Po niezwykle ciepło przyjętych Powiekach przyszła pora na Widok z głębokiej wieży. Ten kolejny tom wierszy Zenona Fajfera znów udowadnia, że powszechnie znany teoretyk i popularyzator liberatury jest również bardzo uzdolnionym poetą.
Podobnie jak w przypadku Powiek także i tutaj niezwykle istotny jest tytuł całego zbioru. Widok z głębokiej wieży ma na celu zaprezentowanie świata jako czegoś, co swą strukturą aż do złudzenia przypomina hipertekst, a zatem – czytając tę książkę – wciąż mamy wrażenie, że obcujemy z nielinearnie prezentowanymi wizjami poetyckimi, których przeznaczeniem jest wniknięcie w głąb rzeczywistości, dotarcie w sam jej rdzeń i uwydatnienie asocjacji ustanawiających jej istnienie. W tym tkwi źródło mistrzowsko tutaj zastosowanej fragmentaryczności. To właśnie przez nią czytelnik znajduje się w rozdarciu pomiędzy projektowanym przez podmiot liryczny „teraz” a własnymi „dygresjami” i dookreśleniami, które w trakcie lektury – niczym niepowstrzymywane i autonomiczne względem tekstu – powstają, zanikają i bez ostrzeżenia powracają w coraz to bardziej zaskakujących formach. Wynika więc stąd przekonanie, że świat naturalnie jest negatywnie nastawiony do naszych usilnych dążeń odkrycia ostatecznej tajemnicy jego powstania, zaś nasze wyobrażenia o możliwości poznania w tej materii jakiejkolwiek absolutnej prawdy są zupełnie absurdalne.
W świecie Widoku otoczenie i „zewnętrzność” są kompletnie relatywne, gdyż rządzi nimi prawo wielości interpretacji. Podmioty pewne są wyłącznie tego, co pojawia się w nich samych w wyniku zderzenia wrażeń dostarczanych przez receptory poznawcze z treściami niegdyś przed nimi starannie ukrytymi. Jednak i wtedy są skore do podawania w wątpliwość wszystkiego, co może świadczyć o ich egzystencji i przede wszystkim specyfice relacji z Innym. Niepewność jest tu tak zaawansowana w percypowaniu rzeczywistości i tak dużą rolę odgrywa tutaj przemożna awersja do bycia skrzywdzonym, że wciąż jesteśmy tutaj zaskakiwani kreacją kolejnych mikroświatów, powstających na użytek wyłącznie tego tomu i mających zaświadczać o tym, iż świat – przypominający tutaj małże, które nie pozwalają dotrzeć do swoich pereł – trzeba poznawać na wspak, wbrew jakimkolwiek związkom przyczynowo-skutkowym i zgodnie z prawami rządzącymi fikcją. W podejmowaniu tego rodzaju refleksji bardzo użyteczna jest dla Zenona Fajfera szeroko rozumiana perspektywa post.
Nieustannie odnosimy tutaj wrażenie, że mowa jest o rzeczywistości innej niż ta, z którą obcujemy na co dzień, lecz ta inność nie polega rzecz jasna na kumulacji różnych „dziwności” i w konsekwencji separowania się od realności samej w sobie. Tym, co wyróżnia tę książkę, jest właśnie umiejętne skumulowanie tendencji ponowoczesnych i również takich, które jeszcze nie uległy konwencjonalizacji, gdyż przez wielu obserwatorów, znacznie mniej dociekliwych od autora Powiek, są po prostu niemożliwe do dostrzeżenia. Stąd wiele z tych tekstów na jakimś poziomie zawsze odnosi się do problemu ograniczania zdolności poznawczych przez wszelkiego rodzaju manipulacje, które konstruowane są na podstawie myślenia o rzeczywistości jako o fantazmacie lub fantomie – swego rodzaju widmie i halucynacji. Jej sztuczność mogłaby wynikać z faktu, że obraz świata w pierwotnej formie został wyparty przez świadomość kulturową i to współcześnie doprowadza do „usypiania” ludzi, czyli mimowolnego utracenia przez nich bezpośredniego kontaktu z przestrzenią i oddania się w zupełne władanie interpretacji autorstwa innych, które zniekształcają ogląd całości wrażeń konkretnego podmiotu. W takim ujęciu Widok z głębokiej wieży jest zaproszeniem do tego, aby zakwestionować powszechnie przyjęty obraz świata, przeprowadzać niezależne projekcje swoich wyobrażeń na jego temat i wreszcie dokonać aktu transcendencji, jako wykroczenia poza obszar dotąd uważany za osiągalny dla ludzkich zmysłów i osiągnięcia stanu wyzwolenia spod wpływu surrealistycznego przekonania, że nieosiągalna prawda absolutna jest jednoznaczna.
