Twardy orzech do zgryzienia

W najnowszym zbiorze opowiadań Szczepana Twardocha odnajdziemy sześć tekstów mających więcej zalet niż wad. Każde inne, będące literackim teatrem, kontrastową stylizacją. Choć poruszają innych tematów, zawierają niepowtarzalną fabułę to i tak wszystkie są bardzo swobodną wariacją na temat ludzkiej cielesności, z którą bohaterowie nie mogą sobie poradzić. Czy jednak to właśnie ono musi być naszą największą słabością, daną nam już w pierwszych chwilach istnienia i zabraną dopiero po końcu ziemskiego bytowania? Czy to nie ciało jest naszą zewnętrzną, delikatną i wrażliwą na wszystko powłoką, która zawsze (niestety) musi dać o sobie znać w każdym z możliwych bezpośrednich kontaktów międzyludzkich? Bohaterowie świadomi swych niedoskonałości, umiejący odnaleźć w sobie drzemiącą gdzieś siłę, siłę miłości, która tylko czeka na odkrycie. Jednak i ona kiedyś będzie przecież musiała się wyczerpać i da o sobie znać świadomością utraty czegoś bliskiego i samotnością zagubionej duszy, pożądającej czegoś oddalonego w inny wszechświat. Widać więc od razu, że Szczepan Twardoch chce uzmysłowić swojemu czytelnikowi, że od samych początków w ludzką egzystencję na trwale została wpisana walka, przede wszystkich z samym sobą: delikatnym ciałem, podatnym na zarysowania i słabą psychiką, która na pozór wydaje się bardzo silna i niewzruszona jednak po delikatnych wstrząsach rozpada się jak domek z kart. Warszawska oficyna Powergraph otwiera tym zbiorem serię “Kontrapunkty”, w której ma ukazywać się “polska proza wymykająca się ze schematów, uciekająca z szufladek. Łączy walory literackie z niekonwencjonalnymi fabułami”. Tom ten idealnie spełnia te założenia. Każdy z tekstów wydaje się wyjęty z jakichkolwiek form, uciekający spod jarzma czasu. Każda opowieść zawiera historię, która po głębszym zastanowieniu wydaje się czystą abstrakcją, nie przystającą do współczesnej rzeczywistości. Spotykamy tutaj autora pesymistę, skrajnego piewcę nieuniknionej katastrofy. Z tego wszystkiego wyłania się przerażający uniwersalizm – na miejscu każdego z tych bohaterów możemy przecież znaleźć się my, bezbronni. Postać osiemdziesięcioletniego ślązaka, żołnierza nie rozumiejącego swojej brutalnej wojennej przyszłości (“Gerd”). Motyw nieukojonego ludzkiego pragnienia, krew przechodząca z żył jednego człowieka do organizmu drugiego (“Ona płynie w moich żyłach”), całość ludzkiej nienawiści skompresowana do jednego, krótkiego momentu: “Nagle kobieta wychodzi z kręgu, z ramion brodatego mężczyzny wyrywa kilkuletniego chłopczyka i wbija w dziecięce gardło zęby i biegnie gdzieś pod boczny ołtarz, a tam spomiędzy ławek wypadają dziewczynki i chłopiec znika pod małymi ciałami w piżamach. Mężczyzna, z którego ramion zniknął syn, wrzeszczy i rzuca się w pogoń za drapieżnikiem, który porwał mu dziecko.” (s. 55). Metamorfoza nastolatki nienawidzącej swojego ciała w zamożną, naprawiającą swoje ciało kobietę (“Masara”). Mężczyzna o potężnej tuszy, który cale swe życie związał z matką, szuka akceptacji, znajduje ją i… (“Dwie przemiany Włodzimierza Kurczyka”). Uznany architekt, świadomy własnej wartości i kierujący jego życiem demon, ukrywający się gdzieś za wątrobą (“Uderz mnie”). Podróżnik, straciwszy całą rodzinę, wyrusza w podróż życia na Spitsbergen, gdzie odnajduje swoją (katastroficzną) utopię (“Tak jest dobrze”).

Autor: Przemysław K.

Szczepan Twardoch, “Tak jest dobrze”, wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2011, s. 234

 

Twardy orzech do zgryzienia