Punktem wyjścia Steinera jest spostrzeżenie, że poezja (czy bardziej literatura w ogóle) i filozofia nie mogą obyć się bez języka, ich istnienie związane jest z wyrażaniem, zmaganiem się z niemożnością dotarcia do istotowego sensu i dopatrywaniem się w tym, co pozasłowne i niemożliwe do wypowiedzenia jakiegoś swojego niedocieczonego celu. To ostatnie zdaje się tu najistotniejsze, ponieważ nie można oddać czegokolwiek w uczciwy i literalny sposób, nie posługując się przy tym metaforami. Jest to coś, co łączy ze sobą kołysankę śpiewaną dziecku i abstrakcyjne wywody Immanuela Kanta. Poezją myślenia pragnie więc autor zbadać, jak kształtuje się to powinowactwo filozofów, którzy – jak Sartre – pragną Być i Spinozą, i Stendhalem z literatami, lubującymi się od wieków w mówieniu o abstraktach i metafizyce. To poszerzenie horyzontów nie jest jednak, jakby się mogło wydawać, od razu arbitralnie ograniczone do literatury i filozofii, gdyż w tej książce równie wiele mówi się chociażby o muzyce i naukach ścisłych. Steinera głównie interesuje więc polimorfizm języka. Ta jego forma, która uskuteczniana jest na stronicach książek wydaje się rażąco niewydolna, ponieważ nie jest najczęściej w stanie oddać tego, co autor ma na celu przekazać. Dlatego w sukurs przychodzą tu inne dziedziny życia. Język muzyki ma nieporównywalne zasługi w oddawaniu uczuć i skomplikowanych znaczeń, a symbole matematyczne, które Nie umieją kłamać i mają nawet swoją stylistykę, w praktyce są nieprzekładalne, ich skomplikowanie może niejednego przyprawić o zawrót głowy. Steinerowi chodzi więc o zobrazowanie przenikania myśli, ich płynnego przechodzenia z jednej dziedziny do drugiej po to tylko, aby oddać co prawda w najlepszy z możliwych, choć nadal połowiczny sposób to, co pomyśli głowa. Stoi jednak na stanowisku, że to język naturalny dominuje w komunikacji, gdyż umożliwia dialog i stabilizuje naszą tożsamość. Inne jego warianty mają znacznie więcej ograniczeń.
Przedstawiona w Poezji myślenia opowieść zaczyna się w starożytnej Grecji, kiedy to wydarzył się cud w postaci skumulowania w tym samym czasie intelektualnych zjawisk, które do dziś są niewytłumaczalne i poniekąd trochę nieludzkie. To właśnie wówczas wyodrębniło się cogito, a szamani metafory stworzyli trwałe fundamenty pod naszą Zachodnią tożsamość. Czymś niemożliwym było wtedy oddzielenie eposów traktujących o historii powstania wszechświata od teoretycznych traktatów matematyczno-filozoficznych. Ta aura niesamowitości, jaka otacza pierwsze znane teksty naszej kultury, jest spotęgowana przez fakt, że większość z tego, co przetrwało to jakieś ułomki z prawdopodobnie olbrzymiego dorobku starożytnych. Najbardziej cierpimy z tego powodu, gdy stykamy się z myślą presokratyków, którzy byli niezrównanymi mistrzami metafory, a przez upływ czasu ich myśl jest jeszcze bardziej enigmatyczna i wieloznaczna. Nie sposób jednak ocenić, czy ci, których pisma nie uległy zniszczeniu do współczesności, byli na tyle wpływowi, by rzeczywiście „zasługiwać” na przetrwanie. Być może cywilizacja bezpowrotnie zapomniała o umysłach o wiele światlejszych i o wiele bardziej genialnych. To, że nie znamy kontekstu, w jakim tworzyli znani nam presokratycy, w znacznej mierze rzutuje na ich późniejszy odbiór. Możemy nawet wyartykułować przypuszczenie, że dlatego budzą taki zachwyt, gdyż ich myśl uległa fragmentaryzacji i dziś idealnie wpisują się w tak uwielbianą przez szerokie grona poetykę fragmentu. Wydaje się więc, że Steiner właśnie w „pourywanych” tekstach widzi najintensywniejsze reakcje pomiędzy literaturą a filozofią. Pisząc o tym, płynnie przechodzi od Novalisa i Coleridge’a do Wittgensteina, który skądinąd nigdy nie stronił od narzędzi dramatycznych, językowych eksperymentów i gier językowych. Notabene ciekawostką jest tutaj na przykład to, że autor Traktatu przeczytał Braci Karamazow pięćdziesiąt razy. W poetyce fragmentu widzi więc Steiner największy potencjał w napięciu pomiędzy trzymaniem na wodzy zdolności performatywnych a dbałością o oddanie totalności, co wspomagane jest przez autoironię i przeczenie samemu sobie, które jest efektem dominacji bardzo uogólniających sformułowań.
