„Jak rzeczywiste jest to, co rzeczywiście jest? Złośliwie / uśmiecha się Hegel. My namalujemy mu brodę. / Już wygląda jak Stalin”, czyli poeci-naukowcy „wiecznie łaknący poznania” w krytycznym zwierciadle

inline_852_http://nasirwizz.nazwa.pl/wp-content/uploads/2016/09/hmeen-744x977.jpgTwórczość Hansa Magnusa Enzensbergera, po zaistnieniu w naszym kraju w ostatnim z ubiegłorocznych tomów „Literatury na Świecie”, dziś prezentowana jest w książce, która choć zbiera w sobie teksty nie do końca spójne, to jednak zmierzające do wykazania, jak często w dziejach świata i myśli nauka i literatura  nie były sobie obojętne.

Punktem wyjścia Eliksirów nauki jest paradoks. Wszystko w świecie jest powiązane z matematyką i prędzej czy później do niej się sprowadza, a nie sposób odnaleźć przyczyn, dla których jest to dziedzina tak znienawidzona przez ogół. Tym bardziej że każdy z nas ma choć śladowe predyspozycje do myślenia matematycznego i na dodatek, jak dowiadujemy się z słów Vladimira Nabokova, które tutaj służą za motto: There is no science without fancy and no art without facts[1]. Problematyczna jest, jak się wydaje, hermetyzacja nauk. Każda ze specjalistycznych dyscyplin stwarza swój zasób pojęć, których nieznajomość dokumentnie wyklucza kogoś z zewnątrz z jakichkolwiek prób  zrozumienia. Z drugiej strony matematyka, jako autonomiczna i abstrakcyjna, nie przynosi korzyści wymiernych ad hoc, stąd jej użyteczność jest najczęściej nieoczekiwana i mało kogo to pociąga. Enzensbergerowi chodzi więc o to, aby swoją książką wypracować nić porozumienia pomiędzy scjentyzmem a humanizmem, ponieważ w pierwszej dziedzinie jest wartość naddana w postaci rewolucyjnych odkryć, a w drugiej panuje nieskrępowany „marazm”, który tylko przez niektórych ukrywany jest pod pozorem intersemiotyczności i intertekstualizmu. Konieczne jest więc popularyzowanie, wprowadzanie każdego w arkana sztuk i tajemnice nauki po to, aby świat na nowo stał się w sposób naturalny heterogeniczny, a nie wymuszony przez ludzi lubujących się w przedkładaniu własnych sądów nad inne.

Enzensberger pokazuje, że humanistyka może umożliwić naukom wejście na wyższy poziom zrozumienia, gdyż poza wszystkim, co opisują liczby, znajdują się ludzie, którymi rządzi psychologia. To właśnie ona w obu nurtach aktywności człowieka pozwala badać progres, a więc motywy, jakie skłaniają człowieka do rewolucyjnych posunięć w znanej mu materii, specyfikę sposobów, z jakich korzystał przy analizie przesłanek mogących prowadzić do tego, co przez niego upragnione i przede wszystkim naturę celu, do jakich wynalazca lub rewizjonista dążył, a może również także czy w ogóle był świadom doniosłości tego, co robi i do czego to może prowadzić. Opis i historyczna periodyzacja, czy – jak to jest tutaj nazywane – historia naturalna techniki, pozwalają naukę „uczłowieczyć”. Uzmysłowić, być może również jej twórcom, że technicyzacja i modelowanie „nowego” człowieka wymusza przeniesienie akcentów dosłownie we wszystkim, co z kolei może prowadzić do konsekwencji, których – bez humanistyki – możemy w odpowiednim momencie nie dostrzec i po prostu ulec zagładzie.

Nie jest to wyrażone tutaj wprost, ale Eliksiry nauki dlatego są eliksirami, gdyż wielu, po ich „zażyciu”, w niezrozumiały sposób uległo zaczarowaniu i teraz nie widzi na przykład, wbrew zaistnieniu takich zjawisk, jak industrializacja świadomości przez tak zwane „nowe media”, że antropocentryzm nie jest ideologią zawłaszczającą świat, ale niekiedy jedyną naszą szansą na przetrwanie. Humanistyka unaocznia, że w świecie nic nie jest jednoznacznie neutralne. Zawsze trzeba uwzględniać poszczególne ambiwalencje, gdyż bezmyślny kult i fetyszyzacja wyłącznie zaślepiają. Tym bardziej że – jak pokazują Eliksiry nauki – nie czeka nas jedna przyszłość, gdyż jej warianty bezustannie się mnożą – co chwila docieramy do nowego punktu zwrotnego, który przeorientowuje nasze myślenie. Jest to tutaj wyraziste, gdyż Enzensberger krytykuje hipotetycznie dziś otoczoną kultem elastyczność, która w jego przekonaniu zdaje się człowieka przeistaczać w maszynę niewykraczającą poza teraźniejszość i autoryzującą swoją biernością rozdział pomiędzy wiedzą a praktyką. Wydaje się więc, że kolejnym etapem „zaczarowania” mogłoby być umiejscowienie nowoczesności i postępu tam, gdzie niegdyś znajdowała się tak uwielbiana przez wszystkich utopijna wizja przyszłości.

