„Wypijemy całe światło, noc będzie w nas rozpięta jak czarny parasol”, czyli fakt niebytu nie wyklucza wejrzenia w rzeczywistość

inline_849_https://szelestkartek.pl/wp-content/uploads/2015/11/mzhb-420x652.jpg„Hermann Brunner i jego rzeźnia” to najnowszy tom Marcina Zegadły (rocznik 1977), czyli poety, którego cenię za spójność poetyki, wrażliwość na rytm i warsztatową niezależność.

Podmioty liryczne tych wierszy nie kultywują czasu minionego i nie koncentrują się na rozpamiętywaniu kolejnych klęsk człowieczeństwa, lecz staraj się Zagładę rozpracować w taki sposób, aby wykazać, że rzeczywistość stanowi system naczyń połączonych. Jej istotą jest bowiem twórcze przenikanie się przeróżnych tendencji, bez żadnej korelacji z relacjami czasoprzestrzennymi, zatem jedna eskalacja zła ma tutaj swe ciągłe reinkarnacje, czyli nawarstwiające się w świecie kolejne swoje przejawy. Sprawia to, że obrazy, z jakimi przychodzi się nam zmierzyć czytając ten tom, są mistrzowsko ze sobą zintegrowane i żadne nie są dziełem przypadku. Pojawiają się tutaj jednak dwa problemy: skali i konieczności. W przypadku tego pierwszego pisarz zastanawia się nad znaczeniem pamięci we współczesnej refleksji poetyckiej, której celem istnienia nie jest tylko ewokowanie poszczególnych zjawisk w ich najintensywniejszych formach, lecz przede wszystkim zaświadczanie o istnieniu przeszłości, zwanej tutaj „odblaskami” traum, gdyż bez tego nie mielibyśmy żadnej racjonalnej pewności co do tego, że to, co inni podają nam za fakt, rzeczywiście miało miejsce. Najciekawsze tu jest to, że skala kojarzenia przeszłości z teraźniejszością jest ściśle powiązana z przedmiotami, jakby celem tego tomu było uzmysłowienie nam, iż tak naprawdę świata nie postrzegamy przez pryzmat teorii, czyli niegdyś przyswojonej wiedzy, lecz w praktyce: podczas interpretacji śladów ingerencji czasu na tym wszystkim, co nas otacza. Drugi problem zaś otwiera tę poezję na kwestię doświadczenia – podmioty tych wierszy wciąż zdają się zastanawiać nad tym, czy naprawdę mogłyby doświadczać tego wszystkiego, o czym mówią, gdyby przeszłość wyglądała zupełnie inaczej i w ogóle oni sami stanowiliby część rzeczywistości alternatywnej. To prowadzi do uznania czasu jako winnego temu wszystkiemu. To właśnie przez niewytłumaczalne współistnienie wiecznego trwania i bezustannej zmiany wiedza o przeszłości mogła wręcz zakorzenić się w czymś, co przypomina atom, który – niejako kontrolowany przez zasadę „ilość materii w przyrodzie jest stała” – przekazuje swym „współtowarzyszom” w kolejnych układach idee świadczące o rzeczywistym istnieniu przemijania. Stąd każdy obiekt, nawet ten prezentujący się jako najpiękniejszy i nieskalany, stanowi wyłącznie wypadkową tego, co w przeszłości w sposób naturalny się rozpadło lub gwałtownie uległo anihilacji.

