„Niebo nad Hanowerem / jest ciut inne // Szczególnie gdy łamie się świt / i zagląda w oczy drzewom // i próbuje zrozumieć / otwartość zrolowanych liści”, czyli jak ciemność pogodzić z jasnością

Wiersze poniemieckie to zbiór tekstów powstałych w ciągu czterdziestu lat, złączonych dzięki wspólnemu mianownikowi w postaci „poniemieckiej” symbiozy świata przez jednych opuszczonego a przez drugich odzyskanego oraz takiego, który wybrało się samodzielnie, jako miejsce do życia. Wiersze te, po raz pierwszy zaistniałe po polsku w takiej konfiguracji, są bowiem wypadkową życia ich autora, Dariusza Muszera, który urodził się na Ziemi Lubuskiej, by w dorosłym życiu opuścić ją i przenieść się do Hanoweru. Dlatego te poetyckie miniatury o egzystencji wyłaniają się pomiędzy dwoma punktami orientacyjnymi, polskim i niemieckim. Zrodzone są dzięki tęsknocie za tym, co ojczyste i niedopasowaniu do tego, co wybrane. Skutkuje to tym, że Wiersze poniemieckie przesiąknięte są niepokojem wywołanym niemożnością poprawnego zdefiniowania rzeczywistości i zbudowania filozofii życia opartej na solidnych fundamentach.

Podstawowe odczucie przy lekturze tomu Muszera jest takie, że jego materia poetycka obejmuje zaskakująco różne, choć sprawnie współpracujące ze sobą dziedziny, które dzięki zjednoczeniu dają tej poezji dynamikę oraz zaskakującą rozpiętość formalną i semantyczną. Przywracanie do życia momentów uniesienia, opisywanie przełomowych etapów w ewolucji wrażliwości oraz żywienie pragnień o ocaleniu siebie dzięki schronieniu wiersza to tylko jedne z wielu wątków tych tekstów, będących dla Muszera sposobem na zapisanie czasu przeżytego, choć nadal żywego i pulsującego w jego wyobraźni. Nie tylko przemijanie jest głównym źródłem problemów w Wierszach poniemieckich, a nawet można odnieść wrażenie, że jest ono tylko jednym z wielu elementów kryzysu, który dotyka „ja” wierszy Muszera. Oprócz niego „ja” cierpi z powodu nawracającego poczucia zbliżającego się końca, braku skutecznej metody zapominania, trudności z przebudzeniem siebie do życia „pomiędzy” oraz utożsamienia niechęci z niepamięcią. Na dodatek wydaje mu się, że rzeczy kłamią – sugerują możliwości, które naprawdę nie są podmiotowi dostępne.

Czas biegnie, a wraz z nim zmieniają się ludzkie charaktery, nastawienie do świata i ferowana narracja na temat rzeczywistości – wszystko dlatego, że człowiek zrobi wszystko, by zachować swój komfort bycia, uzyskać jak najwięcej korzyści i przedstawić się innym z jak najlepszej strony. Jednak wyobraźnia nie jest tu na służbie w imię partykularnych interesów, wręcz przeciwnie, jest głównym narzędziem w przezwyciężaniu czasu, lokowaniu siebie poza temporalnością i wychodzeniu spod jurysdykcji ziemskich praw. W tej poezji podejmuje się próbę wejścia na taki poziom, na którym potrzeby związane z codziennością odchodzą w zapomnienie i odżywa problem „śpiących trzęsawisk”, ziejących ran pamięci. Symbolizują one nierozwikłane tajemnice i to, czego „nikt (…) nie pamięta, choć wszyscy przywołują”. By doszło do autentycznego przypomnienia, nie są potrzebne ślady a wyobraźnia, która restauruje przeszłe powiązania i relacje, odnawia przeglądanie się bytu w innym bycie oraz leczy duszę tego, „który zapomniał / gdzie jego ptaki // gdzie jego drzewa / pozostały”. I z tym, co „pozostałe” najwięcej w Wierszach poniemieckich poeta pracuje.

