowieściami pełnymi sprzeczności. Rozważanie przeżyć własnych i tekstów poetyckich jest w tym sensie podważeniem nawyków, weryfikacją, co tak naprawdę uzmysławiają nam treści zakotwiczone w przeszłości i zdawaniem sobie sprawy z tego, że wszystko, co obecne w naszym myśleniu, filtrowane jest przez schematy i inne konstrukcje intelektualne, które blokują wolną i twórczą myśl. Koan – obrany jako instrument mogący objaśniać Minimalizm – jest także hipotetycznym potwierdzeniem, że Wilczykowi zależało na takim ukształtowaniu wierszy, by było trudno na nie zareagować, obrazują one bowiem w większości nierozwiązywalne impasy i wobec tego, co przywodzą na myśl, można tylko spontanicznie, intuicyjnie i nieskutecznie zareagować, jak na wiele zjawisk modelujących życie społeczne. Minimalizm ma pomóc nam wyćwiczyć się w ścieraniu się ze zjawiskami uderzającymi w naszą początkowo zwartą konstrukcję i stopniowo rozszczelniającymi ją. Mowa tu o naiwnym racjonalizowaniu tego, co wyimaginowane, nie tyle podważaniu faktów, ile ich kompromitowaniu oraz afiszowaniu się z poleganiem na tym, co niegotowe, niedojrzałe i przez świadomość nieprzyswojone, zewnętrzne i nieprawdziwe. Sytuacje liryczne Minimalizmu, owe anegdoty o świecie wybrakowanym i zdeterminowanym przez polityczność, zaoferowane są nam bez wahania nie po to, by szokować, ale dawać poetycką szansę na rozpoznanie zagrożeń w postrzeganiu i modelowaniu współczesności.
Autor: Przemysław Koniuszy
Wojciech Wilczyk „Minimalizm”, Wydawnictwo Convivo, Warszawa 2020, s. 52