Marcin Zegadło idzie znacznie dalej niż większość swoich rówieśników. Dla niego czas powiązany ze wspomnieniami stanowi swego rodzaju projekcję przeszłości, czyli możliwość jej mentalnej rekonstrukcji. Z tego powodu, że tak wiele z zebranych tu wierszy odnosi się bezpośrednio do dzieciństwa możemy percypować tę poetycką rzeczywistość przy użyciu wielu „kolorowych szkiełek”, które za każdym razem coś zniekształcają i manipulują perspektywą, lecz nade wszystko uwidaczniają afirmacje poszczególnych „sensów” w świecie, czyli stanowią tak pożądany dziś punkt odniesienia dla nowatorskich wizji. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że cały ten tom skonstruowany jest wokół „zwierciadeł”, w których podmioty – wierząc w koncepcję „w odbiciu widać więcej” – przeglądają się i rzadko kiedy widzą tylko siebie tu i teraz. O wiele częściej jawią im się w nich swego rodzaju koszmary, czyli niezrealizowane jeszcze i niezbyt dla nich korzystne warianty przyszłości lub obrazy świadczące o tym, że chwila obecna nie jest nieśmiertelna. Ten motyw ma wiele swych odmian, które nieodmienne w jakimś stopniu są kojarzone z „substancjami” przezroczystymi. Uświadomienie sobie ich dominacji skutkuje wysunięciem na pierwszy plan kwestii stanowiącej zawsze wspólny mianownik każdego z poetyckich obrazów: śmierci. Zaprezentowany tutaj jej archetyp jest pełen sprzeczności nawzajem warunkujących swe istnienie. Przeważnie przecież człowiek myślący o końcu zmuszony jest uzmysłowić sobie swą dwubiegunowość. Z jednej strony przecież jego świadomość owładnięta jest przez mistycyzm i metafizyczność, w ramach których tylko na pozór może odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania, lecz tak naprawdę, po zdobyciu jakichkolwiek „tez”, nie jest w stanie wyjaśnić ich samemu sobie na tyle, aby w pełni im zawierzyć. Opozycyjnie zaś sytuuje się imaginacja – nie tyle scalająca transcendencję z rzeczywistością pojmowalną zmysłami, lecz przede wszystkim rezonującą na jakimś nieokreślonym poziomie prawdą quasi-niepodważalną, zgodnie z którą świat wciąż zmierza do ideału, choć jego przeznaczeniem jest zbaczanie z drogi w stronę przezroczystości pozwalającej przeniknąć iluzję.

W świetle tego wydaje się zasadne wyartykułowane tu pytanie: Jaką korzyść ma człowiek z samej świadomości istnienia śmierci? Podmioty tych wierszy wierzą, że dzięki kolejnym „wtajemniczeniom” w ciągle postępujący proces odchodzenia ich umysł jest bardziej otwarty na moralność i w konsekwencji znacznie lepiej ustosunkowuje się wobec epok przenikających się na ich oczach. Kluczowe jest tutaj zatem przekonanie o dewaluacji jako o zupełnie abstrakcyjnym konstrukcie myślowym, który nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, gdyż wieczności nie oferują tylko różne wierzenia, lecz również dany nam aktualnie układ czasoprzestrzenny, czyli nieprzerwany ciąg repetycji zdarzeń złudnie jawiących się jako „inicjalne”. Tym samym można uznać „Hermanna Brunnera i jego rzeźnię” za tom składający się z idealnie wysublimowanych inscenizacji, w których każdy detal stanowi osobliwą syntezę całości, co sprawia, że obserwujemy tu reinterpretowanie, przez pryzmat przeżyć aktualnych, czegoś mającego miejsce dość dawno. Nie jest to jednak „wskrzeszanie” funkcjonujące samo dla siebie. Jego celem jest bowiem zaakceptowanie tego, czego nie sposób zrozumieć, bo przeszłość – pomimo swej ingerencji w każdy element świata – wciąż pozostaje gdzieś poza nami i pilnie strzeże swych tajemnic.

Autor: Przemysław Koniuszy

Marcin Zegadło „Hermann Brunner i jego rzeźnia”, wydawnictwo FORMA, Szczecin, Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Bezrzecze 2015, s. 38

——————————–

Cytat wykorzystany w tytule tego tekstu pochodzi ze strony 25.

„Wypijemy całe światło, noc będzie w nas rozpięta jak czarny parasol”, czyli fakt niebytu nie wyklucza wejrzenia w rzeczywistość