Zdumiewające jest, że Widok z głębokiej wieży, jako dogłębnie przemyślany projekt artystyczny i niesłychanie udana realizacja wizji autorskiej, jest również dziełem, które pozostawia wiele swobody dla czytelnika. I tak możemy zastanawiać się, jak udało się autorowi pogodzić kwestię „jednorodności” chwili z fotograficznym ujmowaniem poetyckiego momentu, lecz równie dobrze i bez żadnych ograniczeń możemy podążać za swoimi intuicjami i doszukać się determinanty tej książki w antychronologii i bezczasowości. Takie podejście sprawia, że w większości z tych wierszy podmiot zastanawia się nad fenomenem słów – największego odkrycia naszej cywilizacji, które powołują do istnienia nowe światy, ustanawiają relacje dotychczas nieobecne w realności i nawet są w stanie nazwać nienazywalne w „czasie poza czasem / przestrzeni poza przestrzenią”. Choć, sugerując się tytułem, zasadne byłoby podejrzewanie, że w gruncie rzeczy ten tom zaprezentuje nam spójną i statyczną wizję świata, to jednak jest zupełnie przeciwnie i właśnie to stanowi o jego pięknie i oryginalności. Trudno tu nawet mówić o jakiejkolwiek zmienności perspektyw i wieloaspektowym podejściu do podejmowanych tematów. Wszystko jest tutaj płynne, podważalne i zastępowalne. Kolejne ujęcia przenikają się ze sobą i w rezultacie stwarzają na oczach czytelnika prawdziwy obraz realności, który niejednokrotnie przypomina melanż obiegowych przedstawień i znanych wszystkim fraz z niepowtarzalną dykcją artysty. Zenon Fajfer pokazuje bowiem, że świat nie składa się wyłącznie z wyabstrahowanych detali, gdyż jego istnienie sankcjonuje dopiero ich mistyczne skonkretyzowanie, które jest niezrozumiałe dla człowieka skazanego na poprzestawanie na projekcjach eksperymentalnych, czyli chwytających nadrzędny sens i reguły organizacji materii, lecz nie roszczących sobie prawa do bycia punktem odniesienia dla wszystkiego zawsze i wszędzie. Poezja jest zatem sztuką żywą, która równocześnie emanuje na czytelnika, rezonuje z niego niepojętą siłą i nade wszystko ciągle się „staje”, gdyż twórca-kreator wyłącznie wprawia w ruch trybiki maszyny, której nigdy nikomu nie będzie dane zatrzymać. To dopiero czytelnik „Zakrywa mowę, odkrywa wodospad. Analizuje / zbyt / wiele i aliteruje, tracąc równowagę”. W Widoku z głębokiej wieży to od nas lub od czystego przypadku zależy, co do siebie przyporządkujemy, co uznamy za metaforyczny podmiot a co za dopełnienie i co będzie przyciągało naszą uwagę przy kolejnych lekturach. Tym samym niepowstrzymany nurt, jakim jest życie, chwytany jest w Widoku w takiej okazałości, na jaką pozwala przedstawiające go tworzywo, zaś to, co rzeczywiście będzie je określać i świadczyć o jego jakości, jest już w zupełności w rękach odbiorcy.