Trudno mimo wszystko znaleźć kogoś, kto odrzuca dziedzictwo Heraklita, który był podziwiany przynajmniej przez T. S. Eliota, Heideggera i Nietzschego. Autor Zdań to dla Steinera geniusz hermetyzmu, który lubował się w sondowaniu możliwości języka, skądinąd doprowadzanego przez niego do generowania z siebie innowacyjnego, progresywnego rozumienia. Bardzo ciekawa jest poczyniona tu przez niego analogia pomiędzy Heraklitem, który swoje pisma pozostawił w świątyni Artemidy, a Wittgensteinem, pragnącym niegdyś zadedykować swe Dociekania Bogu. Z tego zderzenia wynika zasadnicza dla Poezji myślenia konstatacja: Retoryczna amplituda i retoryczny skrót oferują kontrastujące obrazy i odczytania świata. Interpunkcja jest też epistemologią. W łonie filozofii tkwi wieczysta pokusa poetycka, której się ulega lub którą się odpędza. Drugą parą, jaka się tutaj pojawi, jest Heidegger i Parmenides. Co ciekawe ten pierwszy stwierdził niegdyś, że tylko starożytny Grek i Niemiec po Kancie dysponują środkami do uprawiania miarodajnej metafizyki. Ten drugi zaś jawi się Steinerowi jako obdarzony świadomością poety, gdyż posługiwał się rytmem i oksymoronami, celował w ujmowaniu akustycznych asocjacji słów i przede wszystkim miał w sobie dużo wrażliwości. Podobnie rzecz się ma z Empedoklesem, którego język był wynalazczy i Lukrecjuszem, którego wersy – zdaniem Steinera – nie mają sobie równych w oddawaniu materialnego ciężaru i specyfiki ruchów myśli.