Czytając Eliksiry nauki możemy wielokrotnie odnieść wrażenie, że ta książka jest jedną wielką prowokacją. Trudno doszukać się logiki, która doprowadziła do złożenia tej książki z wierszy i prozy, która często nie wykracza poza upraszczające i nieuporządkowane prezentowanie kolejnych tez na temat nowoczesności. Od razu spostrzegamy, że Enzensberger jest przede wszystkim poetą, a nie naukowcem lub futurologiem. Podczas wartościowania najczęściej zdaje się kierować uprzedzeniami, gdyż jego oceny rzadko kiedy są czymś poparte, sprowadzają się do uproszczeń i w konsekwencji kreowany w ten sposób wywód meandruje w nierozpoznanym kierunku. Dlaczego więc, zamiast jednoznacznie skrytykować, piszę tutaj o prowokacji? Enzensberger, gdy pisze o wynalazkach, których przydatność jeszcze nie jest rozstrzygnięta, dwóch formacjach proroków mediów (apokaliptykach i ewangelistach), konieczności wypracowania nowych paradygmatów samoorganizacji, czy beznamiętnie krytykując globalizujący Internet i kapitalizm cyfrowy, wydaje się sposobem swej narracji symulować to, wobec czego wysuwa ostrze krytyki, jakby chciał uciec od dosadności i przy tym uwrażliwić nas na pewne aspekty rzeczywistości. Choć już z samej tej książki wynika, że czymś niezbędnym jest dążenie do stanu, w którym teoria, pod postacią eksplikacyjnego dyskursu, nie pozostaje w tyle względem praktyki, to trudno dopatrzyć się korzyści w praktykowanym przez Enzensbergera wynotowywaniu ciemnych stron pozytywnych zjawisk, czy w ogóle samej industrializacji, z równoczesnym pominięciem refleksji nad tym, czy czasem „zysk” znacząco nie przeważa nad tym, co negatywne. Oprócz tego trudno doszukać się pożytku poznawczego z obecnych tu osobliwych etykietyzacji, ideologizowania (neoliberalizm) i wpisywania teraźniejszości w modele marksistowskie.

Z tej perspektywy Enzensbergera moglibyśmy uznać za twórcę, który rozpoznał swe powołanie w piętnowaniu wszystkich złudzeń, jakie stoją za współczesnością. Jednakże nowa rzeczywistość powinna być oceniana przez pryzmat nowoczesnych metodologii, w których miejsce naczelne zajmują badania, symulacje, statystyka i dane. Tego wszystkiego w Eliksirach nauki brakuje. Książka, która być może miała za cel nam przekazać, że nauka nie może obyć się bez humanistyki robi to w sposób jak najbardziej dosadny – na własnym przykładzie. Inicjowanie dyskusji bez osadzenia jej na konkretnych przykładach, a nie fantazmatach, jest bezcelowe. Nie nastraja pozytywnie to, że w efekcie widzimy, iż nauka bez tej nadbudowy radzi sobie świetnie. I choć wielokrotnie nie sposób autorowi nie przyznać racji, to jednak pojawia się niesmak, gdy zamiast naświetlania technicyzacji przez humanistykę dostajemy do rąk doktrynerskie narzędzie do prezentacji konkretnych poglądów, w czym – być może – nie byłoby nic złego, gdyby były one oparte na zaprezentowanych czytelnikowi przesłankach i transparentne wynikałyby z każdorazowego zderzania ze sobą opozycyjnych wartości. Na korzyść Enzensbergera działa to, że jego interpretacja nowoczesności rozpoczyna się od dość kontrowersyjnego dostrzeżenia, że wielu ludzi w naukowcach upatruje postmodernistycznych zbawicieli, zaś on, jako poeta i człowiek zakorzeniony w przeszłości jest w pełni świadom tego, że żyjemy w wymiarze, który opiera się na niejednoznaczności i ciągłym przeplataniu tego, co nawzajem sprzeczne. W tym wszystkim dla niego najważniejszy jest czas, gdyż realność polega na ciągłym powrocie i zapętlaniu. Choć człowiek wciąż jest „poza” czasoprzestrzenią, bo konstytuuje go pamięć, to żadna struktura czasu nigdy powtórzyć się nie może i wbrew niektórym z przedstawionych tu idei często rozwój jest jedynym rozwiązaniem.