Jedną z głównych idei, jakie zawarte są w Widoku z głębokiej wieży, jest przekonanie, że głównym zadaniem wszelkiego rodzaju hipertekstów jest uświadomienie ludzi, z jaką łatwością można formatować ich umysły i wpisywać je w kolejne spontanicznie konstruowane ciągi nieokreślonych wrażeń. Współczesna nam rzeczywistość ewoluuje tak intensywnie, że każdy świadomy swej roli twórca musi w swych utworach podejmować problematykę, która nigdzie jeszcze przez nikogo nie była rozpatrywana. Nowe przestrzenie i możliwości determinują fakt powstawania nowych form wypowiedzi, które będą wewnętrznie organizowane przez mechanizmy pokrewne tym, jakie obserwujemy w świecie realnym. Sztuka musi podążać za czasem, a nawet go wyprzedzać, zatem nie możemy sobie pozwolić na uruchamianie wciąż tych samych, anachronicznych formuł, do mówienia o sobie, naszym miejscu w świecie i przede wszystkim przyszłości. Dlatego Zenon Fajfer w Widoku wpisuje klasyczne motywy, alegorie i symbole w swą unikalną perspektywę myślenia o jutrze, w którym niekoniecznie musi zostać urzeczywistniona dehumanizacja i śmierć podmiotu. Pobocznym wątkiem dla tego jest hipoteza rzeczywistości jako złudzenia, w którym jakiekolwiek akty komunikacji są paliatywami, gdyż za ich pośrednictwem ludzie w ogóle nie konfrontują efektów swojego postrzegania z tym, co odczuwają inni. Przedstawiane jest to za pomocą metafory karpi, które tkwią w miednicy, „bezgłośnie otwierają usta”, lecz nie są w stanie wydobyć z siebie głosu i w konsekwencji się porozumieć. Wobec tego poezja jawi się jako narzędzie, które stwarza pozory odnalezienia kompensacji pragnień w nieokreślonym „gdzieś”, skąd do naszego wariantu świata emanuje wszechwiedza. Niestety nie jest to sytuacja idealna, gdyż jakikolwiek tekst nie może w obecnych warunkach zostać utożsamiony z myślami. Zawsze pozostanie coś, czego nie sposób zawrzeć w danym utworze, co może zostać za chwilę zdezaktualizowane, co wymknie się percepcji autora lub zostanie zignorowane przez odbiorcę. Jedyną płaszczyzną porozumienia pomiędzy światem i poznającymi go podmiotami jest hipertekst, którego nieodmiennie punktem centralnym musi być szeroko rozumiana „graficzność”. Tylko wtedy może dojść do spotkania „gdzieś w środku”, gdzie dowolność odczytań i ich przypadkowość mogą pozwolić zbliżyć się do samego rdzenia nurtujących nas i dotychczas niepojmowalnych kwestii. To specyficzne spełnienie w Widoku z głębokiej wieży Zenona Fajfera prowadzi także do wczucia się w „rytm algorytmu”, który organizuje „przeistaczanie” się wszystkich istnień. Podobnego rodzaju działania wydają się także mieć na celu uwydatnienie dokonującej się wszechobecnie wielogłosowości i nadmiaru pojęć, gdyż ludzie wciąż na nowo nazywają coś, co już dawno zostało nazwane i skonwencjonalizowane. Dlatego właśnie, jako generacje multimedialne i teoretycznie negatywnie ustosunkowane do tekstu, „wracamy do punktu wyjścia” i tracimy nadrzędny sens naszego życia. Widok z głębokiej wieży pokazuje, że słowa we współczesnym świecie aż do złudzenia przypominają motyle w formie imago – istoty doskonałe, efektowne i zachwycające, lecz po chwili już nieprzydatne i martwe. Niegdyś, gdy fraza „słowo stało się ciałem” miała rzeczywiste zastosowanie, wypowiedzenie tożsame było z kreacją, powoływaniem do istnienia i uruchomieniem całej figuratywności języka, zaś dziś rzucanie słów na wiatr to już nie pusty frazeologizm, lecz idealne zobrazowanie stanu, którego doznajemy. Obecnie wszystkim rządzi destrukcja, wymazywanie i hermetyzm. Stąd poezja, rozumiejąca świat jako quasi-hipertekst, musi odtworzyć ideę literatury jako czegoś dalekiego od wyabstrahowania, a zatem zawierającego się w przestrzeni realnej, wynikającego z niej i permanentnie się do niej odnoszącego.
Autor: Przemysław K.
Zenon Fajfer “Widok z głębokiej wieży”, wydawnictwo FORMA, Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2015, s. 106