Po tym wszystkim przychodzi pora na Platona, który w Poezji myślenia stawiany jest co najmniej na równi z największymi dramaturgami wszechczasów, z Szekspirem, Molierem i Ibsenem na czele. Jest to o tyle uzasadnione, że autor Fedona zaczynał od pisania tragedii i jak się wydaje, nigdy nie zaprzestał tego robić. W świetle tego Steiner nie może powstrzymać się od włączenia w trwającą od wieków dysputę nad tym, dlaczego Platon zapragnął wyrzucić ze swojej politei poetów. Autor Poezji myślenia wysuwa tu hipotezę, że przyczyną tego był spór w duszy filozofa, który czuł się rozdarty pomiędzy byciem nauczycielem, uprawianiem dialektyki, a funkcjonowaniem jako artysta i poeta. Być może także widział Platon w państwie odpowiednik tragedii, który przewyższał w jego oczach literackie „pierwowzory”. Niemniej najciekawszym fragmentem dotyczącym tego filozofa jest ten, w którym Steiner przenikliwie wskazuje performatywną wirtuozerię jego dialogów. Szeroką, kontekstową perspektywę, jaka została w ten sposób wytyczona, zapełnia Steiner w charakterystyczny dla siebie, meandrujący sposób całą plejadą wielkich pisarzy-filozofów, by dla przykładu wymienić Galileusza, Lukiana, Valéry’ego. Tak dociera w końcu do Kartezjusza. To o jego Rozprawie, swego rodzaju poemacie wiary, wspomniany Valéry napisał, że to najbardziej nowoczesna powieść, jaka tylko jest możliwa. W całym tym wywodzie Kartezjusz – wprowadzający do dzieła filozoficznego „ja” – jawi się jako zapowiedź wielkiego dzieła Marcela Prousta. Polega to na tym, że jego „narracja” sukcesywnie i wbrew wszystkiemu rozwija się, choć nie brak w niej momentów zatrzymania, spowodowanych przez świadomość trudności podejmowanych akurat zagadnień, czy ciągłego zapraszania do dyskusji i krytyki z samym sobą. Po tym następuje Hegel, który chyba najbardziej w historii wyróżnił się – być może – zamierzoną niejasnością i ucieczką od potoczności w stronę języka abstrakcyjnego. Tak znacznie ograniczył swą „publiczność” do ludzi, którzy z cierpliwością i w myśl wyznawanego przez niego etosu pracy będą przedzierać się przez skomplikowane i polisemiczne konstrukcje składniowo-logiczne jego pism. Tym samym wszystko, co wyszło spod jego pióra jest prowizoryczne i w niezakończonym ruchu, gdyż ukryte tam sensy zawsze będą musiały być opatrzone zastrzeżeniem „być może” lub „według mojego odczytania”. Prowadzi to w uproszczeniu do uznania Fenomenologii ducha, wpływowej przypowieści filozoficznej, za jedną z najwybitniejszych powieści XIX wieku. Chcąc jeszcze sugestywniej podkreślić symbiotyczność relacji literatury do filozofii i vice versa Steiner przywołuje słynną opozycję heglowską pana i niewolnika, wykazując przy tym, jak wiele razy została sfunkcjonalizowana w dziełach literackich.
Kolejnym bohaterem Poezji myślenia jest Marks, który oddychał drukiem, odrzucił literaturę tendencyjną i wyznawał najzwyklejszy logocentryzm. Jego pisma, ustanawiające marksizm, chociażby pod względem perswazji i wpływu na umysły, nie mają sobie równych w XX wieku. Nie wymaga także większego wysiłku dostrzeżenie przynajmniej w Kapitale i Manifeście jego dogłębnej lektury i fascynacji dziełami Szekspira, Ajschylosa i Balzaca. Dostrzeganie w słowach mocy zmieniania rzeczywistości, zretoryzowanie i sprawne odwoływanie się do najważniejszych dzieł to literackie wyróżniki jego prozy. Po tym passusie Steiner prezentuje chyba swój najbardziej koronny dowód na tezę postawioną w tytule tej książki. Jest nim dzieło Henri Bergsona, który w czasach sobie współczesnych o wiele częściej poczytywany był za pisarza niż filozofa. Jego literackość zdaje się widzieć autor w oddawaniu choreografii uwewnętrznionego doświadczenia, czy może bardziej w muzyczności frazy i zastanowieniu nad tym, w jak bardzo intuicyjny sposób powstają obrazy, tak ważne w literaturze pięknej. Podobną rangę ma tutaj Freud, którego wpływu na literaturę i teorie badań literackich nie sposób przecenić, a sama lektura jego prac ujawnia, że o wiele bliżej mu do literatury niż psychologii lub filozofii, jak rekapituluje Steiner: Jego styl jest jasny, giętki, kontrolujący swój bieg niczym styl niemieckich klasyków. Rodzi się z napięcia, niekiedy ostrego, między pozytywistyczną, naukową intencją badacza a twórczym geniuszem pisarza.