Drugi nurt Eliksirów nauki to tak zwana poezja nauki, część o wiele, wiele bardziej zasługująca na uwagę. Enzensberger dostrzega oczywisty fakt, że niegdyś ludzie parający się poezją także dokonywali osiągnięć w naukach ścisłych. Jednakże wówczas rozwój wielu dyscyplin nie był tak zaawansowany, jak dziś, gdy mamy do czynienia ze specjalizacją, która nie jest wymysłem, lecz wynikiem naturalnej ewolucji. Swoją poezją zdaje się więc pokazywać, jak bardzo poeta może przyczynić się do zrozumienia tego, co w scjentyzmie już miało miejsce i jak wiele może dokonać na polu poszerzania horyzontów przyszłości. Poezja, za pośrednictwem metafory, może przecież traktować o wszystkim, o całej złożoności świata, a zarówno naukowiec, jak i poeta nie muszą widzieć tego, co podlega ich refleksji, bo są ponad konwencjonalnymi wymiarami percepcji. Pytania o to, czy nauka lub poezja zyskuje na wymienności idei, czy można mówić tutaj o wtórności jednej dziedziny względem drugiej, pozostają otwarte, gdyż są w pełni zależne od specyfiki poszczególnych realizacji. Dla Enzensbergera poezja, która uruchamia naukowe obszary pojęć jest dowodem na potęgę ludzkiego intelektu, gdyż współczesna nauka, tak samo jak literatura, mówi o abstraktach, odkrywa nowe światy (na przykład wewnątrz atomu) i skupiając się na tym, co niedostrzegalne ludzkim okiem dociera do fundamentalnych prawd o materii i egzystencji, które najczęściej w trójwymiarze są zamaskowane.

Enzensberger zwraca uwagę na to, jak wielu geniuszy scjentyzmu lubowało się w doskonałości i precyzji, o które dbali z równą pieczołowitością, jak poeci o rytm i prozodię. Oprócz tego obu grupom pokrewne jest zdyscyplinowanie w sferze harmonii i absolutne podporządkowanie swojego „ja” postępowi naszego poznania. Skondensowanie tego wszystkiego przez Enzensbergera w wierszach pokazuje, że ujmowanie historii i tajemnic osobowości w formę wersów pozwala na wykroczenie poza aluzje, niuanse, zadawanie pytań i przede wszystkim uruchamia proces rozumienia sytuacji ludzi, którzy w imię miłości, dobroci i w zupełnym osamotnieniu dokonywali niemożliwego. Idée fixe całego tego biograficznego „nurtu” w Eliksirach nauki jest hipoteza o tym, że ciągle potęgujące się dążenia człowieka do ujarzmienia rzeczywistości w prawach, definicjach i wierszach skutkują wzmożoną aktywnością „świata” w oszukiwaniu nas przeróżnymi widmami. U Enzensbergera ratunkiem wobec tego jest wypracowywanie metod nieograniczonych – trwałych i przystosowanych do doskonalenia. Co ciekawe pojawiające się tutaj dość często osobliwości, jak nadmienienie, że Alan Turing zwykł jeździć na rowerze w deszczu z budzikiem kuchennym i włożoną maską gazową, służy właśnie temu, aby zwracać uwagę na to, jak bardzo geniusze nauki byli „inni”, jak bardzo wykraczali poza „tu i teraz” – zupełnie tak samo, jak twórcy poezji. Kolejnym powiązaniem poezji z nauką jest elegancja. Każdy matematyk dokonujący odkrycia nie chce tylko, aby wzór i twierdzenie odzwierciedlały to, co zbadane, lecz aby także dobrze „brzmiały”, cechowały się „gracją” i przede wszystkim działały na odbiorcę tak, jak arcydzieło malarstwa, a więc oszałamiało geniuszem. To zaś doprowadza do tego, że poezja i nauka wykraczają poza zamierzenia twórców i żyją własnym życiem.