Teksty te – ponowione dzięki tej edycji – już na podstawowym poziomie są interesujące dlatego, że zrodzone są z dawno już doświadczonych zdarzeń, jednak dzięki swej treści sprawiają zgoła odmienne wrażenie. Często, czytając te wiersze, czujemy się, jakbyśmy wnikali w teraźniejszość będącą również naszą, nieprzewidywalną przecież aktualnością – najpierw bezpośrednio i klarownie kształtowane jest liryczne ujęcie, dotyczące choćby przyrody, by już w następnym utworze zapuścić się w niechciane, wyraźnie zamierzchłe rejony, w zapomniane partie historii. Właśnie umiejętność przechodzenia przez poetę nawet między przeciwstawnymi kadrami okazuje się podstawowym bodźcem, który towarzyszy lekturze Wierszy poniemieckich i zachęca do jeszcze większego zagłębiania się w ten poetycki świat, kuszący też uwzględnianiem tak zwanego „międzyczasu” – tego, co innym poetom umyka: „Między pierwszym a jedenastym wersem tego wiersza / wiatr rozwiał trzy ślady po odrzutowych samolotach. / Niebo jest nie do opisania. Słońce też. / Nie znam nazw wszystkich promieni słońca”. Wizja Muszera jest nieposkromiona w autentycznym uwzględnianiu ducha czasu, co wynika z wyostrzonego, ale nigdy pompatycznego wyrażenia własnych doświadczeń. Nie ma tutaj detali funkcjonalnych – jeżeli cokolwiek występuje w Wierszach poniemieckich, to jest to element zauważony i przetworzony przez świadomość, nigdy wykreowany tylko po to, by coś oznaczał: „Gdyby nie szyba, nie zauważyłbym, / że pod koniec wiersza nadleciały cztery samoloty. / Oczywiście zostawiły białe ślady. / Nie wiem, jak nazywa się każdy ślad z osobna”.

Także w przestrzeni jednego tekstu wyznanie może rozdwajać się i dzięki tym subtelnym przejściom, jak i wynikającym z nich zmiennym natężeniom kontemplacji, wyzwala się moc wiersza Muszera. Jest to poeta, który w Wierszach poniemieckich dobrze odnajduje się w dykcji fantazyjnej, nawet nadrealistycznej i dematerializującej, choć mającej swoje źródło w zachłyśnięciu się tym, co ziemskie: „Daleko. Bezkrajobrazowo. / Po łące / biegnie chłopiec. // Ręce jego pokrywa trawa. / Gdy odrywa się od ziemi, / wiatr wstrzymuje oddech. // Zielone skrzydła / szamocą się w pełni nieba. / Jakże ziemi ulżyło”. Rzeczywistość, szczególnie pod postacią przyrody, jest tu źródłem niezbędnego spokoju, wewnętrznego wyciszenia, jednak poeta – w ramach dualistycznej wyobraźni – najczęściej wpisuje ją w kontekst ponadmaterialny, nadzwyczajny i surrealny: „Gałęzią jarzębiny / kołyszę, piszę. // Szuram powiekami / w pustej dłoni”. Rozdwojenie lub po prostu równoczesna obecność różnych wymiarów budujących liryczne uniwersum, owocuje skondensowaniem poetyckich poszukiwań, jak ma to miejsce w wierszu Trzcina i pies, w którym koncepcja „trzciny myślącej” Blaise’a Pascala zestawiona jest z tezą mówiącą, że to, co istnieje, jest postrzegane, znaną z pism George’a Berkeley’a: „Jak trzcina / przyglądam się wodzie. // (…) Psem jestem, / co od lat szczeka tylko na siebie”.

Metoda rozdwajania rezonuje też w tych tekstach, w których liryczne „ja” wyraża swoją nostalgię za tym, co utracone i porzucone. Wówczas, by uspokoić nerwy, w wyznanie wdziera się pierwiastek nadprzyrodzony jako źródło wyjaśnień takich problemów, jak początek otaczającego nas świata oraz nieznany sposób, w jaki człowiekowi została nadana taka, a nie inna forma istnienia. Liryczne „ja” – wchodząc w „krainę” wyobrażoną i odmienną od podstawowego, wyjściowego lirycznego uniwersum – zyskuje szansę doznania olśnienia, dzięki nieznanej dotychczas, eterycznej możliwości bycia i dysponowania nowymi, zamiast od dawna znanymi, narzędziami poznania: „Potrafiłem słuchać i dotykać, / choć nie miałem uszu i dłoni. / Oczy moje skradło morze. // Przybyłem tu na chwilę. / I nigdy już nie powrócę / do mojej krainy za północnym wiatrem”. Taka dwoistość poetyckiej metody nie rozbija tego tomu, wręcz przeciwnie, nadaje mu spajającą całość logikę, wedle której rzeczywistość liryczna osiąga równowagę dzięki zmienności form, przechodzeniu istnień między kolejnymi sposobami urzeczywistniania oraz wiedzy, jaką ewolucyjną drogę trzeba było przebyć, by uobecnić siebie: „Matką moją była ryba, / ojciec dębem, / dziadowie z kamienia. / Ja przybrałem całkiem inną formę”. Wiersze poniemieckie są zapisem „przyzwyczajania” się do właśnie przeżywanej formy, jednak nie jest możliwe skupienie się w sobie, przystanie na to, co jednorazowo zaoferowane, skoro płynność jest ukojeniem obaw przed zniknięciem – anihilacją, która byłaby możliwa, gdyby raz na zawsze wpisać byt w jedną, przemijalną formę. Dla równowagi Muszer interesująco podchodzi też do przypadków „nieprzyzwyczajenia”, bycia na „niby” i bez wrażliwości na rozstrzyganie się losów świata: „I niby siedział i niby patrzył i niby milczał / miał swoje miejsce przy kępie badyli pień olchy / i rzeka też powoli zakuwała się w pancerz / ani się spostrzegli a umarł w niej oddech”.