Kontrapunktem dla tego są rozważania nad bardziej wybuchowymi reakcjami pomiędzy poezją i filozofią. Dzięki temu w Poezji myślenia pojawiają się George Santayana i Wallace Stevens, czy wreszcie bardzo porywająca analiza tego, jak Arystofanes ostrzegał Sokratesa przed tym, co go w istocie spotkało. Ta i następujące po niej analizy, szczególnie traktujące na przykład o Fauście, unaoczniają dominanty metody eseistycznej Steinera. Amerykańskiemu literaturoznawcy z pewnością nie możemy odmówić erudycji i niezwykle umiejętnego wprowadzania do swojej narracji różnych anegdot, dygresji, czy szerzej nieznanych i bardzo ciekawych faktów. Poezja myślenia zasługuje na to, by po nią sięgnąć chociażby po to, aby przeczytać o odzie, jaką Hegel napisał dla Hölderlina, o akwareli Paula Klee Angelus Novus (swego rodzaju zworniku znajomości Scholema z Benjaminem), spotkaniu Paula Celana, autora Fugi śmierci z Martinem Heideggerem, który w swoim czasie znany był z dumnego noszenia swoich insygniów ze swastyką. Choć sam autor wielokrotnie zastrzega, że Poezja myślenia jest tylko zarysem tego, co naprawdę powinno się napisać o relacji pomiędzy literaturą i filozofią, to mimo wszystko trudno wyzbyć się wrażenia, że w wielu miejscach Steiner nie wykracza poza przywołanie konkretnej analogii. Pozostaje w ten sposób przy swoim oczytaniu i jego myśl staje się rozczłonkowana. Tym samym czytamy o mniej lub bardziej znanych przykładach tego rodzaju powiązań, które są co prawda „podane” w sposób co najmniej zjawiskowy, ale wielokrotnie nie składają się w pełną i przekonującą analizę, przynajmniej moim zdaniem są zbyt punktowe i dzięki dogłębniejszemu przyjrzeniu się im przez autora niniejsza książka byłaby o wiele bardziej zachwycająca.
Całe to „sprawozdanie” z mojej lektury Poezji myślenia nie zawiera nawet ułamka z tego, co można tutaj znaleźć. Dla Steinera filozof jest pisarzem, a myśliciel tak samo dąży do wypracowania swojego własnego stylu, jak literat. Autor Poezji myślenia, który koncentruje się na wykazywaniu, jak bardzo niemożliwe jest ostateczne oddzielenie tych dwóch sfer, dochodzi w pewnym momencie nawet do wniosku, że jest to kazirodczy związek. Mimo wszystko czymś, co zawsze jednoczy w tym eseju antagonistyczne siły, przeciwstawne prądy intelektualne i konfliktowe usposobienia niektórych z twórców jest przede wszystkim język. Bez niego te sugestywnie obustronne akty porozumienia nie mogłyby mieć miejsca. Słowo stwarza nowe uniwersa, dąży do syntezy jaźni i postrzeganego świata, generuje nieistniejące dotąd sytuacje, ale też zakłamuje, nie jest w stanie oddać wszystkiego, co naprawdę miało miejsce. Poezja myślenia pokazuje więc, że spektrum zainteresowań pisarzy znacznie zachodziło na terytorium zawładnięte przez dyskurs filozoficzny, a filozofowie – nie mając w gruncie rzeczy innego wyjścia – zawsze byli uwikłani w język i jego figuratywność. Bez względu na to jednak każdej z tych grup chodzi o to, aby dostąpić momentu, w którym słowo odda właściwy sens rzeczy.
Autor: Przemysław Koniuszy
George Steiner „Poezja myślenia. Od starożytnych Greków do Celana”, przekł. B. Baran, Warszawa 2016, s. 246
Kursywą zostały wyróżnione cytaty pochodzące z recenzowanej książki.