Z wizji Enzensbergera wyłania się główna z prawd dotyczących współczesnej poezji i nauki. W obu tych dziedzinach wkroczyliśmy na poziom metapoznawczy. Jesteśmy już daleko od marzeń o użyteczności. Dziś liczy się wydajność, dlatego niemiecki poeta unaocznia nam, że myślenie o naszej epoce, jako o doskonalszej od czasów ją poprzedzających jest fantazmatem. Enzensberger jest twórcą automatów do tworzenia wierszy, dlatego tak dużo poświęca tutaj refleksji nad automatyką, jako czymś uwielbianym przez publiczność. Jednakże bardzo dużo jest w nim krytycyzmu wobec tego rodzaju aktywności, które są wymierzone wbrew ludzkości. Tym bardziej, że ceni wiersze, które w swej strukturze podobne są do zegara bez słów i zdają się wręcz sprzeciwiać nauce jako fundatorowi wielu halucynacji. U Enzensbergera, poza licznymi paradoksami, dominuje przekonanie o tym, że prawdziwie genialne mechanizmy ukryte są w naturze, nie ma możliwości powtórzenia ich w technice, a ich zrozumienie nie jest niczym niezbędnym. Problem polega jednak na tym, że przez industrializację nie odróżniamy prawdy od fikcji. Tu z kolei ma źródło kolejne podobieństwo nauki i poezji. Będący ich przedmiotem świat jest tekstem i rządzi się niepojmowalną gramatyką. Poeta i utożsamiany tutaj z demiurgiem badacz, gdy w odosobnieniu wnikają w cząstki dziwne i niewidzialne gołym okiem, nie uwzględniają perspektywy codzienności i wkraczają w zaświaty, oślepiają się matematycznymi baśniami i ulegają hipnotyzacji. Zaczynają wierzyć, że zobaczą więcej, poznają język / samych fenomenów a może nawet wyrażą to, co niewyrażalne. W Eliksirach nauki rozumienie jest rytuałem, obroną przeciwko światu i zasłonięciem się przed nim, a więc po prostu przeniesieniem akcentów z siebie na pozbawioną podmiotowości realność. Takie postępowanie u Enzensbergera oceniane jest bardzo radykalnie, gdyż sprowadzane jest do uświadomienia człowiekowi, że jest ulotną ciekawostką w nieskończonym wszechświecie, zaś wszelkiego rodzaju nasze jego „interpretacje” nie odzwierciedlają tego, czym może on naprawdę być – układem przypadków, którymi rzeczywistość się bawi, wystawiając nas na ich poznanie. Naukowiec i poeta to niekiedy w Eliksirach nauki ludzie amoralni, podlegający urojeniom, nieliczący się z niczym i chorobliwie upewniający się o tym, że świat naprawdę „jest”. Enzensberger jednak najbardziej zdaje się aprobować tych, którzy zadają pytania w rodzaju: Dlaczego wszystkie te wartości, jakie znamy o świecie są właśnie takie, a nie inne? Dlaczego wszystko ułożyło się we właśnie taki porządek? Dlaczego raczej nie jest mniej / albo więcej? I dlaczego raczej / nie jest nic?

Eliksiry nauki pokazują, jak bardzo nasz świat jest jednorodny. Pomimo niespójności nie sposób nie docenić tej książki za tak efektownie zapoczątkowywaną poezję nauki, która z dwóch, wydawałoby się opozycyjnych sobie dziedzin, wybrała dla siebie najszlachetniejsze cechy i przede wszystkim skonkretyzowała się jako medium „odczarowujące” współczesność. Postęp pociąga za sobą wiele niebezpieczeństw, a do ich zaistnienia nie potrzeba wielu starań. Enzensberger pokazuje więc, że zmiana jednego parametru implikuje przekształcenie równe rewolucji. Ważne jednak, aby być obserwatorem o wyostrzonej wrażliwości, gdyż w przeciwnym razie coś istotnego może przeminąć bez echa.

Autor: Przemysław Koniuszy

Hans Magnus Enzensberger „Eliksiry nauki. Spojrzenia wierszem i prozą”, przekł. S. Leśniak, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2016, s. 290

[1] Nie ma nauki bez fantazji, ani sztuki bez faktów (przekł. własny).

Kursywą zostały wyróżnione cytaty pochodzące z recenzowanej książki.

„Jak rzeczywiste jest to, co rzeczywiście jest? Złośliwie / uśmiecha się Hegel. My namalujemy mu brodę. / Już wygląda jak Stalin”, czyli poeci-naukowcy „wiecznie łaknący poznania” w krytycznym zwierciadle