Pierwszy kompletny zbiór opowiadań Virginii Woolf (“jednej z najważniejszych pisarek XX wieku” – jak deklaruje wydawca) w mistrzowskim przekładzie Magdy Heydel nagrodzonej niedawno przez “Literaturę na świecie” za nowe tłumaczenie “Jądra ciemności” Conrada. Wszystko więc wskazuje na to, że przyjdzie czytelnikowi zmierzyć się z prozą tak zwanej “wielkiej próby”. I, co zaskakujące, nie skończy się w tym przypadku zapewne jedynie na niespełnionych nadziejach.
Wydaje się, że Virginia Woolf podczas działalności pisarskiej wykreowała własne, hermetyczne uniwersum, w którym toczy się akcja większości z jej tekstów. Dzięki temu można teoretycznie bardzo łatwo opisać ich formułę. Bohater, będący ściśle związany z tytułem danego utworu, wkracza w świat pozornie mu znany, jednak zawierający nadal tajemnicze „miejsca” będące osobliwą zachętą do dalszej egzystencji. Rzeczywistość z jaką przychodzi mu się zmierzyć swoim niezamierzonym chaosem ma uzmysłowić nam (czytelnikom) jak w istocie złudne jest tak zwane pierwsze wrażenie. Siłą rzeczy narzuca się spostrzeżenie, iż większość z zaprezentowanych w tym tomie utworów wydaje się być ze sobą luźno powiązanych. Jednym z najbardziej widocznych symptomów tego jest światopogląd głównych postaci. Uważają, że należy pozbywać się zewnętrznych ograniczeń uniemożliwiających działanie umysłu na wyższych poziomach postrzegania. Wielu z nich podziela poglądy pana Carslake’a, który uważa iż „ludzie są bardzo prości”, a więc kłótnia z nimi nie przyniesie żadnych konstruktywnych korzyści, jest „wielką stratą” (s. 321). Zjawisko to znacznie przybiera na sile dzięki wykorzystaniu przez autorkę prawdopodobnie tych samych bohaterów, prezentowanych jako postaci nastawione do świata w sposób indywidualistyczny, nonkonformistyczny, ukierunkowany na odwieczną walkę ze wszechobecną niesprawiedliwością i stereotypami. Dlaczego używam w tym kontekście słowa „prawdopodobnie”, jakbym nie był pewien własnych wniosków? Nie wiemy bowiem, czy natrafiamy jedynie na chytrze wykreowaną zbieżność nazwisk, czy też umyślne (od początku do końca zaplanowane) stwarzanie charakterologicznych synonimów. W większości zaprezentowanych w tym tomie opowiadań występuje na przykład postać pani Dalloway – co ciekawe Virginia Woolf popełniła także powieść o takim tytule, w którym jest ona główną bohaterką.
Autorka nieustannie lawiruje pomiędzy płaszczyznami narracyjnymi, co nie wydaje się zbytnim novum w przypadku utworów powstałych w modernizmie. W jej opowiadaniach wszystko płynie (panta rhei), podlega nieustannym przemianom i nawet dzieło malarskie ma wiele innych (niewidocznych) elementów, które nieumyślnie potrafi wykreować nawet adept sztuk plastycznych. Jest to jednak sprzeczne z innym zaprezentowanym tutaj poglądem – według niego wszystko powinno być ściśle uporządkowane i podporządkowane zasadom pozwalającym na stworzenie hermetycznego ciągu przyczynowo-skutkowego.
Autor: Przemysław K.
Virginia Woolf “Nawiedzony dom”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 460