Wedle Muszera wiersz musi żywić aspiracje do bycia istnieniem pozaczasowym, rozpiętym między czasem konkretnym i zapamiętanym, a już całkowicie minionym i wypartym. W ten sposób ma dawać alternatywne życie istotom i zjawiskom nieświadomym tego,  że dzięki poecie zaczynają egzystować poza materialnymi ograniczeniami i wzmacniana jest ich obecność. To ostatnie jest potrzebne, skoro żyjemy w „rumowisku”, pozostając w stanie strachu i wyższej gotowości. Inaczej być nie może, gdyż już na poziomie wyobraźni w Wierszach poniemieckich przekazuje się, że nie tylko jako cywilizacja, ale przede wszystkim my sami – jednostki – trwamy o krok od otchłani, miejsca pulsującego złem, widząc przy tym ciała innych, poległych w starciu z negatywną, nihilistyczną stroną wszechświata. Dlatego zakosztowanie przeżycia jest możliwe w doświadczeniach tu nakreślonych tylko przez moment, gdyż po jego szybkim upływie trzeba szukać „nowej kryjówki” przed deszczem złych zmian. Transformacje na wielu poziomach determinują kształt Wierszy poniemieckich i wywołują w lirycznych „ja” wrażenie niespełnienia, co skłania je do poszukiwania poetyckości czystej, wyrażanej w skrytości bądź tak niesamowitej i nierealnej, że niemożliwej do zachowania nawet dla samego siebie. Brak satysfakcji przechodzi tu w obojętność i przekonanie, że zastane okoliczności tworzą nieprzezwyciężalną barierę dla podmiotowych dążeń i trzeba im się poddać, ugiąć się pod nawałem „kamieni” tamujących twórcze myślenie: „Nie oczyszcza mnie życie. / Nie wyzwala. / Zawalony workami kamieni, / nawet pełzać nie potrafię”.

Takie unieruchomienie, scementowanie aktualności „ja”, pociąga za sobą kolejne negatywne konsekwencje: niemoc rozwijania swego obrazu świata na podstawie empirii, oddalenie od wiedzy już zdobytej oraz utrata świadomości przez nacisk z zewnątrz. Widzieć można w tym przyczynę innego ciekawego zjawiska w poezji Muszera, czyli poszukiwania przez podmiot zastępstwa dla siebie i ożywanie w tym celu przez niego napotkanych organizmów, na czele z roślinami, by dały stanowczy odpór światu, który otumania i jedyne, co może zaoferować, to iluzoryczne zapewnienia i wyznaczenie ostatecznego celu w postaci ciemności: „Tylko czerń wciąż taka sama / Jej już nie można przeczarować / gdyż jest jedynym zmęczeniem / do którego dążą wszystkie kolory”. Jest to też symptom usilnego poszukiwania uwagi ze strony tego, co inne oraz pragnienia wydobycia siebie ze stanu otępienia. Bohater tych wierszy bowiem ciągle się zapomina, nie scala faktów, by zrozumieć dane zdarzenia, umyka mu czas, traci kontakt z teraźniejszością i nie zdaje sobie sprawy z tego, że odwołuje się do czegoś, co powinno już być zatarte w pamięci i nieaktywne.

Widać, że Muszera interesują sytuacje, które udowadniają, że świata nie trzeba oglądać w krzywym zwierciadle i on sam, bez wypaczających go ingerencji, jawić się może jako niespójny, cechujący się czarnym humorem, niekonsekwentny i autodestrukcyjnie antagonistyczny. Bywają też momenty, gdy w Wierszach poniemieckich to ludzie – rzekomo działając niezależnie od tego, jaka jest rzeczywistość – wykazują się brakiem zdrowego rozsądku, odrzuceniem podstawowych zasad moralnych, deficytem świadomego oglądu sytuacji bądź racjonalnej oceny swego postępowania. Taka charakterystyka bohaterów wierszy daje poecie szansę przedstawienia, jak słabe mogą być instynkty czy intuicja człowieka i jak szybko mogą nas zgubić przekonania, przy których uparcie obstajemy, nie weryfikując ich, gdy okazują się niesłuszne i krzywdzące dla innych. Muszer wprowadza w ten sposób tematy, które wydają się niepoetyckie i w realizacji przypominają anegdoty. Są one świadectwem wtajemniczania siebie w głębiny wielowarstwowej struktury, jaką jest egzystencja. U Muszera jest ona zarówno oparciem w rzeczywistości, jak i stanem, który wymusza ciągłe bycie w gotowości do ucieczki: albo dosłownej, albo dotyczącej świata wewnętrznego: „Siedzieliśmy na brzegach ławki bez oparcia / i jakby w niedokończonej ucieczce. / Winiłeś kogoś za wynalezienie świadomości – prawnuczki pamiętania”.

W wierszach Muszera nie znajomość języka lub innego systemu znaków a wrażliwość jest warunkiem porozumienia. Zawsze postrzegamy „przez” coś, nigdy nie udaje nam się pozbyć filtra i osiągnąć czystego wejrzenia, jednak spojrzenie przez pryzmat własnej czułości jest najefektywniejsze. Gdy „ja” tak postępuje, to od razu dostrzega, jak wielkim paradoksem jego świata jest, że przetrwa to, do czego nie zdążyło się dotrzeć za pośrednictwem słów. „Oddalając się od siebie co sekundę bliżej w objęcia stracenia” i próbując uniknąć zniknięcia, „ja” szuka w trakcie wyznań tożsamości, chcąc „rozejrzeć się po świecie” i zasiedzieć się gdzieś indziej niż przynależy, jakby przeczuwając, że potencjał aktualnego miejsca obecności wyczerpuje się. Jeżeli pierwszoplanowej roli w tekście nie odgrywa ów niepewny siebie i swojego otoczenia podmiot, wówczas wiersz skupia się na obserwacji tych, którzy rzekomo przypadkowo znajdują się w pobliżu „ja” wędrującego w poszukiwaniu siebie. Od innych podmiotów „ja” ma się uczyć, jak nie podporządkować siebie jednej maksymie, ale odnaleźć – odrębne od ludzkich światopoglądów i podatnych na interpretacje twierdzeń – stałe punkty orientacyjne w świecie: „I cały czas myślę / czy kasztan na podwórku / w Hanowerze / poczeka na mnie. // Poczekał, a jakże! / Prawdziwy przyjaciel. / Wypuścił liście / dzień po moim przyjeździe”. Tego rodzaju zawieszenie między czasoprzestrzeniami ma swoje następstwo w różnych formach wierszy, z jakimi stykamy się w tym tomie.

W Wierszach poniemieckich Muszera odnaleźć można listy pisane do przyjaciół z dawnych lat, intymne wyznania, introspekcje, świadectwa zanurzenia się w żywiołach natury, jak i retrospekcyjne powracanie do przeszłości tak, jakby nadal ona trwała. Życie dla „ja” Wierszy poniemieckich jest labiryntem choćby dlatego, że nie raczy ono dawać mu tego, co przez niego oczekiwane. Natomiast życie poety – także odzwierciedlane w wierszach – odmierzane jest kolejnymi wierszami i przez swą wewnętrzną sprzeczność, polegającą na tym, że równocześnie może czegoś dokonać i cierpi na niemoc zmieniania świata wierszami, przekształca go w człowieka, który „innym światom objaśnia swój świat”. Dręczy go smutek oraz zrealizowane, czarne i dekadenckie wizje. By o nich zapomnieć, zmaga się z zasobem wspomnień oraz zastyga, by nie pozwolić czemuś siebie zranić i „zmiąć” swego ducha jak niepotrzebnej kartki. Używki, którym niejednokrotnie ulega, zamiast uśpić samotność, dosłowną i symboliczną, tylko ją pogłębiają, wrzucając „ja” w wir myśli unicestwiających oraz minimalizujących i tak nikłą pewność siebie. Osadzony w innym kontekście, w innym kraju, w przestrzeni równie bliskiej, jak obcej oraz korzystając z dostępnych narzędzi, poeta stara się usytuować siebie wobec przeszłości zakorzenionej w świecie opuszczonym, choć wciąż w nim obecnej. Marzy o krainie utopijnie niemożliwej, najpiękniejszym z możliwych światów. Różnym „ja” wierszy Muszera wszystko, co niedostępne prezentuje się w wyobraźni jako idealne: „Pięknie jest tam, / gdzie nie można żyć: // na skałach przygaszonych / stuletnim śniegiem, / o które zahaczają ogony chmur”..

Dużo miejsca w Wierszach poniemieckich zajmują wypowiedzi komentujące przechodzenie od jedności i wolności do tożsamości, różnic i zniewolenia, gdyż jest to podstawowa zasada wyobraźni poetyckiej poety. Muszer uwzględnia to, jak odmiany skupisk istnień i materii przenikają się i przekształcają w formy sobie obce. Sieć mikroprzestrzeni lirycznej, budująca Wiersze poniemieckie, przesądza o tym, że prawdy o świecie szuka się tu nie w polaryzacjach, wyrazistych przeciwstawieniach, ale w jawiącej się jako obiektywna i istotowo nienaruszalna przyroda – siła oczyszczająca i minimalizująca negatywne konsekwencje działania ludzkich popędów. Natura – wbrew temu, co przewidujemy – z łatwością może zniszczyć człowieka próbującego ją zdominować, jednak mimo jej silnej obecności w wierszach poeta uwydatnia dążenia lirycznych „ja” do myślenia samodzielnego, formowania swej mentalności i dysponowania świadomością po to, by projektować oczekiwane sensy jakby mimo tego, co naturalne i dane. Różnorodne wpływy z zewnątrz, zrównoważone wewnętrznym niepokojem i próbą spontanicznego rekompensowania sobie niedostatków na tym planie, skutkują spiętrzaniem wierszy w górę o zamglonym wierzchołku i wielu, przecinających się szlakach prowadzących na jej szczyt. Muszer, chcąc pogodzić w Wierszach poniemieckich między innymi wolę, (z)myślenie, intuicję i czynniki determinujące „ja”, kreuje podmiot, który przypomina uciekiniera ze świata – kogoś, kto nie może odnaleźć swojego miejsca między opozycją: rygorystyczny obiektywizm świata a własna, delikatna jaźń czująca. Ów człowiek dodaje do rzeczywistości interpretacje, które zaburzają podstawowy tok wydarzeń. Jego wizje, wspomnienia, wyobrażenia i obraz teraźniejszości, jaki powstaje w umyśle, ustanawiają wszystkie warianty tak przecież urozmaiconych u Muszera poetyckich ładunków oraz budują wiersze będące konfiguracjami scen zapamiętanych przez liryczne „ja” w formie wypaczonej. Dzięki tym procesom wiersz Muszera jest integralny, konsekwentnie budowany jako suwerenny, zamknięty w sobie i nieposzerzany przez zbędne, znaczeniowe suplementy. W kontekście tej tezy uderzająca jest tak charakterystyczna dla tych wierszy fascynacja rzeką, która „poprawiła się w korycie oddała kawałek pola / i wessała na zawsze trzy strumienie”, „zabierała ze sobą wszystkie milczenia i słowa”. Jest ona symbolem siły poezji Muszera, która oddaje i zabiera, przywraca do życia i skraca czas dany tym, którzy istnieją. Dzieje się tak, gdyż ten poeta wyróżnia się zdroworozsądkowym myśleniem i instynktem, który pozwala mu uwzględniać blaski i cienie życia, włącznie z jego zmiennością i płynnym przechodzeniem między pozytywną a negatywną stroną świata: „A o świcie rzeka była już dawno w innej wodzie / i nigdy więcej nie nazwała się tak samo”.

Autor: Przemysław Koniuszy

Dariusz Muszer „Wiersze poniemieckie”, Wydawnictwo Forma, Szczecin, Bezrzecze 2019, s. 92

„Niebo nad Hanowerem / jest ciut inne // Szczególnie gdy łamie się świt / i zagląda w oczy drzewom // i próbuje zrozumieć / otwartość zrolowanych liści”, czyli jak ciemność pogodzić z jasnością